Rozdział LIII

Znacie te uczucie, kiedy odklejacie się od rzeczywistości i macie wrażenie, że wszystko, co dzieje się dookoła, tak naprawdę się nie dzieje? Wszystkie emocje wydają się śmieszne, nierealne, a ciało staje się maszyną, działającą według zaprogramowanego schematu, na który nie macie wpływu. Ja poczułem to, stojąc przed Alexem, poczułem, że cała ta sytuacja była tak groteskowa, że aż ściskało mnie w środku z żenady. Wyraz twarzy chłopaka, to, że miałem na sobie jego czerwoną bluzę po tym jak wypełzłem z szafy i Michael stojący z głupim uśmiechem na twarzy, obserwujący nas. Wszystko to wydawało mi się zarazem przezabawne, jak i zaskakująco wstydliwe. W pierwszym odruchu ściągnąłem z siebie kangurkę Alexa, żałując w ogóle, że dałem się namówić jego bratu, bym ją na siebie włożył. I stałem tak, miętoląc ją w rękach, czując się niesamowicie żałośnie. Michael chyba to wyczuł, bo ulotnił się bez słowa z pokoju, zamykając za sobą drzwi, zostawiając mnie samego z chłopakiem.

Co miałem zrobić? Co miałem powiedzieć? Nie wiem, czekałem, aż Alex cokolwiek zrobi, cokolwiek powie. Nie wiedziałem, na co mogłem sobie pozwolić po tych kilku miesiącach rozłąki i braku kontaktu. Czy mogłem go przytulić? Czy mogłem go pocałować? Czy miałem prawo powiedzieć mu, że tęskniłem? Czekałem na jakikolwiek znak z jego strony, pozwolenie na cokolwiek. Bałem się, że gdybym zaczął działać instynktownie, to zostałbym przez niego odrzucony. Nie wiedziałem, jakim człowiekiem obecnie był chłopak, który siedział przede mną na łóżku i patrzył na mnie z zaskoczonym wyrazem twarzy. 

Co, jeśli nie chciał ze mną być? 

Co, jeśli nie chciał mnie więcej widzieć? 

Co, jeśli już... już mnie nie kochał? 

- Gabe... - Wydusił z siebie Alex, a mnie przeszły znów dreszcze, bo jego głos, w dodatku wymawiający moje imię, wzbudzał zbyt dużo wspomnień.

Postanowiłem usiąść koło niego, jak zwyczajny człowiek, kolega, kumpel. Niestety jego bliskość działała na mnie jeszcze mocniej niż jego głos i walczyłem mocno ze sobą, by nie spróbować go dotknąć. Twarz Alexa z zaskoczonej, przybrała zmieszaną minę.

- Co ty tutaj robisz? - Zapytał pretensjonalnym tonem, od którego ścisnęło mnie w żołądku.

Już chciałem mu odpowiedzieć, że przyjechałem żeby się z nim zobaczyć i spróbować zrobić cokolwiek, byśmy wrócili do siebie, ale on mi przerwał. Tym razem jego ton świadczył o złości, którą w sobie chował. Chłopak wstał gwałtownie, gestykulując mocno, ze zdenerwowaniem.

- Nie, inaczej! Dlaczego przyjechałeś dopiero teraz?!

Jego słowa zabolały mnie w serce, ale wiecie co? Nie było mi z tym źle. Wiedziałem, że postąpiłem źle, nie, nie źle, wręcz chujowo, kiedy przez te kilka miesięcy próbowałem o nim zapomnieć, wykorzystując do tego Louisa. Miał prawo do bycia wściekłym na mnie. Ja sam byłem na siebie wściekły, szkoda tylko, że zrozumiałem to tak późno. 

- Ja... - zacząłem, ale Alex znów mi przerwał.

- Boże, nie, nie chcę słuchać twoich tłumaczeń. Nie chcę! - Powiedział, z powrotem siadając na łóżku, tym razem dalej ode mnie.

Chłopak oparł łokcie na kolanach i zwiesił głowę między ramionami. Patrzenie na jego stan bolało mnie bardziej niż wyrzuty sumienia i jego gniewne słowa.

- Po prostu nie rozumiem, dlaczego zjawiasz się dopiero teraz, kiedy prawie pogodziłem się z tym, że już cię więcej nie zobaczę. Nie rozumiem... - Dodał, już spokojniejszym głosem, nadal na mnie nie patrząc.

W głowie miałem pustkę, czułem jedynie ból i smutek. Usłyszałem, że oddech chłopaka stał się głośniejszy, urywany, jakby starał się bezgłośnie płakać. Moja dłoń, kierowana własnym życiem, sięgnęła do jego ramienia, a gdy osiadła na nim, Alex przestał kryć się ze swoimi emocjami i zaczął głośno szlochać. To zabolało mnie tak mocno, że porzuciłem wszystkie wątpliwości i ograniczenia i po prostu przysunąłem się do niego. Objąłem go, a jego ciało wydało mi się tak kruche i małe w moich ramionach, kiedy chłopak oparł się o mnie bezwładnie. Wplotłem dłoń w jego włosy i przyciągnąłem go do siebie jeszcze bliżej, zanurzając nos w jego krótkich kosmykach. Pachniały inaczej, niż je zapamiętałem, nie znalazłem w nich już pomarańczy i cynamonu, lecz zapach nostalgii i smutku.

- Alex, ja... ja miałem w głowie chaos przez te wszystkie miesiące od dnia, kiedy zniknąłeś, nic mi nie mówiąc - powiedziałem powoli, ważąc każde słowo. - Próbowałem o tobie zapomnieć, bo nie potrafiłem sobie poradzić z bólem i smutkiem, który czułem. Byłem bezsilny i nikt nie był w stanie mi pomóc w tym, żeby ściągnąć cię z powrotem do szkoły. To nie tak, że nic nie robiłem, nie. Próbowałem, ale każda porażka sprawiała mi jeszcze więcej bólu...

- Ja... ja... to wiem - wyszlochał chłopak. - Ja to wiem, ale to wcale nie pomagało mi w tym, żeby niczego od ciebie nie oczekiwać i nie być złym, za to, że ci się nie udało...

No i proszę, kilka jego słów wypowiedzianych bezbronnym, skrzywdzonym głosem sprawiło, że teraz to z moich oczu zaczęły lecieć łzy. Smakowały gorzko i okropnie.

- Co ja więcej mogłem zrobić? Nie wiem... - Wyszeptałem przez łzy. - Przerosło mnie to wszystko i jedyne, co potrafiłem, to spróbować o tobie zapomnieć, ale to też mi nie wyszło...

- Wiem... wiem i przepraszam, że jestem na ciebie taki zły. Ja też próbowałem zrobić cokolwiek, kłócić się z rodzicami, uciekać z domu, próbowałem... - Przerwał, by złapać oddech. - Ale... ale kiedy dowiedziałem się, że układasz sobie życie z Louisem, to zwątpiłem we wszystko, co między nami było. Kompletnie we wszystko i czułem się głupio z tym, że za tobą tęskniłem, kiedy ty już o mnie nie pamiętałeś...

Nie obchodziło mnie nawet, skąd wiedział, co działo się pomiędzy mną a Martinezem. To zwyczajnie nie miało znaczenia. 

- Louis był dla mnie wsparciem i... zbliżyliśmy się przez to trochę do siebie - przerwałem, bo chłopak podniósł głowę i spojrzał na mnie.

Jego oczy, nadal załzawione, wyrażały głęboki ból i szok, jakbym właśnie uderzył go w twarz. Wystraszyłem się, że Alex zaraz wstanie, wyjdzie trzaskając drzwiami i nigdy w życiu go już nie zobaczę, nawet nie mając możliwości wytłumaczenia mu czegokolwiek.

- Czy ty... i on... - Urwał, jakby nie mogąc dokończyć zdania, ale ja wiedziałem, o co mu chodziło.

- Nie - powiedziałem twardo, bo łzy nie płynęły mi już z oczu. - Nie potrafiłbym.

Zamiast zobaczyć na twarzy Alexa ulgę, z przerażeniem obserwowałem, jak chłopak znów załamuje się, a nowa fala łez pociekła mu po policzkach. Nie wytrzymałem, nie mogłem patrzeć na niego, bo czułem znowu tę cholerną bezsilność. Szybkim ruchem złapałem go dłonią za tył głowy i przyciągnąłem go do siebie, łącząc nasze usta w pocałunku. Chłopak jednak nie oddał całusa, tylko patrzył na mnie ze smutkiem.

- Czy ty... czy kochasz Louisa? - Zapytał niepewnie, jakby bojąc się odpowiedzi. 

- Nie, nig... - Odpowiedziałem, ale tym razem to on przyciągnął mnie do siebie, przerywając mi w połowie zdania.

Jego usta były ciepłe i mokre, a pocałunek brutalny i zachłanny, jakby chęć do niego zbierała się w chłopaku od kilku miesięcy. Przez zapchane od płaczu nosy co chwilę musieliśmy się od siebie odrywać, by złapać powietrze, po chwili znów gwałtownie ścierając się ustami. Może nie było to dobre miejsce i czas, ale czułem tak dobrze znane pulsowanie w podbrzuszu, gdy penis rósł mi w bokserkach. Miałem tylko nadzieję, że Alex też był w takim stanie, lecz nadal nie czułem prawa do sprawdzenia tego dłonią. 

Powoli, napierając na mnie, chłopak przewrócił mnie na plecy, a nasze usta nadal złączone były we wspólnym tańcu języków. Boże, jak dobrze się czułem! Mimo jego złości, smutku i bólu, mimo własnego cierpienia i depresji, teraz byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Poczułem się tak, jak gdyby ostatnie miesiące mojego życia zostały z niego po prostu wymazane. Tak, jakbyśmy wrócili do internatu z Chatki Hagrida i zamknęli się we własnym pokoju bez żadnych rozłąk i niedoszłych pożegnań. Jedyne, czego się wstydziłem, to stan wnętrza moich bokserek, na który nie miałem po prostu wpływu. Bałem się, że gdyby chłopak zauważył, ze mam erekcję, zgorszyłby się mną, że byłem w stanie podniecić się w tak poważnej i smutnej sytuacji.  

Poczułem, jak jego ręka wsuwa mi się pod koszulkę i podsuwa ją do brody. Gdziekolwiek jego palce mnie dotknęły, tam czułem ciepło i przyjemne mrowienie. Nie chciałem pozostać mu dłużny, tak naprawdę to pragnąłem poczuć jego skórę na swojej skórze, wrócić choć na chwilę do normalności i do tego, co kiedyś działo się pomiędzy nami. Tak, byłem podniecony i tak, gdyby tylko dał mi znak, to chciałbym uprawiać z nim seks, dopóki oboje nie padlibyśmy ze zmęczenia, ale nie chciałem naciskać. Nie był to dobry moment.

Moja dłoń powędrowała pod jego koszulkę, by przypomnieć sobie szlaki, które kiedyś wyznaczała na jego skórze. Kółko wokół kości biodrowej, potem w górę, wzdłuż talii, aż do żeber. Mały, twardy sutek, który aż prosił się, żeby go ścisnąć, a potem obojczyk, nad którym był jego czuły punkt. Wszystko było po staremu, oprócz jednego momentu, tuż pod żebrami, gdzie wyczułem małe wgłębienie. Wróciłem do niego palcami i wodziłem nimi dookoła, badając szorstką fakturę jego skóry. Chłopak znieruchomiał nagle, przerywając pocałunek.

- Zostaw, proszę... - Powiedział błagalnym tonem i podniósł się do siadu, obciągając koszulkę. 

Zrobiłem to samo, patrząc na niego podejrzliwie, czując się trochę tak, jakbym coś właśnie zepsuł. 

- Co to jest? - Zapytałem, próbując podnieść mu koszulkę, lecz ten stanowczo mi na to nie pozwalał.

- Nieważne, zostaw - odpowiedział. 

Jednym ruchem znalazłem się na jego kolanach i z lubością poczułem, że w jego bokserkach działy się te same rzeczy, co w moich. Odetchnąłem wręcz z ulgą. Pchnąłem go tak, by położył się na plecach i całowałem go z całych sił, próbując po raz kolejny dostać się pod jego koszulkę. Alex zajęty wplataniem dłoni w moje włosy, pozwolił mi na to, więc po chwili wpatrywałem się w okrągłą, jasnoróżową plamę, która wyglądała na świeżo wygojoną ranę.

- Od czego to? 

Chłopak w geście poddania się, rozłożył ręce po bokach i patrzył się w sufit, milcząc.

- Wygląda jak oparzenie - mruknąłem, zbliżając twarz do rany. 

- To zgacha od papierosa - powiedział beznamiętnie chłopak, patrząc już na mnie.

- Kto ci to zrobił?

- Sam sobie zrobiłem.

W głowie zapaliła mi się czerwona, nieprzyjemna lampka.

- Jak to: sam?

Alex znów w obronnym geście obciągnął koszulkę, zakrywając przede mną swoje ciało. 

- Nie zrozum mnie źle, ale po prostu... w jednym momencie miałem dosyć już tego, co działo się w mojej głowie i próbowałem sobie z tym poradzić - mruknął. - Proszę, nie oceniaj... Sam już wiem, że było to głupie.

W środku, gdzieś tam między żołądkiem a sercem poczułem ukłucie smutku i bólu, ale nie byłem w stanie sobie na razie z nim poradzić. Nie teraz.

- Nie zamierzam cię oceniać. Mam tylko nadzieję, że faktycznie uważasz to za głupie - powiedziałem, starając się, by mój głos nie zadrżał od emocji.

Alex uraczył mnie jednym z jego wspaniałych uśmiechów, który był zbyt nonszalancki i zbyt wesoły jak na temat wcześniejszej rozmowy. Widziałem, że chłopak nie chciał jej kontynuować, więc przestałem naciskać i uwierzyłem w jego uśmiech. W końcu nasz czas na dzisiaj dobiegał końca.

- I co... co będzie dalej? - Zapytałem z pewnością, że Alex zrozumie o co mi chodzi.

Chłopak usiadł koło mnie na łóżku i zamyślił się.

- Nie wiem. Staram się przekonać mamę, żebym wrócił do Hannigram po wakacjach i ostatnio nawet zrobiłem postępy - mruknął. - Pamiętasz tego psychologa, o którym ci opowiadałem?

Pokiwałem głową na znak, że kojarzę.

- Zdiagnozował u mnie depresję chwilę przed tym, jak został oskarżony o molestowanie seksualne nieletnich i trafił przed sąd. Mama oczywiście przejęła się tą drugą sprawą bardziej niż stanem psychicznym własnego syna, ale w końcu coś obudziło się w Rogerze i bardzo lubię to coś, bo ma swój mózg i potrafi postawić się swojej żonie.

Kolejna porcja informacji przyprawiła mnie o ból w tym samym miejscu co poprzednio i po raz kolejny zdusiłem go w sobie, wiedząc, że to nie czas i miejsce na poruszanie tych tematów, bo czas nieubłaganie uciekał. 

- Roger chce, bym wrócił do Hannigram, bo uważa, że chodząc tam i no... będąc z tobą, byłem o wiele szczęśliwszy i chciałby, żebym znów taki był. Z kolei mama zaczęła się trochę wyłamywać ze swoich przekonań na temat gejów po rozmowie, którą przeprowadziliśmy we trójkę, kiedy dowiedzieliśmy się, o co oskarżono tamtego psychologa. Głównie z jego powodu się przeprowadziliśmy i w sumie to cieszę się z tego.

Promyk nadziei pojawił się w mojej głowie i sercu, rozbłyskując mocno. Była tylko jedna sprawa, na którą tak naprawdę było i miejsce i czas, bym teraz mógł ją poruszyć.

- Czy ten psycholog zrobił ci krzywdę? - Zapytałem.

Alex skrzywił się, a mnie przeszył strach.

- Niee, mi nic nie zrobił. Szczęście w nieszczęściu, nie byłem w kręgu jego zainteresowania - powiedział.

Pozwoliłem, by ulga ogarnęła moje ciało i znów przeszedłem w tryb słuchania.

- Mama cały czas powtarzała mi, że nie powinienem do ciebie wracać, skoro nawet nie próbowałeś się ze mną skontaktować, czy spotkać. Jakby wiesz, ona przeglądała mi telefon, Facebooka, wszystko, kontrolowała mnie na każdym kroku i jednocześnie zabraniała mi się do ciebie odzywać. Mówiła, że już dawno o mnie zapomniałeś i, kurwa, uwierzyłem w to, bo gadałem z Markiem, który powiedział mi, że zacząłeś spędzać dużo czasu z Louisem. 

- Ale... - Zacząłem, ale chłopak mi przerwał.

- Ale to nie ma teraz już żadnego znaczenia. Jesteś tu i wiem, że o mnie nie zapomniałeś. Mama nie miała racji i powinna się o tym dowiedzieć.

- Dowiedzieć? - Powtórzyłem po nim bezmyślnie.

Alex pokiwał głową na potwierdzenie swoich słów.

- Słuchaj, ja z nią rozmawiałem. Powiedziałem jej, że jestem gejem i że cię kocham i że tym razem zależy mi na tym związku tak bardzo, że dopóki ona nie zrozumie, że cokolwiek zrobi, to nic nie zmieni, to będę uciekał z domu, będę coraz głębiej wpadał w depresję aż zupełnie odechce mi się żyć. Mam wrażenie, że wtedy pękła, bo pierwszy raz od dawna widziałem w jej oczach łzy. Nie łudzę się, że mnie zaakceptowała, ale mam nadzieję, że jest chociaż w stanie przełknąć to, że jej syn nie jest idealny, ale chociaż jest szczęśliwy.

