Rozdział LV

Tuż po północy zdarzył się jednak cud. Nadal czytałem książkę, leżąc na boku i co chwilę wiercąc się, zmieniałem pozycję. Kompletnie straciłem już nadzieję zarówno na to, że Alex się do mnie odezwie, a także, że uda mi się zasnąć o jakiejś ludzkiej godzinie. Wybiła dwunasta w nocy, a ja nadal dogorywałem w łóżku, bijąc się z myślami. Nagle usłyszałem na korytarzu kroki, ale niespecjalnie się nimi przejąłem, bo byłem pewien, że pewnie to mama jak zwykle musiała skorzystać z toalety, jak to mają w zwyczaju ciężarne kobiety. Przewróciłem się na drugi bok i wtedy usłyszałem, jak uchylają się drzwi mojego pokoju. Usiadłem szybko na łóżku i próbowałem zobaczyć coś w ciemności, ale oczy naświetlone ekranem telefonu odmówiły mi posłuszeństwa. 

- Ćśśś - mruknął Alex, wchodząc do pokoju na palcach i zamykając za sobą drzwi. 

Gdyby chłopak mnie nie uciszył, pewnie już zadawałbym mu gorączkowe pytania, które miałem ochotę wypuścić z głowy. Zamiast tego siedziałem na łóżku i wgapiałem się w niego jak ciele w malowane wrota, mając wrażenie, że to sen. 

- W końcu mogę cię dotknąć - rzucił chłopak, wsuwając się pod kołdrę, którą byłem okryty. 

Położyłem się koło niego, tak, że nasze głowy stykały się czołami, a płuca wdychały nawzajem nasze własne powietrze. Leżeliśmy tak przez chwilę, po prostu patrząc się sobie w oczy, kiedy chłopak w końcu się odezwał.

- Nawet nie wiesz, jak bardzo musiałem się powstrzymywać, żeby nie rzucić się na ciebie przy wszystkich.

To mówiąc, wyciągnął rękę i pogładził mnie po policzku, a ja z przyjemności musiałem przymknąć oczy. Pragnąłem jego ust na swoich własnych, pragnąłem jego dłoni na moim ciele. 

- Miałem tak samo, jak cię tylko zobaczyłem, jak siedzieliśmy przy stole i kiedy leżeliśmy na trampolinie. Cały czasz myślałem tylko, jak mógłbym się do ciebie zbliżyć i co by się stało, gdybym to zrobił - szepnąłem. 

Jego twarz powoli zbliżyła się do mojej, ale przed tym, jak chłopak miał mnie pocałować, zawahał się. Nie pozostało mi nic innego, jak złączenie naszych ust i wtedy już wszystko samo ruszyło do przodu. Pierwszy buziak był lekki, spokojny. Oderwaliśmy się od siebie, a Alex miał przymknięte oczy i miałem wrażenie, że przeżywa to, co się właśnie stało. Kiedy w końcu podniósł na mnie wzrok, poczułem satysfakcję, bo najwyraźniej to, co wydawało mi się, że widziałem siedząc przy stole, okazało się prawdą. Buchało od niego pożądaniem. Chłopak chwycił mnie za tył głowy i jednym ruchem zmiażdżył moje usta w ponownym pocałunku, tym razem z rodzaju tych brutalnych i dzikich. Udzielił mi się jego nastrój, ba, miałem ochotę na to od początku tego dnia, kiedy wsiadłem do pociągu. Całowaliśmy się bez opamiętania, a nasze dłonie chaotycznie łapały nawzajem swoje ciała, by ścisnąć każdy ich fragment, który mogły tylko dosięgnąć. Intensywność pieszczoty sprawiła, że nasze oddechy stały się urywane i raz po raz musieliśmy się od siebie odrywać, by złapać powietrze i na nowo przylgnąć do siebie. Tak, tak, oczywiście, że miałem erekcję i czułem także, że chłopak również ją miał, gdy nasze ciała wiły się wspólnie w jednym rytmie. W sobie czułem jedynie radość i miłość i tak wielkie szczęście, że miałem wrażenie, że w głowie wybuchają mi fajerwerki. Chciałem, by ta chwila nigdy się nie skończyła, chciałem trwać tak do końca świata, nieważne jak głupio mogło to brzmieć. Pragnąłem również, by niewinne, choć tak intensywne pocałunki przeistoczyły się w coś, czego nie dane było mi doświadczyć od tych kilku miesięcy. Moje libido ostatnio było w opłakanym stanie, ale obecność Alexa zbudziła je na nowo, w mocno spotęgowanej wersji, tak jakby chciało nadrobić cały ten stracony czas. Nie dawałem sobie jednak pozwolenia na sięgnięcie do jego penisa; moje ręce nie przekraczały progu jego bioder, tak samo jak jego. Nie chciałem go spłoszyć, nie chciałem by opacznie zrozumiał moją tęsknotę, bo nie tęskniłem tylko za jego ciałem. Brakowało mi jego uśmiechu, miłego głosu i naszych rozmów. Seks jedynie wyskakiwał w takich momentach na pierwszy plan. Nie wspominając już o tym, że moje podniecenie osiągało naprawdę ogromne wyniki, gdy myślałem o tym, że wszystko robimy w sekrecie, wręcz nielegalnie, będąc u niego w domu. 

