Otworzyłem oczy dokładnie o godzinie
dziewiątej piętnaście, kiedy zaczynała się druga lekcja, a za oknem prószył
delikatnie śnieg. Pierwsze co do mnie doszło, to ból głowy spowodowany zbyt
długim spaniem i fakt, ze Louis spał w dziwnej pozycji tuż obok mnie. Tyłek
chłopaka spoczywał na krześle przystawionym do łózka, ale głowę położył na
ramionach splecionych obok mnie na materacu. Potem usłyszałem odgłos kroków na
korytarzu, który z każdą sekundą stawał się coraz donośniejszy. Pani McCarthy
powiedziała coś do nowo przybyłej osoby, a po chwili drzwi do pomieszczenia, w
którym leżałem otworzyły się. Spojrzałem w ich stronę i napotkałem zdziwiony
wzrok Alexa, który stanął jak wryty, a potem wykrzywił twarz w złości.
- Martinez, ty
sukinkocie! – Krzyknął, zbliżając się do śpiącego obok mnie chłopaka.
Zerwałem się do siadu, jeszcze nie
do końca przytomny, ale gotowy do zatrzymania Smitha.
- Alex, przestań –
powiedziałem, ale chłopak nawet na mnie nie spojrzał.
Lider drużyny otworzył zaspane oczy
i widząc zbliżającego się koszykarza, otworzył usta ze zdziwienia i uniósł ręce
do góry.
- Hej, hej, Smith,
spokojnie, o cokolwiek chodzi, jestem niewinny.
Wstałem szybko i ignorując ból nogi
pokuśtykałem dookoła łóżka, by rozdzielić już szarpiących się chłopaków. Nie
zwracali na mnie uwagi, a kiedy podszedłem, Louis popchnął Alexa, który z kolei
wpadł na mnie, a ja nie zdążyłem się za nic złapać, więc upadłem boleśnie na
tyłek i poczułem, że po nodze rozchodzi mi się paraliżujący ból. Dopiero wtedy
obydwaj spojrzeli po sobie, a później na mnie i rzucili się w tym samym
momencie żeby mnie podnieść, ale do sali weszła Isabella McCarthy, ciskając
gromami z oczu.
- Wynocha, w tej
chwili! – Krzyknęła, przyprawiając koszykarzy o przestraszone miny.
Obydwaj próbowali coś do mnie
powiedzieć, ale ja zbyłem ich machnięciem ręki, pozwalając kobiecie na pomoc w
podniesieniu mnie. Pragnąłem jedynie spokoju, a kiedy w pomieszczeniu zostałem
tylko ja z pielęgniarką, w końcu mogłem odetchnąć.
- Tacy to słuchają
się tylko jak się na nich wrzaśnie – burknęła. – Takie to niewychowane…
Nie skomentowałem jej słów, ale
kiedy spojrzała na mnie, odwzajemniłem jej uśmiech. I przez tę nutę zrozumienia
wpadłem na pomysł, który pielęgniarka z pewnością pomogłaby mi zrealizować.
- Czy mogłaby
pani skontaktować się z panem Randallem?
-
Oczywiście, złotko – powiedziała, podając mi szklankę wody. – Co mam mu
przekazać?
Upiłem łyk, niby to zastanawiając
się nad odpowiedzią, choć od samego początku miałem już przygotowaną mowę.
- Żeby odwołał
Martineza z funkcji mojego opiekuna, a w zamian przysłał Smitha. Louis nie
powinien opuszczać treningów, bo jest kapitanem drużyny, a Alexandra znam
trochę lepiej, bo siedzę z nim na biologii.
- Już się robi,
słońce. – Pielęgniarka posłała mi piękny uśmiech i wyszła, aby wykonać
powierzone jej przeze mnie zadanie.
Padłem na plecy na materac i głośno
wypuściłem powietrze z płuc. No, przynajmniej jeden problem z głowy.
* * *
Całe południe minęło mi na oglądaniu
telewizji i czytaniu ulotek dotyczących zdrowia; z nudów zacząłem nawet
sprzątać, ale czujna pani McCarthy od razu przybiegła i kazała mi się położyć.
Ponarzekałem jej trochę, że okropnie się nudzę, a ona jedynie wzruszyła
ramionami i po raz kolejny zapytała o moje samopoczucie.