- Przecież... przecież to są same dobre wiadomości, Alex! - Prawie krzyknąłem z radości. - To znaczy, że jest szansa, że wszystko wróci do normy, że znowu będziemy razem w szkole i będziemy mogli być ze sobą bez strachu, że znów cię zabiorą...

Chłopak uśmiechnął się, mimo, że z jego oczu poleciały nieśmiałe dwie łzy.

- To prawda, ale proszę, nie nastawiaj się, że to wszystko jest takie łatwe. Ja też nie mogę w zupełności w to uwierzyć. Nie możemy, bo jak się nie uda, to... to nie wiem... będzie jeszcze gorzej.

Objąłem chłopaka ramieniem i przytuliłem go mocno. Moje usta odnalazły automatycznie jego własne, więc złączyliśmy się w słonym od łez pocałunku, który jednak był słodki i przyjemny.

- Co mam teraz zrobić? - Zapytałem gorączkowo, niesiony na skrzydłach nadziei. - Zrobię wszystko. Naprawdę wszystko!

Alex zaśmiał się i rozczochrał mi czule włosy. 

- Najpierw wymieńmy się Facebookami. Potem ty wracasz do domu, a ja rozmawiam z rodzicami. Kiedy coś będzie wiadomo, to dam ci znać. 

Pocałowałem go raz jeszcze, długo i namiętnie, by nacieszyć się nim choć trochę na zapas. Kiedy wyszedł z domu Michaela, znów poczułem się samotny, ale nadzieja, która urosła mi w sercu była tak duża, że poradziłem sobie szybko z tym uczuciem. 

- Jak poszło? - Rzucił Mich, wychodząc z salonu.

- Nie wiem, ale chyba dobrze - mruknąłem, klikając "akceptuj zaproszenie".

Tak, intuicja mnie nie zawiodła. Alexander Smith, ten z piłką koszykową na zdjęciu w tle faktycznie był moim Alexem.

***

Mama i Jerome stali na dworcu pod parasolem, a ja widziałem ich już z daleka z okna pociągu pomimo grubych strug deszczu płynących po szybie. Wracałem do nich już jako inny człowiek. Na pewno szczęśliwszy, na pewno weselszy i na pewno chcący żyć. Cóż za miła odmiana zarówno dla mnie, jak i dla nich. 

Zamiast zejść po schodkach jak normalny człowiek, jednym susem wyskoczyłem z pociągu, rozchlapując dookoła wodę z kałuży. Mama szybko podeszła do mnie, przytuliła mnie mocno, a później zaczęła na mnie krzyczeć, że ją zestresowałem, że się martwiła, a nie powinna, bo jest w ciąży, że co ja sobie w ogóle myślałem, robiąc taką nieodpowiedzialną rzecz. Widząc, że na to nie reaguję, zapytała w końcu, czy udało mi się spotkać z Alexem.

- Tak - powiedziałem ze szczęściem. - Mamo, jest nadzieja!

Teresa Phantomhive uśmiechnęła się tylko i wciągnęła mnie pod parasol. Podróż autem minęła nam w ciszy, ale czasami mój wzrok i wzrok mamy spotykały się w bocznym lusterku i wtedy szczerzyłem się do niej z radości. 

Gdy byliśmy już w domu, usiedliśmy we trójkę w dużym pokoju, a Jerome przyniósł resztki bezalkoholowego szampana i rozlał je do kieliszków. Opowiedziałem im, jak wpadłem na pomysł pojechania do Riverside i co mi się tam przytrafiło, oczywiście omijając fakt, że się tam upiłem, a później ze szczegółami (oprócz tych pikantnych i kontrowersyjnych) przytoczyłem moją rozmowę z Alexem. Mama uśmiechała się cały czas, gładząc się po brzuchu, a Jerome trzymał ją za drugą rękę. 

Za oknem szumiała ulewa, ale w salonie było ciepło i przytulnie. Tak samo było obecnie w moim sercu. 


2 komentarze:

  1. I to to są bardzo dobre wieści. Chociaż rozumiem podejście Alexa ,żeby się nie cieszyć za szybko, to jednak mam nadzieję ,że chłopakom się uda i ,że będą razem. Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    bardzo cieszy mnie Twój powrót do pisania, brakowało mi Ciebie, z opóźnieniem zauważyłam ale mam teraz trzy rozdziały do przeczyania...
    zabiorę się za nie możesz być tego pewna, trochę krucho z czasem stąd to opóźnienie...
    Dużo weny i chęci życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Dziekuję za komentarz :)