Rozdział XL

            

              - Dzień dobry – wybąkałem, zwracając tym na siebie uwagę kobiety.

Poczułem na sobie jej przenikliwy wzrok, więc od razu się speszyłem, ale zmusiłem się do wyciągnięcia ręki w jej stronę. Pani Smith uścisnęła ją i dopiero wtedy byłem w stanie spojrzeć jej w twarz. Uderzyło mnie jej podobieństwo do Alexa – mieli identyczne uśmiechy i w ten sam sposób mrużyli oczy.

               - Irene Smith – powiedziała spokojnie. – Kim jesteś?

Miałem wrażenie, że kobieta nie zadała tego pytania z ciekawości; równie dobrze mogła zapytać, czy jestem chłopakiem jej syna.

               - Gabriel Phantomhive, jestem współlokatorem Alexa.

I wtedy właśnie przebiegł mi po plecach dreszcz przerażenia; od czasu kiedy razem zamieszkaliśmy, spaliśmy w jednym łóżku, a drugie stało nieużywane i schludnie pościelone. Co pomyślała sobie ta kobieta, gdy weszła do pokoju i zobaczyła dwie poduszki na jednym z posłań? Starałem się jednak nie pokazywać po sobie tego, jak bardzo się zdenerwowałem i nawet próbowałem się uśmiechnąć.

             - Al, nie mieszkałeś przypadkiem z jakimiś dwoma chłopakami z twojej drużyny? – Zapytała, marszcząc brwi.

Smith, który zdążył już zamknąć drzwi i stanąć tuż koło mnie, podrapał się po karku.

               - Mieszkałem z Brandonem i Nickiem, ale trener przeniósł mnie tutaj – wyjaśnił. – Bo twierdzi, że jako kapitan drużyny powinienem mieć na co dzień więcej spokoju, a z tamtymi nie bardzo było to możliwe.

Próbowałem powstrzymać uśmiech, słysząc jego małe kłamstewko. Kobieta kiwnęła głową, akceptując tę informację, a potem przeniosła wzrok na mnie i lekko się uśmiechnęła.

               - Jakie masz plany na przyszłość, Gabrielu?

Zdziwiła mnie ta nagła zmiana tematu, ale w duchu odetchnąłem z ulgą. Rozmowa nie schodziła na dziwne tory, a ja wiedziałem, co odpowiedzieć – tylko to się liczyło.

               - Jeśli się uda, to medycyna – mruknąłem.

Kobieta uniosła brwi w podziwie zmieszanym z zaskoczeniem.

               - A więc lekarz. Tak jak Roger.

Domyśliłem się, że chodziło o ojczyma Alexa. Niewiele wiedziałem o jego rodzinie, bo chłopak nie był zbyt wygadany w tym temacie, ale teraz miałem okazję na poszerzenie swojej wiedzy.

               - Gdzie Vicky? – Zapytał nagle Smith, podchodząc do naszego łóżka i siadając na jego brzegu.

               - W hotelu, razem z ojcem i Michem – odparła. - Gabrielu, a o jakieś specjalizacji myślisz?

Alex zamilkł i wbił we mnie wzrok; kąciki jego ust opadły nieco, więc na twarz wstąpił mu cień smutku.

               - Kręci mnie psychiatria – powiedziałem. – Ale oczywiście biorę pod uwagę to, że podczas studiów coś może mi się bardziej spodobać.

Pani Smith uśmiechnęła się, tym razem naprawdę promiennie, ale jej oczy nadal były zimne.

               - Rozumiem – mruknęła pod nosem.

Kobieta podeszła do biurka i znów usiadła na krześle, zakładając nogę na nogę. Przeniosła wzrok na swojego syna, a ja poczułem się dziwnie jako jedyna w tym pokoju osoba, która stała. Usiadłem na swoim nieużywanym łóżku i czekałem na rozwinięcie sytuacji, bo wszystko wskazywało na to, że teraz miało dojść do konfrontacji matka-syn.

               - Jak ci idzie w szkole, Al?

Smith oparł się plecami o ścianę, zaplótł ręce na piersi i spojrzał spokojnie na matkę.

               - Dobrze.

               - I tylko tyle masz do powiedzenia po prawie sześciu miesiącach?

Głos kobiety zawierał w sobie poirytowane nuty, ale wolałem się nie odzywać, tylko obserwować sytuację z boku.

               - Wszystko zdaję w pierwszym terminie i nie mam z niczym problemu pomimo wielu godzin treningów. Lepiej?

Pani Smith westchnęła ciężko. Twarz Alexa wykrzywiona była w dziwnym, przebiegłym uśmieszku, który w ogóle mi się nie spodobał.

               - Lepiej – odparła. – Tak w sumie to chciałam z tobą porozmawiać o jutrze; byłam w sekretariacie i załatwiłam ci zwolnienie z lekcji. Roger przyjedzie po ciebie i spotkamy się wszyscy pod hotelem. Pochodzimy trochę po mieście, a potem pójdziemy na obiad do jakiejś restauracji. Czy jest ktoś, kogo chciałbyś ze sobą zabrać?

Nie musiałem widzieć jej twarzy, by wiedzieć jak znacząco spojrzała na swojego syna; słychać to było w jej głosie.  Alex spuścił wzrok, jakby lekko zawstydzony.

               - Nie, raczej nie – mruknął.

Kobieta pokiwała głową na znak, że rozumie, potem podniosła się z krzesła, wzięła swoją torebkę i ruszyła w stronę drzwi. Jednak zanim wyszła na korytarz odwróciła się w moją stronę i powiedziała:

               - W takim razie, może ty, Gabrielu, dołączysz do nas?

Zatkało mnie tak, że przez chwilę nie byłem w stanie nic powiedzieć, ale specjalnie przybrałem taki wyraz twarzy, by wyszło na to, że rozmyślam nad odpowiedzią. Bałem się wymienić spojrzenia ze Smithem, by nie zauważyła tego jego matka.

               - Chyba muszę odmówić – powiedziałem niepewnie. – Nie będzie miał mi kto usprawiedliwić nieobecności na lekcjach, no i mam kartkówkę z historii…

Pani Smith uśmiechnęła się i machnęła dłonią.

               - Daj spokój, zaraz pójdę do sekretariatu i wyjaśnię sytuację sekretarce, nie musisz się tym martwić. I zapewniam cię, że z nami będziesz się lepiej bawił, niż na kartkówce z historii – powiedziała z sympatią, nie dając mi możliwości na odpowiedź. – Także do jutra, chłopcy. Miłego wieczoru.

Potem wyszła, zostawiając nas samych w pokoju. Siedzieliśmy w ciszy przez kolejne dziesięć minut, nawet na siebie na patrząc. Dopiero po tym czasie Alex wypuścił powietrze z płuc, tak jakby wstrzymywał je od momentu, gdy zobaczył swoją matkę i powiedział głośno, dobitnie:

               - Ich wizyta potrzebna mi jest jak kurwie majtki – podsumował.

Słysząc go, od razu wybuchnąłem śmiechem, a on podążył w moje ślady. Leżeliśmy tak, każdy na swoim łóżku, chichrając się jak dzieci, dopóki nie rozbolały nas brzuchy.

               - A żebyś ty widział swoją minę jak zobaczyłeś swoją matkę w pokoju – zaśmiałem się.

               - No bo to była ostatnia rzecz, której się spodziewałem tego dnia – wyjaśnił. – Chodź do mnie.

Wypełniłem rozkaz; podszedłem do jego łóżka i usiadłem mu na biodrach, patrząc mu w twarz.

               - Chyba jednak wyjdzie na to, że pójdziemy razem na ten obiad – mruknąłem. – Ale, oczywiście, jeśli tego nie chcesz, to mogę się jakąś wymigać…

Alex pogładził mnie po policzku.

               - Daj spokój. Skoro dostałeś zaproszenie, to głupio byłoby je odrzucić. Zresztą, kiedy będziesz obok, to będę się mniej bał.

Schyliłem się, by złożyć na jego ustach pocałunek, kiedy wpadła mi do głowy wcześniejsza myśl.

               - Jak myślisz, czy twoja mama zauważyła, że tylko jedno łóżko jest używane?

Na twarzy Smitha wykwitło zdziwienie, a potem lekki strach.

               - Cholera, mam nadzieję, że nie. Raczej by to jakoś skomentowała…

Podniosłem się, a potem położyłem obok niego. Chłopak automatycznie objął mnie ramieniem, a ja wtuliłem się w jego pierś; Smith jak zwykle był gorący jak grzejnik.

               - Mimo wszystko teściowa zrobiła na mnie dobre wrażenie – mruknąłem, zmieniając temat.

Alex spojrzał na mnie, unosząc wysoko brwi w geście zdziwienia.

               - Ciekawe jakim prawem…

               - Po prostu… gadając z nią, czułem, jak silny ma charakter. Wiem, do czego go kiedyś wykorzystała, ale mimo wszystko polubiłem ją. – Przyjrzałem się twarzy chłopaka, nad którą nadciągnęły ciemne chmury. – No i co do wyglądu… Jak na nią patrzyłem, to miałem wrażenie, że widzę twoją damską wersję.

Smith parsknął śmiechem, a moja głowa podskakiwała razem z jego klatką piersiową.

               - No co?

               - Po prostu dawno nic mnie tak nie rozśmieszyło. Może i jesteśmy podobni, ale i tak bardziej przypominam ojca. A co do niej; nie zabraniam ci mieć swojego zdania na jej temat, co to to nie. Chcę tylko, żebyś był ostrożny, bo ta kobieta jest milutka tylko w towarzystwie i tylko dla tych, którzy idą jej na rękę.

               - Rozumiem – mruknąłem.

Opis matki Smitha był bardzo podobny do opisu moich rodziców; oni także starali się zachować pozory przed innymi ludźmi, a gdy zostawaliśmy sami w domu, pokazywali swoje prawdziwe oblicza. Jak dla mnie była to wyższa szkoła fałszywości.

               - No, ale przynajmniej mamy z głowy jutrzejsze lekcje – podsumował Alex. – Chyba pójdę dziś wcześniej spać, skoro nie muszę się uczyć, bo padam z nóg.

Ja również byłem zmęczony, ale nie na tyle, by położyć się i zasnąć. Powinienem się pouczyć, bo tak czy inaczej w przyszłości czekało mnie zaliczenie kartkówki z historii, ale mój mózg domagał się czegoś innego. Przez szkołę nie miałem czasu na czytanie książek, a ten wieczór był idealną okazją, by dorwać się do twórczości Torego Renberga. Zupełnie przez przypadek znalazłem jego dzieło w bibliotece, a wypożyczyłem je z powodu intrygującego tytułu; brzmiał on: „Człowiek, który pokochał Yngvego”. Już wiedziałem, że cały wieczór spędzę, czytając tę książkę, więc wstałem, przeciągnąłem się i podszedłem do swojej szafki. Smith odprowadził mnie wzrokiem, a potem przykrył się kołdrą i przewrócił się na bok, tak, że widziałem jego twarz siedząc na własnym łóżku.

Kiedy Alex zasnął, słońce już dawno schowało się za horyzontem, więc zmuszony byłem włączyć lampkę nocną. Czytanie kompletnie mnie rozbudziło i oczywiście straciłem poczucie czasu. Zwyczajnie wtopiłem się w historię Norwegii i rozmyślenia głównego bohatera, z którym praktycznie się identyfikowałem. Nie wiem, która była godzina, gdy ze zmęczenia zasnąłem nad książką, ale był to pierwszy raz od dawien dawna, gdy spaliśmy osobno. I ten zbieg okoliczności sprawił, że nie wydarzyła się katastrofa.

***

W związku z tym, że żaden z nas poprzedniego wieczoru nie pokwapił się nastawić budzika, obudziło nas pukanie do drzwi. Zanim jednak zdążyliśmy wstać, czy chociażby o czymś pomyśleć, do pokoju wszedł wysoki mężczyzna w okularach z włosami przyprószonymi pierwszą zapowiedzią siwizny.

                - A wy jeszcze w wyrkach? Ludzie, jest dziesiąta godzina!

Podniosłem się do siadu, rozmasowując obolały kark, a wtedy książka spadła z moich kolan i z głuchym odgłosem uderzyła o podłogę. Smith był już na nogach i pomimo, że spał więcej niż zwykle, nie wyglądał najlepiej. Mężczyźni przywitali się najpierw uściśnięciem dłoni, a potem poklepali się po plecach jak starzy znajomi.

                - Dobrze cię widzieć, Alex. Ty jesteś Gabriel, tak? – Gość zwrócił się nagle do mnie. – Jestem Roger Smith.

Kiwnąłem głową, odkładając książkę na półkę i wstając. Mężczyzna wyciągnął w moją stronę rękę, więc uścisnąłem ją mocno.

                - Irene mówiła mi, że chcesz zostać psychiatrą – zagaił.

Ojczym Alexa zrobił na mnie miłe pierwsze wrażenie; wyglądał jak typowa głowa rodziny przekraczająca próg czterdziestu lat. Na jego twarzy widniał uśmiech, który raczej nie był fałszywy, ale kto wie?

                - Dokładnie – odpowiedziałem. – A pan jaką ma specjalizację?