Chłopak przerwał pocałunek, ściągając mnie tym na ziemię. Spojrzałem na niego z pytaniem wymalowanym na twarzy, a ten spochmurniał trochę. 

- Przepraszam, ale kiedy się z tobą całuję, to nie mogę przestać myśleć o tym, że robiłeś to z Louisem - mruknął cicho. 

W głowie, zastępując te wszystkie miłe uczucia, wybuchła mi nagle panika i czerwony alarm. Kiedy ja przeżywałem ten moment, czując się jak w niebie, chłopak myślał o tym, co robiłem z Martinezem od kiedy się do siebie zbliżyliśmy. Zrobiło mi się niedobrze. 

- Alex, to nic dla mnie nie znaczyło - powiedziałem spokojnie.

- A jak ty byś się czuł, gdybym ci powiedział, że to ja się z kimś spotykałem? - Rzucił beznamiętnie.

Skrzywiłem się na samą myśl o tych wyobrażeniach. 

- Bolałoby. Jak cholera - przyznałem. - Przepraszam...

Alex odwrócił się na plecy.

- Nie przepraszaj już. Muszę to po prostu przetrawić na swój sposób. 

Chłopak otoczył mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. Wolną ręką zacząłem badać powoli jego brzuch, pozwalając sobie na przeczesanie palcami linii włosów, która ciągnęła mu się od pępka do gumki spodenek. Leżeliśmy chwilę w ciszy, a potem Alex znów się odezwał.

- Dawno nie widziałem mamy i Roger'a w tak dobrym humorze. Twoja mama jest cudowna.

- To prawda - odmruknąłem, ale nie wiedziałem, co dalej powiedzieć. 

Przytłoczyły mnie słowa chłopaka i na razie nie widziałem innej opcji, niż tylko go przepraszać. Bo co innego mogłem zrobić? Myśl o tym, że chłopak mógłby spotykać się z kimś, od kiedy rodzice zabrali go z Hannigram, przerażała mnie i powodowała nieprzyjemne skurcze w żołądku. Jeśli on czuł się z mojego powodu tak samo... Wzbudzało to we mnie poczucie przygnębienia i bezsilności. 

- Ale ty z nikim się nie spotykałeś, prawda? - Zapytałem niepewnie, błagając w myślach, by jego odpowiedź brzmiała "nie".

Alex westchnął głośno i pogładził mnie po głowie.

- Nie licząc kilku ustawionych przez moją matkę randek, to nie, nie spotykałem się z nikim. 

Skrzywiłem się przez ton, jakim wypowiedział te słowa. Czułem, że nie był to dla niego przyjemny temat, więc znów zbeształem się, że wypytywałem go o coś takiego, sprawiając mu przykrość. Między nami było inaczej, niż kiedyś, ku temu nie było wątpliwości, ale zamiast starać się naprawić to, czego nie dało się naprawić, lepszym rozwiązaniem było przyzwyczajenie się do nowości. 

- Przepraszam... - Wymsknęło mi się znów, zanim zdołałem powstrzymać swoje usta. 

Chłopak westchnął ponownie i potarł ręką o twarz, jakby ze zniecierpliwieniem. 

- Nieważne... Teraz, kiedy nic cię już nie łączy z Louisem, to nie mam powodów do obaw - mruknął.

Spuściłem wzrok i zamilkłem. Czy jeśli nie zaprzeczyłbym jego słowom, równałoby się to z okłamaniem go? Nie, nie było w mojej głowie opcji, w której wracam do Louisa, nie potrafiłbym znowu tego zrobić, nie po tym, jak spotkałem Alexa i dane było mi przypomnieć sobie, jak dobrze mi z nim było. Kochałem jego dłonie, jego twarz, uśmiech, umysł, ciało, wszystko. To, co kiedykolwiek czułem do Louisa, nie mogło z żadnym wypadku z tym konkurować. Nie, nie, nie i koniec. Nie. Ale nie chciałem okłamywać Alexa, nie mogłem tego zrobić, nie potrafiłem. W końcu więc postawiłem na szczerość.

- Louis i ja byliśmy zgadali, że w lipcu pojadę do niego na kilka dni - powiedziałem na jednym wydechu. - Obiecałem mu też, że zamieszkamy ze sobą w nowym roku szkolnym. 

Ciało chłopaka wyczuwalnie spięło się, ale ja nie pożałowałem swojej decyzji. Musiałem powiedzieć mu prawdę. Alex natomiast wyślizgnął się z moich objęć i usiadł gwałtownie, chowając twarz w dłoniach.

- I co, pojedziesz do niego? - Zapytał, a jego głos był zimny i drżący.

Patrzyłem na niego, nie zmieniając pozycji. Jedyne, na co było mnie stać, to położenie dłoni na jego plecach w geście pocieszenia.

- Nie. I nie zamieszkam z nim, bo zamieszkam z tobą - powiedziałem cicho.

Alex spojrzał na mnie, a mi wydawało się, że zobaczyłem w jego oczach łzy. Nie byłem pewien, bo w pokoju było ciemno, a mi głupio było go o to zapytać. 

- Przestań, proszę, nie mów tak - szepnął szybko. - Nie mogę ci uwierzyć, bo jeśli to zrobię, a później i tak będę musiał wrócić do Mater Dei, to oszaleję ze smutku.

Tym razem to moje oczy wypełniły się łzami.

- Przepraszam... 

- Ćśśś - szepnął. - Przestań w końcu przepraszać. To ja powinienem cię przeprosić za to, że jestem w takiej rozsypce. 

Łzy spłynęły mi po policzkach, a w ustach czułem gorycz. 

- Ja też nie jestem już taki sam, Alex, też się pogubiłem od kiedy cię zabrakło.

Ostatnie słowo rozmyło się ze względu na smutek, który nagle mnie ogarnął. Chłopak słysząc mnie, w końcu położył się obok i ułożył swoją głowę na moim ramieniu. Na ciele poczułem wilgoć jego policzka i wtedy byłem już pewien, że on też płakał. Zacząłem gładzić go po głowie, czując, że to jedyna rzecz, jaką mogę teraz zrobić. Być z nim i płakać, kiedy on płakał. 

- Jesteś mój i to się nie zmieniło - szepnął mi w ramię. - Kocham cię i nie wiem, czy kiedykolwiek przestanę. 

Jego słowa sprawiły, że nowe porcje łez wytoczyły się z moich oczu, mocząc mu włosy. Zanim odpowiedziałem tymi samymi słowami, zniżyłem się i ująłem jego twarz, by pocałować go z całych sił.

- Kocham cię, Alex. 

Chłopak zamknął mnie w swoich ramionach, ściskając mnie tak, że zabrakło mi na chwilę tchu. Zanurzyłem nos w jego włosach, czując się jak dawniej. Miałem wrażenie, że teraz już naprawdę wszystko sobie wyjaśniliśmy i mogliśmy zacząć od nowa. 

