Rozdział XXXIII

Następnego dnia od rana wiedziałem już, że czeka mnie coś dobrego. Alex jak zwykle nadal spał, a ja krzątałem się z uśmiechem na twarzy, który nie wiadomo dlaczego nie chciał zejść z mojej twarzy. Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że pewnego dnia obudzę się i będę optymistycznie nastawiony do życia, to chyba bym go wyśmiał. Tak samo zresztą byłoby, gdyby powiedział mi o tym, że będę miał tak wielu znajomych. Ba, że będę miał chłopaka.

Nawet pójście do mojego pokoju, który aktualnie plasował się pod nazwą „Imperium Brandona” nie sprawiało mi żadnego problemu. Nie przejmowałem się nawet osiłkiem i kulami, które praktycznie nie były mi już potrzebne. Noga w ogóle mnie nie bolała, a pod prysznicem zauważyłem, że rana zasklepiła się już całkowicie, więc niedługo czekała mnie wizyta w infirmerii w celu zdjęcia szwów. Nie przerażała mnie ta myśl, tak samo nie przejmowałem się już faktem, że bal mógłbym spędzić z kimś innym niż ze Smithem. Dobry humor przekształcał mnie w lekkoducha.

Podczas śniadania, które zjadłem z wyjątkową łapczywością i apetytem, Alex uśmiechał się, patrząc na mnie ukradkowo. Miałem wtedy nieodpartą ochotę by przyciągnąć go do siebie i pocałować namiętnie na oczach wszystkich ludzi siedzących w stołówce.

   - Widzę, że komuś dziś humor dopisuje – mruknął, podpierając twarz na dłoni.

Nasze spojrzenia spotkały się nad stołem, a wtedy moje serce zabiło przez chwilę szybciej. Każdą komórkę mojego ciała wypełniała bezgraniczna miłość do chłopaka siedzącego naprzeciw mnie.

   - Dokładnie – odpowiedziałem, nie próbując nawet powstrzymać uśmiechu, który wykwitł mi na ustach.

   - Przez jakiś konkretny powód? – Drążył Smith, nabijając parówkę na widelec.

Wzruszyłem ramionami; tak naprawdę nie znałem odpowiedzi na te pytanie. W momencie obudzenia się po prostu poczułem, że ten dzień będzie jednym z najlepszych w moich życiu.

   - Nie wiem… - mruknąłem. – Zwyczajnie zrozumiałem dziś, że nie powinienem tak dużo narzekać.

Alex podniósł jedną brew w geście wielkiego zaskoczenia – chłopak wiedział dobrze, że zrzędzenie było moim hobby i ulubioną dyscypliną sportową.

   - Kim jesteś i co zrobiłeś z Gabrielem?

Ze śmiechu nieomalże prychnąłem herbatą, którą akurat piłem.

   - Alex, daj spokój…

   - Już wiem! – Krzyknął nagle, przez co kilka osób spojrzało w naszą stronę. Potem cichszym głosem dodał: - Powinieneś częściej mieć orgazm, bo po nim masz lepszy humor.

Oczywiście zarumieniłem się, czując, że co poniektórzy usłyszeli słowa Smitha. Już-już miałem odgryźć się chłopakowi, ale zanim to zrobiłem, dwa puste krzesła stojące przy naszym stoliku zostały zajęte.

   - Cześć, zakochańce – przywitał się Maxxie, a Jasper skinął do nas głową. – Już dziś będziemy mogli wykąpać się pod naszymi ukochanymi gejowskimi prysznicami. Pan Randall wrócił z odsieczą z ekipą naprawczą i właśnie wymieniają rury. Szkoda tylko, że robią taki hałas, że człowiek nie słyszy własnych myśli.

Moje i Alexa spojrzenia natychmiast się skrzyżowały, a na naszych twarzach wykwitły takie same uśmiechy pełne nadziei i entuzjazmu.

   - A wy co tak nagle się podnieciliście? – Zapytał Corbin, unosząc jedną z brwi.

   - Mamy pewną ważną sprawę, którą musimy przedyskutować z trenerem – wyjaśniłem podekscytowany.

   - Co, chcecie zapytać gdzie kupił swój słynny dres? – Jasper dołożył swoje trzy grosze.

Przewróciłem teatralnie oczami.

   - Nie, chcemy prosić go o błogosławieństwo – odmruknąłem.

Wszyscy siedzący przy stoliku zaśmiali się, a ja poczułem, jak wypełnia mnie duma. Wcześniej nie potrafiłem (lub wydawało mi się, że nie potrafię) rozśmieszyć więcej niż jednej osoby na raz, a tu proszę, nasz stolik stał się tego ranka najbardziej żywym i roześmianym ze wszystkich stolików.

***
Lekcje dłużyły mi się niemiłosiernie, choć i tak niewiele z nich skorzystałem – zamiast słuchać nauczyciela, błądziłem myślami po ciekawszych tematach, nawet nie udając, że uważam. Wyobrażałem sobie jakby to było mieszkać ze Smithem w jednym pokoju i codziennie rano jako pierwszy mówić mu „Dzień dobry”. Jakby to było mieć go prawie przez całą dobę dla siebie, w ustronnym i spokojnym miejscu. Od kiedy było jasne, że kocham Alexa, a on kocha mnie, myślałem czasami o Philu i Billu – o tym, jak wspaniałe prowadzą życie, mieszkając razem w przytulnym mieszkanku pośród miłego sąsiedztwa. Zazdrościłem im tego, że poza szkołą, czy pracą spędzali ze sobą tak wiele czasu i mimo tego nie mieli siebie dość. Gdyby pan Randall dał się przekonać na zamianę Brandona na Smitha, byłbym chyba najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Pragnąłem bliskości Alexa, jego ciepła, którego najbardziej potrzebowałem nocami, gdy bezsennie przewalałem się z boku na bok, myśląc o tym, że świat jest okropny. Przy nim mógłbym spać spokojnie i bezpiecznie, nie niepokojony przez koszmary i natrętne myśli. Zresztą, dostałem już namiastkę tej bliskości, przebywając z nim kilka dni u trenera w pokoju – i gdybym teraz miał z tego zrezygnować, nie potrafiłbym tego zrobić za nic na świecie. Kiedyś uważałem, że podporządkowanie całego swojego świata miłości jest najgorszym z możliwych przypadków. Aktualny, zakochany ja, miałem to gdzieś.

Zabrzmiał dzwonek obwieszczający przerwę, więc zerwałem się z ławki. Zaraz miałem zobaczyć znów Alexa, czego oczywiście nie mogłem się doczekać, choć miał to być już trzeci raz tego dnia. Do końca zajęć zostały dwie nudne i długie godziny matematyki, a przerwy były moją jedyną odskocznią.

Wyszedłem na korytarz i zdziwiłem się; Smitha nigdzie nie było. Chłopak zwykle opierał się ramieniem o parapet lub ścianę tuż koło drzwi do sali i czekał na mnie z uśmiechem błądzącym po ustach. Zacząłem rozglądać się dookoła, a ktoś potrącił mnie ramieniem boleśnie, lecz nie zwróciłem na to większej uwagi.

   - Hej, Gabriel, tak?

Odwróciłem się i prawie że rozpłaszczyłem się na klatce piersiowej jakiegoś chłopaka. Spojrzałem w górę, na jego opaloną twarz i pokiwałem głową.

   - Smith kazał mi przekazać ci, że trener potrzebował jego pomocy, więc zwolnił się z lekcji – mruknął olbrzym, drapiąc się po policzku.

Stałem i gapiłem się na niego; jego słowa docierały do mnie jak zza grubej warstwy wody i nie skojarzyłem, że chyba powinienem je jakoś skomentować.

    - Tak swoją drogą, jestem Lukas. Lukas Morton. – Chłopak wyciągnął swą ogromną dłoń, a ja uścisnąłem ją niepewnie.

    - To ty! – Wyrwało mi się i dopiero potem doszedłem do wniosku, że było to niegrzeczne. – Ten chłopak od dnia orgazmu!

Wielkolud zaśmiał się i kiwnął głową.

    - A ty jesteś Gabriel Phantomhive, cukiereczek Alexa. Chciałem cię poznać od kiedy Smith po raz pierwszy mi o tobie powiedział, serio, jesteś naprawdę intrygującą osobą.

Przyjrzałem mu się dokładniej, sprawdzając, czy żartuje sobie ze mnie. Jego oblicze było spokojne i poważne, a ton głosu lekki, nieco nonszalancki. Zastanowił mnie fakt, czy Alex rzeczywiście powiedział mu o mnie, a jeśli tak, to o czym dokładnie. Milczałem, więc chłopak zmarszczył brwi i lekko spochmurniał.

   - Przepraszam, jeśli jestem zbyt bezpośredni – mruknął. – Chodź, usiądziemy na schodach.

Ruszyłem za nim korytarzem, czując, że ta sytuacja stawała się z każdym moim krokiem coraz dziwniejsza.

   - Co miałeś na myśli, mówiąc, że jestem „cukiereczkiem Smitha”? – Zapytałem ostrożnie, badając teren.

Lucas wzruszył ramionami, a potem uśmiechnął się w sposób, w który potrafią uśmiechać się tylko niesamowicie zboczone osoby. Widywałem czasem ten wyraz twarzy u Alexa – szczególnie wtedy, gdy był napalony i miał ochotę dobrać mi się do majtek. Być może miało to coś wspólnego z buzującymi hormonami, przeleciało mi przez myśl.

   - Dosłownie to, że jesteś jego cukiereczkiem – odpowiedział Morton. – Wyluzuj, wiem, co jest pomiędzy wami.

Na te słowa lekko się zjeżyłem – Smith nawet nie powiedział mi, że oprócz paru osób ktoś jeszcze wie o naszym związku.

   - Coś nie tak? – Zapytał Lucas wyraźnie zmartwiony.

W tamtym momencie miałem ochotę wstać i przywalić mu, mimo jego kilkudziesięciocentymetrowej i kilogramowej przewagi. Morton był największym zboczeńcem w szkole i praktycznie każdy słyszał o nim choć jedną plotkę – do moich uszu dotarła raz informacja, że podobno odlew penisa i pośladków, które znajdowały się w sali od sztuki pięknej, stworzono na podobieństwo jego własnych. Czy była to prawda – nie wiedziałem, nie obchodziło mnie to nawet kiedy musiałem naszkicować właśnie jedno z nich.

   - Nie – warknąłem, a po chwili zmieniłem zdanie. – Tak.

Chłopak spojrzał na mnie, unosząc dwie ciemne brwi. Jego twarz, mimo, że pokryta była ponad trzydniowym zarostem, przez chwilę wyglądała jak twarz dziecka.

   - To przeze mnie?

Rzuciłem mu poirytowane spojrzenie; może i wyładowywałem na nim moją złość, ale (nie to, że się usprawiedliwiam) jakim prawem psuł mój najlepszy dzień w życiu?

   - To przez pewnego osobnika, który nagle ni stąd ni zowąd przychodzi do mnie i wygaduje dziwne rzeczy o mnie i o moim chłopaku – odwarknąłem.

Lucas spojrzał na mnie, ledwo co powstrzymując się od śmiechu, co jeszcze bardziej mnie podminowało.

   - A jednak jesteście ze sobą! – Krzyknął radośnie, a ja zganiłem się za to, że dałem się w to wkręcić.

Miałem tego dość. Naprawdę miałem już tego cholernie dość, więc wstałem i ruszyłem korytarzem, ignorując krzyki chłopaka dochodzące zza moich pleców. Nagle poczułem jak silne ręce przyciągają mnie z powrotem w stronę schodów, ale nie poddałem się bez walki. Lucas jednak zadał mi cios poniżej pasa i zabrał mi kulę, przez co straciłem równowagę, ale nadal nie odwróciłem się do niego twarzą.

   - Rzeczywiście masz niezły charakterek, zupełnie jak mówił to Alex – powiedział ze śmiechem i dopiero wtedy rzuciłem mu kolejne spojrzenie z serii pod tytułem „Jeszcze słowo, a ten dzień będzie twoim ostatnim”.

Gdy poczułem rwanie w zasklepionej ranie, stwierdziłem, że i tak z nim nie wygram, więc usiadłem z powrotem na schodach i zaplotłem ręce na piersiach. Czekałem na upragniony dzwonek, lecz pech chciał, że była to jedna z dwóch długich, a dokładniej dwudziestominutowych przerw. Irytował mnie też fakt, że Smitha nie było ze mną i że nie mogliśmy spędzić tego czasu razem, tak jak zawsze, jedząc razem drugie śniadanie.

   - Powiedz mi w końcu czego ode mnie chcesz, bo w tym momencie już nie wiem o co ci chodzi – powiedziałem może trochę zbyt gburowato.

Lucas nie przejął się ani moim zachowaniem, ani tonem jakim do niego mówiłem.

   - Po prostu byłem ciekawy czy w końcu zostaliście parą. Od września wysłuchiwałem opowieści na twój temat i fascynacja Alexa tobą lekko mi się udzieliła – uśmiechnął się do mnie, ale to zignorowałem. – A potem mój kontakt ze Smithem urwał się i tak wyszło, że zostałem z niedokończoną opowieścią, ale z tego co się od ciebie dowiedziałem i co sam wydedukowałem, jesteście ze sobą i jest wam dobrze.

    - Nie rozumiem dlaczego tak to cię interesuje – powiedziałem szczerze.

Morton znów wzruszył ramionami, opierając się plecami o ścianę.

    - Sam nie wiem, geje są niesamowici.

Jego słowa brzmiały nieprawdopodobnie dziwnie w blasku dnia i w miejscu, w którym się znajdowaliśmy. Mnie osobiście lekko zatkało i zacząłem zastanawiać się, w jaką grę, do cholery jasnej, gra Lucas.

    - Skoro tak uważasz, to znajdź sobie jednego i stwórz własną opowieść. I najlepiej zostaw naszą w spokoju.

Przez chwilę między nami panowała cisza, a Morton patrzył przez okno na trawnik pokryty śniegiem. W pewnym momencie wyprostował się, a na jego twarzy wystąpił wyraz olśnienia.

   - Już rozumiem dlaczego jesteś taki niemiły – powiedział, a ja pokazałem mu język. – Boisz się, że komuś o tym powiem?

Chłopak trafił w dziewiątkę. Między innymi chodziło właśnie o to, ale nie tylko – po prostu był to mój pierwszy poważny związek i nie chciałem, by na razie ktoś o tym wiedział. Tym bardziej, że moi rodzice o tym nie wiedzieli i choć może zabrzmieć to śmiesznie, bałem się, że w jakiś sposób się o tym od kogoś dowiedzą. Wolałem sam im o tym powiedzieć kiedy będę zmuszony pojechać do domu na wakacje, ale miałem jeszcze prawie sześć miesięcy na przygotowanie się.

   - Masz rację – mruknąłem cicho.

Lucas uśmiechnął się rozbrajająco i pokręcił głową, jakby mówiąc „Rany, co za głupek”.

   - Nie mam zamiaru nikomu o tym powiedzieć. – Jego twarz była poważna, lecz mimo to nie do końca mu wierzyłem. – Widzę, że te słowa to za mało, więc mogę powiedzieć ci jeden z moich sekretów, żebyś w razie czego miał zabezpieczenie, co ty na to?

Kiwnąłem głową, przystając na tę dziwną propozycję.

    - Dobra. Jestem bi.

Znów kiwnąłem głową, tym razem już z lekką dozą sympatii. Wielkolud zmierzwił swoje brązowe włosy ogromną dłonią i uśmiechnął się nerwowo.

    - Zawstydziłeś się? – Zapytałem mocno zdziwiony, patrząc jak jego dłonie się trzęsą.

Morton wzruszył ramionami i wbił wzrok w ziemię.

    - Jesteś pierwszą osobą, której o tym otwarcie powiedziałem. I chyba jestem szalony, bo prawie cię nie znam, ale, cholera, dobrze mi z tym – przerwał i westchnął głęboko. – Możesz powiedzieć Alexowi, bo i tak pewnie kiedyś bym to zrobił, ale jego wstydzę się o wiele bardziej.

    - Dlaczego?

    - Kiedyś on sam powiedział mi, że jest gejem i byłem jedyną osobą, której opowiadał o tobie, a uwierz, potrafił nadawać godzinami. Słuchałem tego i często nawet nabijałem się z niego. Poleciało też kilka przykrych słów, wiele razy się pokłóciliśmy, a to wszystko przeze mnie. Zdałem sobie sprawę, że coraz częściej zwracałem uwagę na innych facetów i to pod dziwnym względem. W sensie… do tej pory raczej nie przyglądałem się nikomu, ale po opowieściach Smitha i po jego obserwacjach, bezwiednie ja sam zacząłem to robić. Kojarzysz takiego chłopaka w długich ciemnych włosach, który chodzi czasem po szkole z koszulką z nadrukiem „Normal people scare me”?

Chwilę się zastanowiłem.

   - Zakochałeś się w Marku?

Lucas wręcz oniemiał, a potem uśmiechnął się lekko, jakby z zadowoleniem.

   - Tak się nazywa? Mark? Skąd wiesz?

   - Siedzi przede mną na historii, czasem przyglądam się jak rysuje coś z tyłu zeszytu. Od kiedy go lubisz?

   - Od połowy września, choć wtedy nie chciałem się do tego przyznać nawet przed samym sobą – mruknął cicho.

   - Zaraz, zaraz, Mark podoba ci się od połowy września, a ty do tej pory nawet nie dowiedziałeś się jak się nazywa?

Myślałem, że moje oczy mnie oszukują, ale Morton zarumienił się aż po czubek nosa i uszu, a jego spojrzenie uciekało przed moim.

   - Hej, jeśli chcesz, to mogę pomóc ci go poznać – powiedziałem, nie do końca w to wierząc.

Lucas nagle zerknął na mnie, a jego oczy przepełnione były nadzieją, od której wręcz zabolało mnie serce.

   - Naprawdę? Jezu, Gabriel,  jesteś niesamowity – prawie że krzyknął.

   - Spokojnie, tygrysie – mruknąłem. – Ja tylko pomogę ci zaaranżować rozmowę, a resztą masz zająć się sam. Nie wiem nawet czy Mark też polubi cię w ten sposób, ale zrobię wszystko, byś miał choć szansę na poznanie go. Cholera, zmarnowałeś pięć miesięcy na gapienie się na niego na przerwach!

Morton zarumienił się jeszcze bardziej, ale pokiwał gorliwie głową, a jego usta ozdobił uśmiech mówiący o tym, że naprawdę nie mógł doczekać się już rozwoju całej sytuacji. Przewróciłem oczami i wtedy zadzwonił dzwonek obwieszczający koniec długiej przerwy, więc z ulgą wstałem i ruszyłem w stronę klasy, oddalając się od chłopaka.

   - Hej, Gabriel! – Usłyszałem za sobą. – Dziękuję!

Mimo wszystko uśmiechnąłem się sam do siebie; koniec końców nawet Lukasowi nie udało się zepsuć mojego dobrego humoru.

***
Po dwugodzinnych mękach i katuszach w sali numer 53 spędzonych z panem Ravenem na studiowaniu jakże interesującej mnie geometrii, wyszedłem na korytarz i z przyzwyczajenia poszukałem wzrokiem Alexa. Mimo, że wiedziałem, że go tu nie znajdę, nadal miałem nadzieję, że w jakiś magiczny sposób się tu pojawi. Zszedłem na dół do szatni, wziąłem swoją kurtkę, a potem ubrałem się powoli, czując się niezwykle samotny. Odpowiedziałem kilku osobom na powitanie, niektórym pomachałem, ale raczej nie zwracałem na to bardziej uwagi. Myślami byłem już w internacie, a dokładniej w pokoju pana Randalla i układałem w głowie scenariusz rozmowy z trenerem.

Wiedziałem dobrze, że w ciągu roku szkolnego przeprowadzki miały miejsce tylko w szczególnych okolicznościach, ale miałem nadzieję, że jeśli odpowiednio to wszystko rozegram, to trener ulegnie i zgodzi się na tę małą wymianę. W moim rękawie znajdowało się kilka asów, których nie wahałem się użyć, bo w tym momencie mogłem zostać ze wszystkim albo z niczym.

Im bliżej internatu byłem, tym moje serce szybciej biło. Nie zwracałem nawet uwagi na mróz, który tego dnia był wyjątkowo nachalny i sprawiał, że nawet włoski na karku jeżyły mi się jak rażone prądem. Przed budynkiem stał spory van z napisem „Pogotowie hydrauliczne” i pluszowymi kostkami do gry zwisającymi z wewnętrznego lusterka. Wszedłem do środka internatu i od progu uderzył mnie zapach siarki. Ruszyłem w stronę łazienek, a moim oczom ukazał się mały krąg stworzony przez kilku mężczyzn stojących na dywanie w pokoju dziennym. Jednym z nich był Alex, a drugim trener Randall. Pozostała trójka była najwyraźniej hydraulikami – każdy z nich miał na sobie niebieski kombinezon na szelkach, grube poplamione smarem rękawice i ciężkie robocze buty.

Gdy podszedłem bliżej, Smith zauważył mnie i wysłał mi uśmiech. Nie uszło to uwadze pana Randalla, więc po chwili on również wbijał we mnie wzrok, a po nim zrobili to trzej pozostali mężczyźni. Czułem się dziwnie i nie miałem wyboru, więc podszedłem do nich.

   - Dzień dobry – przywitałem się niepewnie, szukając w spojrzeniu Alexa trochę otuchy.

   - Cześć, Gabriel – powiedział trener, klepiąc mnie po ramieniu jak stary dobry przyjaciel z baru. – Jak noga?

Uśmiechnąłem się niepewnie, patrząc w usianą pierwszymi zmarszczkami twarz pana Randalla.

   - W porządku. Jutro albo pojutrze idę na zdjęcie szwów – poinformowałem go, co przyjął z zadowoleniem i ulgą.

W tym czasie hydraulicy kończyli rozmowę z Alexem i każdy po kolei uścisnął mu dłoń na pożegnanie. Potem zrobili to samo z trenerem, a na końcu ze mną.

   - Byłem na dole, przy zaworach – powiedział jeden konspiracyjnym głosem. – Podziwiam cię, młody, że poszedłeś tam, w dodatku sam. Wiele rzeczy przeżyłem, ale po raz pierwszy w życiu dostałem ataku klaustrofobii.

Wzruszyłem tylko ramionami, bo nie wiedziałem co mu odpowiedzieć.

   - Gabriel to zuch chłopak – pan Randall wyręczył mnie. – Twardziel jakich mało.

Alex zachichotał tuż koło mnie, a ja prawie parsknąłem śmiechem. By to ukryć, zacząłem cicho kasłać, więc hydraulicy już nic więcej nie powiedzieli i poszli korytarzem do wyjścia. Trener westchnął głęboko, po czym spojrzał na Smitha.
   
   - Widzę, że ostatnio się zakolegowaliście – mruknął. – Nie spodziewałem się tego po tamtej aferze z papierosami.

Zawsze kiedy przypominałem sobie o tym, milkłem i robiło mi się nieprzyjemnie dziwnie. Zbyt dobitnie pamiętałem te spojrzenie pełne nienawiści i obrzydzenia, którym uraczył mnie Alex, stojąc na dywanie przy biurku pana Randalla.

   - Tak wyszło – odpowiedział Smith, drapiąc się po karku. – Żałuję mojego postępowania, naprawdę nie wiem co mi wtedy przyszło do głowy.

Gdybym nie wiedział jak cała ta sytuacja wyglądała za kulisami, to uwierzyłbym jego słowom.

   - Wiesz co, Smithie?

Słysząc te zdrobnienie ledwo co powstrzymałem się od śmiechu. Alex natomiast przybrał poważny wyraz twarzy niczym kamienny posąg.

   - Słucham?

Trener poklepał go po ramieniu i spojrzał na niego wręcz z ojcowską czułością.

   - Myślę, że drużynie nic nie zrobi lepiej jak twój powrót – powiedział, uśmiechając się. – Witaj z powrotem, kapitanie.

Radość, którą zobaczyłem na twarzy Alexa, wręcz wprawiła mnie w osłupienie. Widziałem jak jego oczy zaszkliły się, a kąciki ust uniosły możliwie jak najwyżej. Chłopak nigdy nie narzekał na to, że został zdegradowany, ale dopiero teraz zrozumiałem, jak wiele w sobie chował. Z nas dwóch to ja byłem tym wiecznie zrzędzącym na wszystko i wszystkich.

   - Dziękuję, trenerze – wydusił z siebie lider drużyny koszykarskiej.

Wyglądał zupełnie tak, jakby więcej słów mogło sprawić, że rozpłacze się ze szczęścia. Pan Randall natomiast uśmiechał się łagodnie, widząc jego reakcję, a mnie przyszło na myśl, że trener na osobności naprawdę jest miłym człowiekiem.

   - Gabrielu – zwrócił się do bezpośrednio do mnie. – Jeśli do jutra Lorison nie wyniesie się z twojego pokoju, to masz mi o tym powiedzieć, dobra?

Spojrzałem na niego ze zdziwieniem; pierwsze słyszałem, by Brandon miał się gdziekolwiek ruszyć, gdyż pokoje z powodu niesprzyjającej pogody nie zostały do końca osuszone.

   - Dobrze…

   - Szukałem kogoś zaufanego by mi pomógł, ale jedyne co znalazłem, to tego skurczybyka, palącego jak komin w twoim pokoju. W tym momencie Lorison stracił moje zaufanie, szczególnie, że jest sportowcem i powinien trzymać się z dala od tego świństwa.

Może i było to niemiłe, ale ucieszyłem się, słysząc o wpadce osiłka. Naprawdę bardzo się ucieszyłem. Trener włożył ręce do kieszeni i już chciał odejść, więc otworzyłem usta, by zapytać go o sedno całej sprawy, ale on mnie wyprzedził.

   - Smith, myślę, że powinieneś zamieszkać z Gabrielem. – W jednym momencie moja i Alexa szczęka znalazła się na ziemi. – Ma na ciebie dobry wpływ. Dobranoc.

Po czym zniknął za zakrętem, zostawiając nas, stojących w oszołomieniu w pokoju dziennym. Dopiero gdy jakiś chłopak wyszedł z pokoju i pogwizdując cicho poszedł pod prysznic, drgnąłem i spojrzałem na Alexa z radością.

   - Chyba nie tylko ty masz dzisiaj dobry dzień – podsumował Smith, roztrzepując mi włosy.




7 komentarzy:

  1. To było taaakie świetne~~!

    Serio!

    Wszystko dobrze się skończyło, Brandon robi wypad, a Gabe zamieszka z Alexem! (Tak przynajmniej zakłada plan xd)

    I szykuje nam się nowa para! Lukas x Mark!

    Dajesz Lucas! Do boju!

    Czekam na dalsze rozdziały!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział, jak zwykle.
    Niech Gabe się zacznie uczyć trochę, żeby Alex mu nie popsuł życia xDD
    Wenyyy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem co powiedzieć, ale... jestem pod coraz większym wrażeniem! Tęskniłem za tym opowiadaniem podczas mojej nieobecności, i muszę przyznać, że wracam do niego z prawdziwą przyjemnością. Niecierpliwie czekam na rozwój akcji ;) Weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham, kocham, kocham! Zakochałam się w Twoim opowiadaniu. Gab i Alex... Oni są tacy kochani! Uwielbiam ich. ;)
    " - Już wiem! – Krzyknął nagle, przez co kilka osób spojrzało w naszą stronę. Potem cichszym głosem dodał: - Powinieneś częściej mieć orgazm, bo wtedy masz lepszy humor."
    Padłam. Hahaha. Alex mistrz! :D
    Nie wiem co więcej komentować. Baardzo mi się podoba. Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny,
    Malina.
    http://opowiadania-harrypotter.blogspot.com/
    http://pieknie-zlamany.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    świetny, Lukas podszedł do Gabriela, aby dowiedzieć, czy on i Aleks są razem, wydaje się dobrą postacią, haha to było dobre zmarnował pięć miesięcy na obserwacji, a nawet nie zna jego imienia... trener przyłapał Brandona na paleniu, z czego się bardzo cieszę, no i Gebriel z Alexem będą razem mieszkać...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Dziekuję za komentarz :)