                - Jestem neurologiem, ale też myślałem nad psychiatrią – wyjaśnił. – Interesuje cię ludzki mózg?

                - I to jeszcze jak!

Za plecami mężczyzny zobaczyłem, jak Alex przewraca oczami; on sam chodził na biologię tylko dlatego, że musiał sobie czymś zapełnić ostatnią wolną godzinę.

                - Jeśli chcesz, to opowiem ci o jakichś ciekawych przypadkach z oddziału, na którym pracuję – zaproponował.

                - Z wielką chęcią – odpowiedziałem.

Pani Smith zrobiła na mnie wrażenie, ale ojczyma Alexa polubiłem od samego początku. Wyglądało na to, że dzieliliśmy wiele zainteresowań.

Po około pół godzinie siedzieliśmy już w wypożyczonym przez pana Smitha vanie; ja z tyłu, tuż za fotelem kierowcy, a Alex po środku, obok mnie. Głównie milczeliśmy, wsłuchując się w pracę silnika i myśląc o tym, co nas czeka. Nie mogłem się doczekać spotkania z Vicky – to chyba jej byłem najbardziej ciekawy, gdyż była oczkiem w głowie mojego chłopaka.

Gdy dojeżdżaliśmy już do hotelu, poczułem, jak Alex ściska delikatnie moją dłoń, jednocześnie pilnując, czy jego ojczym tego nie widzi. Odpowiedziałem mu spojrzeniem, którym chciałem mu dodać otuchy.

„Jestem tu, wszystko będzie dobrze” – mówiły moje oczy.

Chłopak rzucił mi spojrzenie, które znaczyło po prostu „Dziękuję”.

                - Jesteśmy na miejscu. – Roger odwrócił się do nas z uśmiechem, a my zabraliśmy ręce.

Zrobiliśmy to na tyle szybko, że mężczyzna zauważył tylko ruch, gdy chowaliśmy dłonie do własnych kieszeni. Jego uśmiech nie zniknął, ale spojrzenie stało się bardziej uważne. Mieliśmy wiele do stracenia, więc od tej pory musieliśmy być bardziej ostrożni.

                - Dokąd teraz idziemy? – Zapytał Alex, nie podnosząc wzroku.

Pan Smith wzruszył ramionami.

                - Zobaczymy co zadecyduje Irene – odpowiedział. – No, dalej, wyskakujcie.

To mówiąc, wysiadł z auta, więc zrobiliśmy to samo. Na zewnątrz było zdecydowanie chłodniej niż w klimatyzowanym aucie, więc zapiąłem kurtkę pod samą szyję i naciągnąłem czapkę na uszy. W mieście nie było już śniegu – zmienił się w brązowo-szarą breję, która była w stanie przemoczyć nawet najlepsze zimowe buty.

                - Jest i Mich – mruknął Roger, a w jego głosie słychać było sympatię.

Zanim spojrzałem we wskazanym przez pana Smitha kierunku, najpierw zerknąłem na Alexa, którego zaciśnięte usta tworzyły właśnie cienką, bladą linię. Potem dopiero odwróciłem się w stronę zbliżającej się postaci.

                - Cześć – rzucił chłopak, mierząc brata wzrokiem. – Michael – podał mi rękę.

Uścisnąłem ją i spojrzałem mu w twarz.

                - Gabriel.

                - Gdzie dziewczyny? – Zapytał go ojciec.

Zanim chłopak odpowiedział, wyciągnął z kieszeni paczkę niebieskich Cameli; wsunął do ust papierosa, zapalił go i mocno się zaciągnął.

                - Jeszcze się szykują – powiedział, jednocześnie wydychając dym z płuc.

                - Pójdę po nie – mruknął Roger. – Alex, chodź ze mną, pomożesz mi z czymś.

Brunet zawahał się, ale koniec końców pokiwał głową na zgodę. Przechodząc obok, klepnął mnie po ramieniu i ruszył za ojczymem, zostawiając mnie samego z Michem. Kiedy mężczyźni zniknęli za drzwiami hotelu, chłopak zwrócił się do mnie.

                - Papierosa? – Zapytał, wyciągając paczkę w moją stronę.

                - Nie, dziękuję – odmruknąłem.

Chłopak przyglądał mi się uważnie, zaciągając się papierosem. Wyglądał na co najmniej dwadzieścia trzy lata, ale może był to jedynie efekt kilkudniowego zarostu. Mich odziedziczył po ojcu tylko wzrost i linię szczęki, więcej podobieństw się nie dopatrzyłem.

                - Skąd się znacie z Alem?

                - Ze szkoły.

Michael pokiwał głową, wypuszczając dym z ust. Podszedł do śmietnika, zgasił niedopałek i wrzucił go do kosza.

                - Od dawna jesteście ze sobą? – Zapytał, patrząc mi prosto w oczy z uśmiechem.

To było tak niespodziewane, że w pierwszym momencie po prostu mnie zatkało. A kiedy już odzyskałem zdolność mowy, zaczął plątać mi się język.

                - My nie… To znaczy…

Przerwał mi śmiech chłopaka.

                - Nie denerwuj się tak, tylko żartowałem.

Mich oparł się plecami o latarnię i spojrzał na mnie; w tym spojrzeniu było coś naprawdę niepokojącego. Patrzył na mnie spod półprzymkniętych powiek, jakby szacował cenę towaru na straganie. Ja także mu się przyjrzałem i oprócz kolczyka w prawym uchu dostrzegłem inne wyrazy jego buntowniczej natury. Tam, gdzie rozpięta kurtka odsłaniała jego obojczyki, zauważyłem kawałek tatuażu, a na palcu miał sygnet z wygrawerowanym logo jakiegoś zespołu, pewnie heavy-metalowego.

                - Ile masz lat?

Chłopak zauważył, że mu się przyglądałem, przez co uśmiechnął się jeszcze szerzej.

                - Szesnaście. A ty?

                - Młodziutki jesteś – mruknął. – Dwadzieścia.

W duchu zacząłem błagać, by reszta Smithów już wróciła i przerwała tę bezsensowną rozmowę, ale drzwi hotelu nadal uparcie stały zamknięte.

                - Twój ulubiony instrument?

Najpierw miałem wrażenie, że chłopak powiedział do mnie coś po chińsku, więc spojrzałem na niego dziwacznie. Ten tylko wzruszył ramionami.

                - Gitara.

                - Gram zawodowo na gitarze. Cóż za uroczy zbieg okoliczności, nieprawdaż?

Mich uśmiechnął się do mnie w sposób, który mógłby konkurować z zawadiackim uśmiechem jego brata. Mimo tego, on i Alex byli całkowicie inni, ale czego można się spodziewać po przyszywanej rodzinie? Michael wizualnie wyglądał na buntownika; ubrany cały na czarno, skórzana kurtka, bojówki i glany – brakowało mu jeszcze Harleya i butelki whisky. Natomiast z charakteru wydawał się kompletnym cwaniakiem, tak jak to mówił Alex.

                - Klasyk? Elektryk?

                - Wszystko co ma gryf, pudło i kilka strun – wyszczerzył się. – Też grasz?

W mojej głowie automatycznie pojawiły się wspomnienia z dzieciństwa, kiedy to mój własny ojciec próbował nauczyć mnie grać na gitarze. Nigdy mu to nie wyszło, bo był cholerykiem i zbyt szybko tracił cierpliwość, a ja nie byłem na tyle zdolny, by się w tym połapać.

                - Nie, ale zawsze chciałem.

Chłopak przeczesał dłonią swoje brązowe włosy i rzucił mi zaciekawione spojrzenie.

                - Mogę nauczyć cię podstaw, co ty na to? Wziąłem ze sobą klasyka, ma miękki gryf, akurat na twoje dłonie.

                - Sam nie wiem…

                - Dawaj, wyjeżdżamy dopiero w sobotę, więc pod koniec tygodnia będziesz umiał już zagrać większość piosenek Nirvany. Wystarczą ci cztery chwyty, to nie jest trudne.

Chcąc nie chcąc, uśmiechnąłem się.

                - Skąd wiesz, że lubię Nirvanę?

                - Miałem proroczy sen, nic wielkiego – wyszczerzył się. – Czyli co, wchodzisz w to?

                - Dobra – kiwnąłem głową.

Mich poklepał mnie po policzku.

                - Moja krew – mruknął.

Drzwi hotelu otworzyły się, a ze środka wyszła Irene Smith, prowadząc małą, może sześcioletnią dziewczynkę za rękę. Za nimi wyszedł Alex, niosący jakieś pudło, a na samym końcu Roger wymachujący kluczykami od vana. Mich uśmiechnął się do mnie znacząco, a ja tylko zmarszczyłem brwi, nie wiedząc o co mu chodzi.

                - Cześć, żółwiku!

Ciemnowłosa dziewczynka w przydużej, puchowej kurtce podbiegła do mnie i przytuliła mnie. Zaskoczony, odwzajemniłem uścisk, patrząc pytająco na Alexa, ale ten miał wzrok wbity w chodnik.

                - Vi, a gdzie zgubiłaś swoje maniery? – Zapytała Irene, podchodząc do nas.

Dziewczynka puściła mnie i ze skruchą przeprosiła.

                - Dzień dobry, Gabrielu. – Kobieta zwróciła się do mnie. – Przepraszam za małą, nigdy jej się nie zdarzało tak podbiegać do nieznajomych…

                - W porządku – mruknąłem. – Nic się nie stało.

Przykucnąłem, żeby zrównać się z dziewczynką. Napotkałem spojrzenie jej dużych, ciemnych oczu.

                - Cześć, jestem Gabriel. Jestem przyjacielem twojego brata – podałem jej rękę.

                - Słyszałam o tobie, żółwiku – powiedziała. – Ja jestem Victoria, ale mów mi Vicky albo Vi.

Dziewczynka już drugi raz nazwała mnie „żółwikiem” i nie powiem, było to trochę dziwne, ale i intrygujące.

                - Żółwiku?

Irene pogładziła małą po głowie.

                - Przepraszam, nasz żółw nazywa się Gabriel i od kiedy usłyszała, że ty też się tak nazywasz, to ucieszyła się, że pozna jego „ludzką wersję”.

Zaśmiałem się; nie wiedziałem, że za tym jednym słowem kryła się tak urocza historia.

                - Macie żółwia? – Zapytał nagle Alex, stawiając pudło na ziemi.

Matka rzuciła mu uważne spojrzenie, które mówiło „Wiedziałbyś, gdybyś był w domu”.

                - Vi dostała go od Micha na gwiazdkę.

Zauważyłem jak Alex nieznacznie zacisnął wargi.

                - Ollie, jak przyjedziesz, to ci go pokażę! – Krzyknęła dziewczynka z entuzjazmem. – Karmię go koniczyną i mleczem, a czasem dostaje też truskawki. Mam w pokoju takie duże tetra… tera… terya…

                - Terrarium, kochanie – mruknął Mich, stając koło małej.

                - Tak, terrarium! I Gabi sobie w nim mieszka!

                - To świetnie, Vi, na pewno przyjadę, żeby zobaczyć twojego żółwia.

                - W takim razie wróć z nami w sobotę! Twój pokój nadal stoi pusty i nie pozwalam nikomu nic w nim zmienić, więc miałbyś gdzie spać.

Wstałem i spojrzałem na Alexa. Oczy chłopaka zaszkliły się i możliwe, że rozpłakałby się, gdyby nie Roger.

                - Al, nie kładź pudła na ziemi, bo zamoknie od spodu!

Potem Irene wzięła Vicky za rączkę i poprowadziła ją w stronę samochodu, a za nimi ruszył Mich, rzucając mi spojrzenie przez ramię. Alex podniósł karton, wzdychając ciężko i nawet poklepanie go po plecach nie pomogło. Chłopak przetarł oczy dłonią i ruszył za rodziną, więc poszedłem za nim. W aucie było siedem miejsc, licząc także fotel kierowcy, a nas była szóstka. Vicky siedziała w foteliku, a obok niej Michael. Irene zajęła miejsce z przodu, obok Rogera i kiedy podszedłem do auta, odwróciła się w moją stronę.

                - Siadaj za mną, Gabrielu.

Alex pakował pudło do bagażnika, więc kiedy skończył, zajął miejsce za mną. Widziałem kawałek jego twarzy w lusterku, ale chłopak nie patrzył na mnie, tylko w szybę. Gdy ruszyliśmy, moje i Micha kolano otarły się o siebie jak gdyby nigdy nic. Rodzice Smitha zatopili się w rozmowie, mój chłopak siedział w ciszy, a Vicky mówiła coś do swojego brata. Nagle Michael rzucił mi zaczepne spojrzenie, potem zerknął na nasze stykające się kolana i na twarz wstąpił mu uśmiech. Najchętniej zabrałbym nogę spoza jego zasięgu, ale przez fotelik Vi z tyłu nie było zbyt dużo miejsca. Na szczęście podróż nie trwała długo.

***

Zaparkowaliśmy vana niedaleko centrum handlowego, w którym bywałem czasami z Alexem. Wysiedliśmy, a ja odetchnąłem z ulgą i zostawiłem otwarte drzwi, żeby Mich mógł wysiąść, nieblokowany przez fotelik.

                - Idziemy do kina – zadecydowała Irene. – Vi, skarbie, wybierzesz film, dobrze?

Dziewczynka pokiwała głową z entuzjazmem i chwyciła mamę za rękę. Ruszyliśmy w stronę wejścia, a Mich zapalił kolejnego papierosa.

                - Zaraz do was dołączę – rzucił, zatrzymując się przy ławce, na której kiedyś dochodziłem do siebie, słuchając utworów Ludovico Einaudi.

Chłopak puścił mi oko i włożył papierosa do ust, a wtedy Alex zrównał się ze mną.

                - Jestem bliski szaleństwa – wyznał.

                - Chyba nie może być aż tak źle, przecież…

                - Nie pozwolili na to, żebym zajął się Vi chociażby na godzinę – powiedział, a jego głos lekko się załamał.

Ze wszystkich sił musiałem powstrzymać się przed przytuleniem go tutaj, przy wejściu do centrum handlowego, pod czujnym spojrzeniem Micha. Państwo Smith wraz z Vicky weszli już do środka, ale my nieco się ociągaliśmy. Położyłem chłopakowi dłoń na ramieniu, chcąc dodać mu otuchy i sprawić, by jego oczy nie zaszkliły się jeszcze bardziej. Alex poklepał moją rękę swoją, bo tylko na tyle mogliśmy sobie w tym momencie pozwolić, ale to wystarczyło. Chłopak uśmiechnął się i pociągnął nosem.

                - Chodź, bo zaraz dogoni nas Michael.

Weszliśmy do środka budynku, a potem znajomą ścieżką podążyliśmy na ruchome schody. Dopiero na drugim piętrze dogoniliśmy rodziców Smitha, których Vi naciągnęła już na dużego jagodowego loda.

                - Gdzie Mich? – Zapytała Irene.

                - Na dole, jeszcze pali – odpowiedziałem.

                - A właśnie, że nie – wysapał chłopak, podbiegając do nas.

Kiedy już się zatrzymał, oparł dłonie na udach i zaczął pokasływać.

                - Tak się kończy dokarmianie raka – mruknął Alex.

Mich wyprostował się i pokazał mu środkowy palec.

                - Tęskniłam za waszymi szczekawkami – powiedziała Vicky, rozładowując atmosferę i rozśmieszając wszystkich.

Dziewczynka uśmiechnęła się i zajęła się z powrotem swoim deserem. Doszliśmy do kina w milczeniu po drodze przyglądając się plakatom filmów wiszącym na ścianach.

                - Ten jest fajny – powiedziała Vi, wskazując palcem na jeden z nich. – Chcę iść na „Mustanga z dzikiej doliny”!

                - Dobrze, kochanie.- Irene ucałowała ją w czubek głowy. – Ktoś ma coś przeciwko? Mich, jeśli chcecie, możecie iść na jakiś inny film.

Szatyn wzruszył ramionami.

                - Nie, jest w porządku. Super wybór, Vicky – mruknął Alex, głaszcząc dziewczynkę po głowie.

Mała wyszczerzyła się do niego i dała mu spróbować trochę wafelka z lodem.

                - Dobrze, w takim razie wy tu poczekajcie, a my idziemy po bilety – zadecydowała Irene, biorąc córeczkę za rękę.

Roger poszedł za nimi, nawet na nas nie patrząc. Zostaliśmy we trójkę, więc zamiast stać i czekać, zajęliśmy jedną z czerwonych kanap.

                - Będziesz chciał jakiś popcorn? Albo nachosy? Może coś do picia? – Zapytał mnie Alex.

Pokręciłem głową w zaprzeczeniu.

                - Nie, dziękuję, nie mam ochoty.

                - A braciszka to nawet nie zapytasz, co? – Wtrącił się Mich.

Nie chciałem, by doszło między nimi do jednej z tych słynnych szczekawek, tym bardziej, że nie było w pobliżu ich rodziców ani Vi, których bardziej by posłuchali.

                - Ciekawe czy ty byś zapytał o to mnie, braciszku – syknął Alex.

Westchnąłem ciężko, próbując przywrócić spokój umysłu.

                - Hej, w takim razie mam pomysł. Postawię wam coś, ale pod warunkiem, że przestaniecie się kłócić.

Bracia spojrzeli po sobie, a potem Mich wypalił:

                - Jeśli chodzi o stawianie czegoś, to dla ciebie mógłbym nie kłócić się już do końca życia.

Dwuznaczny ton głosu, jakim wypowiedział te słowa i spojrzenie, które mi rzucił, zadziałało na Alexa jak czerwona płachta na byka. Widziałem, jak chłopak to zaciska, to rozluźnia pięści, które aż świerzbiły go, by znaleźć się na twarzy Michaela.

                - Ja poproszę mały popcorn karmelowy – powiedział brunet, ledwo co kryjąc swoją złość.

                - Karmelowy popcorn? To dobre dla ciot – prychnął. – Ja chcę nachosy z najostrzejszym sosem jaki mają.

Alex wstał gwałtownie i już myślałem, że przywali bratu, ale ten poszedł po prostu szybkim krokiem w stronę toalet. W duchu dziękowałem, że nie rzucił się na Micha, bo nie byłbym w stanie powstrzymać ich od bójki. W całym kinie, za sprawą tych dwóch, szło się udusić od nadmiaru testosteronu w powietrzu.

                - To ja idę po jedzenie – mruknąłem i poszedłem w stronę kolejki.

Wiedziałem, że Michael za mną idzie, ale nie odwróciłem się ani razu. Stałem, oglądając kolorowe banery z jedzeniem i myśląc o tym, czy byłbym w stanie cokolwiek teraz zjeść.

                - Wiedziałeś, że jak Al się wkurwi, to czubki jego uszu robią się czerwone jak homar?

Zignorowałem jego słowa i posunąłem się z kolejką o krok do przodu. Mich zrobił to samo, ale stanął stanowczo zbyt blisko mnie, gdyż czułem jego oddech na skórze. Na oko chłopak był wyższy od Alexa o jakieś siedem centymetrów, a glany dodawały mu jeszcze kilku.

                - A wiedziałeś, że bycie chamskim nie robi dobrego wrażenia na nowopoznanych osobach? – Odpowiedziałem mu pytaniem na pytanie.

Znów zrobiłem krok w stronę lady; od obsługi dzieliły mnie tylko trzy osoby. Alex nadal nie wracał z łazienki, a Mich wciąż chuchał na mnie, gwałcąc moją przestrzeń osobistą.

                - Oj, daj spokój. Najprawdopodobniej kiedy wyjadę, już nigdy się nie zobaczymy, więc po co mam robić dobre wrażenie?

Westchnąłem ciężko i postąpiłem dwa kroki w przód; okazało się, że dwie z trzech osób z kolejki razem dokonywały zakupu, więc lada chwila miałem zostać obsłużony.

                - Słuchaj, mógłbyś się trochę odsunąć? – Powiedziałem, odwracając się w jego stronę.

Napotkałem tylko parę zielonych oczu patrzących na mnie z czymś na kształt sympatii.

                - A co, przeszkadza ci, kiedy stoję tak blisko? – Zapytał, przybliżając twarz w moją stronę.

W ostatnim momencie odchyliłem się i postąpiłem trzy kroki naprzód; nadeszła moja kolej obsługi.

                - Dzień dobry, w czym mogę pomóc?

Kasjerka, młoda dziewczyna z włosami związanymi w kucyka, uśmiechnęła się do mnie, a gdy zobaczyła Micha za mną, rozpromieniała się jeszcze bardziej.

                - Poproszę… popcorn karmelowy i nachosy

                - Już się robi. – Dziewczyna wystukała coś na klawiaturze kasy. - Jaki sos do nachosów?

Wyciągnąłem portfel z kieszeni i wtedy poczułem, jak ręka Micha ociera się o moje biodro.

                - Najostrzejszy jaki macie – powiedział chłopak, akcentując pierwsze słowo.

Blondynka uśmiechnęła się i wzięła się za wypełnianie zamówienia. Ja w tym czasie odwróciłem się w stronę Smitha i odepchnąłem go tak, że z zaskoczoną miną cofnął się o kilka kroków.

                - O co ci chodzi, koleś? – Zapytał, rozkładając ręce na boki.

                - Wiesz, o co mi chodzi. I nie rób tego więcej.

To zamknęło chłopakowi usta, ale tylko na chwilę. Znów podszedł do mnie, ale nie tak blisko jak wcześniej.

                - Słuchaj, to z ręką było niechcący. Nie jestem ciotą, w przeciwieństwie do mojego braciszka. Po prostu chciałem sięgnąć do kieszeni po portfel i zapłacić za wszystko, żebyś ty nie musiał się wykosztować.

Spojrzałem mu w twarz, na której widniała jedynie bezinteresowność i skrucha. Zacisnąłem usta, chwilę milcząc.

                - Dobra.

Wtedy Mich uśmiechnął się i podszedł do lady, by poflirtować z blondynką. Nie miałem zamiaru patrzeć na te przedstawienie, więc niepostrzeżenie wróciłem na miejsce, a po chwili dołączył do mnie Alex. Z włosów kapała mu woda, więc pewnie przemył sobie twarz w łazience, żeby ochłonąć.

                - Był grzeczny? – Zapytał, wskazując ruchem głowy flirtującego z kasjerką Micha.

                - Taa.

A co niby miałem powiedzieć Alexowi? Że jego brat otarł się ręką o moje biodro, a wcześniej prawie że przykleił się do moich pleców? Widziałem, jak Mich sobie z nami pogrywał, więc pewnie robił to samo ze mną i tylko czekał, aż poskarżę się brunetowi, a ten wpadnie w szał i zacznie bójkę. Wtedy już stałoby się jasne, że jesteśmy parą i może dosłownie, a może nie, bylibyśmy już martwi.

                - Za kilka godzin będziemy już w internacie, w swoim własnym łóżku, tylko ty i ja. To jest jedyna myśl, dzięki której nadal się trzymam.

Uśmiechnąłem się, słysząc jego słowa i zacząłem walczyć ze sobą, byle nie rzucić się na niego i nie wycałować go. Od poprzedniego wieczoru, kiedy to Alex zasnął, gdy ja czytałem książkę, ani razu się nie pieściliśmy. Czułem się przez to dziwnie i rosło we mnie pożądanie.

                - Wieczorem wynagrodzimy sobie cały ten ciężki dzień – mruknąłem, posyłając mu uśmiech.

                - O, widzę, że mój narwany braciszek już wrócił. Jak było w toalecie? Mają tu glory hole?

O dziwo Alex zbył go cichym śmiechem, a potem dobrał się do swojego popcornu.

                - Mich, chcesz trochę tego pedalskiego popcornu? Jest nieziemski!

Szatyn po raz kolejny tego dnia pokazał bratu środkowego palca. Wtedy Vicky podbiegła do nas, trzymając w rączkach plik biletów i dzierżąc na ustach ogromny uśmiech.

                - Ollie, masz popcorn! – Krzyknęła, siadając bratu na kolanach. – Karmelowy, mój ulubiony!

Alex roztrzepał jej włosy dłonią, tak jak to czasami robił również i mi.

                - Tak, specjalnie go wziąłem, bo wiem, że go lubisz.

Chłopak zmierzył się wzrokiem z Michem, który prychnął cicho tuż obok mnie. Irene i Roger zjawili się chwilę później, sceptycznie patrząc na córeczkę siedzącą na kolanach Alexandra, ale nie powiedzieli nic, za co podziękowałem im w duchu. Ta odrobina kontaktu z siostrą, przyprawiała chłopaka o szczęśliwy wyraz twarzy, który widziałem u niego ostatni raz, gdy pogodziliśmy się po balu i gdy trener przywrócił go na stanowisko kapitana drużyny.

                - Kupiliśmy bilety w dwóch najlepszych rzędach, bo większość dobrych miejsc była już wykupiona. Mam cztery bilety w rzędzie M i dwa bilety w rzędzie P. Jakieś propozycje?

                - Chcę siedzieć z Olliem w P! – Krzyknęła Vi z policzkami pełnymi popcornu.

                - Kochanie, nie ma mowy – powiedziała Irene. – A co, jeśli dostałabyś ataku kaszlu? Wtedy musiałabyś przyjść do mnie, żeby dostać inhalator.

                - Mamo, mogłabyś przecież… - Zaczął Alex, ale kobieta przerwała mu ostrym, znaczącym spojrzeniem.

Pani Smith wzięła bilety od Vicky i wręczyła każdemu po jednym. Ja dostałem jedno z siedzeń w rzędzie P i podejrzałem, że Mich dostał rząd M, i tylko to się dla mnie liczyło. Miejsce obok mnie najprawdopodobniej zajmie Alex, z czego bardzo się ucieszyłem.

                - Dobra, chodźmy na salę, bo zaraz puszczą reklamy. Vi, skarbie, chcesz do toalety przed seansem?

Dziewczynka wstała, minęła mamę, kręcąc główką na znak zaprzeczenia. Roger, który cały czas stał na uboczu i nie odzywał się, dogonił ją i chwycił za rączkę. Ruszyliśmy za nimi w stronę sal, a Alex uśmiechał się pod nosem.

                - Co cię tak bawi? – Zapytałem, również się uśmiechając.

Chłopak wzruszył ramionami.

                - Z jednej strony żałuję, że nie siedzę z Vi, ale wygrałem miejsce obok ciebie.

Pokazał mi bilet, więc puściłem mu oko. Jego wzrok mówił mi, że chłopak miał pewne zamiary.

***

Na sali nie było zbyt wiele osób, ale rzeczywiście – w żadnym rzędzie nie było wolnych sześciu miejsc obok siebie, tak, byśmy wszyscy się zmieścili. Nie to, że narzekaliśmy, co to to nie; ja i Alex zajęliśmy miejsca z tyłu, zadowoleni, że mieliśmy chwilę dla siebie. Obok nas siedziała para z małym dzieckiem, które jeszcze nie mówiło, a jedynie wydawało z siebie dziwne dźwięki.

Mniej więcej w połowie seansu dziecko obok rozpłakało się i rodzice nie potrafili go uspokoić, więc po prostu ewakuowali się z sali, by nie zakłócać innym spokoju. W taki sposób zostaliśmy w swoim rzędzie sami i na początku myślałem, że to i tak nic nie zmieni, dopóki nie poczułem ręki Alexa na swoim udzie.

                - Co ty robisz? – Zapytałem, szepcząc.

Jego ręka nie przestawała dotykać mojej skóry przez materiał spodni, przeciwnie – pięła się coraz wyżej.

                - Jestem tak cholernie napalony, jak jeszcze nigdy w życiu – mruknął mi do ucha.

Czułem na szyi jego gorący oddech, który podniecił mnie jeszcze bardziej. Od rana chodziłem jak jakaś testosteronowa bomba, a teraz jeszcze jego zachowanie…

                - Strach wywołany rodziną tak na ciebie wpływa? – Droczyłem się, czując, jak mój penis robi się coraz twardszy.

                - Najwyraźniej – szepnął mi w usta, a potem pocałował mnie po raz pierwszy od prawie dwudziestu czterech godzin.

I ten właśnie pocałunek podziałał na mnie tak, że od razu zrobiłem się okropnie twardy. Wyciągnąłem rękę i położyłem ją na kroczu Smitha – okazało się, że on również nie próżnował. Jego dłoń wspięła się i zaczęła rozpinać mój pasek od spodni, robiąc przy tym trochę hałasu sprzączką. Próbowałem go powstrzymać.

                - Ale tak tutaj? – Zapytałem, nieco zdezorientowany. – Przecież tu są ludzie.

                - Dłużej nie wytrzymam – mruknął, przysysając się do mojej szyi.

Wziąłem kurtkę leżącą obok na siedzeniu i przykryłem nią swoje i Alexa nogi, by było widać jak najmniej. Na szczęście nie musiałem martwić się odgłosami, bo film był na tyle głośny, że wszystko było tłumione. Wyciągnąłem jeszcze chusteczki z kieszeni i podałem chłopakowi, sam biorąc jedną dla siebie.

                - Byle szybko, żeby nikt nas nie przyłapał.

Alex pokiwał głową na znak, że rozumie, a potem rozpiął mi spodnie i przez bokserki ściskał mojego penisa, masując jego wrażliwe miejsca. Ja nie chciałem pozostać mu dłużny, więc wsunąłem rękę w jego spodnie i z triumfem przysłuchiwałem się jego urywanemu oddechowi, kiedy go pieściłem. Kilka minut później chłopak doszedł niespodziewanie, więc nie zdążyłem złapać w chusteczkę całej jego spermy, która osadziła się na jego ubraniu. Brunet oddychał ciężko, odpoczywając po orgazmie, ale jego ręka nadal pracowała w moich majtkach. W pewnym momencie powiedział cicho:

                - Unieś na chwilę biodra do góry.

Posłuchałem go, gdyż byłem już blisko osiągnięcia orgazmu i w tym momencie najbardziej liczyła się dla mnie przyjemność. Uniosłem biodra do góry, a Alex wsunął swoją drugą dłoń w majtki, tym razem z tyłu, by zacząć stymulować mnie z dwóch stron na raz. Kiedy jego ręka weszła między moje pośladki, przeszedł mnie dreszcz, ale czekałem na więcej. Natomiast gdy poczułem, jak jego palec wsuwa się we mnie powoli, jęknąłem cicho i zacząłem miarowo poruszać biodrami.

                - Znowu mi stanął – wysapał mi Alex do ucha.

                - Zaraz dojdę – mruknąłem. – Przygo..tuj chuste…czkę…

Chłopak zrobił tak jak mówiłem, więc doszedłem, nie brudząc nic dookoła siebie. Opadłem bez sił na fotel, oddychając głęboko, ale jednocześnie czując się niesamowicie. Miałem gdzieś nawet to, że sale kinowe były monitorowane kamerami na podczerwień. Alexowi jednak nie wystarczyła jedna kolejka – chwycił moją dłoń i położył ja na swoim penisie. Pokrył ją swoją ręką i zaczął poruszać nimi miarowo. Tak jak wcześniej doszedł bardzo szybko, tym razem jednak w ogóle zapominając o chusteczce, więc sperma poplamiła kurtkę i jego bluzę.

                - Zauważą to, debilu – mruknąłem, nie mogąc powstrzymać śmiechu, który nagle mnie dopadł.

Byłem również śpiący, tak jak to zawsze po orgazmie.

                - Zaraz pójdę do łazienki, wyczyszczę to – powiedział spokojnie, nadal ciężko oddychając.

                - Film skończy się za jakieś dziesięć minut, więc pospiesz się.

Chłopak podniósł się i wyszedł na schody, by podążyć w dół, do wyjścia. Skupiłem się na nowo na ekranie, ale miałem wrażenie, że czuję na sobie wzrok Micha, choć pewnie jedynie mi się zdawało.

***

Gdy zapalono światła w sali, wzięliśmy swoje rzeczy i wyszliśmy. Nie mieliśmy żadnych śmieci, bo ja nie byłem w stanie niczego przełknąć, a Smith oddał popcorn siostrze, która zjadła prawie cały kubełek, a resztkę wysypała niechcący na podłogę. Alex zarzucił na siebie kurtkę, żeby ukryć mokre plamy na bluzie pochodzące z akcji „Łazienka”, a ja zatroszczyłem się, by chusteczki zniknęły w śmietniku zanim ktokolwiek zastanowiłby się, czy coś przypadkiem nie jest z nimi nie tak.

                - Jak ci się podobała bajka, Vi? – Zapytał Alex małą, kiedy staliśmy już na korytarzu, przy toaletach.

Irene, Roger i Mich poszli za wzywającym ich zewem natury, bo opili się pepsi podczas seansu.

                - Była super! I dziękuję za pyszny popcorn!

Alex wziął siostrę na ręce, a ta ucałowała go w oba policzki. Pierwsza z toalety wyszła Irene, ale chwilę jeszcze grzebała w torebce w poszukiwaniu odkażacza do rąk. Potem pojawił się Roger i Mich, gadając o jakimś koncercie.

                - To co, teraz do restauracji na obiad? Jesteście głodni? Na co macie ochotę? – Zapytała pani Smith, patrząc po naszym twarzach.

Vicky, która wciąż trzymana była w ramionach przez Alexa, ożywiła się.

                - Chcę zupę grzybową, mamusiu!

                - Dobrze, kochanie.

Irene zbliżyła się i już wyciągała ręce, by wziąć córkę od syna, gdy zauważyła coś.

                - Al, nie wstydzisz się chodzić z poplamioną kurtką?

Zanim ktokolwiek spróbował ją powstrzymać, kobieta ośliniła kciuka i potarła mocno białą plamę, która dość szybko zeszła. Alex stał, zamurowany, nie wiedząc co zrobić, a matka przejęła od niego Vi. Stojący naprzeciw mnie Mich parsknął cicho, rzucając mi rozbawione spojrzenie, ale go zignorowałem.

                - Vicky, zupa grzybowa to świetny pomysł! – Powiedziałem, by odwrócić uwagę wszystkich od Alexa i jego kurtki.

Podziałało, bo reszta rodziny, oczywiście oprócz Michaela, zajęła się rozprawianiem na temat menu. Ruszyliśmy do wyjścia, a ja czułem, jak szatyn depcze mi prawie że po piętach swoimi glanami i cicho śmieje się pod nosem. Alex odzyskał już kontrolę nad ciałem, ale nadal był trochę zdystansowany, choć żwawo szedł obok mnie. Podejrzewałem, że teraz dopiero miała zacząć się prawdziwa rozmowa rodziny Smithów – gdy będziemy siedzieć wszyscy przy jednym stole i jeść zupę grzybową uwielbianą przez Vi. To tego właśnie tygodniami obawiał się Alex, dlatego też musieliśmy włączyć nasze zmysły na najwyższe obroty, być czujnymi i przygotować się na wszystko.

9 komentarzy:

  1. Nie mogę się doczekać tych lekcji gry na gitarze :3.
    ~Eleila

    OdpowiedzUsuń
  2. Woooow, ale szybko! Ciesze się, że już napisałaś rozdział, który jest serio świetny.

    Akcja w kinie... dlaczego nie? Jednak to xo zrobiła z plamą Irene... uhuhu...

    Mich ma njedobre plany w stosunku do naszwj parki, on wszystko wie, ja to wiem. Ale niech się za przeproszeniem odpierdoli od Gabiego i Alexa. Mesu tak rozkazuje, Mesu nie pozwala. I tyle.

    *czuj gniew Mesu, Mich.*

    OdpowiedzUsuń
  3. Drugi raz z rzędu tak szybko? Szalejesz :D
    Pisałam ci ostatnio, że najbardziej kocham Gabe'a za jego stosunek do książek i że trochę tego mało ostatnio, prawda? Bardzo się cieszę, że postanowiłaś wprowadzić ten motyw z powrotem, bo brakowało mi tych opisów książek których nie znam XD.
    Rodzice Alexa wydają być się całkiem w porządku, ale to pewnie tylko przykrywka do skurwielstwa. Jego brat też nie jest całkiem normalny, ciśnie po Alu, że gej, a sam się zachowuje jak zachowuje... Mała siostrzyczka jest urocza, nic dodać nic ująć.

    - Jestem tak cholernie napalony, jak jeszcze nigdy w życiu – mruknął mi do ucha.
    Czy tylko u mnie takie teksty wywołują reakcję w stylu: Oooooo?
    Ogólnie to nieźle się chłopacy zabawili na filmie, nie ma co ^^. Irene, z tą plamą po prostu wygrała, zniszczyła system.

    Czyli ogólnie; fajnie, zabawnie, sceny są, podteksty są. Takie rzeczy lubię czytać najbardziej.
    Tylko teraz będzie ciężkość, ten obiad i pogawędki mogą być odrobinę niebezpieczne. Zobaczymy...
    Zdrówka i weny z nad morza <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie lubię Irene. Podejrzana baba >< Ciekawi mnie za to Mich :3 Taki tajemniczy, nie wiem, co myśli XD Końcówka była straszna ;___; Pełne napięcia, zupełnie takie, jakie lubię ^^ "- Jestem tak cholernie napalony, jak jeszcze nigdy w życiu" - już to gdzieś kiedyś widziałam XD Tylko nie wiem, w którym rozdziale, ale dam sobie uciąć lewą rękę (czym bardzo ryzykuję, bo nauczycielka od malarstwa może się wkurzyć XD), że to było w tym opo XD Rozdział świetny, życzę dalszej weny <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Twój blog został dodany do Katalogu Euforia. Pozdrawiam, taasteful. ☻

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! Również pozdrawiam, La Luna. :)

      Usuń
  6. Cała ta historia może mieć dwa zakończenia. Albo rodzice zostawią Alexa w spokoju, albo rozpęta się piekło. I obawiam się, że coś może pójść nie tak, ba!, na pewno coś się pochrzani. Dodatkowo Michael jest intrygującą postacią, chociaż nie wiem czy w dobrym znaczeniu tego słowa. Jednak jego zachowanie jest dla mnie co najmniej dziwne i jak na razie - niezrozumiałe.
    Natomiast Victoria jest urocza i nie dziwię się, że Alex ją tak kocha. Jak nazwała Gabriela "żółwikiem" to się rozpłynęłam. To było słodkie. *-* Szkoda, że dzieci, które ja spotykam to małe diabły...
    I jeszcze wspomnę, że zaskoczyłam się akcją w kinie - sam taki wyczyn jest odważny, a co dopiero w momencie, gdy jest się w sytuacji Alexa... Wow. :D Chłopcy się rozkręcają. :3
    Ciekawy rozdział i nie mogę się doczekać kolejnego... Mam już w głowie pełno możliwych scenariuszy i moja wyobraźnia pracuje. ^^
    Czekam niecierpliwie na dalszą część, więc życzę dużo weny i pozdrawiam,
    Malina
    http://opowiadania-harrypotter.blogspot.com/
    http://pieknie-zlamany.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    Mich chyba jednak wie co ich łączy, to bardzo okrutne, ze nie może pobyć z siostrą, akcja w kinie boska...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Dziekuję za komentarz :)