Leżeliśmy ze sobą do trzeciej nad ranem, trzymając się za ręce i całując się, gdy naszła nas na to ochota. Rozmawialiśmy trochę o tym, co działo się u nas po rozłące (unikając już nieprzyjemnych tematów), a także o jutrzejszym wypadzie nad jezioro. Oboje chcieliśmy wykorzystać ten czas na nadrobienie zaległości, które mieliśmy w swoich życiach, ale zegar tykał bezlitośnie. Nie uśmiechało się nam spędzić nocy osobno w łóżkach, ale gdybyśmy tak nie zrobili, na pewno czekałaby nas surowa kara. Tylko dlatego potrafiłem wypuścić Alexa z ramion, gdy ten zaczął zbierać się, by wrócić po cichu do swojego pokoju. Ostatni raz, jakby na zapas, pocałowaliśmy się namiętnie. Perspektywa jutrzejszego dnia wskazywała na to, że znów nie będzie nam dane okazywać sobie normalnie uczuć, więc czerpaliśmy jak najwięcej z naszego ukradkowego spotkania. 

- Dobranoc - mruknął Alex, kiedy wychodził z pokoju.

- Dobranoc - odpowiedziałem mu.

Kiedy zostałem sam w łóżku, poczułem się nieznośnie samotny, ale nic nie mogłem z tym zrobić. Jedyne, co trzymało mnie w nadziei, to to, że następnego wieczora chłopak znów mnie odwiedzi, a w dłuższej perspektywie - że znów będziemy mogli razem budzić się i zasypiać w internacie Hannigram. 

***

Poranna pobudka dała mi potężnie w kość. Przespanie niecałych czterech godzin sprawiło, że w pierwszym momencie nie wiedziałem gdzie jestem ani kim jestem. Jedynie wspomnienia zeszłej nocy i bliskości Alexa sprawiały, że nie żałowałem tego, że tak późno położyłem się spać. 

Obudziła mnie oczywiście Vi, która wskoczyła mi do łóżka, krzycząc radośnie wniebogłosy, że zaraz weźmie Gabriela (żółwia) na spacer po ogródku i że nie mogę tego przegapić. Uśmiechnąłem się do niej zaspany, patrząc jak radośnie wywija w powietrzu swoją nową maskotką. 

- Chodź na śniadanie! - Krzyknęła jeszcze, a później wyskoczyła z pokoju jak pchła i pobiegła dalej, by zapewne budzić innych domowników. 

Wstałem, ubrałem się i przeciągnąłem, ziewając szeroko. W tym momencie zawibrował mój telefon i znów poczułem ukłucie wyrzutów sumienia. 

Louis: Gabe, odpowiesz mi proszę? Bardzo się martwię. 

Otworzyłem wiadomość z zamiarem napisania czegokolwiek typu "To nie wyjdzie", "Przepraszam, ale nieaktualne" lub "Zostańmy przyjaciółmi", ale koniec końców zablokowałem telefon nie robiąc nic. Wyrzuciłem z głowy te zmartwienie i poszedłem umyć zęby, spotykając w łazience mamę. Przywitałem się z nią, a ona ucałowała mnie w czoło. Zeszliśmy razem na dół, znów na taras, by w promieniach słońca zasiąść do śniadania. Każdy zajął takie samo miejsce jak wczoraj, więc chwilę później czułem już motyle w brzuchu, gdy Alex patrzył na mnie czule znad talerza. Jego stopa znów zawędrowała w moją stronę, by gładzić mnie miarowo po łydce. Wszystko było w jak najlepszym porządku.

Po śniadaniu była krótka przerwa na kawę, której tym razem nie odmówiłem. Alex również się nią uraczył, więc wszyscy siedzieli na leżakach, przyglądając się Vi, która leżała na kocu na trawie i co chwilę wskazywała na Gabriela (żółwia), w drugiej ręce ściskając maskotkę ode mnie. W pewnym momencie pani Smith zmarszczyła brwi i przerwała ciszę.

- Czy mnie wzrok nie myli, bo mam wrażenie, że pierwszy raz widzę u niej tego pluszaka?

- Gabriel zobaczył go w kiosku na dworcu i pomyślał, że Vi może się bardzo spodobać - odpowiedziała jej mama, popijając wodę z cytryną. 

Mój wzrok i wzrok Irene spotkały się. Kobieta chwilę milczała, jakby ważąc słowa, a później powiedziała:

- Vi bardzo cię lubi, i to najwyraźniej ze wzajemnością. 

Pokiwałem głową na potwierdzenie jej słów. 

- Uwielbiam ją, jest cudowna - mruknąłem.

Zostałem nagrodzony miłym uśmiechem od państwa Smith, a także od mojej mamy. Alex rzucił mi czułe spojrzenie zza pleców swoich rodziców. Wtedy rozległo się donośne wołanie dziewczynki.

- Gaaabi, chodź do mnie! Gabriel je mlecza, musisz to zobaczyć!

Uśmiechnąłem się przepraszająco do towarzystwa i odłożyłem pustą już filiżankę na stolik. Ruszyłem w stronę dziewczynki, by za chwilę położyć się obok niej na kocu i z poziomu ziemi obserwować poczynania żółwia. 

- Mój brat był bardzo smutny, od kiedy wrócił ze szkoły - mruknęła cicho pod nosem. - Ale od kiedy przyjechałeś, znów się uśmiecha. Chciałabym żeby tak zostało. 

Zaskoczyły mnie jej słowa, które świadczyły o tym, że mimo, że dziewczynka miała jakieś sześć lat, to dużo rozumiała i zauważała, co dzieje się wokół niej. 

- Też bym chciał, Vi - odpowiedziałem jej. - Bardzo bym chciał.

Reszta żółwiowych obserwacji minęła nam już w skupionej na zwierzątku ciszy. Zebraliśmy się dopiero, gdy reszta towarzystwa ruszyła tyłki z leżaków i zaczęła przygotowywać się do wyjazdu nad jezioro. Zanieśliśmy żółwia z powrotem do terrarium, uprzednio zrywając mu trochę mleczy, by pod naszą nieobecność miał co jeść. Później poszedłem do swojego tymczasowego pokoju, by spakować do podręcznej torby rzeczy, które mi się przydadzą. Nie miałem ze sobą kąpielówek, ale nie przewidywałem w ogóle wchodzenia do wody. Nie potrafiłem pływać i wcale mnie do tego nie ciągnęło.

Po piętnastu minutach pakowaliśmy się już do vana. Mama usiadła z tyłu z Vi, która siedziała w foteliku i może pod pretekstem, a może z premedytacją, oznajmiłem, że nie będę zabierał jej i tak małej ilości miejsca i że usiądę z Alexem z tyłu. Państwo Smith wymienili się spojrzeniami, ale nikt nie zaprzeczył, więc zająłem fotel koło swojego chłopaka, cały roześmiany i wesoły. Po zapięciu pasów od razu złapaliśmy się za ręce, ale twarze zwrócone mieliśmy w przeciwnych kierunkach, patrząc przez okna auta. Dopiero gdy ruszyliśmy, pozwoliliśmy sobie na krótką rozmowę o niczym.

***

Celem naszej podróży okazało się spore jezioro otoczone lasem. Wzięliśmy bagaże i udaliśmy się spacerem wzdłuż jego brzegu, szukając miejsca na rozłożenie koców. Jedna z dzikich plaż nadawała się do tego idealnie, więc rozbiliśmy mały obóz. Ja dzieliłem swój koc z mamą, Irene z Rogerem, a Vi z Alexem, choć tak naprawdę dziewczynka siedziała cały czas ze swoją mamą. Przykro mi było, że chłopak siedział sam, więc w pewnym momencie wstałem i podszedłem do niego, starając się zachować między nami legalny i bezpieczny dystans fizyczny.

- Idziesz do wody? - Zapytał nagle.

Pokręciłem przecząco głową. 

- Nie umiem pływać i w ogóle, także odpuszczę. 

