Kiedy wróciliśmy do sali,
dopiero zrozumiałem dlaczego chłopak z łazienki i wszyscy inni patrzyli na nas
ze zdziwieniem. Na twarzy Smitha widniało kilka smug od atramentu; najwyraźniej
musiałem go ubrudzić rękoma lub zakazić go śladami, które ja sam miałem na
policzkach. Wyglądało to dość dziwnie, ale mi tylko chciało się śmiać.
Przepełniała mnie radość, a uśmiech nie schodził mi z ust, choć za wszelką cenę
próbowałem go powstrzymać. Jednak za każdym razem, gdy wzrok Alexa spotykał się
z moim własnym, robiło mi się ciepło w brzuchu i miałem ochotę przylgnąć do niego
całym ciałem, zupełnie tak, jak robiliśmy to we śnie. Chłopak chyba wiedział o
co mi chodzi, bo patrzył na mnie półprzymkniętymi oczyma, co sprawiało, że jego
twarz stawała się jeszcze bardziej pociągająca.
Resztę lekcji spędziłem
na dopieszczaniu rysunku systemu GERL, wokół którego kręcił się cały temat
zajęć. Jeśli chodzi o biologię, to zauważyłem, że był to jedyny przedmiot na
który nauka sprawiała mi przyjemność i nie przynosiła problemów. Jednocześnie,
porównując zeszyt w którym właśnie pisałem, do zeszytów z innych zajęć, na
przykład z fizyki, to było to niebo a ziemia. Nigdy nie miałem pięknego pisma,
ale w biologii magicznym sposobem pisałem – nieskromnie przyznam – bardzo ładnie.
Tematy z cytologii należały do
przyjemnych, ale i tak nie mogłem doczekać się już anatomii człowieka i innych
zwierząt. Jednak musiałem jeszcze przebrnąć przez znienawidzoną botanikę,
której nigdy nie będę w stanie polubić. Po prostu nie.
Po dzwonku spakowałem
się, a Alex czekał na mnie, stojąc pod drzwiami. Chłopak nucił
niezidentyfikowaną piosenkę pod nosem i potupywał rytmicznie stopą;
najwyraźniej tak samo jak ja był w świetnym humorze.
- To co, idziemy na obiad? – zapytał, uśmiechając się.
Na chwilę utonąłem w jego
oczach, z których płynęła w moją stronę czysta czułość.
- Jasne, chodźmy.
* * *
Zajęliśmy jeden z wolnych
czteroosobowych stolików niedaleko wejścia – nadal trudno było mi przyzwyczaić
się do tego, że stołówka znów była pełna po brzegi, a w internacie panował szum
złożony z kilkudziesięciu męskich głosów. Z jednej strony było to bardziej
pokrzepiające niż wszechobecna cisza, lecz czasami człowiek miał już dosyć tych
wszystkich szmerów, które dochodziły nawet zza cienkich ścian pokojów.
Usiedliśmy naprzeciw
siebie; ja tyłem do drzwi, bo tego dnia (pewnie za sprawą Smitha) było mi
bardzo gorąco, a od strony wyjścia wiał przyjemny chłód za każdym razem, gdy ktoś wchodził do środka. Zamówiliśmy paszteciki i zupę pieczarkową – Alex od
razu wziął się za jedzenie, a ja czekałem jeszcze aż przestygną i przyglądałem
się chłopakowi w milczeniu.
- Coś nie tak? – zapytał mnie, przełykając. – Dziwnie
na mnie patrzysz, mam coś na twarzy?
Rzeczywiście, chłopak
miał usmarowany czubek nosa od farszu z pasztecika, ale nie z tego powodu mu
się przyglądałem. Po prostu napawałem się widokiem, który świadczył o tym, że
koszykarz już się ze mną oswoił. Polegało to na tym, że jadł przy mnie tak,
jakby był sam ze sobą – czyli nie udawał porządnisia, jak to kiedyś robił. Był
sobą i to się najbardziej liczyło.
- Wszystko w porządku – odparłem z uśmiechem. – Tylko
tu.
Sięgnąłem ręką nad stołem
i starłem mu z nosa smugę sosu, a potem zlizałem go z palca, patrząc mu w oczy.
Widziałem jak chłopak przełyka ślinę i przygląda mi się po trochu z
ciekawością, a po trochu łobuzersko.
- Wolałbym żebyś zrobił to ustami – mruknął,
powracając do jedzenia.
Poczułem znajome wariacje
w brzuchu i uśmiechnąłem się pod nosem.
- Chciałbyś.
- Owszem, nawet bardzo – powiedział, po czym odgryzł
kęsa pasztecika. – O, patrz, chyba znów się ubrudziłem...
Zaśmiałem się i chwyciłem
za własne sztućce i talerze, sprawdzając, czy potrawy wystygły już
wystarczająco.
- Chyba cię pobździło jeśli myślisz, że się na to
nabiorę – mruknąłem słodkim głosem.
Smith uśmiechnął się
zawadiacko i powrócił do jedzenia.
- Cześć!
Wraz z Alexem w tym samym
czasie zadarliśmy głowę do góry, patrząc na właścicielkę głosu.
- Cześć, Monti. Co cię sprowadza? – odpowiedział Alex
zanim ja zdążyłem cokolwiek wydukać.
Dziewczyna spuściła
wzrok, a potem spojrzała mi prosto w oczy.
- Tak w sumie to przyszłam do Gabriela – Słysząc to,
zdziwiłem się, ale przyznaję, najpierw obleciał mnie strach. – Chciałam cię
przeprosić.
Siedziałem na krześle,
gapiąc się w nią jak ciele w malowane wrota, a moje brwi automatycznie uniosły
się do góry w zdziwieniu. Zapomniałem na chwilę, że miałem coś jej
odpowiedzieć, więc dziewczyna kontynuowała.
- Chciałam cię przeprosić za wczoraj. Naprawdę. Nie
wiem co we mnie wstąpiło, nie powinnam cię całować… - mruknęła, a jej głos
załamał się pod koniec zdania.
Nagle ogarnęło mnie
współczucie; kij w to, czy było uzasadnione, czy nie, ale słysząc te
znajome z własnego doświadczenia załamane nuty, wiedziałem, że dziewczyna zaraz
zacznie płakać. Podniosłem się z krzesła, podszedłem do niej i objąłem ją mocno,
przez co wydała mi się delikatna i krucha. Po chwili poczułem jak jej ciałem
zaczęły wstrząsać słabe dreszcze, a oddech przeszedł z płynnego w urywany. Zrobiło
mi się jej jeszcze bardziej żal, ale jednocześnie doszedłem do wniosku, że coś musiało się wydarzyć, bo to nie było możliwe, żeby Monti płakała tylko z mojego
powodu. Na pewno było jeszcze coś innego, a sytuacja z wczoraj jedynie
przepełniła czarę smutku o przysłowiową kroplę.
Usiadłem na krześle i
pozwoliłem dziewczynie żeby usiadła mi na kolanach, bo wciąż płakała, a włosy
zakrywały jej twarz.
- Hej, słońce, już dobrze… - szepnąłem, gładząc ją po
głowie, którą położyła mi na ramieniu. – Powiedz mi co się stało.
Caspbell westchnęła
głęboko i wstrząsnęła nią nowa fala płaczu. W tle Smith dokańczał zupę z
nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Jacob ze mną zerwał, mam zagrożenie z matematyki, a
rodzice chcą mnie z tego powodu zabrać z powrotem do domu…
Westchnąłem ciężko i
dopiero wtedy doszła do mnie pewna rzecz: że prawie nigdy nie widziałem Monti w
towarzystwie innych osób. Zwykle migała mi na przerwach, gdy sama chodziła po
szkole, lub podchodziła do mnie. Nie rozumiałem tego trochę, bo dziewczyna była
popularna w całej szkole, a mimo to nie zaprzyjaźniła się z nikim mocniej. To
tłumaczyło dlaczego przyszła akurat do mnie w takim stanie – po prostu potrzebowała
pomocy, rady i pocieszenia. Musiała się komuś wygadać.
- Chodź, pójdziemy do mojego pokoju, tam bez widowni
będziesz mogła popłakać – zaproponowałem, a Monti spojrzała na mnie zdziwiona
załzawionymi oczami.
Mrugnąłem porozumiewawczo
do Alexa, który przyjął to ze zmieszaną miną, i wstałem, wciąż obejmując
dziewczynę i prowadząc ją do wyjścia.
* * *
Posadziłem Monti na
własnym łóżku, a sam usiadłem na krześle naprzeciw niej. Czekałem aż zacznie mówić,
bo nie chciałem na nią naciskać – jeśli potrzebowała zwierzenia się komuś, to
prędzej czy później sama do tego dojdzie. I rzeczywiście, po chwili z jej ust
padły pierwsze słowa.
- Gabriel, naprawdę przepraszam za moje zachowanie…
Po prostu ostatnio nic kompletnie mi się nie układa i nie mam nawet sił żeby to
poukładać. Czuję bezsilną niemoc. Nie potrafię nic zrobić. Zaniedbałam naukę i
chłopaka, co teraz ma swoje konsekwencje – Jacob ze mną zerwał, a rodzice
dostali list o moim zagrożeniu z matematyki.
- Kiedy zaczęła się ta bezsilność? – zapytałem.
Dziewczyna otarła oczy
rękawem, więc sięgnąłem do szuflady po paczkę chusteczek i podałem jej sztukę.
- Dziękuję – mruknęła. – Jakoś w środku grudnia.
Nienawidzę tego miesiąca.
- Dlaczego nie przyszłaś do mnie wcześniej żeby
pogadać?
Monti spojrzała w
podłogę, pociągając nosem.
- Ja... Nie wiedziałam, czy mogę komuś zaufać. Sam
wczoraj powiedziałeś mi, że wiesz co wydarzyło się pomiędzy mną, a Alexandrem... Wiesz, od tamtego czasu mam problem z ufaniem ludziom, naprawdę. Boję się, że ktoś
znowu mnie okłamie...
- Hej, Monti, posłuchaj mnie, dobrze? – poczekałem aż
dziewczyna spojrzy na mnie, a potem kontynuowałem. – Znam waszą historię jako
obiektywny słuchacz i nie stoję po żadnej stronie. Uważam że zarówno ty, jak i
Alex popełniliście błędy, ale także i podjęliście słuszne decyzje. Nie moim
obowiązkiem rozstrzygać kto został bardziej poszkodowany, a kto bardziej
zranił. Wiem tylko, że obydwoje ponosicie teraz konsekwencje tej całej sytuacji
i obydwoje mieliście swoje własne powody do takiego, a nie innego zachowania. Powinnaś
wyobrazić sobie siebie na miejscu Alexa, tak jak on to zrobił w związku z tobą.
To pozwoli ci zrozumieć go i pojąć dlaczego cię okłamywał. Bo on nie robił tego
ze złośliwości. On chciał uchronić cię przed bólem, ale nie wiedział, że to
przyniesie ci go jeszcze więcej…
Dziewczyna słuchała mnie
uważnie, a co chwilę świeże łzy spływały jej po polikach, znacząc na nich mokre
ścieżki.
- Z własnego doświadczenia wiem, że nieszczęścia
chodzą stadami. A jak pewnie wiesz już z biologii, populacja stada zależy od
wielu czynników. Weźmy na przykład dostęp do pożywienia; depresja też
potrzebuje pokarmu do życia, a karmi się ona smutkami i negatywnymi myślami. Jeśli
jednak je ograniczymy, to zły nastrój zostanie zagłodzony. Rozumiesz o co mi
chodzi?
Monti uśmiechnęła się
lekko, słysząc moje porównanie, a w odpowiedzi na moje pytanie pokiwała głową.
- Wiem dobrze, że trzeba przeżyć złe czasy, by znów
mogły nastąpić te dobre, ale nie potrafię się nie przejmować. Chyba utknęłam
gdzieś pomiędzy przeszłością, która mi ciąży, a przyszłością, o której nie chcę
myśleć. Powinnam żyć tu i teraz, ale tego też nie umiem… Potrafię tylko
kontemplować głęboko w sobie te wszystkie złe myśli i udawać uśmiech przed
innymi, ale czasem, tak jak dzisiaj, mam już wszystkiego dosyć.
Wstałem i usiadłem obok
niej na łóżku, a potem objąłem ją ramieniem.
- Posłuchaj, zawsze, naprawdę zawsze, jeśli tylko
będziesz czuła się w taki sposób jak to opisałaś, przyjdź do mnie. Porozmawiamy,
pomogę ci, pocieszę cię. Nie zostawaj sam na sam ze smutkiem, bo to bardzo
silny wróg i mało kto jest w stanie go samodzielnie pokonać. – Spojrzałem jej w
twarz z powagą. – Obiecaj, że przyjdziesz do mnie jeśli tylko zaczniesz się tak
czuć.
Dziewczyna spojrzała na
mnie niepewnie, a potem mruknęła:
- Obiecuję. – A potem dodała: - Dziękuję.
- Hej, nie dziękuj za to. To normalna rzecz, którą
robią przyjaciele.
Przez jej twarz najpierw
przebiegł wyraz zdziwienia, a potem Monti zaczęła łkać, i tym razem to ja się
zdziwiłem.
- Monti, proszę, nie płacz już. Jest coś jeszcze, o
czym mi nie powiedziałaś?
- Nie, to nie o to chodzi – wychlipała. – Po prostu
wzruszyły mnie twoje słowa, Gabrielu.
Przytuliłem ją mocno,
uśmiechając się pod nosem. Dziewczyna znów wydała mi się mała i krucha, więc
automatycznie poczułem obowiązek ochraniania jej i troszczenia się o nią.
Nagle ktoś zapukał do
drzwi, więc oderwaliśmy się od siebie.
- Znajdziemy kogoś, kto umie matmę i ci pomoże, bo ja
niestety jestem nogą i to lewą, jeśli chodzi o ten przedmiot. A Jacobem się nie
przejmuj, jeśli jest mądry, to do ciebie wróci, uprzednio błagając o
przebaczenie na kolanach, bo uświadomi sobie jak piękną i mądrą dziewczynę
stracił.
Po tych słowach
pocałowałem ją w czoło i wstałem, by podejść do drzwi i je otworzyć. Na progu
stał Alex, opierając się zawadiacko ramieniem o framugę. Chłopak zajrzał mi
przez ramię do pokoju, a widząc Monti siedzącą na łóżku, jego twarz przybrała
mieszaną minę.
Dziewczyna szybko wstała, otarła policzki chusteczką i podążyła
w naszą stronę. Po drodze pocałowała nas obu w policzki i poszła sobie bez
słowa.
- Witam, czy pan psychiatra przyjmuje jeszcze dzisiaj
pacjentów? – zapytał żartobliwie Alex.
Zaśmiałem się, a potem
przybrałem minę myśliciela, niby to zastanawiając się nad odpowiedzią.
- To zależy od przypadku – odparłem.
Smith stanął prosto,
zrobił krok w moją stronę, tak, że praktycznie stykaliśmy się klatkami
piersiowymi.
- A czy przypadek pacjenta zakochanego po uszy i
pragnącego miłości od doktora się kwalifikuje?
- Oczywiście – mruknąłem, podgryzając jego wargę. –
Takiego pacjenta przyjmuję zawsze, wszędzie i o każdej porze.
Alex popchnął mnie do
środka pokoju, zamykając za sobą drzwi. W pomieszczeniu panował półmrok, bo
siedząc z Monti nie chciałem zapalać światła, by dziewczyna nie czuła się jak
na przesłuchaniu.
- Więc co w takim razie zaleca pan na mój przypadek,
panie doktorze? – szepnął mi w usta chłopak.
- Myślę, że tylko środki doraźne tutaj pomogą –
wymruczałem, podgryzając mu ucho.
Ręce chłopaka zawędrowały
pod moją koszulkę i nagle były wszędzie – na moich plecach, brzuchu i ściskały
moje pośladki przez spodnie. Nie chciałem pozostać dłużny Alexowi, więc również
zacząłem go dotykać, co przyjął z zadowolonym mruknięciem. Jedną rękę wplotłem
w jego włosy i przyciągnąłem jego twarz jeszcze bliżej mojej, umożliwiając
językowi na penetrowanie jego buzi pod innym kątem. Druga dłoń natomiast
powędrowała na jego biodra, by docisnąć je do moich własnych. Cała sytuacja
była podobna do tej w moim śnie – stykaliśmy się niemalże każdym kawałkiem
ciała; było mi okropnie gorąco i czułem jak rumieniec okrywa moją twarz.
- A jakie środki doraźne pan doktor ma na myśli? –
zagaił chłopak, ciężko oddychając od długiego i intensywnego pocałunku, który
chwilę wcześniej skończyliśmy.
- Środki bardzo doraźne.
Odepchnąłem go, a
następnie zrzuciłem z siebie bluzę, która wylądowała gdzieś na podłodze, ale
mało mnie to akurat obchodziło. Ruszyłem w stronę łóżka, rzucając przez ramię
wyzywające spojrzenie. Chłopak dogonił mnie zanim usiadłem na materacu i wręcz
skoczył na mnie tak, że wylądowałem na plecach, a on wisiał nade mną, opierając
się na dłoniach.
- Panie doktorze, nawet pan nie wie jak bardzo
potrzebuję tych środków.
Potem pocałował mnie
gorąco, a jedna z jego rąk zadarła mi koszulkę aż do brody, po czym zaczął
bawić się moim lewym sutkiem na przemian ściskając go i masując. W pewnym momencie
chciałem zmienić pozycję nóg, ale niechcący moje kolano znalazło się pomiędzy
udami chłopaka i naprawdę nienaumyślnie potarłem nim o wypukłość w kroczu jego
spodni. Alex jęknął cicho i przymknął oczy z przyjemności, więc zachęcony tym,
poruszyłem kolanem jeszcze raz, tym razem z premedytacją.
- Takie środki doraźne to ja rozumiem – wymruczał mi
chłopak do ucha.
Aaa! W końcu nowy rozdział! Dziękujemy, jesteś cudowna! Pięknie, pięknie i jeszcze raz pięknie. Byłam strasznie spragniona nowego rozdziału. Mam nadzieję, że już się u Ciebie poprawiło? Pozdrawiam ciepło c:
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za te miłe słowa. :)
UsuńA co do mnie - jest względnie dobrze, ale nie chcę zapeszać, bo jestem nauczona, że kiedy zaczynam coś w życiu chwalić, to zaraz wszystko się psuje. Także ten, jest stabilnie, więc myślę, że rozdziały będą ogarnięte, choć na ich treści odbije się to, co aktualnie przeżywam. Takie zboczenie mam, niestety.
Pozdrawiam cieplutko. <3
Cieszę się,że jest rozdział,nie mogłem się doczekać :)
OdpowiedzUsuńRozdział superrr,tylko kurde w takim momencie przerywać?!
Z niecierpliwością czekam na kolejny :)
Myślę,że skoro dodałaś rozdział,to oże w szkole już lepiej,oby tak :)
Witam kolegę czytelnika :3. Rozdziały będą ukazywać się regularnie, bo moje życie nieco się naprostowało. Jest ciężko, ale pisanie pomaga mi nie myśleć o pewnych sprawach, więc będzie to dla mnie pewnego typu terapią. No i niedługo święta; dużo wolnego, byczenie się i dobre jedzenie. Po prostu żyć, nie umierać.
UsuńPozdrawiam ciepło <3
*nosebleed* matkobosko to zbrodnia w takim momencie przerywać @///-///@ chyba pierwszy raz komentuję... nieważne. Tak czy owak uwielbiam to opowiadanie~ Jest jak na razie moim ulubionym i gdy zobaczyłam, że jest nowy rozdział to asbfhlvbcvhlabvrea <3<3<3 więc tego... weny i wiesz... no!
OdpowiedzUsuń=____=
Ta moja wypowiedź jest na bardzo wysokim poziomie intelektualnym, ale chyba to najlepiej oddaje moją czystą i bezwarunkową miłość do yaoi ;D Powodzenia~
To opowiadanie skradło mi serce... jak nigdy nie przywiązuje się do czytanych tekstów, tak w tym wypadku po prostu nie mogę się doczekać na kolejne rozdziały i rozwinięcie akcji^^
OdpowiedzUsuńUwielbiam relację Gabe i Alexa, są kochani ♥♡
Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział
Pozdrawiam cieplutko
Tyle czasu bez rozdziału, że aż zmotywowałam się i wstawiłam nowy u siebie :D
OdpowiedzUsuńAlex jak zawsze ciasteczko do zjedzenia, a Gabe bawi się w psychiatrę. Mam nadzieję, że z Monti wszystko będzie w porządku, szkoda dziewczyny, wszystko zwaliło się na nią w jednym momencie.
Czekam na kolejny rozdział, życzę weny i czasu.
Pozdrawiam,
Viv.
Ohoho wreszcie dodałaś roz...
OdpowiedzUsuńTy potworze, why ;___; Aż się gorąco zrobiło, no kaman! Może powinnaś odwiedzić psychologa albo od razu psychiatrę, co? Bo kończenie w takim momencie to sadyzm! Przemyśl to >__>
Swoją drogą przesłuchałam piosenki, ładniutkie ;3
Czekam ;3
i umieram, cały czas
Awwwww *^* GIMMI MOR! JU MONSTER! Jak można przerwać w takim momencie?! Przy okazji witaj swoją nową czytelniczkę ^^
OdpowiedzUsuńHej, cześć.
UsuńOtrzymujesz ode mnie przywitalny uścisk pt. "Witaj, nowa Czytelniczko!".
Bardzo mi miło Cię poznać! *ściiiisk*.
Witam,
OdpowiedzUsuńbiedna Monti, ale to wygadanie się chyba Gabrielowi przyniosło pozytywny efekt... no i Alex jeszcze na wizytę do psychiatry wstąpił te środki doraźne stosowane przez Gabriela bardzo mu się podobały...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia