Rozdział XLV


To była jedna z lepiej przespanych nocy w moim życiu – nie obudziłem się ani razu, a koszmary, które zwykle mnie nawiedzały, ustąpiły sennej utopii. Myślę, że powodem tego wszystkiego było zwyczajne zmęczenie po wiadomym wydarzeniu, które miało miejsce wcześniejszego wieczoru.

Obudziłem się gdy Alex chrapnął przeciągle i przewrócił się na drugi bok; chłopak najwidoczniej przeziębił się w którymś momencie i teraz słychać było tego donośne skutki. Przetarłem oczy, zerkając z ukosa na zegarek i stwierdziłem, iż godzina jest taka, że równie dobrze mógłbym pójść robić śniadanie lub dołączyć do Alexa. Po chwili zastanowienia wybrałem tę pierwszą opcję; byłem wyspany jak nigdy i głodny jak wilk.

Jeśli po każdym seksie będę tak wypoczęty jak dzisiaj, to chyba będę wypuszczał Alexa z łóżka tylko po jedzenie i do toalety – pomyślałem, patrząc z uśmiechem na śpiącego chłopaka.

Pogładziłem go po policzku, co na chwilę zmniejszyło natężenie chrapania, ale gdy tylko zabrałem rękę, Alex wydał z siebie dwa razy głośniejszy dźwięk. Zdusiłem w sobie napad śmiechu i zanotowałem w głowie żeby poszukać w domu jakiegoś syropu na kaszel, bo to właśnie nieuchronnie czekało Alexa w bliskiej przyszłości. Wstałem i uważając, by nie obudzić hałasującego jak parowóz chłopaka, wygrzebałem z pościeli własne bokserki, które bez zawahania wsunąłem na tyłek. Wyszedłem z pokoju cicho zamykając drzwi, a przy tym rzucając Alexowi ostatni uśmiech.

Na przedpokoju przejrzałem się w lustrze, by zobaczyć własną szyję obsypaną malinkami o różnych barwach i kształtach, a idąc już do łazienki w celu wzięcia krótkiego prysznica, myślałem tylko o tym, że jakoś nie dokucza mi strasznie ból – Alex naprawdę dobrze mnie przygotował, za co postanowiłem podziękować mu pysznym śniadaniem prosto do łóżka. Po porannej toalecie poszedłem do kuchni i pierwszą rzeczą jaką zobaczyłem była karta leżąca na stole. Dopiero potem zauważyłem matkę, która siedziała przy stole i pustym wzrokiem patrzyła przez okno. Nie byłem w stanie nic powiedzieć, nie mogłem zatrzymać moich oczu, a mózgowi nie mogłem zabronić przetworzenia widzianych przez nie obrazów. Chcąc nie chcąc bezsensowne litery napisane na kartce ułożyły się w mojej głowie w dwa proste słowa: KARTA ZGONU. Nogi same się pode mną ugięły, lecz na szczęście w pobliżu znajdowało się krzesło, więc usiadłem na nim ciężko. Moje oczy nadal uparcie odczytywały litery z kartki, choć mózg stanowczo się zbuntował przed przetwarzaniem tych informacji.

Imię i nazwisko: Peter Phantomhive
Czas zgonu: 23:25
Powód zgonu: ostra niewydolność wątroby, niewydolność krążeniowo-oddechowa

Dalej nie mogłem już wytrzymać, bo poczułem jak nagle w ustach zbiera mi się dużo śliny, a żołądek zaciska mi się w supeł. Wewnętrznie miałem wrażenie, że zaraz zwymiotuję, a zewnętrznie byłem właśnie najspokojniejszym człowiekiem na świecie. W tym momencie cieszyłem się, że zamknąłem drzwi od pokoju, w którym nadal spał Alex. Myślałem, że matka będzie siedziała i patrzyła przez okno do końca świata, ale ona spojrzała na mnie tym swoim smutnym spojrzeniem szarych oczu, a z jej ust wyszły słowa:

                - To nie twoja wina.

Dopiero gdy to powiedziała, zrozumiałem o co jej chodziło. Przez te krótką chwilę nie miałem nawet czasu nad zastanowieniem się i poczuciem wyrzutów sumienia – bo przecież to przeze mnie ojciec się zdenerwował na tyle, że potrzebował interwencji pielęgniarek i lekarza. Chciałem coś powiedzieć, nie wiem nawet co; chciałem usprawiedliwić się lub obarczyć, nie wiem… Wiem, że otworzyłem usta, ale żadne słowo z nich nie padło, nie powiedziałem zupełnie nic. Nie umiałem.

                - Widzisz, Gabriel, nie tylko ty powiedziałeś ojcu wczoraj o czymś szokującym. Po tym jak wyszedłeś, to znaczy… wyszliście, ojciec dostał leki na uspokojenie i jego stan się ustabilizował. Co prawda adrenalina zrobiła swoje, ale to mój późniejszy występ go dobił.

Słuchając jej słów obserwowałem wyraz jej twarzy, który wyrażał czysty ból, ale i skruchę. W tym momencie matka wyglądała na tak małą i skrzywdzoną, że aż miałem ochotę zamknąć ją w ramionach, byleby nic już złego jej się nie przytrafiło.

                - Wiem, że możesz znienawidzić mnie za to, czego się zaraz dowiesz, ale chyba nic już nie może sprawić, że będę czuła się gorzej niż teraz… - Tu matka zrobiła krótką przerwę, wycierając pojedyncze łzy spływające po jej polikach. – Twoje wczorajsze wyznanie jednocześnie zaskoczyło mnie i nie zaskoczyło, ponieważ od dawna podejrzewałam, że możesz… lubić chłopców, wiesz, matczyny instynkt. Ale nie wiedziałam, że zdobędziesz się na to, by przyznać się do tego ojcu. Widzisz, po części cię podziwiam, bo ja nie potrafiłam powiedzieć mu o tym, że ja sama do świętych nie należę…

Poczułem jak matka przykrywa swoją drobną dłonią moją własną dłoń, którą trzymałem na blacie tuż obok karty zgonu.

                - Gabrielu… pół roku temu spotkałam pewnego mężczyznę i zakochałam się w nim. Od tamtej pory zdradzałam twojego ojca.

Gdy skończyła mówić, utkwiła we mnie wzrok, który pełny był jeszcze niedojrzałych łez. Matka czekała aż jakoś skomentuję jej słowa, ale gdy próbowałem to zrobić, powtórzyła się sytuacja z wcześniej – otworzyłem usta i… cisza.

                - Chcę żebyś mnie dobrze zrozumiał, więc muszę opowiedzieć ci jak z mojej strony wyglądał mój związek z twoim ojcem. Ta wersja, którą znasz nie do końca jest prawdą, bo jest łagodniejsza niż w rzeczywistości, ale myślę, że jesteś już na tyle dużym chłopcem, byś dowiedział się prawdy i mógł to przemyśleć. – Matka odchrząknęła i rzuciła mi szybkie spojrzenie. Denerwowała się. – Ja i twój ojciec nie znaliśmy się przed tym, kiedy cię… spłodziliśmy. Jedyne co o sobie wiedzieliśmy, to to, że chodziliśmy na te same zajęcia. Tak wyszło, że pewnego dnia dałam się namówić koleżankom, że pójdę z nimi na imprezę. Oczywiście to zdarzyło się na niej, po niemałej dawce alkoholu. Wtedy straciłam… cnotę, a potem nie kochałam się z nikim więcej, więc kiedy później zorientowałam się, że jestem w ciąży, wiedziałam, że ojcem może być tylko jedna osoba. Powiedziałam o tym Peterowi, a on na początku nie wierzył, ale po kilku dniach oznajmił mi, że weźmie ze mną ślub i wychowamy wspólnie dziecko. Praktycznie się nie znaliśmy, ale zgodziłam się. Moi rodzice byli tym zdegustowani, pewnie wyrzuciliby mnie z domu, gdyby nie fakt, że mieszkałam w bursie, ale za to przestali dawać mi pieniądze, więc po krótkim czasie musiałam rzucić szkolę i poszukać sobie pracy. Rodzice Petera odradzali mu brania mnie za żonę, a mi zaczęli proponować układy, takie że aż robiło mi się od nich niedobrze. Proponowali mi pieniądze w zamian za to, że zostawię ich syna w spokoju, albo chcieli załatwić mi aborcję i zapłacić za milczenie. Nie zgodziłam się. Zresztą ty dobrze o tym wiesz, bo jesteś tutaj ze mną i patrzysz na mnie wzrokiem, który próbuję rozszyfrować.

To mówiąc, ścisnęła mocniej moją dłoń, a uścisk ten był jednocześnie delikatny i czuły.

                - Peter dowiedział się o propozycjach rodziców i wyprowadził się od nich. Rzuciliśmy szkołę, wzięliśmy skromny ślub, a potem szukaliśmy pracy. Na początku mieszkaliśmy w małej kawalerce i nie było wcale tak źle, najgorsze były zimy, kiedy zatykaliśmy ścierkami szczeliny w oknach, bo śnieg wpadał nam do pokoju… Jednak nie zmierzam do tego, żeby narzekać jakie to nasze życie było okropne. Zmierzam do tego, że to nie było małżeństwo z miłości, tylko z rozsądku. Popełniliśmy błąd i obydwoje byliśmy winni tego, co się stało. Musieliśmy wziąć za ciebie odpowiedzialność jak dorośli ludzie. Widzisz, udawanie dobrej pary było trudne. Na początku często się kłóciliśmy, ale ty możesz tego nie pamiętać, bo byłeś bardzo mały. Zastanawialiśmy się nawet nad rozwodem, ale stwierdziliśmy, że będziemy ze sobą tyle, ile wytrzymamy, oczywiście ze względu na ciebie. Lecz nadal w naszym związku nie było ani krzty miłości. Starałam się pokochać Petera, ale nigdy mi się to nie udało. Mogłam jedynie przyzwyczaić się do niego. I pewnie żyłabym tak przez całe życie, gdyby nie mężczyzna, którego spotkałam pół roku temu. Do tej pory moje życie było dość monotonne i smutne, ale gdy on wkroczył w moje życie… nawet nie wyobrażasz sobie jaka zaszła we mnie zmiana! Odzyskałam chęci do czerpania przyjemności z życia, zaczęłam mieć życie towarzyskie, zaczęłam wychodzić z domu żeby się z kimś spotkać…

Mama uroniła kilka łez, uśmiechając się radośnie, co było tak sprzeczne i niesamowite, że zacząłem zastanawiać się, czy przypadkiem mnie nie spotkała taka sama sytuacja. Przed Alexem moje życie było nudne, samotne i monotonne; każdy dzień wyglądał praktycznie tak samo i nie mogłem nic na to poradzić. Dopiero on sprawił, że zacząłem z powrotem cieszyć się z małych rzeczy, zacząłem poznawać ludzi…

                - Problem w tym, że nawet nie czułam z tego powodu wyrzutów sumienia, bo miałam wrażenie, że go nie oszukuję. Jakaś inna część mnie podpowiadała mi, że on pewnie też ma jakąś kochankę na boku i to również mnie nie obchodziło. Byłam szczęśliwa w swoim małym sekrecie i to mi wystarczało. Jednak najbardziej przerażającą dla mnie rzeczą jest to, że poczułam się tak lekko, gdy mu o tym wczoraj powiedziałam. Czułam się tak, jakbym zwierzała się ze swojego zakochania swojemu przyjacielowi, a nie mężowi. Peter przyjął to dość spokojnie, ale widziałam, że jest zawiedziony. Może to podejrzewał, kto wie? Ale… ale… gdy twój ojciec umarł… o boże, nie wiem, czy przejdzie mi to przez gardło… poczułam, poczułam coś, coś niekoniecznie dobrego. Coś na kształt ulgi? Wiesz, że teraz, po śmierci Petera będę mogła ułożyć sobie życie na nowo z ukochanym mężczyzną i… O boże, jaki ze mnie potwór!

W tym momencie ciałem matki wstrząsnął mocny spazm, a ona sama zaczęła łkać. Nie czekałem ani chwili, tylko przytuliłem ją mocno do siebie. W końcu odzyskałem mowę.

                - Mamo, mamo… Nie płacz, proszę… Wcale nie jesteś potworem! – Zapewniałem, ale ona nie chciała się uspokoić. – Rozumiem cię, naprawdę. Gdybym był na twoim miejscu, to postąpiłbym tak samo, słyszysz? To nie twoja wina, że ojciec umarł. I to też nie jest moja wina. Nie twoja wina, że nie potrafiłaś go pokochać, że pokochałaś kogoś innego i że chciałaś z nim być. Tak samo jak nie moją winą jest to, że jestem gejem, że kocham innego mężczyznę i że chcę spędzić z nim resztę swojego życia. Słyszysz mnie? To nie jest nasza wina, że jesteśmy, jacy jesteśmy.

Nim się spostrzegłem, wszystkie emocje, które się we mnie zgromadziły, spłynęły w postaci łez na moje poliki. Już nie wstydziłem się okazywać przy mamie emocji, zrozumiałem, że jej życie nie było tak kolorowe na jakie wyglądało, a mimo wszystko starała się dać z siebie wszystko.

                - Oh, skarbie, kocham cię i martwię się o ciebie, ale jeśli naprawdę chcesz spędzić z tym chłopcem resztę swojego życia i jesteś pewien, że będziecie ze sobą szczęśliwi, to jestem po twojej stronie, bo chcę dla ciebie jak najlepiej.

Słowa mamy spowodowały u mnie kolejną porcję łez, ale szybko się opanowałem, by z uśmiechem powiedzieć jej:

                - To samo tyczy się ciebie, mamo. Jeśli naprawdę kochasz tego mężczyznę, to jestem z wami i co najważniejsze, chciałbym go jak najszybciej poznać.

Mama wyprostowała się na krześle, patrząc na mnie z niedowierzaniem i lekkim zadowoleniem.

                - Synku, przepraszam za te wszystkie złe słowa, które kiedykolwiek tobie powiedziałam. Dopiero teraz widzę, że jesteś dojrzałym człowiekiem, może nawet bardziej wyrozumiałym niż ja…

                - Mamo, nie wracajmy już do tego, co było kiedyś, dobrze?

                - Dobrze… - mruknęła i uśmiechnęła się do mnie przez łzy. – Skoro akceptujesz mój związek, to mogę poprosić Jerry’ego, by pomógł nam załatwić wszystkie… sprawy.

To mówiąc, rzuciła spojrzenie na kartę zgonu leżącą na stole i zagryzła wargi.

                - Jasne. Z jego pomocą będzie nam o wiele łatwiej.

Nie czułem się na siłach by kontynuować dalej ten temat, więc stwierdziłem, że czas wziąć się za robienie śniadania, ale mama mnie wyprzedziła.

                - Pewnie jesteście głodni, chłopcy – spojrzała znacząco z uśmiechem na moją szyję pełną malinek. – Zrobię wam śniadanie, ale powiedz na co macie ochotę.

Czerwieniąc się ze wstydu mruknąłem, że chętnie zjadłbym owsiankę, a dla Alexa dobrym wyjściem byłaby jajecznica na dużej ilości bekonu. Mama potaknęła głową i wzięła się za robienie jedzenia, ja natomiast siedziałem przy stole i przysłuchiwałem się jej krzątaniu. W pewnym momencie zapytałem:

                - Jak nazywa się ten twój Jerry?

Mama posłała mi uśmiech przez ramię, wbijając jajka na patelnię.

                - Jerome Wojciechowsky, ma polskie korzenie, tak samo jak my.

                - Mhm – mruknąłem; jego nazwisko brzmiało dość znajomo.

Chwyciłem kartę zgonu i beznamiętnie zgiąłem ją na pół.

***
Alex wynurzył nos zza drzwi kiedy tylko zapach jajecznicy dotarł do pokoju w którym spał. Usłyszałem znajome skrzypienie zawiasów, które już od dawna błagały o błogosławieństwo naoliwienia i wiedziałem już, że grono w kuchni zaraz powiększy się o jedną osobę. W duchu miałem jedynie wielką nadzieję, że chłopak ubrał coś na siebie i że nie zamierzał zrobić mi żadnej seksownej niespodzianki z rana. Alex wkroczył na boso do kuchni, a ja z ulgą zobaczyłem, że miał na sobie jakiś t-shirt i spodnie dresowe. Chłopak uśmiechnął się do mnie, a potem zauważył moją mamę i lekko się zawahał. Ostatecznie usiadł na krześle obok mnie.

                - Dzień dobry, pani Phantomhive – przywitał się.

                - Witam, chłopcze. Czy mógłbyś mi się przedstawić? Niestety, ale wczorajsze wydarzenia nie dały ci tej szansy, więc dzisiaj to ja ci ją daję.

Alex posłał mi zdziwione spojrzenie nad blatem stołu, a wyglądał przy tym tak komicznie, że parsknąłem śmiechem. Gdy to zobaczył, wyluzował się i wstał; szarmancko ujął dłoń mojej mamy, pocałował lekko jej grzbiet i mruknął.

                - Nazywam się Alexander Smith, miło mi panią poznać.

Mama zaśmiała się i podała Alexowi talerz z gorącą jajecznicą.

                - Skoro teraz się już znamy, Olku, możesz mówić do mnie po imieniu.

Mina Smitha stała się jeszcze zabawniejsza niż przed chwilą. Tym razem również mama parsknęła śmiechem, który słyszałem może drugi lub trzeci raz w życiu.

                - Dobrze… Dziękuję… pani Phan… to znaczy, dziękuję, Tereso – wydukał Alex.

Usiedliśmy razem do stołu i zaczęliśmy jeść wspólnie śniadanie – to była kolejna rzecz, która świadczyła o rodzinnym postępie. Zwykle posiłki jadaliśmy osobno, gdzie lub kiedy każdy chciał.

***
Dopiero po śniadaniu, gdy wróciliśmy do pokoju, by odpocząć, a mama zajęła się sprzątaniem, powiedziałem Alexowi o tym, że mój ojciec zmarł. Chłopak przyjął to spokojnie – zresztą co tu się dziwić, skoro nawet go nie znał, a jedyna styczność z jego osobą skończyła się na krzykach i wyzwiskach? Alex martwił się natomiast o mnie, ale ja zapewniłem go, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Może nie do końca tak było, ale jednocześnie nie rozpaczałem jakoś strasznie. Było w porządku. Po prostu w porządku. Powiedziałem mu również o historii mojej mamy, a chłopak przerwał mi opowieść tylko w jednym małym momencie, by zauważyć, jak bardzo rozumie jej wybór i sytuację.

                - Nie dziwię jej się. Widzisz, Gabe, jeśli chodzi o miłość, to ja mam to samo z tobą. Przed tym, jak cię poznałem, moje życie nie należało do najciekawszych. Raczej mógłbym wygrać nim konkurs dla nudziarzy. Ale wszystko się zmieniło kiedy się w tobie zakochałem, i wiesz co? Mimo wszystkich przeciwności losu, mimo moich rodziców i niekoniecznie akceptacji społeczeństwa, dokonałbym takiego samego wyboru nawet gdybym miał tysiąc różnych szans. Zawsze wybrałbym ciebie. Nawet gdybyś miał garbaty nos i odstające uszy.

To mówiąc uszczypnął mnie w policzek, więc chwilę się przekomarzaliśmy do momentu, aż nasze spojrzenia się spotkały. Kilka sekund patrzyliśmy sobie w oczy, a potem pocałowaliśmy się delikatnie. Nie wiem dlaczego, ale przypomniał mi się nasz pierwszy pocałunek, który miał miejsce dokładnie w Sylwestra, kiedy to Alex pocałował mnie przy akompaniamencie fajerwerków i radosnych okrzyków witających Nowy Rok.

                - Kocham cię – mruknąłem. – I tak swoją drogą, bardzo podobał mi się wczorajszy wieczór, wiesz?

Chłopak uśmiechnął się zadowolony.

                - Wiem.

                - I co, tylko tyle powiesz? – Żachnąłem się.

Wtedy Alex przewrócił mnie na plecy i położył się na mnie, całując mnie mocno. W brzuch wbiło mi się coś twardego, schowanego w spodniach chłopaka.

                - Widzisz co mi zrobiłeś swoimi słowami? – Zapytał.

                - Nie widzę, ale czuję.

                - No właśnie. Więc wiedz, że moja erekcja wyraża więcej niż tysiąc słów.


Parsknąłem tak, że opryskałem pół twarzy Alexa kropelkami śliny, na co ten jęknął z obrzydzeniem.

                - Fuuj, jesteś okropny!

Zaśmiałem się głośno, przyciągając chłopaka do siebie i kładąc mu rękę na karku. Spojrzałem mu w oczy, a potem pocałowałem go mocno, z języczkiem.

                - A teraz to nie brzydzisz się mojej śliny, ty hipokryto?

Alex z zarumienionymi polikami mruknął pod nosem jakieś niewyraźne słowa – czyli po prostu nie miał już argumentu na moje zarzuty i zaczął mnie całować, a po każdym całusie, droczył się, jęcząc:

                - O fuj, jak tak można się całować! Przecież to jest ślina, najobrzydliwsza wydzielina ciała ludzkiego! A ble! Nawet enzymy, które zawiera mają okropne nazwy! Ptialina! Ten, kto to wymyślił musiał mieć kompleksy!

Śmiałem się tak długo, że aż rozbolał mnie brzuch. Alex widząc to był z siebie tak zadowolony, że rumieńce oblały całe jego poliki. Nagle poczułem wielką potrzebę zmiany tematu na poważniejszy, więc zakomunikowałem:

                - Dzisiaj poznamy nowego faceta mojej mamy. Niejakiego Jeroma Wojciechowsky’ego, który pomoże nam załatwić formalności co do pogrzebu i zorganizowania stypy. Także trzeba będzie wyjść z domu i być odpowiedzialnym.

Alex potaknął głową i położył się koło mnie na łóżku.

                - Nie ma sprawy. Dla ciebie wszystko.

***
Całe południe pomagaliśmy mamie sprzątać w mieszkaniu; zebraliśmy wszystkie ciuchy ojca i pakowaliśmy je do worków, które miały później zostać przekazane dla potrzebujących. Nie rozmawialiśmy za dużo, bo ja i mama zatopiliśmy się we wspomnieniach, które nie zawsze były kolorowe. Kiedy skończyliśmy, przedpokój wypełnił się workami, w których znajdowały się rzeczy ojca. Duży pokój stał się nieco ogołocony i posępniejszy, ale nam było lżej na duszach.

                - O piętnastej przyjadą ludzie z Armii Zbawienia żeby zabrać wszystkie rzeczy – powiedziała mama, stając na środku pokoju i podpierając się pod boki.

Jeden z niesfornych kosmyków włosów wyszedł jej z koka i opadł na czoło. Zapatrzyłem się na nią, myśląc o tym, że wcześniej nie zauważyłem, że jest naprawdę ładną kobietą jak na swoje lata, a w młodości musiała być naprawdę urodziwa. Z zamyślenia wyrwał mnie całus złożony przez Alexa na moim policzku. Uśmiechnąłem się do chłopaka i usiadłem na fotelu, ciężko wzdychając.

                - Napijecie się czegoś, chłopcy?

                - Poproszę herbatę – mruknąłem, przymykając oczy.

Alex usiadł koło mnie, tez ciężko wzdychając.

                - Ja dziękuję – powiedział.

Mama kiwnęła głową, ściągnęła fartuch i poszła do kuchni. Skorzystałem z tej okazji i wtuliłem się w Alexa, wdychając zapach jego wody po goleniu.

                - Powiedziałeś Philowi i Billowi o wszystkim? – Zapytałem.

Chłopak zaczął głaskać mnie po głowie z czułością.

                - Zadzwoniłem do Phila kiedy czekałem na samolot. Powiedział, że w porządku i że będą tam w domku przez całe ferie, więc jeśli będziemy chcieli, to możemy do nich wpaść chociaż na kilka dni.

                - Chciałbyś tam pojechać?

                - Tak, ale jeśli wolisz zostać, to nie ma problemu, zostanę z tobą. Zresztą, rodzice jakoś specjalnie za mną nie tęsknią, więc się do nich nie wybieram, chociaż pojechałbym do domu żeby zobaczyć się z Vi…

Przygryzłem wargę w zamyśleniu. Wtedy do pokoju wróciła mama, niosąc kubek z herbatą w jednej ręce, a w drugiej kieliszek z winem. Spojrzeliśmy z Alexem po sobie, a potem na nią i wybuchnęliśmy śmiechem.

                - No co? Już jest po dwunastej, więc to nie liczy się jako alkoholizm.

Wziąłem od niej kubek i postawiłem go na stoliku obok. Mama usiadła na kanapie, wzięła łyk szkarłatnego płynu i spojrzała na Alexa.

                - Twoi rodzice wiedzą, że masz chłopaka?

O tak, moja mama była mistrzynią w zadawaniu niezręcznych pytań.

                - Nie. Wiedzą, że jestem gejem, ale „zabronili” mi spotykać się z chłopcami.

                - Zamierzasz im powiedzieć?

Alex westchnął, a ja czułem jak rytm jego serca przyspiesza znacznie.

                - Nie, na razie nie jestem na to gotowy.

Zrozumiałem, że właśnie oto mama zaczęła akcję pod tytułem „Przesłuchanie”.

                - Chodzisz z Gabrielem do tej samej szkoły, prawda?

                - Tak, chodzimy nawet razem na biologię.

                - Jak się poznaliście?

                - Cóż… - chłopak odchrząknął. – Na samym początku nie bardzo się lubiliśmy. Powiedziałbym nawet, że w ogóle. Dopiero potem lepiej się poznaliśmy i… tak wyszło – odpowiedział wymijająco.

Na chwilę zapadła cisza, podczas której mama wzięła kolejnego łyka wina, a ja wtuliłem się mocniej w Alexa. Ich głosy mnie relaksowały, więc przymknąłem oczy, lecz niedługo trwał ten spokój. Ciszę przerwał dzwonek domofonu i podekscytowany, kobiecy głos.

                - To chyba Jerry!

Mama wstała, poszła na przedpokój i podniosła słuchawkę domofonu, wpuszczając gościa na klatkę schodową. Po chwili otworzyła drzwi wejściowe i przywitała się w progu z wysokim jegomościem. Podniosłem się z fotela razem z Alexem i podszedłem do mężczyzny, wykorzystując moment, by mu się przyjrzeć.

Był to niczym niewyróżniający się z tłumu facet w średnim wieku. Na skroniach jego krótko przystrzyżone włosy zaczynały już siwieć. Mimo tego jego twarz miała łagodne rysy i budziła zaufanie. Jerome był kompletnym przeciwieństwem ojca.

                - Dzień dobry – przywitałem się.

Mężczyzna wypuścił mamę z objęć i spojrzał w moim kierunku. Jego twarz rozjaśnił uśmiech.

                - Ach, to ty, Gabrielu. W końcu mogę cię poznać – powiedział, podając mi rękę. – Mów mi Jerry, nie mam nic przeciwko.

Uścisnąłem mu dłoń, również się uśmiechając. Kątem oka widziałem mamę, która zadowolona stała z boku i przyglądała się naszym dłoniom.

                - Witam, jestem Alexander Smith – mruknął chłopak, podając rękę Jerremu.

Mężczyzna uścisnął mu dłoń zaciekawiony.

                - Jerome Wojciechowsky. Jesteś…

                - Chłopakiem Gabriela. Przyjechałem z Hannigram kiedy tylko dowiedziałem się o stanie pana Phantomhive’a. Miło mi pana poznać.

Jerry nie krył się ze swoim zdziwieniem – spojrzał na mamę, a ona tylko wzruszyła ramionami z uśmiechem i wzięła go pod rękę.

                - Nie patrz tak na mnie, ja dowiedziałam się o tym wczoraj.

                - Nie chodzi o to, że mam coś przeciwko, ale nie codziennie słyszy się takie rzeczy.

Już zanim skończył mówić, polubiłem go. Naprawdę go polubiłem. 


8 komentarzy:

  1. Hmm, ja nie specjalnie poczułem żebyś "zardzewiała" :)
    Spodobało mi się jak pokazałaś, że ludzi bez sekretów są pogodniejsi :)
    Weny na kolejne rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak fajnie że napisałas trzymam kciuki za maturę i czekam na kolejny odcinek:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest to co kocham. Naprawdę. Potrafiłam minimum raz w tygodniu sprawdzać czy coś się nie pojawiło... To chyba jedno z najlepszych opowiadań, jakie istnieją w internecie. Czytałam je nie raz i kiedy dobiegnie końca - pewnie nie raz je przeczytam. Powodzenia na maturze i olimpiadzie z biologii ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Omo omo <3 Jakiś czas temu przypadkiem wpadłam na Twojego bloga, przeczytałam wszystko w tempie wręcz błyskawicznym i co jakos czas zaglądałam żeby sprawdzić czy nie pojawiło się coś nowego. Dzisiaj weszłam i umarłam ze szczęścia :p Rozdział cudowny (zresztą podobnie jak wszystkie inne). Ogólnie rzecz biorąc bardzo podoba mi sie Twój styl pisania. Gabriel(ten z pierwszych rozdziałów-samotny i nieszczęśliwy) przypomina mi trochę moją osobę. W zasadzie to nawet bardzo jeśli mam być szczera xD Też zostałam w przeszłości skrzywdzona przez osobę którą uważałam za przyjaciela i teraz nie potrafię rozmawiać z ludźmi ... Oczywiście mam znajomych czy kolegów ale żaden z nich tak naprawdę mnie nie zna.
    Twoje opowiadanie zmieniło moj światopogląd (nie, nie przesadzam w tym momencie). Do moj szkoły chodzi chłopak którego od razu utożsamiam z Alexem. Od tego mementu zawsze kiedy go widzę, zawsze kiedy podchodzi zeby sie ze mną przywitać, zawsze kiedy dostaje od niego całusa w policzek czuję się lekko niezręcznie :')
    Ale wracając do opowiadania, mam cichą nadzieję ze kiedyś napiszesz cos wiecej o Louisie i o Lukasie.
    Nie wiedzieć czemu bardzo polubiłam też Brandona i Nicka ( który jest przecież postacią poboczną i zupełnie nieistotną, sama nie wiem czemu mnie tak zaciekawił)
    Powodzenia na olimpiadzie i jak najlepszych wyników na maturze !
    Pozdrawiam ~~
    W.

    OdpowiedzUsuń
  5. No więc kocham to opowiadanie a ostatnio dwa rozdziały dodają mi sił do życia i oczywiście czekania na następne tak więc życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dawno tak się nie wciągnęłam w opowiadanie. Przeczytałam wszystkie rozdziały w mgnieniu oka. Piszesz niesamowicie, twoi bohaterowie, akcje - wszystko jest tak pięknie opisane, że aww.
    Życzę weny i powodzenia z maturą ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję momentowi, kiedy wpadłam na twoje opowiadanie. Jak ja się cieszę, że zwróciłam na nie wtedy uwagę. Zaczęłam czytać niedawno i po bezsennej nocy dotarłam do tego rozdziału. Smutno mi trochę, że opowiadanie zbliża się końca, bo jest ono jednym z lepszych jakie czytałam. Twój styl pisania jest niesamowity, taki naturalny, bardzo utożsamiłam się z Gabrielem, ponieważ też jestem trochę samotniczka i uwielbiam książki, więc wierzę, że mnie też czeka prawdziwa miłość. Gdy zobaczyłam, że Gabriela mama to akceptuje, miałam wielkiego banana na twarzy. Poza tym, wraz z rozwojem opowiadania coraz bardziej w moich oczach polepszał się twoj styl pisania. Naprawdę gratuluję świetnej roboty i podziwiam cię. Wierzę w to, że dokończysz to opowiadanie i nas nie opuścisz. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i wiedz, że zyskałaś nową czytelniczkę, która nie opuści cię do końca opowiadania. Gratuluję jeszcze raz i czekam, XO /Alixe

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    o matko, noż czegoś takiego to ja się nie spodziewałam, ale cieszy mnie jednak akceptacja jego mamy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Dziekuję za komentarz :)