Rozdział XXVII


Kiedy wróciliśmy do sali, dopiero zrozumiałem dlaczego chłopak z łazienki i wszyscy inni patrzyli na nas ze zdziwieniem. Na twarzy Smitha widniało kilka smug od atramentu; najwyraźniej musiałem go ubrudzić rękoma lub zakazić go śladami, które ja sam miałem na policzkach. Wyglądało to dość dziwnie, ale mi tylko chciało się śmiać. Przepełniała mnie radość, a uśmiech nie schodził mi z ust, choć za wszelką cenę próbowałem go powstrzymać. Jednak za każdym razem, gdy wzrok Alexa spotykał się z moim własnym, robiło mi się ciepło w brzuchu i miałem ochotę przylgnąć do niego całym ciałem, zupełnie tak, jak robiliśmy to we śnie. Chłopak chyba wiedział o co mi chodzi, bo patrzył na mnie półprzymkniętymi oczyma, co sprawiało, że jego twarz stawała się jeszcze bardziej pociągająca.

Resztę lekcji spędziłem na dopieszczaniu rysunku systemu GERL, wokół którego kręcił się cały temat zajęć. Jeśli chodzi o biologię, to zauważyłem, że był to jedyny przedmiot na który nauka sprawiała mi przyjemność i nie przynosiła problemów. Jednocześnie, porównując zeszyt w którym właśnie pisałem, do zeszytów z innych zajęć, na przykład z fizyki, to było to niebo a ziemia. Nigdy nie miałem pięknego pisma, ale w biologii magicznym sposobem pisałem – nieskromnie przyznam – bardzo ładnie.  Tematy z cytologii należały do przyjemnych, ale i tak nie mogłem doczekać się już anatomii człowieka i innych zwierząt. Jednak musiałem jeszcze przebrnąć przez znienawidzoną botanikę, której nigdy nie będę w stanie polubić. Po prostu nie.

Po dzwonku spakowałem się, a Alex czekał na mnie, stojąc pod drzwiami. Chłopak nucił niezidentyfikowaną piosenkę pod nosem i potupywał rytmicznie stopą; najwyraźniej tak samo jak ja był w świetnym humorze.

   - To co, idziemy na obiad? – zapytał, uśmiechając się.

Na chwilę utonąłem w jego oczach, z których płynęła w moją stronę czysta czułość.

   - Jasne, chodźmy.

* * *

Zajęliśmy jeden z wolnych czteroosobowych stolików niedaleko wejścia – nadal trudno było mi przyzwyczaić się do tego, że stołówka znów była pełna po brzegi, a w internacie panował szum złożony z kilkudziesięciu męskich głosów. Z jednej strony było to bardziej pokrzepiające niż wszechobecna cisza, lecz czasami człowiek miał już dosyć tych wszystkich szmerów, które dochodziły nawet zza cienkich ścian pokojów.

Usiedliśmy naprzeciw siebie; ja tyłem do drzwi, bo tego dnia (pewnie za sprawą Smitha) było mi bardzo gorąco, a od strony wyjścia wiał przyjemny chłód za każdym razem, gdy ktoś wchodził do środka. Zamówiliśmy paszteciki i zupę pieczarkową – Alex od razu wziął się za jedzenie, a ja czekałem jeszcze aż przestygną i przyglądałem się chłopakowi w milczeniu.

   - Coś nie tak? – zapytał mnie, przełykając. – Dziwnie na mnie patrzysz, mam coś na twarzy?

Rzeczywiście, chłopak miał usmarowany czubek nosa od farszu z pasztecika, ale nie z tego powodu mu się przyglądałem. Po prostu napawałem się widokiem, który świadczył o tym, że koszykarz już się ze mną oswoił. Polegało to na tym, że jadł przy mnie tak, jakby był sam ze sobą – czyli nie udawał porządnisia, jak to kiedyś robił. Był sobą i to się najbardziej liczyło.

   - Wszystko w porządku – odparłem z uśmiechem. – Tylko tu.

Sięgnąłem ręką nad stołem i starłem mu z nosa smugę sosu, a potem zlizałem go z palca, patrząc mu w oczy. Widziałem jak chłopak przełyka ślinę i przygląda mi się po trochu z ciekawością, a po trochu łobuzersko.

   - Wolałbym żebyś zrobił to ustami – mruknął, powracając do jedzenia.

Poczułem znajome wariacje w brzuchu i uśmiechnąłem się pod nosem.

   - Chciałbyś.

   - Owszem, nawet bardzo – powiedział, po czym odgryzł kęsa pasztecika. – O, patrz, chyba znów się ubrudziłem...

Zaśmiałem się i chwyciłem za własne sztućce i talerze, sprawdzając, czy potrawy wystygły już wystarczająco.

    - Chyba cię pobździło jeśli myślisz, że się na to nabiorę – mruknąłem słodkim głosem.

Smith uśmiechnął się zawadiacko i powrócił do jedzenia.

    - Cześć!

Wraz z Alexem w tym samym czasie zadarliśmy głowę do góry, patrząc na właścicielkę głosu.

    - Cześć, Monti. Co cię sprowadza? – odpowiedział Alex zanim ja zdążyłem cokolwiek wydukać.

Dziewczyna spuściła wzrok, a potem spojrzała mi prosto w oczy.

   - Tak w sumie to przyszłam do Gabriela – Słysząc to, zdziwiłem się, ale przyznaję, najpierw obleciał mnie strach. – Chciałam cię przeprosić.

Siedziałem na krześle, gapiąc się w nią jak ciele w malowane wrota, a moje brwi automatycznie uniosły się do góry w zdziwieniu. Zapomniałem na chwilę, że miałem coś jej odpowiedzieć, więc dziewczyna kontynuowała.

   - Chciałam cię przeprosić za wczoraj. Naprawdę. Nie wiem co we mnie wstąpiło, nie powinnam cię całować… - mruknęła, a jej głos załamał się pod koniec zdania.

Nagle ogarnęło mnie współczucie; kij w to, czy było uzasadnione, czy nie, ale słysząc te znajome z własnego doświadczenia załamane nuty, wiedziałem, że dziewczyna zaraz zacznie płakać. Podniosłem się z krzesła, podszedłem do niej i objąłem ją mocno, przez co wydała mi się delikatna i krucha. Po chwili poczułem jak jej ciałem zaczęły wstrząsać słabe dreszcze, a oddech przeszedł z płynnego w urywany. Zrobiło mi się jej jeszcze bardziej żal, ale jednocześnie doszedłem do wniosku, że coś musiało się wydarzyć, bo to nie było możliwe, żeby Monti płakała tylko z mojego powodu. Na pewno było jeszcze coś innego, a sytuacja z wczoraj jedynie przepełniła czarę smutku o przysłowiową kroplę.

Usiadłem na krześle i pozwoliłem dziewczynie żeby usiadła mi na kolanach, bo wciąż płakała, a włosy zakrywały jej twarz. 

   - Hej, słońce, już dobrze… - szepnąłem, gładząc ją po głowie, którą położyła mi na ramieniu. – Powiedz mi co się stało.

Caspbell westchnęła głęboko i wstrząsnęła nią nowa fala płaczu. W tle Smith dokańczał zupę z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

   - Jacob ze mną zerwał, mam zagrożenie z matematyki, a rodzice chcą mnie z tego powodu zabrać z powrotem do domu…

Westchnąłem ciężko i dopiero wtedy doszła do mnie pewna rzecz: że prawie nigdy nie widziałem Monti w towarzystwie innych osób. Zwykle migała mi na przerwach, gdy sama chodziła po szkole, lub podchodziła do mnie. Nie rozumiałem tego trochę, bo dziewczyna była popularna w całej szkole, a mimo to nie zaprzyjaźniła się z nikim mocniej. To tłumaczyło dlaczego przyszła akurat do mnie w takim stanie – po prostu potrzebowała pomocy, rady i pocieszenia. Musiała się komuś wygadać.

   - Chodź, pójdziemy do mojego pokoju, tam bez widowni będziesz mogła popłakać – zaproponowałem, a Monti spojrzała na mnie zdziwiona załzawionymi oczami.

Mrugnąłem porozumiewawczo do Alexa, który przyjął to ze zmieszaną miną, i wstałem, wciąż obejmując dziewczynę i prowadząc ją do wyjścia.

* * *

Posadziłem Monti na własnym łóżku, a sam usiadłem na krześle naprzeciw niej. Czekałem aż zacznie mówić, bo nie chciałem na nią naciskać – jeśli potrzebowała zwierzenia się komuś, to prędzej czy później sama do tego dojdzie. I rzeczywiście, po chwili z jej ust padły pierwsze słowa.

   - Gabriel, naprawdę przepraszam za moje zachowanie… Po prostu ostatnio nic kompletnie mi się nie układa i nie mam nawet sił żeby to poukładać. Czuję bezsilną niemoc. Nie potrafię nic zrobić. Zaniedbałam naukę i chłopaka, co teraz ma swoje konsekwencje – Jacob ze mną zerwał, a rodzice dostali list o moim zagrożeniu z matematyki.

   - Kiedy zaczęła się ta bezsilność? – zapytałem.

Dziewczyna otarła oczy rękawem, więc sięgnąłem do szuflady po paczkę chusteczek i podałem jej sztukę.

   - Dziękuję – mruknęła. – Jakoś w środku grudnia. Nienawidzę tego miesiąca.

   - Dlaczego nie przyszłaś do mnie wcześniej żeby pogadać?

Monti spojrzała w podłogę, pociągając nosem.

   - Ja... Nie wiedziałam, czy mogę komuś zaufać. Sam wczoraj powiedziałeś mi, że wiesz co wydarzyło się pomiędzy mną, a Alexandrem... Wiesz, od tamtego czasu mam problem z ufaniem ludziom, naprawdę. Boję się, że ktoś znowu mnie okłamie...

   - Hej, Monti, posłuchaj mnie, dobrze? – poczekałem aż dziewczyna spojrzy na mnie, a potem kontynuowałem. – Znam waszą historię jako obiektywny słuchacz i nie stoję po żadnej stronie. Uważam że zarówno ty, jak i Alex popełniliście błędy, ale także i podjęliście słuszne decyzje. Nie moim obowiązkiem rozstrzygać kto został bardziej poszkodowany, a kto bardziej zranił. Wiem tylko, że obydwoje ponosicie teraz konsekwencje tej całej sytuacji i obydwoje mieliście swoje własne powody do takiego, a nie innego zachowania. Powinnaś wyobrazić sobie siebie na miejscu Alexa, tak jak on to zrobił w związku z tobą. To pozwoli ci zrozumieć go i pojąć dlaczego cię okłamywał. Bo on nie robił tego ze złośliwości. On chciał uchronić cię przed bólem, ale nie wiedział, że to przyniesie ci go jeszcze więcej…

Dziewczyna słuchała mnie uważnie, a co chwilę świeże łzy spływały jej po polikach, znacząc na nich mokre ścieżki.

   - Z własnego doświadczenia wiem, że nieszczęścia chodzą stadami. A jak pewnie wiesz już z biologii, populacja stada zależy od wielu czynników. Weźmy na przykład dostęp do pożywienia; depresja też potrzebuje pokarmu do życia, a karmi się ona smutkami i negatywnymi myślami. Jeśli jednak je ograniczymy, to zły nastrój zostanie zagłodzony. Rozumiesz o co mi chodzi?

Monti uśmiechnęła się lekko, słysząc moje porównanie, a w odpowiedzi na moje pytanie pokiwała głową.

   - Wiem dobrze, że trzeba przeżyć złe czasy, by znów mogły nastąpić te dobre, ale nie potrafię się nie przejmować. Chyba utknęłam gdzieś pomiędzy przeszłością, która mi ciąży, a przyszłością, o której nie chcę myśleć. Powinnam żyć tu i teraz, ale tego też nie umiem… Potrafię tylko kontemplować głęboko w sobie te wszystkie złe myśli i udawać uśmiech przed innymi, ale czasem, tak jak dzisiaj, mam już wszystkiego dosyć.

Wstałem i usiadłem obok niej na łóżku, a potem objąłem ją ramieniem.

   - Posłuchaj, zawsze, naprawdę zawsze, jeśli tylko będziesz czuła się w taki sposób jak to opisałaś, przyjdź do mnie. Porozmawiamy, pomogę ci, pocieszę cię. Nie zostawaj sam na sam ze smutkiem, bo to bardzo silny wróg i mało kto jest w stanie go samodzielnie pokonać. – Spojrzałem jej w twarz z powagą. – Obiecaj, że przyjdziesz do mnie jeśli tylko zaczniesz się tak czuć.

Dziewczyna spojrzała na mnie niepewnie, a potem mruknęła:

   - Obiecuję. – A potem dodała: - Dziękuję.

   - Hej, nie dziękuj za to. To normalna rzecz, którą robią przyjaciele.

Przez jej twarz najpierw przebiegł wyraz zdziwienia, a potem Monti zaczęła łkać, i tym razem to ja się zdziwiłem.

    - Monti, proszę, nie płacz już. Jest coś jeszcze, o czym mi nie powiedziałaś?

    - Nie, to nie o to chodzi – wychlipała. – Po prostu wzruszyły mnie twoje słowa, Gabrielu.

Przytuliłem ją mocno, uśmiechając się pod nosem. Dziewczyna znów wydała mi się mała i krucha, więc automatycznie poczułem obowiązek ochraniania jej i troszczenia się o nią.

Nagle ktoś zapukał do drzwi, więc oderwaliśmy się od siebie.

   - Znajdziemy kogoś, kto umie matmę i ci pomoże, bo ja niestety jestem nogą i to lewą, jeśli chodzi o ten przedmiot. A Jacobem się nie przejmuj, jeśli jest mądry, to do ciebie wróci, uprzednio błagając o przebaczenie na kolanach, bo uświadomi sobie jak piękną i mądrą dziewczynę stracił.

Po tych słowach pocałowałem ją w czoło i wstałem, by podejść do drzwi i je otworzyć. Na progu stał Alex, opierając się zawadiacko ramieniem o framugę. Chłopak zajrzał mi przez ramię do pokoju, a widząc Monti siedzącą na łóżku, jego twarz przybrała mieszaną minę. 

Dziewczyna szybko wstała, otarła policzki chusteczką i podążyła w naszą stronę. Po drodze pocałowała nas obu w policzki i poszła sobie bez słowa.

   - Witam, czy pan psychiatra przyjmuje jeszcze dzisiaj pacjentów? – zapytał żartobliwie Alex.

Zaśmiałem się, a potem przybrałem minę myśliciela, niby to zastanawiając się nad odpowiedzią.

    - To zależy od przypadku – odparłem.

Smith stanął prosto, zrobił krok w moją stronę, tak, że praktycznie stykaliśmy się klatkami piersiowymi.

    - A czy przypadek pacjenta zakochanego po uszy i pragnącego miłości od doktora się kwalifikuje?

    - Oczywiście – mruknąłem, podgryzając jego wargę. – Takiego pacjenta przyjmuję zawsze, wszędzie i o każdej porze.

Alex popchnął mnie do środka pokoju, zamykając za sobą drzwi. W pomieszczeniu panował półmrok, bo siedząc z Monti nie chciałem zapalać światła, by dziewczyna nie czuła się jak na przesłuchaniu.

   - Więc co w takim razie zaleca pan na mój przypadek, panie doktorze? – szepnął mi w usta chłopak.

   - Myślę, że tylko środki doraźne tutaj pomogą – wymruczałem, podgryzając mu ucho.

Ręce chłopaka zawędrowały pod moją koszulkę i nagle były wszędzie – na moich plecach, brzuchu i ściskały moje pośladki przez spodnie. Nie chciałem pozostać dłużny Alexowi, więc również zacząłem go dotykać, co przyjął z zadowolonym mruknięciem. Jedną rękę wplotłem w jego włosy i przyciągnąłem jego twarz jeszcze bliżej mojej, umożliwiając językowi na penetrowanie jego buzi pod innym kątem. Druga dłoń natomiast powędrowała na jego biodra, by docisnąć je do moich własnych. Cała sytuacja była podobna do tej w moim śnie – stykaliśmy się niemalże każdym kawałkiem ciała; było mi okropnie gorąco i czułem jak rumieniec okrywa moją twarz.

   - A jakie środki doraźne pan doktor ma na myśli? – zagaił chłopak, ciężko oddychając od długiego i intensywnego pocałunku, który chwilę wcześniej skończyliśmy.

   - Środki bardzo doraźne.

Odepchnąłem go, a następnie zrzuciłem z siebie bluzę, która wylądowała gdzieś na podłodze, ale mało mnie to akurat obchodziło. Ruszyłem w stronę łóżka, rzucając przez ramię wyzywające spojrzenie. Chłopak dogonił mnie zanim usiadłem na materacu i wręcz skoczył na mnie tak, że wylądowałem na plecach, a on wisiał nade mną, opierając się na dłoniach.

   - Panie doktorze, nawet pan nie wie jak bardzo potrzebuję tych środków.

Potem pocałował mnie gorąco, a jedna z jego rąk zadarła mi koszulkę aż do brody, po czym zaczął bawić się moim lewym sutkiem na przemian ściskając go i masując. W pewnym momencie chciałem zmienić pozycję nóg, ale niechcący moje kolano znalazło się pomiędzy udami chłopaka i naprawdę nienaumyślnie potarłem nim o wypukłość w kroczu jego spodni. Alex jęknął cicho i przymknął oczy z przyjemności, więc zachęcony tym, poruszyłem kolanem jeszcze raz, tym razem z premedytacją.

   - Takie środki doraźne to ja rozumiem – wymruczał mi chłopak do ucha.

11 komentarzy:

  1. Aaa! W końcu nowy rozdział! Dziękujemy, jesteś cudowna! Pięknie, pięknie i jeszcze raz pięknie. Byłam strasznie spragniona nowego rozdziału. Mam nadzieję, że już się u Ciebie poprawiło? Pozdrawiam ciepło c:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za te miłe słowa. :)
      A co do mnie - jest względnie dobrze, ale nie chcę zapeszać, bo jestem nauczona, że kiedy zaczynam coś w życiu chwalić, to zaraz wszystko się psuje. Także ten, jest stabilnie, więc myślę, że rozdziały będą ogarnięte, choć na ich treści odbije się to, co aktualnie przeżywam. Takie zboczenie mam, niestety.
      Pozdrawiam cieplutko. <3

      Usuń
  2. Cieszę się,że jest rozdział,nie mogłem się doczekać :)
    Rozdział superrr,tylko kurde w takim momencie przerywać?!
    Z niecierpliwością czekam na kolejny :)
    Myślę,że skoro dodałaś rozdział,to oże w szkole już lepiej,oby tak :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam kolegę czytelnika :3. Rozdziały będą ukazywać się regularnie, bo moje życie nieco się naprostowało. Jest ciężko, ale pisanie pomaga mi nie myśleć o pewnych sprawach, więc będzie to dla mnie pewnego typu terapią. No i niedługo święta; dużo wolnego, byczenie się i dobre jedzenie. Po prostu żyć, nie umierać.
      Pozdrawiam ciepło <3

      Usuń
  3. *nosebleed* matkobosko to zbrodnia w takim momencie przerywać @///-///@ chyba pierwszy raz komentuję... nieważne. Tak czy owak uwielbiam to opowiadanie~ Jest jak na razie moim ulubionym i gdy zobaczyłam, że jest nowy rozdział to asbfhlvbcvhlabvrea <3<3<3 więc tego... weny i wiesz... no!
    =____=
    Ta moja wypowiedź jest na bardzo wysokim poziomie intelektualnym, ale chyba to najlepiej oddaje moją czystą i bezwarunkową miłość do yaoi ;D Powodzenia~

    OdpowiedzUsuń
  4. To opowiadanie skradło mi serce... jak nigdy nie przywiązuje się do czytanych tekstów, tak w tym wypadku po prostu nie mogę się doczekać na kolejne rozdziały i rozwinięcie akcji^^
    Uwielbiam relację Gabe i Alexa, są kochani ♥♡
    Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  5. Tyle czasu bez rozdziału, że aż zmotywowałam się i wstawiłam nowy u siebie :D
    Alex jak zawsze ciasteczko do zjedzenia, a Gabe bawi się w psychiatrę. Mam nadzieję, że z Monti wszystko będzie w porządku, szkoda dziewczyny, wszystko zwaliło się na nią w jednym momencie.
    Czekam na kolejny rozdział, życzę weny i czasu.
    Pozdrawiam,
    Viv.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ohoho wreszcie dodałaś roz...
    Ty potworze, why ;___; Aż się gorąco zrobiło, no kaman! Może powinnaś odwiedzić psychologa albo od razu psychiatrę, co? Bo kończenie w takim momencie to sadyzm! Przemyśl to >__>

    Swoją drogą przesłuchałam piosenki, ładniutkie ;3

    Czekam ;3
    i umieram, cały czas

    OdpowiedzUsuń
  7. Awwwww *^* GIMMI MOR! JU MONSTER! Jak można przerwać w takim momencie?! Przy okazji witaj swoją nową czytelniczkę ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, cześć.
      Otrzymujesz ode mnie przywitalny uścisk pt. "Witaj, nowa Czytelniczko!".
      Bardzo mi miło Cię poznać! *ściiiisk*.

      Usuń
  8. Witam,
    biedna Monti, ale to wygadanie się chyba Gabrielowi przyniosło pozytywny efekt... no i Alex jeszcze na wizytę do psychiatry wstąpił te środki doraźne stosowane przez Gabriela bardzo mu się podobały...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Dziekuję za komentarz :)