Rozdział LII

 - Ja... - zacząłem, tak naprawdę nie wiedząc, co dalej powiedzieć. - Mich...

Chłopak zaplótł dłonie na piersi i patrzył na mnie twardo z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

- Nic nie mów, dobrze wiem, dlaczego tu jesteś - powiedział. 

Zamknąłem się i pod wpływem jego spojrzenia spuściłem wzrok na własne dłonie splecione na kolanach. Czekałem. Michael wyciągnął paczkę papierosów, wziął jednego i włożył do ust. Podpalił go i mocno się zaciągnął.

- Dla Alexa byłoby lepiej, gdybyś odpuścił - rzekł, wypuszczając dym z ust. - Daj sobie spokój.

Siedziałem tak, patrząc na niego z głupim wyrazem twarzy, bo sens jego słów docierał do mnie powoli, powolutku. Mój mózg nie chciał przyjąć tego do wiadomości, bronił się rękami i nogami przed przetworzeniem tych informacji, za wszelką cenę walcząc o zachowanie stabilności. Jednak w momencie, gdy wszystkie jego słowa pojawiły się w mojej głowie, a wraz z nimi ich sens, poczułem jak świat dookoła mnie zaczął się powoli kręcić. Oparłem się ramieniem o stół, by przejąć od niego choć trochę brakującej mi równowagi.

Michael obserwował mnie, co jakiś czas zaciągając się papierosem. Patrzył na mnie wyczekująco, tak jakby zależało mu na tym, bym coś powiedział. Ale ja nie wiedziałem, co mam powiedzieć, nie wiedziałem czego on ode mnie oczekiwał. Miałem pustkę w głowie. Zebrałem się w końcu w garść i powiedziałem po prostu to, co pierwsze przyszło mi na język.

- Nie, nie potrafię. 

Chłopak uśmiechnął się pod nosem, kiwając głową. Nie mogłem odgadnąć jego reakcji, straciłem nagle jakiekolwiek zdolności oceniania tego, co działo się wokół mnie.

- Rozumiem - mruknął. - To czego byś ode mnie chciał?

- Gdzie jest Alex? 

- W domu.

- W jakim mieście?

- W Logsville.

Wyciągnąłem telefon i wpisałem nazwę miejscowości w GPSa. Aplikacja poinformowała mnie, że znajdowałem się właśnie niecałe 200km od Alexa. Moje serce zabiło nagle szybciej i mocniej.

- Jedziesz tam? Mógłbym się z tobą zabrać? - Zapytałem nerwowo z nadzieją.

Michael westchnął niecierpliwie.

- Nie, wyprowadziłem się i mieszkam tutaj, w Riverside. Zresztą - dodał. - Mówiłem ci, że to nie jest dobry pomysł...

I znowu się zdenerwowałem. Czy w końcu ktokolwiek będzie w stanie mi pomóc, a nie tylko mówić mi, co jest dobre, a co złe? Sam dobrze wiedziałem, co powinienem zrobić i chciałem dążyć do tego mimo przeszkód. 

- Słuchaj, ja go kocham - powiedziałem twardo. - I mam to gdzieś, co ty i ktokolwiek inny o tym myślicie. Nie umiem sobie odpuścić, nie chcę go odpuścić.

Michael zamiast zdziwić się, tak jak tego oczekiwałem, uśmiechnął się szeroko.

- Hej, takiej odpowiedzi właśnie oczekiwałem.

Teraz to ja byłem zdziwiony jego słowami, a chłopak kontynuował:

- Zapomnij o tym, co wcześniej powiedziałem, o wszystkim. Kłamałem. Chciałem sprawdzić, czy wymiękniesz i się poddasz. I nie zrobiłeś tego, brawo. - Michael rzucił palącego się papierosa na ziemię i zgniótł go butem. - Fakt, mam wynajęte mieszkanie w Riverside i nie mieszkam już z rodziną, ale dzieli nas tylko kilka ulic. Kupili sobie obrzydliwie pomarańczowy domek.

Chłonąłem jego słowa, pozwalając nadziei na wtargnięcie do mojej głowy. Alex był tak blisko, był w zasięgu moich możliwości pierwszy raz od tych kilku miesięcy. Czułem ekscytację, ale poczułem też strach. Co, jeśli się zmienił? Co, jeśli mu już na mnie nie zależało tak jak mi na nim? Co, jeśli...

Głos Michaela przerwał moje gorączkowe myśli.

- Możesz pojechać ze mną, jeśli chcesz. Robimy ze znajomymi aftera po koncercie u mnie w mieszkaniu. Mogę cię przenocować.

Od razu zgodziłem się, kiwając gorliwie głową. 

- Jak myślisz, uda mi się zobaczyć z Alexem? - Zapytałem naiwnie.

Otwierając drzwi biura, chłopak nie spojrzał na mnie, tylko powiedział:

- Nie wiem, to się okaże. 

Wstałem, chwyciłem plecak i ruszyłem za nim.

Nie wiedziałem, co mnie czekało, ale moja głowa była otwarta na cokolwiek, co miało się w najbliższym czasie wydarzyć.

***

Do mieszkania dostaliśmy się w 30 minut, jadąc na trzy samochody. Mi przypadło miejsce tuż obok spakowanych instrumentów muzycznych, więc siedziałem z tyłu ściśnięty między bębnami perkusji, a drzwiami auta. Kiedy byliśmy już na miejscu, wysiadłem i podążyłem za wesoło pogwizdującym Michaelem i tamtą dziewczyną, która pomogła mi przed barem. Wspiąłem się za nimi na czwarte piętro do trzypokojowego mieszkania ulokowanego na końcu korytarza. Nie chciało mi się rozglądać po pokojach, więc po prostu usiadłem w salonie i dopiero poczułem, jaki byłem zmęczony. Do tej pory moja głowa była tak zaabsorbowana wszystkim, co działo się dookoła, a teraz, gdy emocje opadły, kończyny zaczęły mi ciążyć, a oczy szczypały wściekle. 

Za nami do mieszkania weszło kolejnych pięć, albo sześć, możliwe, że siedem osób, wszyscy w nastroju do imprezowania. Dochodziła prawie trzecia w nocy i w normalny dzień pewnie dawno temu bym już spał (lub przewracał się w łóżku bezsennie z boku na bok), ale ten dzień był wyjątkowy. Tego dnia zrobiłem największy krok w stronę Alexa, jaki do tej pory udało mi się wykonać. 

Nagle przypomniała mi się rozmowa z mamą i poczułem lekkie wyrzuty sumienia. Czy bardzo się martwiła? Moje wytłumaczenie dlaczego ją okłamałem pewnie nie miało dla niej sensu, ale teraz już było za późno. Byłem tu, w Riverside, jedynie kilka ulic od domu Alexa, to się dla mnie obecnie najbardziej liczyło. Oczywiście planowałem zadzwonić do mamy o jakiejś normalniejszej godzinie i wytłumaczyć jej wszystko, ale na razie nie chciałem myśleć o szczegółach. 

- Drinka? - Zapytał Michael, siadając koło mnie na kanapie i wciskając mi do rąk szklankę z kolorową zawartością.

Chętnie przyjąłem jego prezent i wziąłem potężnego łyka.

- Dlaczego się przeprowadziliście? - Zagaiłem rozmowę, dopóki byliśmy sami w pokoju.

- Roger dostał propozycję pracy tutaj, w Riverside - odmruknął chłopak, upijając pół swojego drinka. - A ja miałem ich już dosyć i postanowiłem skorzystać z okazji, znaleźć pracę i wynająć mieszkanie.

- Jak to miałeś ich już dosyć? Przecież byłeś ich ulubionym synem... - Zapytałem zdziwiony.

Michael oparł się plecami o oparcie kanapy i westchnął.

- Ja naprawdę nie mam nic do gejów - odpowiedział, jakby nie na temat. - Alexa nadal nie lubię, ale szkoda mi go. Nabijałem się z niego i czerpałem satysfakcję, że Irene uważała mnie za super-heteroseksualny wzór idealnego syna, ale wcześniej jakby, no wiesz...

Wzruszyłem ramionami, pokazując mu, że nie wiem w jaki sposób chce dokończyć zdanie.

- Kiedy nasi rodzice się zeszli, to wiedziałem, że Alex jest gejem i wiedziałem, jakie podejście ma do tego Irene. Grałem w jej grę i wkurzałem go, bo... nie wiem dlaczego, serio. - Westchnął, obejmując dłońmi szklankę. -  Ale no wiesz... jak się okazało, że jesteście razem i cię poznałem i zobaczyłem, jacy jesteście, to zrozumiałem, że było to głupie. I zobaczyłem Alexa, to, jaki był z tobą szczęśliwy i pomyślałem sobie, cholera, że jakie to ma znaczenie kogo się kocha? 

Do pokoju weszły jakieś dwie osoby i usiadły pod oknem, odpalając papierosy. Słowa chłopaka zawisły w powietrzu. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Czułem natomiast, że Michael będzie kontynuował swój wywód, więc czekałem cierpliwie, upijając co jakiś czas łyk ze szklanki. Metalowiec siedział zamyślony.

- Wcześniej miałem wrażenie, że geje żyją po to, by wiesz... no, rucha... to znaczy, uprawiać seks z kim popadnie, a nie po to, by wiązać się i kochać siebie nawzajem. Kurwa, nie wiem, nie pytaj mnie tylko dlaczego tak myślałem, bo nie umiem odpowiedzieć na te pytanie - zaśmiał się nerwowo i oparł łokcie o kolana, nadal w dłoniach trzymając drinka. - A potem zrozumiałem, że tak naprawdę to ja, heteroseksualny syn numer jeden, żyłem, ruchałem, imprezowałem, nie próbując się ustatkować. A na dodatek rodzina i wszyscy dookoła wiwatowali mi, nazywając moje postępowanie tym najwłaściwszym. Tylko dlatego, że jestem hetero. Wiesz o co mi chodzi?

Rozumiałem jego słowa i byłem mu wdzięczny za to, że się nimi ze mną podzielił. Dopiłem drinka do końca, czując, że teraz moja kolej na wypowiedź. 

- Wiem, co masz na myśli - potwierdziłem. - I szczerze, jest mi źle z tym, że to ciebie rodzice akceptują, a nie Alexa. Wkurza mnie to.

Michael zaśmiał się.

- Taaa, z perspektywy czasu widzę, że jest to niesprawiedliwe - powiedział i zadumał się. - Kurwa, słuchaj, ja wam chyba zazdroszczę, wiesz?

Uniosłem brwi w geście zdziwienia.

- Wiesz, jakby nie tego, że jesteście gejami i że wam ciężko, czy coś... Chciałbym po prostu, żeby ktoś tak o mnie walczył, jak ty walczysz o Alexa.

Spuściłem wzrok, zawstydzony.

- Przecież nic nie zrobiłem przez te wszystkie miesiące... - Mruknąłem, patrząc w podłogę. - Siedziałem bezczynnie, mając nadzieję, że ktokolwiek inny rozwiąże tę sprawę za mnie.

Michael poklepał mnie po plecach.

- Ale jesteś tu. I ile tu jechałeś?

- Dziesięć godzin.

Chłopak gwizdnął przeciągle.

- Widzisz, to się nazywa poświęcenie - powiedział wesoło. - A, no i sory, że cię nie zaakceptowałem do znajomych. Nie chciałem, żeby rodzice widzieli, że mam z tobą kontakt. Ale kurwa, wiesz co? Coś tak czułem, że kiedy tylko skończy się szkoła, to w jakiś sposób się spotkamy, dlatego nie byłem aż tak zaskoczony, kiedy zobaczyłem cię, jak kłóciłeś się z ochroniarzem. Poprosiłem Caro, żeby pomogła ci się dostać do środka, bo ja byłem już na scenie. 

Spojrzałem na niego, zaskoczony. 

- Mówisz o tej metalówie, co udawała, że jestem jej bratem?

- Tak, jest świetna. 

Jakby wiedząc, że o niej rozmawiamy, Caro nagle weszła do pokoju z resztą przybyłych ludzi i pomachała Michaelowi i mi z drugiej kanapy. 

- Teraz przez co najmniej godzinę będziemy odpowiadać na komentarze w social media i omawiać kolejny koncert, więc jeśli nie masz na to ochoty, bo zakładam że nie masz, bo nawet ja jej nie mam, to możesz pójść spać, pooglądać Netlixa w drugim pokoju, albo nie wiem, przejść się po okolicy. Daj mi swój numer, to dam ci znać, jak skończymy.

Wymieniliśmy się numerami i Michael puścił mi strzałkę. Postanowiłem, że pójdę na spacer, więc ubrałem z powrotem bluzę, wziąłem MP3 do kieszeni i wyszedłem, machając chłopakowi. Kiedy byłem już na dole klatki schodowej, dostałem od niego SMSa:

Mich: 27 Saint Jose st., pomarańczowy dom

Uśmiechnąłem się, czując wdzięczność i od razu wpisałem adres w GPSa, wychodząc w tę lipcową, ciepłą noc. 

***

Szedłem powoli, spacerem, czując przyjemne szumienie w głowie spowodowane alkoholem. Nie chciałem myśleć, co czeka mnie, gdy dojdę już do mojego celu, nie chciałem nic planować, chciałem działać spontanicznie. Była czwarta rano, w większości okien ziała ciemność, więc spodziewałem się, że w pomarańczowym domu nie będzie inaczej. Wiał przyjemny, ciepły wietrzyk, podeszwy moich adidasów skrzypiały przy każdym kroku, poza tym jedynymi dźwiękami były świerszcze wygrywające serenady w ogródkach. Wokół nie było widać żywego ducha. 

W końcu go zobaczyłem. Stał tam, na rogu ulicy, w pełnej, pomarańczowej okazałości. Oczywiście tak jak przewidywałem, wszystkie światła były zgaszone, ale nie czułem zawodu. Zaraz miało wstawać słońce, nowy dzień, który jeszcze bardziej przybliży mnie do Alexa. Usiadłem na krawężniku naprzeciw domu i obserwowałem jedno okno na piętrze, wyobrażając sobie, że to właśnie pokój Alexandra. Zastanawiałem się, o czym śni i jaka będzie pierwsza rzecz, którą zrobi po przebudzeniu. Oczami wyobraźni widziałem jego, teraz już bardzo wyraźną, zaspaną twarz, którą widywałem codziennie w internacie, gdy mieszkaliśmy razem. Nie czułem smutku. Czułem nadzieję i nostalgię.

O 4:30 dostałem SMSa od Michaela, więc zebrałem się i wróciłem do mieszkania, gdzie przez kolejne dwie godziny imprezowałem, tańczyłem, śmiałem się. Cały czas w głowie miałem to, że może w końcu zobaczę Alexa i to trzymało mnie w dobrym nastroju.

***

Koło południa obudził mnie mój rozdzwoniony telefon - oczywiście to mama próbowała się ze mną skontaktować. W pierwszym momencie nie wiedziałem gdzie jestem, ale kiedy zobaczyłem koło siebie śpiącego Michaela, wszystko mi się przypomniało. Zanim odebrałem telefon, zdążyłem jeszcze uświadomić sobie jak bardzo boli mnie głowa (kac!) i że w mojej buzi panowała totalna susza, taka, że język kleił mi się do podniebienia i wnętrza policzków.

- Halo? 

Podniosłem się do siadu, krzywiąc się przez szpile bólu wbijane w moją głowę. Na szafce nocnej zobaczyłem szklankę wody i niewiele myśląc, przywłaszczyłem ją sobie.

- Gabriel, gdzie jesteś? - Zapytała zmartwiona mama.

Postanowiłem, że nie będę już kłamał. No, może nie w tych najważniejszych sprawach.

- Jestem w Riverside, nocuję u brata Alexa.

W słuchawce zapadła na chwilę cisza.

- Okej... - mruknęła mama. - I co tam robisz?

Wychyliłem szklankę do dna i powoli wstałem z łóżka, kierując się do kuchni. Żołądek ścisnął mi się boleśnie z głodu.

- Dowiedziałem się, że Smithowie przeprowadzili się tutaj. Chcę się spotkać z Alexem.

Chwyciłem suchą bułkę leżącą w woreczku na stole i zacząłem ją powoli żuć. W mieszkaniu nie było słychać żadnych oznak życia. 

- Jesteś bezpieczny?

- Tak, mamo. Cały i zdrowy, bezpieczny, nie mam kłopotów. Jestem tu, bo Alex tu jest. Nie bój się, nie zrobię nic głupiego.

Mama westchnęła. 

- Słyszę, że chyba czujesz się trochę lepiej niż przed wyjazdem? - Było to bardziej stwierdzenie niż pytanie.

- Tak, w końcu czuję się normalnie - przyznałem.

I, proszę państwa, była to prawda. Miałem wrażenie, że moje emocje wróciły do dawnego porządku i znowu byłem w stanie przeżywać je w odpowiedni sposób. Czy było to chwilowe? Możliwe. Czym było to spowodowane? Najpewniej nadzieją, że zobaczę Alexa, tym, że był tak blisko. 

- Wiesz, ja nie mam nic przeciwko, żebyś zobaczył się z Alexem, tylko... Myślałeś co będzie po tym, jeśli, jeśli... no, gdyby coś nie poszło po twojej myśli? 

Zastanowiłem się chwilę. Fakt, nie miałem żadnych oczekiwań co do przyszłości, ale pozwoliłem nadziei wkraść mi się do głowy. Na co tak naprawdę liczyłem? Że "uwolnię" Alexa i znów będziemy razem? Że spotkam się z nim, żeby w odpowiedni sposób się pożegnać? Wiedziałem, że mama martwiła się po prostu o mnie i o mój stan. W tym momencie pojąłem, że tak naprawdę to i tak nie miałem nic do stracenia. Bez Alexa nic nie miało sensu, nawet emocje. Jeśli mimo moich działań, chłopak nie pojawi się znowu w moim życiu, pewnie nadal będzie ono tak samo chujowe jak do tej pory. 

A istnieje możliwość, że może być jeszcze gorzej? - Zapytałem sam siebie, ale możliwa odpowiedź lekko mnie przeraziła.

- Nie wiem, mamo. Robię to, co uważam za właściwe w tym momencie. I tak jak mówiłem, nie bój się, nie zrobię nic głupiego.

- Dobrze, ufam ci, synu. Zostań tyle, ile potrzebujesz żeby załatwić swoje sprawy i zgadzam się na to, ale pod jednym warunkiem.

- Jakim?

- Masz mieć włączony telefon, tak żebym miała z tobą kontakt i wiedziała, że żyjesz. 

Uśmiechnąłem się pod nosem.

- Nie ma sprawy. Tak będzie, dziękuję.

- Martwię się o ciebie, Gabriel - powiedziała ze smutkiem mama. - Pa, kocham cię.

- Ja ciebie też kocham, cześć.

Poczułem pustkę, o ile w ogóle pustkę da się poczuć. Nie mogłem zaprzeczyć, że mój stan przez ostatnie miesiące śmiało można było nazwać obniżeniem nastroju lub nawet depresją. Czy mogłem stoczyć się jeszcze głębiej w tę ciemną dziurę? Zdawałem sobie sprawę, że tak, jak najbardziej. Wiedziałem również, że mimo wszystko chcę zaryzykować, bo nic nie robienie i usilne próby zapomnienia Alexa również staczały mnie w ramiona depresji i beznadziei, jednak ta droga była wolniejsza. Teraz ryzykowałem, że skoczę w ciemność, jeśli nie osiągnę tego, co chciałem osiągnąć przyjeżdżając tutaj, do Riverside. Czy obchodziło mnie to? Nie, depresja stanowczo pozbawiła mnie trosk i zmartwień o samego siebie, czułem wręcz masochistyczną satysfakcję z tego, że zadawałem sobie ból psychiczny.  

***

Okazało się, że w mieszkaniu nie było nikogo oprócz mnie i śpiącego Michaela, więc poszedłem do salonu i przejrzałem małą kolekcję książek stojących na półce koło telewizora. Nic mnie nie zaciekawiło, więc wybrałem cokolwiek i rozsiadłem się na kanapie, czekając aż właściciel mieszkania powróci do żywych. Nie mogłem się jednak skupić na lekturze, więc ze zrezygnowaniem odłożyłem książkę i włączyłem telewizor, by bezmyślnie oglądać jakiś serial, w którym nawet nie wiedziałem o co chodzi.

Po jakimś czasie usłyszałem dźwięki dochodzące z sypialni, świadczące o tym, że Michael już wstał. Czekałem cierpliwie aż chłopak się ogarnie i znajdzie mnie w salonie, co wydarzyło się dopiero po jakichś 10 minutach.

- Cześć - powiedział, siadając ciężko koło mnie.

Jego głos był zachrypnięty, pewnie po wczorajszym koncercie i potężnej dawce alkoholu. Przywitałem się z nim, po raz pierwszy czując wstyd za to, że przyjechałem do niego i prosiłem o tyle przysług. Nagle poczułem chęć, by go przeprosić.

- Słuchaj, ja… Przepraszam, że tak nagle zwaliłem ci się na głowę - mruknąłem. - W sumie to nie pomyślałem nawet zanim...

- Przestań - uciął mi Michael. - Daj spokój. Nie zamierzam prowadzić tej rozmowy.

- Ale...

- Cicho! - Chłopak znowu mi przerwał. - Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to dzisiaj zobaczysz się z Alexem.

Jego słowa stanowczo sprawiły, że zamknąłem dziób. Spojrzałem na niego zaskoczony, podekscytowany i wystraszony zarazem.

- Jak... to?

- Tak to. Napisałem mu wiadomość, żeby przyszedł, bo mam coś dla niego. Na razie odpisał mi "Czemu ty nie możesz przyjść do domu?", więc chyba nadal nie lubi mnie na tyle, żeby po prostu przyjść - zaśmiał się.

Uśmiechnąłem się, bo oczami wyobraźni widziałem i słyszałem jak Alex wypowiada te słowa, robiąc przy tym jedną ze swoich zniecierpliwionych min. Nadal do mnie nie docierało, że Smith był tak blisko, na wyciągnięcie ręki.

- Napisz mu, że znalazłeś jego czerwoną bluzę i chcesz mu ją oddać - rzuciłem. - Zostawił mi tę bluzę kiedy widzieliśmy się po raz ostatni, mam ją w plecaku.

Michael uśmiechnął się szeroko.

- Czekaj, czekaj, nosisz te bluzę cały czas ze sobą, czy co? - Zaśmiał się, pisząc coś na telefonie. - Przesłodkie.

Poczułem wstyd i nie byłem w stanie nic odpowiedzieć chłopakowi, więc po prostu poszedłem do pokoju, gdzie znajdował się mój plecak i wykopałem bluzę z jego dna. Wróciłem do salonu, gdzie Michael nadal wpatrywał się w ekran swojego telefonu. 

- Na razie nic nie odpisał - mruknął, jakby do siebie. - Napisałem mu, żeby był za 20 minut.

Dobrze, że chwilę wcześniej usiadłem, bo gdybym stał, to pewnie leżałbym już jak długi na dywanie. Zrobiło mi się gorąco, a moje serce zaczęło kołatać mi w piersi.

Alex Alex Alex Alex! - Dudniło mi w głowie. - Możliwe, że będzie tu za 20 minut. Tu! 

Michael wstał, przeciągając się i powiedział:

- Schowasz się w sypialni, żeby cię nie widział. Zrobimy mu niespodziankę.

Pokiwałem mu głową na znak zgody, bo z emocji nadal nie byłem w stanie sklecić nawet prostego zdania.

- Tymczasem, ja idę wziąć prysznic.

Chłopak zostawił mnie samego w salonie, siedzącego na kanapie. Miałem wrażenie, że moja głowa, tak odzwyczajona od tylu silnych emocji, zaraz eksploduje. Uśmiechałem się jak głupi ze szczęścia, jednocześnie bojąc się spotkania z Alexem. Myśli krążyły mi wokół wspomnień, zmartwień i wątpliwości. 

***

Dokładnie o 18:45 dzwonek od drzwi rozbrzmiał gwałtownie i wesoło, co było słychać równie mocno w sypialni, za której drzwiami stałem z bijącym sercem. Po chwili doszły do mnie kroki stawiane na panelach przedpokoju, jednak coś od razu zwróciło moją uwagę. Stukot nie pasował do adidasów, które zwykle nosił Alex, powiedziałbym, że były to raczej odgłosy damskich obcasów. Nie myliłem się.

- Cześć Michael - powiedziała Irene Smith. - Też mam do ciebie sprawę, więc stwierdziłam, że przyjdę z Alexem.

Moje serce zabiło jeszcze szybciej i pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy, to schowanie się. Szybko, starając się narobić jak najmniej hałasu, podszedłem do szafy i próbowałem ją cicho otworzyć. Wsunąłem się do środka i przykucnąłem na stercie ciuchów leżących na dnie, po czym zamknąłem za sobą drzwi. W duchu cieszyłem się, naprawdę byłem przeszczęśliwy, że Michael wpadł na głupi pomysł zrobienia Alexowi niespodzianki, bo gdyby nie ten fakt, właśnie patrzyłbym swoimi zaskoczonymi oczami w pewnie równie zaskoczone oczy Irene. 

Z wnętrza szafy nie słyszałem zupełnie nic, co działo się na przedpokoju, ale doszedł do mnie dźwięk otwieranych drzwi sypialni i trzy głosy brzmiące naprzemiennie. Z tej odległości, oddzielony jedynie cienkim drewnem mebla byłem w stanie rozróżnić poszczególne słowa.

- Co się stało, że nagle napisałeś do Alexa? - Zapytała Irene.

Michael westchnął głośno i przeciągle.

- W końcu to mój brat, co nie? - Rzucił niedbale.

Słyszałem, jak stukot obcasów zmierza wzdłuż szafy, w stronę drzwi, za którymi usilnie próbowałem oddychać jak najciszej. 

- Dziwne, że dopiero teraz, kiedy się wyprowadziłeś, nagle zainteresowałeś się bratem.

- Mamo, a czy to ważne? - Powiedział Alex, sprawiając, że na ciele wystąpiła mi gęsia skórka.

Jego głos, jego głęboki, miły głos, rozbrzmiewał mi w głowie, tak, że na chwilę zapomniałem gdzie byłem. Przypomniały mi się wszystkie poranki, gdy to ze mną jako z pierwszą osobą witał się i dzielił swoimi uczuciami i przemyśleniami. I gdy wieczorem żegnał się ze mną, mówiąc dobranoc. Gdy mówił "Kocham cię", całując i tuląc do siebie, jakby to były najważniejsze słowa, które kiedykolwiek wypowiadał.

- Nie, Al, nie chcę tylko, żeby Michael miał na ciebie zły wpływ - jej kroki, a także głos oddaliły się od drzwi szafy, ale nie pozwoliłem sobie na odetchnięcie z ulgą.

- Podobno to ja miałem na niego zły wpływ, więc skąd teraz te słowa? - Rzucił Alex bez emocji. 

- No właśnie, to on mnie zawsze gorszył, nie na odwrót - dodał Michael.

Irene westchnęła głęboko, chyba ze złością. W pokoju na chwilę zapanowała cisza. Nikt się nie odzywał, ani nie ruszał, za to ja walczyłem głęboko w sobie z chęcią kichnięcia, która nagle mnie opanowała. Oczy zaczęły mi łzawić, a z nosa pociekła mi wodnista wydzielina.

- Mam was obu serdecznie dosyć - podsumowała pani Smith, a jej kroki podążyły w stronę korytarza. - Róbcie co chcecie, ale Alex ma być w domu przed dwudziestą.

Kiedy reszta osób przeszła w stronę drzwi wyjściowych, w końcu pozwoliłem sobie na kichnięcie, ale starałem zdusić się je za wszelką cenę rękawem bluzy. I tak miałem wrażenie, że wydałem z siebie przeraźliwie głośny dźwięk i że zaraz Irene wróci się i otworzy z satysfakcją szafę. W milczeniu, wciąż zakrywając nos i usta ręką, czekałem przerażony na rozwój sytuacji. Po kilkunastu sekundach usłyszałem tylko trzask drzwi i miękkie kroki zmierzające przez korytarz do sypialni. Mimo wszystko bałem się na razie wyjść z ukrycia.

- Kurwa, mogłeś dać znać, że ona z tobą przyjdzie - rzucił Michael gniewnie. - Ja pierdole, było blisko...

- Blisko do czego? - Zapytał nieświadomie Alex poirytowanym głosem. - Myślisz, że chciałem, żeby ze mną szła? Spotkałem ją przed domem jak wychodziłem i już nie chciała mnie zostawić w spokoju. Zresztą, też bym na jej miejscu się zdziwił, gdybym usłyszał, że mnie zapraszasz. O co ci chodziło w ogóle z tą bluzą?

- Wiesz co, tak się cieszę, że to powiedziałeś i że w ogóle jesteś na mnie zły, bo kurwa za chwilę się przekonasz po co w ogóle cię tutaj ściągnąłem i będziesz mnie na kolanach całował po stopach.

- Co ty pier...

W tym momencie Michael otworzył jednym ruchem szafę, w której nadal się chowałem, zaskakując tym zarówno mnie, jak i Alexa. Niezgrabnie wypełzłem na zewnątrz, patrząc jak mój (?) chłopak siada ciężko na łóżku, rozdziawiając usta w wyrazie zdziwienia. Mich stał obok, zadowolony jakby zdobył złoty medal, z zaplecionymi na piersiach rękoma i patrzył to na mnie, to na swojego brata. Stanąłem na nogach, zamknąłem za sobą drzwi szafy i zapomniałem języka w gębie. Jedyne, co udało mi się wyjąkać, to głupie:

- Nie...spodzianka? - Brzmiało to jednak bardziej jak pytanie, które zawisło w pokoju między nami, oczekując na odpowiedź.

1 komentarz:

  1. Hej. Och ten Michael to ma dopiero wyczucie. Dobrze,że wpadł na pomysł z tą niespodzianka dla Alexa, bo tak to bym zeszła razem z nimi wszystkimi na zawał ;). Irene widać,że nie odpuszcza. Dobrze ,że Michael przejrzał na oczy i dociera do niego ,że miłość to miłośc ,która nie jest zależna od płci.w tym wszystkim to Alex był naprawdę zszokowany, szkoda ,że skończyłaś w takim momencie... Pozdrawiam o czekam na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń

Dziekuję za komentarz :)