Chłopak wyszczerzył się i zaczął mnie namawiać.

- No chooodź, napompuję ci materac i wcale nie będziesz musiał wchodzić do wody. 

Nie mogłem mu odmówić, gdy mnie tak ładnie prosił, więc skapitulowałem. Poszliśmy wyciągnąć z torby materac i zaczęliśmy pompować go przed kocami rodziców. Nikt nie skomentował naszych poczynań, więc po chwili Alex wchodził już do wody w samych kąpielówkach, a ja gramoliłem się za nim. Wskoczyłem na materac, a chłopak zaczął ciągnąć za przyczepiony do niego sznurek, wyciągając mnie na głębinę. Położyłem się na brzuchu, czując piekące promienie słońca na wysmarowanym kremem ciele. Alex natomiast zanurkował na chwilę, by wynurzyć się tuż koło mojej twarzy, zgarniając na tył głowy swoje mokre włosy. Jego ciało lśniło w słońcu za sprawą kropel wody, które się na nim zebrały. 

- Seksownie wyglądasz - powiedziałem śmiało, wiedząc, że mogę sobie na to pozwolić. 

Chłopak uśmiechnął się do mnie zawadiacko, a później położył się na plecach i zaczął unosić się na wodzie. 

- Śniłeś mi się dzisiaj - mruknął.

Podłapałem jego zaczepny ton i zapytałem:

- A co robiliśmy w tym śnie?

- Całowaliśmy się jak wczoraj, ale nie tylko - uśmiechnął się zawadiacko. 

- Nie tylko? Więc co takiego mogliśmy jeszcze robić? - Zapytałem, udając niewinność i zdziwienie. 

Zobaczyłem na własne oczy, jak w kąpielówkach Smitha powoli rosła erekcja. Chłopak zanurzył się z powrotem w wodzie, by ukryć efekty myślenia o fabule swojego snu. Ten widok sprawił, że poczułem podniecenie.

- Za tym też tęskniłem - mruknąłem, patrząc mu w oczy. - Kilka miesięcy celibatu zrobiły jednak swoje. 

Alex spojrzał na mnie badawczo.

- Czyli serio jednak nie robiłeś tego z Louisem?

Obruszyłem się, że chłopak mi nie wierzył.

- Nie. Już ci mówiłem, że nie potrafiłem i nawet nie chciałem. 

- Wiem, że to egoistyczne, ale cieszy mnie to.

Uśmiechnąłem się do niego - rozumiałem o co mu chodziło i nie przeszkadzało mi to. Gdybym ja musiał stanąć przed wyznaniem z jego strony, że umawiał się z kimś, że całował się i uprawiał z tą osobą seks, na pewno byłoby mi... dziwnie. Pewnie nawiedzałyby mnie myśli i wyobrażenia jak mogło to u nich wyglądać i zastanawiałbym się, czy Alex zachowywał się tak, jak robił to, kiedy uprawiał ze mną seks. Zakłuło mnie wręcz w sercu, na myśl, że ktoś inny mógłby widzieć jego twarz tuż przed tym, gdy dochodził, wygiętą w błogim uśmiechu z przymkniętymi oczami. I że później leżałby i uspokajał oddech, stykając się z kimś swoim spoconym ciałem. Nie mogłem wytrzymać tych fantazji, więc odciąłem się od nich, powracając do tego pięknego, letniego dnia, w którym zarówno ja, jak i Alex byliśmy sobie wierni, przynajmniej w kwestiach seksu.

- Mnie też to cieszy i wcale nie uważam tego za egoistyczne. Nie mógłbym znieść myśli, że ktoś inny widział cię w takim stanie. 

- Oho, jakim?

- Wiesz jakim.

- Jakim?

- No takim.

- No jakim?

Westchnąłem głęboko, mocząc rękę w wodzie.

- Noo, chodzi mi o twoją twarz przed orgazmem. I w trakcie, i po nim. 

Chłopak złapał moją rękę pod wodą i uścisnął ją. 

- A co jest nie tak wtedy z moją twarzą?

Zerknąłem szybko w stronę plaży, ale byliśmy tak daleko od brzegu, że nic nie widziałem. 

- Jest piękna - mruknąłem zawstydzony. - I bardzo podniecająca.

Alex podciągnął się szybko na materacu, sprawiając, że przód koszulki oblała mi woda. Nasze usta złączyły się w szybkim pocałunku, po czym chłopak przewrócił się na plecy na wodzie, a jego kąpielówki miały z przodu duże wybrzuszenie, którego nie dało się ominąć wzrokiem. 

- Też uwielbiam patrzeć na ciebie, gdy dochodzisz. 

Zawstydziłem się jego bezpośredniością, ale z drugiej strony, podnieciło mnie to. Ja sam czasami miałem problem z nazywaniem rzeczy po imieniu, szczególnie tych seksualnych i podobało mi się, gdy Alex mówił wprost coś, czego ja nie potrafiłem.

- Tak, o to mi chodziło. 

- No ja myślę - mruknął, patrząc w stronę plaży.

Irene machała do nas, stojąc na brzegu.

- Chyba czas wracać - powiedziałem ze smutkiem. - Pociągniesz mnie?

Chłopak spojrzał na mnie i perwersyjnie się uśmiechnął. 

- Wieczorem - puścił mi perskie oko i zaczął płynąć do brzegu, ciągnąc materac za sobą.

***

Nawet nie wiedziałem, jak długo byliśmy w wodzie, dopóki Irene oświadczyła nam, że obiad gotowy. Wyszliśmy na brzeg, Alex okrył się ręcznikiem, który zostawił na trawie i zaczął się wycierać. Ja ściągnąłem koszulkę i położyłem ją na kocu, żeby wyschła w słońcu. Miałem nadzieję, że chłopak nie założy na siebie nic więcej, oprócz spodenek i nie zawiodłem się. 

Usiedliśmy z rodziną i zaczęliśmy jeść przygotowane wcześniej tortille, a Vi bawiła się nieopodal w piasku, stawiając babki. Słońce rozkręciło się na dobre i grzało nas mocno, ale na szczęście Roger rozstawił parasol, który rzucał kojący cień na nasze ciała. 

- Jak było w wodzie? - Zagaiła mama.

- Ciężko powiedzieć, że byłem w wodzie - zaśmiałem się. - Na wodzie było ciepło i odświeżająco. 

- Ciepła woda? - Rzucił Roger pomiędzy gryzami tortilli.

- Idealna - odpowiedział mu syn. - Jest mniej glonów niż w tamtym roku, mam wrażenie, że musieli wyczyścić jezioro.

Pan Smith pokiwał głową i poklepał żonę po plecach.

- To co, odpoczywamy po obiedzie i idziemy popływać?

- Ja sobie odpuszczę, mogę przypilnować Vi - powiedziała moja mama. 

Ja tylko pokiwałem głową w znaku zaprzeczenia, Alex zrobił to samo. 

- No dobra, skoro się na nas wypinacie, to sami pójdziemy - powiedziała Irene, gniotąc serwetkę, w którą zawinięta była tortilla. - Roger, robimy wyścig do brzegu? 

- No jasne, jak za starych czasów. 

Smithowie wymienili się uśmiechami, a mnie właśnie uderzyło do głowy to, że od kiedy przyjechaliśmy do Riverside, rodzice Alexa zachowywali się... normalnie. Jadąc tutaj, spodziewałem się rygoru, ciężkich rozmów i nieprzyjemnego traktowania. Zamiast tego, Irene i Roger przyjęli nas jak starych dobrych znajomych i z ich ust poleciało nawet kilka miłych słów. Ale co to w ogóle oznaczało dla mnie i dla mojego chłopaka? Zostaliśmy zaakceptowani, czy raczej byliśmy... ignorowani?

Nie chciałem na razie o tym myśleć, w tym momencie wszystko było w porządku i byłem szczęśliwy.

1 komentarz:

  1. Szczerze to sama mam taką rozkmine . O co tu tak naprawdę chodzi? Czekam na więcej . Pozdrawiam w.

    OdpowiedzUsuń

Dziekuję za komentarz :)