Rozdział XXXIX

Kolejnego dnia temperatura z rana doszła prawie do zera stopni, sprawiając, że prześwity w śniegu powiększyły się. Na trawniku małe kałuże – pozostałości po stopionym śniegu – połączyły się w jedno wielkie bajoro, w którym wesoło taplały się wróble. Słońce wychylało się leniwie zza horyzontu, ale świeciło coraz mocniej, jakby dodając otuchy uczniom, którzy musieli wstać wcześnie do szkoły.

Kiedy otworzyłem oczy, Smitha nie było już koło mnie; najprawdopodobniej chłopak poszedł na poranny trening, a potem uciekł pod prysznic. Miał wrócić jak zwykle gdy szykowałem się do wyjścia na pierwszą lekcję. Wygramoliłem się chętnie z łóżka, bo leżenie w nim w pojedynkę było naprawdę smutnym zajęciem i wziąłem się za pakowanie plecaka. Wrzuciłem do niego zeszyty i podręczniki, patrząc na plan lekcji stojący na biurku. Kiedy skończyłem, kilka minut po prostu siedziałem na krześle i przypatrywałem się wróblom bawiącym się beztrosko w kałuży na trawniku. I wtedy naszło mnie silne przeczucie niewiadomego pochodzenia; poczułem, że obawiam się czegoś, ale zupełnie nie wiedziałem czego. Pokręciłem jedynie głową, by wyrzucić z niej te myśli i wstałem, by się przebrać. W momencie, gdy ściągałem koszulkę, drzwi pokoju otworzyły się, a do środka wszedł nie kto inny jak Alex. Chłopak miał wypieki na twarzy i był tak spocony, że krople potu lśniły w jego ciemnych włosach.

      - Cześć – rzucił. – Ja to umiem wejść w odpowiednim momencie.

Wyszczerzył się i zamknął za sobą drzwi. Chłopak podszedł do mnie żeby pocałować mnie lekko w usta, a jego ręce automatycznie podążyły na moje biodra.

      - Rodzice się odzywali? – Zapytałem z ciekawością, kiedy już się od siebie oderwaliśmy.

      - Nie. Ale za to dostałem smsa od Phila. Zaprosił nas na ferie do siebie, to znaczy do domku w lesie, który Bill dostał w spadku po dziadku. Na razie mu nie odpisałem, bo chciałem ciebie zapytać o zdanie.

Słysząc jego słowa, mój uśmiech rósł, aż w końcu nie mogłem już szerzej rozciągnąć ust.

      - Oczywiście, że tak – odpowiedziałem niemal natychmiast, a potem szepnąłem mu do ucha ciszej. – A wiesz dlaczego?

Smith przyjrzał mi się uważnie spod półprzymkniętych powiek i chwilę myślał.

      - Bo Phil jest twoim ulubieńcem?

      - To też – przyznałem. – Ale głównie dlatego, że Phil i Bill mogą pożyczyć nam wazelinę.

Ostatnie słowa prawie że wymruczałem mu do ucha i z przyjemnością zauważyłem, że na skórze chłopaka pojawiła się gęsia skórka. Alex spojrzał na mnie lekko zdziwiony, ale po chwili pocałował mnie mocno.

      - Rodzina przyjeżdża jutro. Oczywiście jeśli od soboty nic się nie zmieniło. Nie wiem o której dokładnie będą u nas, ale pewnie pierwsze co zrobią, to zameldują się w hotelu, więc możliwe, że do szkoły przyjadą dopiero we czwartek.

Chłopak wciąż mnie obejmował, a kiedy mówił o rodzinie, spiął się lekko, prawie niezauważalnie. Ja, słuchając go, obsypywałem pocałunkami jego szyję i obojczyki, raz po raz delikatnie ssąc niektóre miejsca na jego skórze.

      - Na sto procent zabiorą mnie na jakiś obiad do miasta, żeby wypytać o to, jak mi idzie, jak mi się żyje, czy w końcu znalazłem sobie dziewczynę. Właśnie tej rozmowy boję się najbardziej, no i pewnie będzie przy niej Vi, a wolałbym, żeby nie była świadkiem kolejnej rodzinnej awantury. – Powiedział zamyślony. – Gabriel… mógłbyś przestać? Staram się być poważny…

Podgryzłem jego obojczyk, czując, jak przez ciało chłopaka przechodzą dreszcze. Niby powiedział mi, żebym przestał, ale na tym się skończyło. Chwycił moją twarz, a ja nie opierałem się, gdy znów pocałował mnie, tym razem bardzo namiętnie.

      - Umyłbyś chociaż zęby, co? – Mruknął ze śmiechem, wycierając kącik ust kciukiem.

     - A ty mógłbyś pójść pod prysznic, bo śmierdzisz. – Odpłaciłem mu pięknym za nadobne.

Alex przewrócił oczyma, ale uśmiechnął się do mnie zawadiacko, dokładnie w ten sposób, który najbardziej uwielbiałem.

     - Pójdę, pod warunkiem, że ty pójdziesz ze mną – zaproponował.

Przypomniałem sobie wydarzenia z wczorajszego dnia i mimo, że byłem skory na zaakceptowanie propozycji, musiałem odmówić. Chciałem uniknąć podobnej sytuacji, jaka miała miejsce z Hanscomem.

      - Niestety nie – szepnąłem mu do ucha, lekko je podgryzając.

To z kolei podziałało na Alexa w sposób następujący: poczułem jak szorty, które miał na sobie, uwypuklają się i robią się ciepłe w pewnym miejscu. Chłopak zamruczał i lekko popchnął mnie w tył, w stronę łóżka. Nie opierałem się, choć wiedziałem, że czas płynie, a nauczyciele nie poczekają na mnie z rozpoczęciem lekcji.

      - Jestem bardzo zawiedziony – mruknął, kiedy już górował nade mną na łóżku.

      - Ten pan na dole nie wygląda na zawiedzionego – droczyłem się z nim.

Wiedziałem, że jeśli zaraz nie odepchnę go, to na pewno spóźnię się na lekcje, ale trudno było mi to zrobić. Wolałem zostać z nim w łóżku choćby i cały dzień. Atmosfera robiła się naprawdę podniecająca i mój pan także nieco się pobudził. Nagle Smith położył się na mnie, ale ciężar jego ciała wcale mi nie ciążył – był przyjemny i w pewien sposób uspokajający.

      - Kocham cię – szepnął mi w szyję, a przy mówieniu jego usta łaskotały mnie w skórę.

Nie wiedziałem skąd wziął się nagle u niego taki przypływ miłości, ale trochę się przestraszyłem. Przez chwilę miałem wrażenie, że chłopak mówi to jakby na pożegnanie; ostatni raz, bo więcej mieliśmy się już nie spotkać.

      - Ja ciebie też – odmruknąłem, oplatając go ramionami i nogami, by przylgnąć do niego każdym kawałkiem ciała.

      - Boję się tej rozmowy z rodzicami, naprawdę. Boję się, że coś im się nie spodoba i podejmą głupią decyzję.

W jego głosie usłyszałem autentyczne nuty strachu i to mnie zdenerwowało.

      - Co masz na myśli? – Zapytałem, choć chyba nie chciałem znać odpowiedzi.

      - Mogą kazać mi pakować manatki i wracać do domu – powiedział po chwili wahania. – Ale to jest oczywiście najczarniejszy scenariusz. Mogą po prostu wymusić na mnie pójście na ustawioną przez nich randkę, czy coś.

      - Będzie dobrze, zobaczysz – mruknąłem, w duszy bojąc się, że jego słowa się sprawdzą.

      - Możesz mi to zagwarantować?

      - Oczywiście, że nie – westchnąłem. – Ale proszę, nie nastawiaj się na najgorsze.

Tym razem to Alex westchnął głęboko.

      - Z takimi rodzicami nie ma innego wyjścia.

Pocałowałem go w czubek głowy, wdychając zapach jego włosów w nozdrza, który zmieszany był z ostrą wonią potu.

      - Skarbie, ale wiesz, że ja nie żartowałem z tym prysznicem, prawda?

Zmiana tematu była naprawdę dobrym pomysłem, bo Smith parsknął śmiechem, a potem udawał przez chwilę, że się na mnie dąsa. Koniec końców pomaszerował grzecznie do łazienki, a ja zdążyłem jeszcze umyć zęby, wrzucić na siebie byle co i pobiec do szkoły, akurat trafiając na dzwonek obwieszczający początek lekcji. 
  
***

      - Jakie macie plany na ferie? – Pytanie Monti zawisło w powietrzu tuż nad naszym stołem.

Siedzieliśmy w piątkę na stołówce, jedząc placki ziemniaczane: ja, Alex, Monti, oraz Jasper i Maxxie. Nikt nie rwał się do odpowiedzi, bo do ferii były jeszcze dwa tygodnie – szmat czasu wypełniony sprawdzianami i zaliczeniami.

      - My chyba pojedziemy na zimowisko w góry. Zawsze chcieliśmy spróbować jazdy na nartach – powiedział Jasper w imieniu swoim i swojego chłopaka, który usta pełne miał placków i jedynie kiwał gorliwie głową.

Monti uśmiechnęła się, a gdy przeżuła kęs, zapytała znów:

      - A wy? – Tym razem zwróciła się konkretnie do mnie i do Smitha.

Spojrzeliśmy po sobie, ustalając, kto będzie mówił. Wypadło na Alexa, więc ten odpowiedział:

      - Najprawdopodobniej jedziemy ze znajomymi do domku w lesie.

Ton jego głosu brzmiał niepewnie i to było zrozumiałe – dopóki jego rodzina nie wróci do domu po swojej eskapadzie, dopóty chłopak nie będzie w stanie się wyluzować. Ja sam zacząłem się bardziej spinać; od kiedy Alex powiedział mi czym grozi podpadnięcie jego rodzicom, nie mogłem przestać o tym myśleć. Z drugiej strony to miało być tylko kilka dni, które pewnie szybko miną. Potem zostanie tydzień sprawdzianów i z głowy – zaczną się dwutygodniowe ferie; hulaj dusza, piekła nie ma.

      - I co wy będziecie robić w zimę w środku lasu w domku? Strugać lalki z drewna? – Zapytała zdziwiona dziewczyna.

Chciałem coś powiedzieć, i Alex najwyraźniej też chciał, ale Jasper, aka mistrz zboczonych żartów był szybszy od wszystkich.

      - Oni będą strugać coś innego – uśmiechnął się w sposób tak perwersyjny, a zarazem przebiegły, że aż parsknąłem śmiechem.

      - Oj taak, masz zuupełną rację – powiedziałem sarkastycznie.

Rzuciłem jednak Smithowi ukradkowe, znaczące spojrzenie, a chłopak szybko je odwzajemnił.

      - A ty, Monti? Jakie masz plany? – Zapytałem, by zmienić temat.

Od początku wiedziałem, że dziewczyna zadała te pytanie, by potem sama miała szansę na pochwalenie się swoimi zamiarami. Caspbell rozpromieniła się od razu i przerzuciła wszystkie swoje srebrne włosy na jedno ramię, odsłaniając prawe ucho.

      - Ja lecę z rodziną do Egiptu powygrzewać się w słońcu. Już się nie mogę doczekać, bo mam dość tej głupiej zimy.

Nikt jakoś specjalnie nie zazdrościł jej podróży, ale pokiwaliśmy głowami w udawanym podziwie i powróciliśmy do jedzenia placków. Wtedy właśnie Maxxie poruszył temat, o którym na razie nie chciałem wspominać Alexowi.

      - Gabe, jak tam z Benem? Nie narzucał ci się już?

Najpierw spojrzałem na niego tak, jakby mówił po chińsku, a potem skojarzyłem, o co mu chodziło. Smith rzucił mi pytające spojrzenie, a ja tylko wzruszyłem ramionami.

      - Nie, nie widziałem go od tamtej pory.

Zgromiłem Maxxiego wzrokiem, by zmusić go do zamknięcia jadaczki, ale ten akurat patrzył się na swój talerz.

      - Pewnie Martinez przywalił mu tak, że siedzi w infirmerii z twarzą spuchniętą jak balon.

No i stało się, ciekawość Alexa wzrosła do tego stopnia, że z wyrazu jego twarzy odczytałem zamiar dowiedzenia się wszystkiego za wszelką cenę

      - O co chodzi? Jaki Ben?

Dopiero wtedy Corbin spojrzał na mnie; pewnie dotarło do niego, że nie powiedziałem Smithowi o tej awanturze w łazience i że pewnie miałem w tym jakiś cel. Uśmiechnął się do mnie niepewnie, przepraszająco, a ja odpowiedziałem mu spokojnym kiwnięciem głowy. No bo skąd miał niby wiedzieć, jaki temat jest nieodpowiedni?

      - Ben Hanscom. Wczoraj rano w łazience trochę utrudniał mi życie, ale Martinez mi pomógł. W takim dużym skrócie.

Spojrzałem Alexowi w oczy, napotykając w nich lekką dezorientację. Koszykarz trawił właśnie to, co powiedziałem, a że było to zbyt ogólnikowe, nie wiedział, jak to podsumować. Na szczęście nie drążył tematu; jedynie bezdźwięcznie ułożył wargi w słowo „Potem”, więc kiwnąłem głową ze zrozumieniem. Cieszyłem się, że chłopak tak zareagował – choć pewnie było to spowodowane innymi zmartwieniami, które akurat zajmowały mu myśli. Sprawa z wizytą jego rodziców pochłaniała go na tyle, że nie zakasał od razu rękawów i nie poszedł polować na Hanscoma.

      - A gdzie dokładnie jest ten domek? – Zapytał Maxxie.

Blondyn najwyraźniej chciał się zrehabilitować i zmienił temat na bardziej przyjemny. Alex przeniósł wzrok na Corbina, ale pozioma bruzda na jego czole nie wygładziła się ani na moment.

      - Wiem tylko, że jest położony w lesie na zachód stąd, a dokładniej na polanie w środku lasu, gdzieś tam niedaleko jest jeszcze jezioro. Tyle napisał mi Phil.

Chyba tylko ja wyczułem zmartwione nuty w tonie jego głosu, więc automatycznie objąłem go w pasie i pocałowałem go w ucho. Monti przyglądała się nam z nieodgadnionym wyrazem twarzy, a Jasper wykonał brwiami dwuznaczny gest.

       - Czyli rozumiem, że tamten wieczór był waszym oficjalnym wyjściem z szafy? – Zapytał Roberts, przywdziewając jeden z jego perwersyjnych uśmieszków.

       - W moim przypadku to było raczej oficjalne wypchnięcie z szafy – mruknąłem, wzbudzając ogólną wesołość tymi słowami.

Nagle Caspbell bez słowa ułożyła sztućce na pustym już talerzu i wstała, chwytając tacę w dłonie. Podążyła do okienka odnieść naczynia, a potem nadal milcząc, skierowała się do wyjścia.
      
      - A tą co ugryzło? – Zapytał Maxxie, oglądając się za dziewczyną.

Smith wzruszył ramionami.

      - Monti zaproponowała mi, że może pójść ze mną na spotkanie z rodzicami i udawać, że do siebie wróciliśmy – powiedział chłopak. – Ale ja jej odmówiłem, przez co się na mnie wkurzyła.

Uniosłem brwi w geście zdziwienia, ale to Jasper zadał kolejne pytanie:

      - Nie zamierzasz im powiedzieć o Gabrielu?

Zanim chłopak do końca wypowiedział te słowa, ja już mordowałem go wzrokiem i kręciłem przecząco głową, by przestał.

      - Jasper, myślę, że… - Zacząłem, ale Smith mnie zagłuszył.

      - Chciałbym, naprawdę bym chciał, ale praktycznie nie ma szans na to, żeby zaakceptowali nasz związek.

Wbiłem wzrok w swoje splecione na podołku dłonie; nie wiem dlaczego, ale słowa chłopaka sprawiły mi trochę bólu. Jasper natomiast kontynuował temat.

      - Mam nadzieję, że liczysz się z tym, że twoi rodzice mogą dowiedzieć się tego całkiem przypadkiem, prawda? Co druga osoba w tej szkole teraz o was gada…

Smith znów wzruszył ramionami.

      - Na to już nie mam wpływu – mruknął, dopijając kompot. – A wasi rodzice wiedzą, że jesteście parą?

To zamknęło Jasperowi jadaczkę – chłopak skrzyżował ręce na piersi i przez chwilę przyglądał się swojemu talerzowi.

      - Moja mama o tym wie i w pełni to akceptuje – powiedział Maxxie, gładząc swojego partnera po plecach. – A co do rodziców Jaspera… Oni też wiedzą, ale robią wszystko, by nas rozdzielić.

Bezwiednie zacząłem zastanawiać się nad głębszym sensem jego słów; czy to możliwe, że każdy uczeń chodzący do tej szkoły, uciekł do internatu przed swoim dotychczasowym życiem, rodzicami, czy niepowodzeniami? Ja sam należałem do tych osób, ale myślałem, że będzie ich o wiele mniej. Z jednej strony było to pocieszające – że uczniowie odnaleźli spokój w tej szkole, daleko od zmartwień, ale jednocześnie było to też bardzo smutne. W końcu nikt nie zasłużył na bycie traktowanym przez otoczenie, czy rodziców w ten sposób, że chciałby uciec z domu w którym się wychował.

      - Alex, ale co zrobisz, jeśli twoi rodzice dowiedzą się przez przypadek? – Zapytał Jasper, podnosząc w końcu wzrok znad swojego talerza.

Smith chwilę się zastanowił, a bruzda na czole pogłębiła się prawie niezauważalnie.

      - Wtedy, w ostateczności, powiem im prawdę.

Przy naszym stoliku zapadła cisza i każdy myślał o swoich własnych sprawach. Ja w duchu miałem nadzieję, że do sytuacji wspomnianej przez Jaspera nigdy nie dojdzie. Wolałem już opcję, w której nikt nic nie wiedział, albo dowiedział się, lecz było to od początku do końca zamierzone i planowane.

      - Chodźmy, bo zaraz będzie dzwonek. – To Maxxie przerwał ciszę i wszyscy byli mu za to wdzięczni.

Do końca zajęć zostały jeszcze dwie godziny lekcyjne – niby mało, ale miałem spędzić je w pojedynkę, gdyż Alex miał w tym samym czasie inne przedmioty. Tuż przed tym, jak mieliśmy się rozejść do swoich klas, Smith zrobił coś, czego nigdy w życiu nie zrobił. Chłopak schylił się, chwycił moje dłonie i pocałował każdą z nich w grzbiet. Potem spojrzał mi w oczy, ale jego wzrok był tym razem nieodgadniony i po prostu poszedł sobie, zostawiając mnie samego na korytarzu.

***

       - To jak, powiesz mi, o co chodziło z tym Benem? – Tymi słowami przywitał mnie mój chłopak dwie godziny później, gdy spotkałem go, czekającego na mnie pod klasą.

Alex wydawał się radośniejszy niż wcześniej; znacznie poprawił mu się humor, z czego bardzo się ucieszyłem. Chwyciłem go pod rękę, zaciągnąłem w stronę szatni i dopiero gdy zarzuciliśmy już na siebie kurtki, powróciłem do interesującego go tematu.

      - Wczoraj rano poszedłem pod prysznic, gdzie spotkałem Hanscoma. Taki ciemnowłosy chłopak, najprawdopodobniej z trzeciej klasy, ale to w sumie jest nieważne. Po prostu… zaatakował mnie – urwałem na chwilę, by jak najlepiej dobrać słowa. – Nic mu nie zrobiłem, ale uważał, że spojrzałem na niego w dziwny sposób i że był to wystarczający pretekst do przyciśnięcia mnie do ściany i podduszenia.

Przez cały czas, gdy mówiłem, czułem na sobie wzrok Alexa, jednak nie patrzyłem na niego, tylko przed siebie. Nasze trapery wydawały śmieszne dźwięki, gdy spotykały się z błotnistą nawierzchnią ścieżki prowadzącej do męskiego internatu. Smith na razie milczał, więc kontynuowałem.

      - Tak praktycznie, to nikt z obecnych tam osób nie chciał mi pomóc, ale znikąd pojawił się… Martinez. Przemówił Benowi do rozumu najpierw słowami, a potem pięścią. No i to chyba koniec opowieści.

Dopiero wtedy podniosłem wzrok na twarz koszykarza. Ten nerwowo skubał zębami dolną wargę, a pozioma bruzda na czole pojawiała się na chwilę, by potem zniknąć.

       - Czemu mi o tym wcześniej nie powiedziałeś?

Jego pytanie nieco zbiło mnie z tropu – byłem niemal pewien, że pierwsze co powie, to coś w stylu „Pokaż mi, który to ten Hanscom, pogadam sobie z nim”.

       - Nie chciałem dokładać ci kolejnych zmartwień – powiedziałem, zgodnie z prawdą.

Alex westchnął i zatrzymaliśmy się na chwilę przed wejściem do internatu.

      - Twoje problemy to też i moje problemy – mruknął, gładząc mnie po policzku.

Jakiś chłopak minął nas, rzucając nam ciekawskie i badawcze spojrzenie.

      - Wiem, ale…

      - Żadnych ale – Smith zamknął mi usta lekkim całusem. – Kiedy moi rodzice już sobie pojadą, to pokażesz mi, który to jest ten Hanscom. Pogadam sobie z nim.

Przewróciłem oczami; a jednak chłopak był po prostu sobą. Alex przytrzymał mi drzwi, więc weszliśmy do internatu, w którym było stanowczo zbyt duszno. Rozpięliśmy kurtki, ściągnęliśmy czapki, ale nie trzymaliśmy się za ręce, choć robiliśmy to przez cały dzień. W pewnym momencie poczułem jak chłopak kładzie mi dłoń na pośladku, więc odepchnąłem go ze śmiechem.

      - Przestań! Chcesz żeby trener to zobaczył?

Smith przewrócił oczyma i uśmiechnął się zawadiacko. Dochodziliśmy już do drzwi opatrzonych numerem szesnaście; zaraz mieliśmy wejść do środka i znaleźć się w swoim małym, prywatnym raju. Gdy chwyciłem za klamkę, niesforna ręka Alexa znowu powędrowała w zakazane miejsce, a ja ze śmiechem wszedłem szybko do pokoju, by znaleźć się poza jej zasięgiem.

W pierwszym momencie jej nie zauważyłem. Stało się to dopiero, gdy obejrzałem się do tyłu na Smitha, bo myślałem, że chłopak zacznie mnie gonić. Ten stał jednak w drzwiach, a na twarzy przez krótki moment widniała u niego panika. Odwróciłem się, by podążyć za jego wzrokiem i wtedy dopiero zauważyłem, że przy biurku pod oknem siedziała ciemnowłosa kobieta i mierzyła nas uważnym, ale ostrożnym spojrzeniem.

      - Cześć, Alex – powiedziała, zakładając nogę na nogę.

      - Cześć, mamo.


7 komentarzy:

  1. No to się porobiło nie wiem czy do końca jestem fanka Alexa, ale zobaczymy co mamuśka zrobi i jak dalej będą wyglądać ich relacje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Konbanwa~
    Nowy rozdział 14 minut temu? *0* (teraz to już 5h)
    Zaciesz i to cholerny~
    Specjalnie czytam po nocy, żeby się wczuć :D
    So..... moja reakcja na końcówkę to tylko dwa słowa:
    Oh shit
    Kreatywne, nieprawdaż? ;/
    Um..
    Czytam twojego bloga od początkowych rozdziałów i opłacało się zostać ;]
    Ten uczucieł, gdy matka homofobka chce przeczytać 'Narysuj Perfekcje', bo jej córeczka tak się tym jara, aż żaluzje płoną (idk how) .-.
    Whatever, wena życzę i kawki z ciasteczkami '3'

    OdpowiedzUsuń
  3. O Boże! Czemu skończyłaś w tym momencie??
    Dawaj rozdział jak najszybciej! Ja Cię proszę!
    Weeeeny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Moja pierwsza myśl odnośnie Twojego opowiadania to po prostu stwierdzenie faktu, że jest obłędne. Zawsze czekam niecierpliwie na kolejny rozdział i zawsze z radością zabieram się za czytanie dodanego przez Ciebie postu. Naprawdę, uwielbiam to opowiadanie. c;
    Wszystko w tym opowiadaniu jest cudowne - interesujący temat oraz pomysł na nie, Twój styl pisania, który mi bardzo odpowiada...
    Odnośnie rozdziału - teraz będę niecierpliwie czekać na kolejną część, bo jestem strasznie ciekawa co stanie się z Alexem i jak zareagują jego rodzice, ogólnie, co się wydarzy dalej. Bardzo lubię Gabriela, bo co prawda Smith mi do gustu nie przypadł, ale i tak jakoś razem tworzą fajną parę - momenty, gdy są sami są bardzo urocze i słodkie. ;)
    Jak już pisałam - czekam na więcej!
    Życzę dużo weny,
    Malina
    http://pieknie-zlamany.blogspot.com/
    http://opowiadania-harrypotter.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz, że cie kocham cnie? Na początek powiem, że jest mi strasznie, strasznie, strasznie przykro, bo nie skomentowała poprzedniego rozdziału. Przez kilka dni miałam na telefonie otwartą zakładkę z tamtym wpisem, ustawioną na komentarzach ale po prostu nie złożyło się. Sorka. A teraz druga sprawa, mianowicie CO TAK SZYBKO?? Wow, jestem pod wrażeniem, to do ciebie nie podobne wstawiać tak szybko (no jednak coś koło tygodnia) Gratki.
    Co do rozdziału; trzyma poziom poprzednich, ale czy nie jest przypadkiem trochę krótszy? Never mind. Ciągle nie rozróżniam który to Jasper, a który Maxie XD.
    Etto, Gabe się nam trochę rozgadał nie sądzisz ^^. Prawie się poplułam przy tym tekście o wazelinie. Perwers rośnie, ojjj tak *-*. Dzięki temu jest JESZCZE FAJNIEJSZY @-@ Ale i tak najbardziej kocham go za jego stosunek do książek, a ostatnio coś tego mało.
    Ciekawe jak rozwiążesz te całe problemy Alexa z rodziną. Wgl to przerywać w takim monecie to nieładnie!!! I jeszcze jedno, jego matka się niepołapała, siedząc za tymi drzwiami o co chodzi??
    Jako że cie kocham muszę się pochwalić, że ostatnio zaczęłam prowadzić bloga. Jeśli wogóle cię to obchodzi to mogłabyś zerknąć <3 Ale wiesz, nie naciskam.
    Pozdrawiam i weeeeny~

    OdpowiedzUsuń
  6. Kyaa ciekawe jak to się między nimi teraz porobi :>. Mam nadzieję, że ta mamuśka nic nie popsuje, bo w końcu zaczęło być dobrze. No i czekam na te ferie :3.
    ~Eleila

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    wspaniały rozdział, czy jego matka widziała ten gest? I w zasadzie co robi tutaj tak wwcześnie....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Dziekuję za komentarz :)