- Rozmawiałam z
trenerem Randallem. Powiedział, że Smith asystował mu przez cały czas przy
ogarnianiu internatu i że dzisiaj z pomocą Louisa do wieczora to skończą –
powiedziała, przeczesując włosy dłonią. – Także bądź cierpliwy.
Kobieta puściła mi perskie oko i
wróciła do swojego gabinetu, a ja padłem na plecy i wlepiłem wzrok w ekran
telewizora, na którym rozgrywała się jakaś scena walki. Westchnąłem głęboko i
przewróciłem się na bok, znudzony bezczynnością.
* * *
Dopiero wieczorem, gdy na dworze
zrobiło się ciemno, pani McCarthy zapukała do mnie i powiedziała kilka słów,
które podniosły mnie na duchu:
- Gabriel, złotko, masz
gości.
Kobieta uchyliła szerzej drzwi i
wpuściła do pomieszczenia pięć osób, więc nagle zrobiło się w nim bardzo głośno
i tłocznie.
- Macie piętnaście
minut na odwiedziny, a potem zmykajcie – powiedziała pielęgniarka i wróciła do
siebie.
Usiadłem prosto na łóżku, patrząc po
nowo przybyłych osobach i uśmiechnąłem się na widok znajomych twarzy. Pan Randall,
Monti, Louis i Jasper wraz z Maxxiem. Nawet jeśli działali mi czasami na nerwy,
to tego dnia ucieszyłem się z ich odwiedzin, w końcu była to jakaś odskocznia
od nudy.
-
Cześć! – Pisnęła dziewczyna i rzuciła mi się w ramiona. – Wyglądasz okropnie!
Zaśmiałem się pod nosem, dziękując
Monti za szczerość.
-
Gabriel, nie chcę wam przeszkadzać, więc szybko powiem to, co chcę powiedzieć i
ulotnię się. – Pan Randall przejął głos. – Muszę cię przeprosić za to, że
naraziłem twoje zdrowie przez to, że sam nie byłem w stanie ogarnąć sytuacji.
Tak swoją drogą, pan dyrektor wie już o całej sytuacji, tak samo nauczyciele,
więc nikt nie będzie niepokoił ciebie ani twoich rodziców nieobecnościami na
lekcjach. Wiem, że to nie wynagrodzi ci tego, co się stało, ale jeśli jest
jeszcze coś, co mógłbym dla ciebie zrobić, proszę, powiedz mi o tym.
Spojrzałem na trenera, który stał w
nogach mojego łóżka i patrzył na mnie ze skruchą, a wszyscy goście przyglądali
mu się z niedowierzaniem. Chyba nikt nie spodziewał się tylu miłych słów
wypowiedzianych na raz przez pana Randalla.
- Proszę pana, sam pan
powiedział, że nikt inny nie mógł tego zrobić. Poprosił mnie pan o zakręcenie
zaworu, ale nie musiałem się na to zgadzać. Zrobiłem to na własną
odpowiedzialność i choć nie wiedziałem, co mi grozi, podjąłem się tego. To nie
jest niczyja wina, że się skaleczyłem, naprawdę – spojrzałem na Louisa
znacząco. – Dziękuję za poinformowanie o wszystkim nauczycieli. Nic więcej od
pana nie chcę.
Uśmiechnąłem się na potwierdzenie
wypowiedzianych słów i odprowadziłem trenera wzrokiem, kiedy ten wychodził z
infirmerii.
- Gabriel, nawet nie
wiesz jak wdzięczni jesteśmy – zaczął Jasper. – Gdyby nie ty, to mielibyśmy już
zalany pokój i musielibyśmy mieszkać u dziewczyn.
Louis spojrzał na Robertsa tak,
jakby chłopak mówił po chińsku, ale widząc, że Maxxie mu przytakuje,
zdezorientowany przeniósł wzrok na mnie.
- No co? Nie każdy tak
jak ty podnieca się z możliwości korzystania z damskich pryszniców – zaśmiałem
się.
Martinez spąsowiał i otworzył usta
by coś powiedzieć, ale w końcu je zamknął, nie wydając z siebie żadnego
dźwięku. Monti, która nadal siedziała koło mnie i przysłuchiwała się rozmowom,
nagle pochyliła się i już myślałem, że znowu mnie pocałuje, ale ona tylko
szepnęła mi do ucha:
- Alex jest za
drzwiami. Wejdzie kiedy my znikniemy, bo nie chce być w jednym pokoju z
Louisem. Rozumiesz, męska duma i te sprawy…
- Ej, hej,
gołąbeczki! W towarzystwie się nie szepcze! – Mruknął Martinez, zaplatając ręce
na piersi.
Monti odsunęła się ode mnie i
uśmiechnęła słodko.
- Mówiłam mu tylko o
tym jaki z ciebie dupek. – Jej głos ociekał wręcz słodyczą.
Nie wytrzymałem i zaśmiałem się
głośno, a za mną zrobili to Jasper, Maxxie i Monti. Louis siedział na krześle z
miną zbitego psiaka, patrząc w podłogę.
- Daj spokój, to
tylko żart – odparłem, posyłając mu uśmiech i nadal cicho chichocząc.
Wtem do pokoju weszła pani McCarthy
i rozgoniła towarzystwo, krzycząc o tym, że potrzebuję odpoczynku żeby dojść do
siebie. Nikt nie miał zamiaru nawet się jej sprzeciwić, więc Monti pocałowała
mnie w policzek, a pozostali pomachali mi na pożegnanie i wyszli. Pielęgniarka
stała wciąż w drzwiach, a potem zwróciła się do mnie.
- Masz jeszcze jednego
gościa.
Do pomieszczenia wszedł Smith,
niosąc plecak i uśmiech na ustach. Widząc go, moje serce zabiło mocniej i
chciałem wstać, żeby do niego podejść, ale pani McCarthy chrząknęła znacząco.
Zaniechałem więc ruszania się dopóki kobieta nie zamknęła drzwi i kiedy w końcu
to zrobiła, zerwałem się z łóżka i rzuciłem się na chłopaka.
- Hej, hej, spokojni… -
Przerwałem chłopakowi, całując go.
Alex zaśmiał mi się w usta i na
chwilę mnie odsunął.
- Chyba powinniśmy
rzadziej się widywać, wtedy dostawałbym takie cału… - Znów przerwałem mu w
połowie słowa.
Popchnąłem chłopaka na łóżko i
zasłoniłem je częściowo białymi firanami, które wcześniej bardzo mnie
irytowały, a dopiero teraz doceniłem ich egzystencję. Alex padł na plecy, a ja
usiadłem na nim, wciąż całując go bez opamiętania. W pewnym momencie noga
zabolała mnie cholernie, więc syknąłem chłopakowi w usta, ale nie przejąłem się
tak przyziemną sprawą. Koszykarz jednak miał co do tego inne podejście.
- Gabe, przystopuj –
powiedział, odsuwając mnie od siebie. – Robisz sobie krzywdę.
Przewróciłem oczami ze
zniecierpliwieniem i próbowałem go pocałować, jednak chłopak nie pozwolił mi na
to.
- Daj spokój, nic
mi nie będzie – burknąłem.
Alex nadal uparcie patrzył na mnie i
nie pozwalał mi siebie pocałować, więc musiałem użyć broni ostatecznej, którą
odkryłem tuż przed całą katastrofą z rurami. Wsunąłem kolano chorej nogi między
uda chłopaka i przesunąłem nim z czystą premedytacją po jego kroczu.
- Przestań… - jęknął
chłopak, a ton jego głosu mówił mi: „Więcej, więcej, więcej!”.
Koszykarz próbował wyswobodzić się,
ale zranił mnie w łydkę, więc syknąłem cicho z bólu.
- Nie kręć się,
wtedy nie będzie mnie bolało – powiedziałem z chytrym uśmieszkiem, znów
ruszając nogą, by dodatkowo obniżyć jego morale.
- Gabe, ty
mała mendo… - mruknął chłopak, uśmiechając się, bo najwyraźniej załapał, ze od
samego początku zastawiłem na niego pułapkę.
W końcu pozwolił mi siebie
pocałować, więc zrobiłem to z całą mocą, jaka we mnie drzemała. Tym razem to ja
dominowałem, ale i tak nie na długo. Gdy chłopak poddał się moim pieszczotom i
zignorował ewentualny ból w mojej chorej nodze, przewrócił mnie na plecy, a
łóżko zaskrzypiało ostrzegawczo.
- Na czym to my
skończyliśmy, kiedy nam tak brutalnie przerwano? – Zapytał, uśmiechając się
łobuzersko, a w jego oczach zatańczyły ogniki.
Chwyciłem jego dłoń i położyłem ją
na swoim kroczu, gdzie pod materiałem spodni i bokserkami pulsował w erekcji
mój członek.
- Mamy piętnaście minut
do kolacji – szepnąłem mu do ucha. – Po tym czasie pani McCarthy przyjdzie
zmienić mi opatrunek.
- W takim razie musimy
się pospieszyć – mruknął Alex, bez ostrzeżenia rozpinając mi spodnie i
wyciągając mojego penisa z bokserek.
Już sam dotyk jego palców na mojej
skórze przyprawiał mnie o przyjemność, ale kiedy dotknął czubka mojego członka
ustami, przymknąłem oczy i cicho jęknąłem. Chłopak zaczął lizać trzon penisa z
każdej strony, a kiedy kończył, obejmował jego główkę ustami i pieścił ją
koniuszkiem języka. Był w tym dobry – na pewno nie robił tego po raz
pierwszy. Alex cały czas patrzył mi w oczy, co jeszcze bardziej przyprawiało
mnie o szaleństwo – myśl, że chłopak trzyma w ustach mojego penisa i ssie go,
rytmicznie poruszając głową. W pewnym momencie, kiedy nie mogłem już wytrzymać,
koszykarz wsunął mojego członka głębiej i głębiej, prawie że dochodząc do
jąder. Potem szybko go wyciągnął i powtórzył całą czynność, jednocześnie
masując penisa językiem.
Zacisnąłem zęby i bezwiednie
wplotłem palce we włosy chłopaka, nadając jego głowie odpowiedni rytm. Nie do
końca zdawałem sobie sprawę z tego, że mój oddech stał się urywany, a raz po
raz z ust wydobywał mi się urwany jęk. Wtedy poczułem pierwsze znaki
nadchodzącego orgazmu, więc puściłem włosy Alexa i mruknąłem mu, że zaraz
dojdę. Ten jednak nic sobie z tego nie robił i nadal miarowo poruszał głową,
przyprawiając mnie o utratę zmysłów. I wtedy nadszedł orgazm. Ciepło wypełniło
moje podbrzusze, a wszystkie mięśnie spięły się na chwilę, dopóki nie spuściłem
się do ust chłopaka. Osunąłem się na poduszkę, oddychając ciężko z zamkniętymi
oczami, a Alex wstał i zaczął chodzić po pomieszczeniu.
- Ubierz się –
mruknął. – Zaraz przyjdzie pani McCarthy.
Zerknąłem na zegar i zauważyłem, że
do dwudziestej zostały jedynie trzy minuty. Szybko wsunąłem bokserki i zapiąłem
spodnie, doprowadzając się do porządku. Alex stał przy umywalce i płukał usta,
a mi zrobiło się głupio, że doszedłem w jego buzi.
- Przecież
powiedziałem, że zaraz dojdę… Czemu nie zareagowałeś?
Smith spojrzał na mnie, wycierając
twarz ręcznikiem. Jego twarz rozświetliła się w bardzo perwersyjnym uśmiechu.
Pani McCarthy, zawsze punktualna jak diabli, weszła do pomieszczenia z tacą, na
której parowały dwie miski z zupą.
- Proszę bardzo,
buraczkowa. Na uzupełnienie krwi – uśmiechnęła się do mnie i postawiła naczynia
na szafce nocnej. – Gabriel, już od jutra możesz chodzić do szkoły, ale pod
warunkiem, że będziesz miał kule. Nie możesz nadwyrężać mięśnia, bo to może się
źle skończyć. Oczywiście będziesz zwolniony z zajęć wychowania fizycznego, na
razie na czas nieokreślony. Zobaczymy jak rana będzie się goiła.
Smith podszedł bliżej, chwycił za
miskę i chuchając na zupę, zaczął ją powoli jeść.
- Teraz zmienię ci
opatrunek i już będziesz miał spokój – kontynuowała pielęgniarka. – No, pokaż
mi tę nogę.
Kobieta rozcięła stary bandaż
nożyczkami, odkleiła gazę jałową od rany i gwizdnęła.
- Wszystko jak na
razie ładnie się goi. – Wyciągnęła znienawidzoną już przeze mnie maść
odkażająca i posmarowała nią ranę. – Zaczerwienienie i opuchlizna zmalały.
Śmiało mogę powiedzieć, że goi się na tobie jak na psie.
Pielęgniarka zaśmiała się,
przecierając ranę watą, a potem otworzyła nowe opakowanie gazików jałowych i
ułożyła je wzdłuż szwów. Na koniec zawinęła wszystko w bandaż i spojrzała na
swoje dzieło zadowolona.
- Teraz pokaż mi tę
ranę na głowie. Tam nie potrzeba bandaża, ale dobrze byłoby znowu ją odkazić.
Nie marudziłem nawet kiedy smród
maści odkażającej uderzył mnie w nozdrza; przez cały czas zachowywałem kamienną
twarz, a było to trudne, bo Alex zza pleców pani McCarthy próbował mnie
rozśmieszyć. W pewnym momencie przejechał językiem po swoich wargach, i przez
ten lubieżny gest zrobiło mi się znów gorąco, więc odwróciłem wzrok w inną
stronę.
- No, to wszystko.
Smacznego i dobranoc!
Kobieta wzięła wszystkie swoje
rzeczy i wyszła za drzwi.
- I kto tu jest
mendą? – Zadałem pytanie retoryczne, sięgając po miskę i udając obrażonego.
Smith parsknął zupą ze śmiechu,
która wylądowała na jego spodniach i koszulce, a cała ta sytuacja nie wiadomo
dlaczego przypomniała mi o pękniętych rurach. Mina mi zrzedła i odechciało mi
się jeść.
- Gabriel,
coś się stało? – Zapytał Alex zmartwiony. – Nagle posmutniałeś.
- Mieszkam
sam w dwuosobówce, a ci, którym zalało pokoje mają zająć wolne łóżka –
spojrzałem na niego. – Wiesz kogo mi przydzielili?
Alex odstawił miskę na stolik i
oparł się na krześle.
- Nie
mam pojęcia. Jutro się okaże.
- A ty
gdzie będziesz spał?
- Na razie
spałem u trenera, bo całą noc go nie było, a ktoś musiał pilnować porządku. Mam
nadzieję, że szybko znajdzie się ktoś, kto będzie w stanie naprawić te
przedpotopowe rury.
Ze zdziwienia podniosłem jedną brew.
-
Przedpotopowe?
-
Tak – chłopak zaśmiał się. – Trener mówił, że ta szkoła jest starym
przedwojennym budynkiem, który został odnowiony. Jednak urząd miasta nie
zgodził się na wymianę rur, ani podłogi, czy okien, bo twierdził, że są to
zabytki, o które trzeba po prostu dbać. Ale najwidoczniej nawet tak cenne
rzeczy nie są w stanie wygrać z mrozem.
Głupota ludzka rozłożyła mnie na
łopatki, więc padłem na plecy na materac. Wtem kątem oka wychwyciłem, że Alex
zaczyna się rozbierać, więc z ciekawością odwróciłem głowę w tę stronę.
- Jedz zupę –
powiedział chłopak, kucając przy swoim plecaku i wyciągając z niego ręcznik. –
Ja idę wziąć prysznic.
Pokazałem język plecom Alexa, a
potem koszykarz zniknął za drzwiami łazienki. Westchnąłem ciężko i przewróciłem
się na bok.
* * *
Obudziłem się na chwilę, gdy Smith
układał się koło mnie w łóżku, szczelnie przylegając do mnie swoim ciałem.
Pachniał przyjemnie - żelem pod prysznic i pastą do zębów.
- Śpisz? – Szepnął.
Odmruknąłem mu coś na kształt „tak”,
więc chłopak wtulił twarz w moje włosy i na chwilę zapanowała cisza.
- Nawet nie wiesz jak
się zdenerwowałem, kiedy zobaczyłem Louisa śpiącego koło ciebie – wyznał. – Już
myślałem, że koleś się na mnie uwziął i nie dość, że odebrał mi status lidera,
to jeszcze chce mi odbić chłopaka.
Słysząc jego ostatnie magiczne
słowo, poczułem szczęście i motyle w brzuchu. Ostatnimi czasy zastanawiałem się
często, czy Alex traktuje nas jako parę, ale bałem się go o to zapytać nawet po
tym, jak powiedział mi, że mnie kocha. A tu proszę, wyznanie pierwsza klasa.
- Czyli chodzimy ze
sobą? – Zapytałem cicho.
Chłopak zachichotał, a ja poczułem
jego oddech na uchu.
- Myślisz, że
robię takie rzeczy z kim popadnie? Oczywiście, że jesteśmy parą. Wiem, że nie
zapytałem cię o to, czy chcesz ze mną być, ale stwierdziłem, być może zbyt
pochopnie, po twoim zachowaniu, że twoja odpowiedź brzmiałaby tak…
Jego głos zahaczył o nutę
niepewności, którą od razu wychwyciłem. Zrobiło mi się dziwnie przyjemnie i
zapragnąłem zobaczyć jego twarz i emocje na niej wymalowane. Odwróciłem się do
niego i spojrzałem mu w oczy, które były na tym samym poziomie co moje.
- Masz zupełną rację.
Sięgnąłem ustami jego ust, składając
na nich delikatny, czuły pocałunek, podczas którego specjalnie nie zamknąłem
oczu, by móc przyjrzeć się jego twarzy z bliska.
- Cieszę się – mruknął
mi w usta.
Moja ręka powędrowała pod koszulkę
chłopaka, chcąc zbadać nieznane jej tereny, ale została zatrzymana. Alex
wyciągnął ją spod ubrania i ucałował po kolei każdy mój palec, robiąc to z
dokładnością.
- Teraz musimy spać,
skarbie – powiedział i spojrzał mi w oczy, co mnie zawstydziło, gdyż odczytał
moje niecne zamiary. – Jutro rano wstajemy do szkoły.
Zrobiłem obrażoną minę, a kiedy
chłopak przytulił mnie mocniej do siebie, przyssałem się do jego szyi i
zrobiłem mu malinkę.
- To znak, że jesteś
tylko mój – powiedziałem, ostatni raz całując go w usta.
Najwidoczniej Alex wbrew swoim
wcześniejszym słowom chciał pogłębić nasz pocałunek, jednak ja szybko się
odsunąłem i odwróciłem się do niego plecami. Po chwili dał za wygraną i objął
mnie ramieniem i przytknął swoje gorące stopy do moich lodowatych.
- Dobranoc –
mruknął mi do ucha.
- Dobranoc –
odpowiedziałem mu.
Wiele osób pewnie zdziwiłby fakt, że
oto ja – Gabriel Thomas Phantomhive, który przez całe życie nie miał dziewczyny
(ani chłopaka…), bo związki zupełnie go nie interesowały, teraz zapragnął tego
wszystkiego. Tych uczuć, poznawania ciała drugiej osoby, sprawiania sobie
nawzajem przyjemności. Po zasmakowaniu tego, nie mogłem uwierzyć jak przez cały
ten czas mogłem bez tego żyć; bez ciepła drugiej osoby, bez słodkich słów i
chociażby bez świadomości, że jest ktoś taki, kto zawsze mnie przygarnie,
przytuli i pocieszy. Oczywiście wszystko to wiązało się również z byciem
napalonym, choć był to inny aspekt bliskości. Pragnąłem Alexa – pragnąłem by
był cały mój, bym mógł poznać jego ciało i umysł całkowicie. I wcale mnie te
pragnienia nie krępowały, choć na co dzień byłem nieśmiałą osobą.
super, czekam na następny rozdział
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Rozdział fajny,ale morał najlepszy :D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny :)
Wenyy :)
Uwielbiam^^
OdpowiedzUsuńTo takie kochane :3
Rozmowa w lozku I moral najlepsze I takie super :D
Niecierpliwie czekam na wiecej
Witam ciepło,
OdpowiedzUsuńproszę o kontakt w sprawie Twoich tekstów na maila:
apcatgirl534@gmail.com
wyjaśnię więcej w mailu.
Pozdrawiam
Cat.
Hahaha genialne XD Ale i tak ten rym na koniec jest najlepszy :D Zastanawiam się tylko co będzie dalej, skoro zrobiło się tak słodko. No i w końcu do CZEGOŚ doszło, a to tylko początek~~~ Cudownie <3
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńno w końcu znalazł się Alex i to jaki zazdrosny o Gabriela.... a to wyznanie było słodkie....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia