Po
kolacji przenieśliśmy się do salonu i każdy dostał po czterech piwach.
Do Nowego Roku zostały tylko cztery godziny, więc piliśmy powoli, raczej się
delektując. Phil i Bill siedzieli na dywanie, a ja klapnąłem ze Smithem na
kanapie. Mężczyźni rozprawiali na jakiś znany im tylko temat, dlatego też ja
siedziałem w milczeniu, przyglądając się Sunlightowi, który obejmował blondyna
ramieniem.
Czyli
co, Will i Philip byli… gejami? Jeśli tak, to tłumaczyło fakt, dlaczego
mieszkali razem. W końcu pocałunki i takie zachowanie bardzo wykraczało poza
ramy przyjacielskiej relacji.
Odezwał
się ten, który zabawiał się, fantazjując o Alexie - przypomniał mi mój umysł.
Ale
to był tylko raz, który o niczym nie świadczy – odpowiedziałem mu.
Czyżby?
Nie zwróciłem
uwagi na te pytanie; nie chciałem o tym myśleć w tym miejscu i w tym czasie.
- … się poznaliście, Gabe? – Doszła do mnie końcówka pytania zadanego
przez Billa.
Spojrzałem
na niego rozkojarzony i poprosiłem, by powtórzył.
-
Jak ty i Ollie się poznaliście?
Poczułem
na sobie wzrok wszystkich osób znajdujących się w pokoju.
-
Przyłapałem go we wrześniu jak palił papierosy z kolegami – powiedziałem, a
potem dodałem: - No i tak wyszło, że dostałem od nich łomot.
Bill
zacmokał ze zdziwienia, ale kontynuował wywiad.
-
To jak udało wam się po czymś takim zaprzyjaźnić?
Zanim
zdążyłem otworzyć usta, Smith wyprzedził mnie z odpowiedzią.
- Tak wyszło.
-
No, ale musiał być jakiś powód – drążył mężczyzna.
Przyjrzałem
się Alexowi; chłopak wyglądał tak, jakby nie miał ochoty rozmawiać na ten
temat. Rzucił spojrzenie Philowi, na co chłopak zareagował, wstając.
-
Macie ochotę na karaoke? – Zapytał. – Ale jeśli myślicie, że pozwolę wam
pierwszym zaśpiewać, to grubo się mylicie. Oto ja, mistrz wokalu, w wykonaniu
bardzo życiowej piosenki z przesłaniem, a mianowicie „Gunther – Ding Dong
Song”!
Bill
jęknął głośno, padając na łopatki na dywan.
-
Proszę, tyko nie to!
* * *
Mimo
obaw i sprzeciwu Sunlighta, karaoke nie było aż takie złe; każdy zaśpiewał po
jednej piosence, nawet jeśli był totalnie upośledzony muzycznie. Phil bawił się
świetnie i to właśnie przez niego nam również sprawiało to przyjemność, choć
puszczał kilka razy pod rząd tę samą melodię. Alkohol spowodował, że wszelkie
bariery między nami znikły – gadaliśmy na wszystkie tematy, a nawet jeśli
milczałem, to nie powodowało to u mnie zakłopotania. Czułem się dobrze i nie mogłem już doczekać się fajerwerków, które
miały rozbłysnąć na niebie równo z wybiciem północy. Przez całe życie
przyglądałem się im z balkonu małego mieszkanka, popijając śladowe ilości
szampana z pokrytego odciskami palców kieliszka. Za każdym razem byłem pod
wrażeniem – w końcu takie pokazy miały miejsce tylko raz w roku i chyba na tym
właśnie polegała ich nadzwyczajność. Moi rodzice jednak byli nie za bardzo
wzruszeni – przez pierwsze dwie minuty oglądali fajerwerki z zaciekawieniem, a
potem wracali znudzeni przed ekran telewizora, zostawiając mnie samego na
balkonie. Nie rozumiałem ich, ale nie przeszkadzała mi samotność; mogłem wtedy
wspiąć się na barierkę i poszerzyć swoje pole widzenia. Gdyby Teresa
Phantomhive zobaczyłaby mnie, kiedy wychylałem się za balustradę umieszczoną
ponad dwa metry nad ziemią, pewnie krzyknęłaby głośno i złapała się za głowę.
Na szczęście telewizor pochłaniał całą jej uwagę, przez co spokojnie mogłem
oglądać fajerwerki, aż ostatni sztuczny ogień wybuchł na ciemnym nieboskłonie.
Nie przeszkadzało mi nawet zimno – piękny widok wynagradzał mi wszystkie
niedogodności.
Tuż
przed północą ubraliśmy się i z butelką szampana wyszliśmy przed blok, gdzie
zebrał się już spory tłum; mieszkańcy osiedla przyszli by świętować we wspólnym
gronie Nowy Rok. Bill witał się z sąsiadami, a Phil, trzymający go za rękę,
uśmiechał się do wszystkich. Przez myśl przeszło mi, że mężczyźni najwyraźniej
nie chowali się ze swoim związkiem (o ile rzeczywiście ze sobą byli, czego
przecież jedynie się domyślałem…). To jednak nie zmieniało faktu, że sąsiedzi
traktowali ich życzliwie i nie zauważyłem ani jednego niechętnego
spojrzenia. Smith szedł obok i w pewnym momencie objął mnie ramieniem i
schylił się, by szepnąć mi do ucha:
- O czym tak myślisz?
No cóż,
to chyba była dobra pora na poruszenie tego tematu.
-
Dlaczego mi nie powiedziałeś? – Stanąłem i spojrzałem w jego oblicze.
Na twarz
chłopaka wypłynął zaskoczony wyraz spowodowany moim pretensjonalnym tonem.
- O czym?
-
No wiesz… - Nagle wypowiedzenie tych kilku słów stało się bardzo trudne. – O
Philu i Billu…
Zaskoczenie
zostało zastąpione uśmiechem, przez który szybciej zabiło mi serce.
- Bo dla mnie to nic nadzwyczajnego, więc nie pomyślałem o tym,
przepraszam – mruknął.
Nie
wiedziałem, co mu odpowiedzieć, więc milczałem, patrząc w bok.
-
A co, dla ciebie to coś nienormalnego? – Zapytał ostrożnie.
-
Nie no, to nie tak… - wydukałem.
W tle
rozbrzmiały głosy tłumu odliczającego ostatnie sekundy do Nowego Roku. Trzy…
dwa… jeden! W momencie, gdy na niebie rozjaśniło się tysiąc fajerwerków,
oświetlających ludzkie twarze, Alex pochylił się w moją stronę. Miałem
wrażenie, że wszystko działo się w zwolnionym tempie, a szum tłumu przycichł, w
tamtej chwili nic nieznaczący. Widziałem jak twarz koszykarza zbliża się do
mojej, a jego brązowe oczy patrzą tylko na mnie, jakby nic poza moim obliczem
nie istniało. Owionął mnie zapach piwa i choć mogłem się odsunąć, nie zrobiłem
tego. Usta Smitha dotknęły nieśmiało moich własnych, składając na nich
delikatny, jakby rozpoznawczy pocałunek. Jednocześnie jedna z dłoni chłopaka
pogładziła mój policzek, przyprawiając mnie o dreszcze tym pełnym czułości gestem.
- Szczęśliwego Nowego Roku – mruknął Alex, kiedy po chwili odsunął się
ode mnie.
Nagle
Bill pojawił się znikąd, trzymając w rękach kieliszki z szampanem.
-
Toast za kolejny rok! – Krzyknął, podając nam alkohol.
Potem
mężczyzna nieświadomy tego, co chwilę wcześniej zaszło, pociągnął Alexa za
sobą, a ja chyba miałem pójść za nimi, lecz stałem nadal w tym samym miejscu.
Zostałem sam ze swoimi myślami, a pierwszą rzeczą jaką zrobiłem było
podniesienie dłoni do ust. Dotknąłem opuszką palca swoich warg, dokładnie tam,
gdzie zaledwie dwie minuty temu dotykały ich usta Smitha.
On
mnie pocałował - pomyślałem głupio.
Nic
innego, oprócz pewnej rzeczy nie przyszło mi więcej do głowy.
A co,
jeśli jest to kolejny żart Wielkich Ważniaków?
Odepchnąłem
od siebie te nieprzyjemna myśl, przez która nagle zrobiło mi się przykro. Wtedy ktoś nadepnął mi na nogę, ściągając mnie na ziemię; wciąż stałem
przecież w środku tłumu, lecz już w Nowym Roku.
- Gabe, tu jesteś! – Krzyknął Phil, dopadając mnie i zamykając w uścisku.
Chłopak
miał iskierki w oczach, zmierzwione włosy i zarumienione od mrozu poliki.
Pachniało od niego piwem i szampanem, ale wyglądał jakby w ogóle nie pił
alkoholu.
- Bill i Ollie poszli do sklepu po kolejne piwa – wyjaśnił mi Lewison,
przekrzykując tłum. – A my zaraz wracamy i przygotowujemy seans. Zgadnij jaki
film wybrał Alex!
-
Nie wiem – odkrzyknąłem ponad szumem tłumu.
- „Miasteczko Salem”!
Słysząc
to, zrobiło mi się ciepło na sercu; czyżby Smith specjalnie wybrał film na
podstawie książki Stephena Kinga, żeby zrobić mi przyjemność? Jeśli tak, to,
cholera, zależało mu na moim szczęściu, czy to był tylko kolejny punkt w planie
Wielkich Ważniaków?
* * *
Bez
Billa i Alexa mieszkanie było dość ciche i smutne; Phil krzątał się po kuchni i
pokoju, nosząc półmiski z przekąskami i zbierając puste puszki po piwie. Ja
siedziałem na dywanie przy telewizorze i majstrowałem w odtwarzaczu DVD,
próbując odpalić „Miasteczko Salem”, ale sprzęt odmawiał współpracy. Mężczyźni
dość długo nie wracali, ale chwila odpoczynku dobrze mi zrobiła, bo nie
wiedziałbym jak zachowywać się w towarzystwie Smitha.
Wlepiłem
wzrok w panele i dopiero kiedy Phil podał mi kubek herbaty, zdałem sobie
sprawę, z tego, że wciąż myślałem o Wielkich Ważniakach. Znów balem się, że
Alex zachowywał się wobec mnie tak, jak się zachowywał, tylko dlatego, że była
to cześć misternego planu wysnutego, by albo odegrać się na mnie, albo znowu
wkraść się w łaski Nicka i Brandona. Nikt jakoś specjalnie nie chciał się ze mną
zaprzyjaźnić od momentu rozpoczęcia się roku szkolnego, a tu nagle (były) lider
drużyny koszykarskiej, czyli osoba, którą wszyscy znają, próbuje zbliżyć się do
mnie w ten sposób. Jego gesty, trzymanie mnie za dłoń, jego słowa i… pocałunek.
Czy to wszystko było tylko częścią jakiegoś okropnego żartu, który ostatecznie
ma ośmieszyć mnie przed całą szkołą?
- Dziękuję – powiedziałem z roztargnieniem.
Lewison
usiadł koło mnie i uruchomił kilkoma ruchami film, nawet się przy tym nie trudząc.
Potem spojrzał na mnie, a jego wzrok był poważny, lecz życzliwy. Myślałem, że
chłopak zaraz zacznie rozmowę, ale ten milczał, popijając herbatę z własnego
kubka. Poczułem nieodparty przymus zapytania go o pewne sprawy, ale nie
wiedziałem, czy mi wypadało, lub czy go nie obrażę.
- Hej, Phil, powiedz mi… - zagaiłem niepewnie. – Czy ty i Bill…
Nie
potrafiłem dokończyć pytania, bo poczułem jak pod bacznym spojrzeniem Lewisona
oblewa mnie rumieniec. Chłopak uśmiechnął się, wcale niezakłopotany, ani zły,
więc odetchnąłem z ulgą.
- Jesteśmy ze sobą od ponad pięciu lat, jeśli o to ci chodzi – powiedział
spokojnie.
Czy
byłem zaskoczony, że moje podejrzenia okazały się prawdziwe? Może trochę.
Bardziej czułem podziw, że ich związek trwa już tak długo i wcale nie wyglądają
na znudzonych sobą. Była jednak nadal jeszcze jedna rzecz, która mnie
nurtowała.
- A jak… jak dowiedziałeś się, że jesteś… no wiesz…
-
Że jestem gejem? – Zapytał głośno chłopak, z pewną dozą dumy. – W sumie to nie
było tak, że jednego dnia uważałem siebie za heteroseksualnego, a następnego
dnia, bum, lubię chłopców. To po prostu przyszło naturalnie, choć na początku
nie potrafiłem tego zaakceptować. Myślałem wtedy, że los wyjątkowo mnie
skrzywdził, bo nie dość, że moi rodzice zginęli kiedy byłem mały, potem
trafiłem do domu dziecka, to do tego na koniec okazało się, że jestem „inny”. –
Tu zrobił krótką przerwę, wzdychając.
Zrobiło
mi się głupio, że przez jedno małe pytanie Phil musiał wywlec na zewnątrz
jelita swojego życiorysu.
- Przykro mi z powodu twoich rodziców – walnąłem oklepaną formułkę.
Lewison
spojrzał na mnie, uśmiechnięty.
- Nie ma co. Ale powiem ci jedno: wszystko ma swoją przyczynę. Gdybym nie
trafił do The Wooden Children’s Home, nie poznałbym Billa i najprawdopodobniej
nie byłbym teraz taki szczęśliwy.
Rzeczywiście,
Phil sprawiał wrażenie człowieka, ba, on był takim człowiekiem, który roztaczał
wokół siebie aurę radości i optymizmu. Potrafił zarazić uśmiechem nawet
przygnębionego mruka, co zresztą zademonstrował również na mnie. Czy mi kiedyś
dane będzie osiągnięcie takiego stanu ducha?
- Uwierz mi, bardzo często ludzie wmawiają sobie pewne rzeczy, bo nie
mogą zaakceptować rzeczywistości. To działa, ale po pewnym czasie iluzja traci
na sile i wszystkie problemy wychodzą na światło dzienne. Czy nie lepiej jest
stawić im czoła na samym początku i pogodzić się z czymś, czego nie da się już
zmienić?
Choć
jego twarz nadal jaśniała uśmiechem, słowa, które wypowiadał były bardzo
poważne. Sposób, w jaki chłopak się wysławiał był dla mnie oznaką jednego –
tego, że Phil przeszedł bardzo dużo w życiu, pomimo jego młodego wieku.
- Masz rację – mruknąłem.
Wtedy
usłyszałem szczęk wsuwanego do zamka klucza i wiedziałem już, że Bill i Alex
wrócili. Lewison rzucił mi zawadiacki uśmiech, wstając, a potem powiedział:
- Pamiętaj: nie szukaj szczęścia daleko, bo ono znajduje się bliżej, niż
ci się wydaje. – Po czym puścił mi oko i poleciał do drzwi, zostawiając mnie
samego na dywanie.
Pociągnąłem
łyka herbaty, specjalnie nie patrząc na nowo przybyłych, bo na razie nie
wiedziałem co robić w towarzystwie Smitha. No ale cóż, coś trzeba było szybko
wymyślić, bo na pewno nie udałoby mi się unikanie go przez cały wieczór. A
nawet jeśli, to i tak czeka nas wspólna noc na kanapie.
* * *
Tym
razem to Alex bardzo mnie zaskoczył – chłopak zachowywał się tak, jakbym był
zaledwie powietrzem. No, może przesadziłem, bo kilka razy uraczył mnie słowem
typu „dziękuję”, „smacznego”, czy „nie wiem”. Cała ta zmiana wywołała w mojej
głowie dodatkowy mętlik, bo nie wiedziałem skąd się ona wzięła. Podczas
pocałunku Smith wydawał się delikatny i czuły, a teraz był swoim kompletnym
przeciwieństwem. Czy to też było częścią planu Wielkich Ważniaków, czy to mi
zaczynało odbijać, że wszędzie doszukiwałem się konspiracji?
W czasie
seansu Alex nie usiadł koło mnie, tylko w fotelu i nie spojrzał na mnie ani
razu. Przez to kompletnie nie mogłem skupić się na filmie, bo mój wzrok uciekał
uparcie z ekranu na sylwetkę niewzruszonego chłopaka. Było to trochę irytujące,
bo dopiero co doszło miedzy nami do tego, co doszło, a tu nagle Smith nie
zwracał na mnie ani krzty uwagi.
Chyba
za dużo myślę - doszedłem do wniosku.
Była
jeszcze jedna sprawa. Od czasu, gdy Smith po raz pierwszy obdarzył mnie gestem,
którego Phil i Bill by się nie powstydzili, zacząłem się nad czymś zastanawiać.
Była to sprawa, która już w gimnazjum zmusiła mnie do stworzenia czarnej kurtyny,
za którą ją schowałem, by więcej nie ujrzała światła dziennego. Od tamtej pory
nie rozmyślałem o tym, ale rozmowa z Philem uświadomiła mi też pewną rzecz – że
prędzej czy później i tak musiałbym stawić jej czoła. Tak się złożyło, że ciąg
wydarzeń sylwestrowej nocy sprawił, że zamiast oglądać „Miasteczko Salem”,
Gabriel Thomas Phantomhive siedział na kanapie i wspominał pierwszą klasę
gimnazjum.
Moja szkoła
oczywiście mieściła się w Glatton, moim rodzinnym miasteczku – zostałem do niej
przydzielony według ulicy na której mieszkałem, razem z innymi dzieciakami z
mojego osiedla. Nie chciałem tam iść, ale nie miałem wyboru, co pewnie każdego
dnia nieświadomie przekazywałem swoją mową ciała, dlatego też zostałem klasowym
popychadłem, bo przecież w każdej grupce musi być ktoś, z kogo można się
bezkarnie naśmiewać.
Gawriłow
– przypomniałem sobie znienawidzone od lat nazwisko. – Tony Gawriłow.
Był to
chłopak, z którym się zakolegowałem, jeśli można to tak nazwać. Dołączył do
naszej klasy w drugim tygodniu po rozpoczęciu roku szkolnego – w jego żyłach
płynęła rosyjska krew, którą odziedziczył po ojcu, więc wszyscy obawiali się
jego słowiańskiego temperamentu. W klasie stworzyły się już grupki znajomych, a
że ja zostałem sam, spróbowałem nawiązać kontakt z Tonym. Tak wyszło, że zakolegowaliśmy się i był to mój pierwszy znajomy zdobyty w
gimnazjum. Jednak charakter Tony’ego był zupełnie inny niż mój – ja raczej
byłem grzeczny i cichy, a on lubił być w centrum uwagi i już po kilku dniach
zdobył tytuł klasowego urwisa. Zaczepiał dziewczyny, był wulgarny i na długiej
przerwie chodził za szkolę palić niedopałki, myśląc, że to wszystko buduje mu
wspaniały image. Uzyskał raczej odwrotny efekt – większość osób unikała go, a
on denerwował się, bo, jak sam to ujął „W Rosji traktowaliby mnie jak boga!”.
No więc zostałem mu tylko ja, ale mną również się znudził, choć nadal
wracaliśmy razem ze szkoły, bo Tony mieszkał w bloku obok.
Moje
podejście do życia zmieniło się pewnego dnia pod koniec września (no tak, dość pechowy
dla mnie miesiąc) – zatrzymaliśmy się pod jego klatką i chwilę staliśmy w
milczeniu, a potem Tony zapytał, czy chcę go odwiedzić. Nie wahałem się nad
odpowiedzią i ruszyłem za nim schodami w górę. Gawriłow mieszkał na trzecim
piętrze, tuż za brązowymi drzwiami opatrzonymi numerem osiem. W jego mieszkaniu
śmierdziało papierosami, a gdzieniegdzie leżały puste puszki po piwie, ale
ogólnie panował w nim porządek. Gdy sciagalismy buty, z kuchni wychyliła się
kobieta z papierosem zwisającym jej z kącika ust i talerzem w dłoni.
- Cześć chłopcy, jak było w szkole?
Obaj
odpowiedzieliśmy tym samym słowem, którym dzieciaki od zarania dziejów
odpowiadały rodzicom na te pytanie: dobrze. Pani Gawriłow spojrzała na mnie i
uśmiechnęła się.
- To ty jestem Gabriel, tak? Tony opowiadał
mi o tobie.
Pokiwałem
głową, a wtedy kolega pociągnął mnie w stronę swojego pokoju. Weszliśmy do środka,
po czym Tony zamknął za sobą drzwi trochę zbyt brutalnie, bo szyba aż
zatrzeszczała w obudowie.
- Ale moja matka jest głupia – rzucił w
przestrzeń, kładąc plecak na podłogę.
- Wcale nie, jest bardzo miła –
zaprzeczyłem, siadając na małej sofce.
Wtedy z
kuchni dobiegł nas okrzyk pani Gawriłow, wzywającej do siebie Tony’ego. Chłopak
spojrzał smętnie na drzwi pokoju.
- Zajmij się czymś, zaraz wrócę.
Kiedy
tylko Tony zniknął za drzwiami, zacząłem rozglądać się po pokoju – obejrzałem
każdy z plakatów wiszących na ścianie, grzbiety książek z wypisanymi na nich
tytułami w cyrylicy i kolekcję figurek stojących na regale. Nie wstałem i nie
zacząłem grzebać w jego rzeczach (choć miałem na to wielką ochotę), ale nadal
siedziałem na sofce, rozglądając się dookoła. Tony nadal nie wracał, więc
starałem się dojrzeć coś przez przeszklone drzwi jego pokoju, ale nic nie
zobaczyłem. Za to moją uwagę zwrócił kawałek papieru wystający z przerwy miedzy
oparciem, a siedziskiem kanapy. Chwyciłem to coś i pociągnąłem w górę – okazało
się, ze był to magazyn, ale nie taki, który chłopacy czasem przynosili do
szkoły, mówiąc, że znaleźli go pod łóżkiem ojca. Na okładce nie było kobiety w
skąpej bieliźnie, pozującej do zdjęcia, tylko mężczyzna napinający mięśnie
przed obiektywem. Otworzyłem gazetę, a w środku było tylko jeszcze więcej tego
typu zdjęć, a każde z nich wydawało się jeszcze bardziej intrygujące.
Oczywiście wtedy drzwi pokoju otworzyly się, a Tony wszedł do srodka, niosąc
nam herbate. Widzac mnie, spojrzał najpierw na magazyn, a potem szklanka
wypadla mu z reki, by stłuc się w momencie zetkniecia z podloga. Panele zalaly
się ciemnobrązowym plynem, w którym plywaly kawałki szkla, a Tony stal nadal
jak wryty.
- Co się stało, chłopcy? – Krzyknela pani
Gawrilow w kuchni.
Chlopak
nie odrywal od mnie wzroku.
- Nic! – Odkrzyknal, po czym odezwal się do
mnie. – Sluchaj mnie, pedale. Odloz ten magazyn tam gdzie był, a kiedy ja będę
sprzatal szklo z podłogi, masz się ubrać i stad wynosic.
Jego
glos pelen był wrogości, wiec niewiele myslalem, tylko wykonałem jego
polecenie. Wcisnalem gazete miedzy oparcie a siedzisko sofy, po czym chwyciłem
swój plecak, a w przedpokoju zalozylem buty. Nie trudziłem się nawet
powiedzeniem pani Gawrilow „do widzenia”, za bardzo balem się otworzyć usta.
Tony nazwal mnie pedalem bo ogladalem jego magazyn
– myslalem
gorączkowo. – Co jesli rozpowie to
wszystkim w szkole?
Wyszedlem z jego klatki z jednym
słowem tłukącym
się w głowie: „Pedał”.
Oczywiście
następnego dnia bałem się pójść do szkoły i udawałem chorego, ale matka nieznosząca
sprzeciwu wyrzuciła mnie z łóżka i kazała iść na lekcje. Zrobiłem to i przez
cały dzień miałem wrażenie, że wszyscy patrzą na mnie dziwnym wzrokiem, a za
plecami słyszałem szepty i to jedno okropne słowo przemykające z ust do ust.
Nie wiedziałem jednak, czy tylko to sobie wyobrażałem, czy była to rzeczywistość.
Tony unikał mnie tego dnia, jak i przez wszystkie pozostałe, a było ich
niewiele, bo został wyrzucony ze szkoły tuż przed świętami Bożego Narodzenia.
Chłopak „podlał” choinkę stojącą w holu własnymi szczynami, co zostało
uwiecznione na kamerze, a czego dyrekcja nie mogła mu już odpuścić. Podobno
wrócił do swojej Rosji, gdzie pewnie za taki czyn czekała na niego nagroda w
postaci grona fanów. Nigdy jednak nie dowiedziałem się naprawdę, czy Gawriłow
powiedział innym, że jestem pedałem i już nie miałem się tego dowiedzieć.
Podejrzewałem jednak, że gdyby rozpuścił taką plotkę, uczniowie zrobiliby mi z
życia jeszcze większe piekło, niż ja sam sobie zrobiłem przez zamartwianie się
i smutek.
Od
tamtej pory nie zaprzyjaźniłem się już z nikim więcej – zacząłem jeszcze
bardziej się izolować, aż znalazłem świat książek, który kompletnie mnie
wciągnął. Bohaterowie opowiadań przecież nie oceniali mnie, nie zawodzili, ani
nie krzywdzili. Rodzice nie interesowali się moją samotnością, więc coraz
głębiej w nią popadałem. Jednak po pewnym czasie na jaw wyszło moje marzenie o
byciu w przyszłości lekarzem, więc Peter i Teresa zmienili kompletnie swoje
nastawienie do syna. Do tej pory pozostawiony sam sobie, zostałem nagle
zmuszony do uczęszczania na wiele różnych, nieprzydatnych zajęć dodatkowych,
które miały pomóc mi w osiągnięciu prawniczej kariery. Wtedy właśnie zacząłem
myśleć o ucieczce, a jedyną możliwością była szkoła z internatem. Dlatego
przyłożyłem się do nauki, ze stoicką cierpliwością znosząc gderanie rodziców. Przez
cały ten czas odrzucałem od siebie wszystkich, którzy próbowali nawiązać ze mną
kontakt, a z każdym dniem było ich coraz mniej. Nie interesowały mnie związki,
rodzina, ani znajomi – skupiłem się mocno na jednym celu, bo było to coś, co
obiecywało zmianę w moim dotychczasowym życiu. Ponadto od tamtej sytuacji z
Gawriłowem opanowałem do perfekcji sztukę „Chowania Niewygodnych Spraw Za
Czarną Kurtynę”, a słowo „pedał” przestało istnieć w moim słowniku. Sam Tony
nie pojawił się w mojej głowie od pierwszej klasy gimnazjum, aż do tego
Sylwestra.
Z krainy
przemyśleń wróciłem na kanapę stojącą w salonie Billa i Phila. W rękach
trzymałem puszkę z piwem, a na ekranie rozgrywała się jakaś krwawa scena.
Wewnątrz byłem rozbity, a gardło zacisnęło mi się boleśnie; poczułem, że coś
lepkiego zebrało mi się w kąciku ust, więc uniosłem rękę i wytarłem się.
Spojrzałem na czerwone opuszki palców i ze zrezygnowaniem uświadomiłem sobie,
że znów przygryzłem sobie wargę do krwi. Wstałem i przemknąłem obok
siedzących na dywanie mężczyzn. Wtedy film mało mnie interesował, bo miałem
ważniejsze sprawy na głowie.
- Gabe, zrobić pauzę? – Usłyszałem szept Phila.
-
Nie, dzięki – odpowiedziałem, nawet się nie odwracając.
Poszedłem
do kuchni i stanąłem przy oknie, opierając czoło o zimną szybę. Było mi trochę
niedobrze, ale nie w brzuchu, tylko w głowie, więc oddychałem głęboko. Jak to
możliwe, że tak przyjemny wieczór zmienił się w coś okropnego?
Nagle
usłyszałem ciche kroki w ciemności za moimi plecami, więc odwróciłem się w stronę
odgłosu, napotykając poważną twarz Smitha.
- Coś się stało? – Zapytał, podchodząc bliżej. – Wybiegłeś z pokoju jak
oparzony.
Z
powrotem oparłem się o szybę, mając nadzieję, że chłopak sobie pójdzie.
-
Nie, wracaj na film. – Starałem się, by mój głos był obojętny.
Alex
jednak nie dał za wygraną i zbliżył się do mnie jeszcze bardziej. Uparcie na
niego nie patrzyłem, znów zagryzając wargę.
-
Przecież widzę… - Chłopak wyciągnął rękę i dotknął mojego ramienia, ale
gwałtownie go odepchnąłem.
- Zostaw mnie! – Syknąłem, kiedy brunet objął mnie mocno ramieniem,
przyciskając do siebie.
Próbowałem
się wyrwać, ale koszykarz był stanowczy – po chwili jednak dałem za wygraną i
po prostu umilkłem, opierając się na nim bezsilnie. Zacisnąłem zęby tak mocno,
że aż rozbolała mnie od tego szczęka. Nie płakałem, ale byłem temu bliski; ból
samotności i odrzucenia, który tłumiłem w sobie od tak dawna, nagle opanował
mnie jak duch przeszłości. Nie wiem ile czasu Smith trzymał mnie w ramionach,
ale wydawało się, że była to wieczność.
- Ja… Ja nie wiem co jest ze mną nie tak – wydusiłem z siebie.
Alex
objął mnie mocniej, gładząc miarowo dłonią po głowie; emanował od niego
harmonijny spokój.
- Wszystko jest z tobą w jak najlepszym porządku – powiedział pewnie.
Pokręciłem
głową ze zniecierpliwieniem.
- Nie rozumiesz… Tony! To zaczęło się od niego!
- Co się zaczęło?
-
Wszystko!
- Masz rację, nie do końca rozumiem. – Smith poddał się.
Chłopak
westchnął, roztrzepując mi włosy, kiedy wyprostowałem się i spojrzałem na
niego.
- Lepiej?
-
Chyba tak.
Rzeczywiście,
czułem się lżejszy na duszy o ponad tonę – tak, jakbym przeszedł… katharsis. Nigdy bym nie podejrzewał, że Tony
Gawriłow mógłby mi w czymś pomóc, niż tylko zaszkodzić. A pomógł mi bardzo. W
końcu, po czterech latach, zaakceptowałem siebie takim jakim byłem. Czy byłem
„pedałem”, tak jak to nazwał mnie Rosjanin? Chyba tak, biorąc pod uwagę
wszystkie aspekty.
Chłopak
otarł mi łzy rękawem swojej bluzy, a ja po raz pierwszy spojrzałem na tę
sytuację z zupełnie innej perspektywy. Jak wcześniej mogłem nie zauważyć ile
troski chowało się w tym najzwyklejszym geście? Ile to razy Smith wspierał mnie
i pomagał mi, a ja pozostawałem na to ślepy i obojętny? Niemożliwe, że mógł być
to kolejny plan Wielkich Ważniaków, niemożliwe, że chłopak tak dobrze wszystko
udawał.
- Hej, mówiłeś, że już jest okej… - mruknął Alex, przyglądając mi się z
zatroskaniem.
Spojrzałem
mu w oczy, chcąc przekazać mu tym jak najwięcej wdzięczności i czułości.
Uniosłem powoli dłoń do jego twarzy, na której wykwitło istne zaskoczenie, a
potem pogładziłem go po oszronionym jednodniowym zarostem poliku, muskając
opuszkami jego usta.
W tym
momencie byłem wypełniony brawurą i spontanicznością; na szali kładłem
wszystko, co udało mi się osiągnąć w tej szkole. Jeśli ze strony Alexa był to
jedynie głupi żart, który miał ośmieszyć mnie przed innymi uczniami, proszę
bardzo, droga wolna, nabijanie się z orientacji Phantomhive’a będzie wybornym
pomysłem. Oczami wyobraźni widziałem już jak będą mi dokuczać na lekcjach i
przerwach, jak w ustach tych wszystkich ludzi będzie wybrzmiewać słowo „pedał”,
a ja po kilku dniach opuszczę szkole, nie mogąc tego wszystkiego wytrzymać i wrócę
do Glatton, do domu. Z jednej strony chciałem tego, bo w moim rodzinnym
miasteczku wszyscy znali mnie od urodzenia i przed nimi nie musiałem nikogo
udawać. Tutaj, w snobistycznym Hannigram każdego dnia grałem swoja rolę, czym
byłem już po prostu zmęczony – zdemaskowanie wręcz by mnie ucieszyło i dało
motywację, by wrócić do domu.
Ale co
będzie, jeśli okaże się, że nie ma żadnego planu? Że wszystko sobie wymyśliłem,
bo od września przepełniała mnie paranoja? Że Alex naprawdę mnie lubi i niczego
nie udaje? Nie wiem, co miało stać się w takim przypadku, ale wiedziałem już,
że szala przechyliła się właśnie w tę stronę, w stronę niepewności, a nie w
stronę ośmieszenia mnie. Mimo, że nie wiedziałem, co mnie czeka, zrobiłem to,
co chciałem.
-
Gabe… - wyszeptał chłopak.
-
Cicho – uciszyłem go, składając lekki pocałunek na jego wargach.
Cieszę się, że w takim natłoku innych zajęć znalazłaś czas na dodanie nowego rozdziału. Bardzo fajnego rozdziału, bo wreszcie coś więcej pomiędzy chłopakami się stało, a na to niecierpliwie czekałam. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału! : )
OdpowiedzUsuńI w ogóle, to fajnie, że się zakochałaś. Mam nadzieję, że ona odwzajemni (a może już odwzajemniła?) twoje uczucia. : )
Pozdrawiam. : )
Jej... podziwiam Cię, że w natłoku zajęć miałaś czas wstawić nowy rozdział na bloga. Bardzo się cieszę! I też gratuluję Ci, że się zakochałaś. To prawda, że miłość potrafi wiele zmienić.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to był po prostu cudowny! Uwielbiam chłopaków. I w końcu doczekałam się ich pierwszego pocałunku i drugiego w sumie też :D
Nie spodziewałam się, szczerze mówiąc, że ten one shot był dodatkiem do tej historii. Wyjaśnienie związku Phila i Billa ♡
Kocham to opowiadanie. Naprawdę jest świetne. I z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały^^
Pozdrawiam ♥
Ps. Zapraszam: opowiadania-slash-desire.blogspot.com
a więc ten ta parka z tego one shot to Phil i Bill! no tak!
OdpowiedzUsuńświetny rozdział :D w końcu się pocałowali *.*
Genialne!!! W końcu pocałunek.. Nie, 2 pocałunki :3
OdpowiedzUsuńPiękny rozdział! Uwielbiam Cię po prostu Dziękuję, że znalazłaś czas by to napisać. No nic teraz trzeba czekać znowu tydzień :( życzę szczęścia z Ta dziewczyną :D
Jak mogłam nie skojarzyć, że Phill i Bill są parą z tego one shotu :c Głupia XD chyba muszę poćwiczyć nad kojarzenie faktów XDD
OdpowiedzUsuńJezu, ja się normalnie zakochałam w tym opowiadaniu!!! C U D O! Chociaż może dałabys jedna notkę z perspektywy Alexa? Bo co by się nie działo, to i tak jeżeli o niego w opowiadaniu po części chodzi to go i tak mało w nim jest i strasznie ubolewam z tego powodu :( Mam nadzieję, że jakoś zrozumiale to napisałam XDD
No i życzę szczęścia w miłości :3
W końcu są razem. <3
OdpowiedzUsuńWidzę, że nie tylko ja nie skojarzyłam parki z one-shota z Philem i Billem ._.
OdpowiedzUsuńA taka świetna historia :)
Co do samego rozdziału - to TEN rozdział! Gdzie wszystko się wyjaśnia, gdzie następuję ten specyficzny przełom i w końcu pocałunek, na który się tyle czekało.
Te Sylwestry, zawsze się musi coś wydarzyć! A tutaj zarówno nieprzyjemne jak i przyjemne rzeczy, bardzo fajny kontrast :)
Pisz jak najwięcej, dziewczyna bo porywasz, naprawdę.
A żeby było to możliwe, to życzę dużo weny, czasu i szczęście w tej okropnej, a zarazem cudownej miłości.
Pozdrawiam,
Viv
Mam pytanie. Ile planujesz rozdziałów tego opowiadania? I czy będziesz jeszcze jakieś pisać gdy to się skończy? (Aż przeraża mnie ta wizja, że to kiedyś dobiegnie końca :( ale co zrobić) W sumie to 2 pytania XD No cóż xd nurtują mnie :D
OdpowiedzUsuńCzekam na rozdział i proszę odpowiedz jak znajdziesz czas :3
Pozdrawiam c:
Cześć. Taj na wstępie muszę Cię zaskoczyć, że kompletnie nie wiem ile moje opowiadanie będzie miało rozdziałów. Jeśli chodzi o kwestie planowania i organizowania - to leżę i kwiczę. Na razie nie chcę wybiegać tak w przyszłość, bo nie wiem, czy Karma pozwoli mi skończyć pisać o Gabrielu, ale myślę, że jednak bez pisania czegoś innego czułabym się zbyt samotnie,także pewnie coś bym zaczęła skrobać.
UsuńMnie natomiast nurtuje pytanie, czy przy wyświetlaniu bloga tylko ja widzę takie szaro białe znaki, świadczące, że coś jest nie tak? Ostatnio system mi szaleje, więc nie wiem, czy to kwestia mnie, czy ogółu...
U mnie też znaczki :c
UsuńI z niecierpliwością czekam na inne twoje opowiadania :)
Ja wchodzę z telefonu i u mnie wszystko normalnie :D
UsuńI dziękuję za odpowiedź :3
Witam,
OdpowiedzUsuńcudny rozdział, Alex pocałował Gabriela, był przy tym taki czuły, ale dlaczego później się tak zachowywał, ale jak widać bardzo troszczy się o niego, ciekawe jak teraz Alex zareaguje na ten pocałunek....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia