Po przybyciu do Fort Hayward mieliśmy tylko kilka minut na to, by trafić do kina. Potruchtaliśmy więc z przystanku autobusowego, uważając, by nie przewrócić się na śliskim, uklepanym śniegu. Bez problemu udało nam się dotrzeć do centrum handlowego i polecieliśmy szybko na drugie piętro, gdzie mieściła się sala kinowa. W biegu wyciągnąłem z torby bilety na film i wskoczyłem na ruchome schody. Odwróciłem się w stronę Smitha, który stał tuż za mną, trochę zbyt blisko, bo nasze kurtki ocierały się o siebie, wydając irytujące odgłosy. Starałem się to ignorować, więc posłałem Alexowi uśmiech i wbiegłem na górę.
Zdążyliśmy akurat na koniec reklam,
więc kiedy weszliśmy na salę, większość miejsc było już zajęte. Wewnątrz
pomieszczenia było ciemno, ale na szczęście schodki prowadzące do rzędów na
górze były podświetlone, więc to uratowało mnie przed wylądowaniem na podłodze.
- Rząd M, miejsce
dwudzieste czwarte i dwudzieste trzecie – powiedziałem na wpół do siebie, na
wpół do Smitha.
Wspinałem się, patrząc na oznaczenia
rzędów, aż w końcu trafiłem na nasze miejsca. Na szczęście znajdowały się one
na brzegu, więc nie musieliśmy przeciskać się między oparciami foteli, a
kolanami siedzących już ludzi. Potem z zaskoczeniem zauważyłem, że cały
rząd M wypełniony był podwójnymi sofami, a nie osobnymi siedzeniami, które po
pół godzinie seansu robiły się niesamowicie niewygodne. Zawahałem się, ale Alex
stojący za mną, popchnął mnie lekko, więc ruszyłem przed siebie. Usiadłem na
sofie, ściągnąłem kurtkę i nagle coś mi się przypomniało.
- Cholera! – Syknąłem,
zły na siebie.
- Coś się stało? –
Zapytał chłopak, rozwiązując szalik.
- Zapomniałem o
popcornie…
Na ekranie pojawiły się już napisy początkowe,
a z głośników popłynęła muzyka, zapowiadająca niesamowity seans. Smith, słysząc
moje słowa, zaśmiał się pod nosem i bez słowa ruszył w stronę schodów. Chciałem
go zatrzymać i powiedzieć, żeby się nie wygłupiał i siadał, że dam radę bez
chrupania popcornu, ale zagłuszył mnie odgłos jadącego na ekranie samochodu.
Poddałem się i oparłem z powrotem na sofie, przyglądając się sylwetce
koszykarza idącego do wyjścia.
* * *
Podczas seansu nie mogłem się
skupić, gdyż siedzący obok Smith dotykał mnie ramieniem. Sofa na której
siedzieliśmy była dość mała, ale wygodna, choć dopiero po kilkunastu minutach
zdołałem się rozluźnić. Wcześniej siedziałem jak na szpilkach, trzymając w
rękach kubełek z popcornem. Potem jednak dotyk chłopaka przestał mi przeszkadzać,
więc skupiłem się na „Carrie” i scenie, która właśnie się rozgrywała.
Wciągnąłem się w film, więc później nie zwracałem już uwagi na cokolwiek
innego, niż na znakomitą grę aktorów. Zadowolony jadłem popcorn, czując jak
twarde łuski kukurydzy wchodzą mi między zęby, skąd nie będzie już tak łatwo
ich wyciągnąć.
Gdy seans dobiegł końca, a na
ekranie pojawiły się napisy końcowe, światła w sali zapaliły się powoli, by nie
przyprawić widzów o ból oczu przyzwyczajonych do ciemności. Ktoś obok
przewrócił kubełek z resztą popcornu, klnąc głośno. Po podłodze rozsypała się
prażona kukurydza i w tym samym momencie w innej części sali doszło do tego
samego. Naprawdę współczułem sprzątaczom, których obowiązkiem było
doprowadzenie pomieszczenia do porządku. Siedziałem na sofce, nie chcąc się
ruszyć; tak dawno nie byłem w kinie, że miałem ochotę obejrzeć jeszcze co
najmniej jeden film.
- I jak, podobało się?
– Zapytał Smith, wstając i przeciągając się.
- Bardzo – odparłem,
wzdychając.
Podniosłem się, przewracając
niechcący nogą stojący na podłodze kubełek. Na szczęście był on już pusty, więc
nie przyczyniłem się do pogorszenia losu sprzątaczy. Chwyciłem kurtkę i torbę,
a potem spojrzałem w końcu na Alexa. Chłopak stał przede mną uśmiechnięty z
roztrzepanymi włosami, które wyglądały tak, jakby koszykarz dopiero co wstał z
łóżka. Poczekałem aż Smith weźmie swoje rzeczy i ruszyłem w dół schodami do
wyjścia. Po drodze wyrzuciłem śmieci do kosza, zakładając kurtkę i opatulając
się nowym szalikiem. Czułem wdzięczność, że Jasper i Maxxie sprezentowali mi
bilety na „Carrie” i że Alex poszedł ze mną na film. Brakowało mi takiego
oderwania się od rzeczywistości, ale przecież nie był to jeszcze koniec
atrakcji; czekała nas jeszcze impreza sylwestrowa.
* * *
Smith prowadził mnie w stronę domu
Phila; tym razem szliśmy w odwrotną stronę niż do Laury. Na zewnątrz było
ciemno – dochodziła godzina jedenasta wieczorem i wiał lodowaty wiatr, a mróz
królował na ulicach oświetlanych przez latarnie. Wokół było cicho i pusto, a
pod podeszwami naszych traperów chrzęścił zmarznięty śnieg. W niebo ulatywały
białe chmury pary wydychanego przez nas powietrza. Atmosfera między nami była
dość luźna – po wspólnym seansie czułem, że nieco się do siebie zbliżyliśmy,
więc postanowiłem dowiedzieć się więcej o chłopaku.
- Hej, Alex, mogę cię o
coś zapytać?
Koszykarz spojrzał na mnie, nie
przerywając marszu.
- To właśnie było
pytanie – odparł, uśmiechając się.
Przewróciłem oczami, biorąc jego
słowa za przyzwolenie do przeprowadzenia wywiadu. Skoro byliśmy już dobrymi
kumplami, to powinniśmy wiedzieć o sobie więcej, prawda?
- Skąd jesteś?
- Z drugiego końca
kraju – powiedział. – Jakieś siedemset kilometrów, jeśli się nie mylę.
Gwizdnąłem zaskoczony; to był
jeszcze większy dystans, niż ten, który dzielił mnie od domu.
- To dlaczego nie
poszedłeś do jakiejś bliższej szkoły? –Zapytałem znów.
Chłopak chwilę milczał, a potem
mruknął:
- Tutejsza drużyna
koszykarska od ponad pięćdziesięciu lat utrzymuje się na pierwszym miejscu w
ogólnopaństwowym rankingu, a na dodatek mogłem uciec od rodziny – wyjaśnił. – A
ty?
- Ja też uciekłem.
Wsunąłem ręce do kieszeni,
wzdychając; nie spodziewałem się tego, że kiedykolwiek zwierzę się komuś z
moich chorych relacji z rodzicami.
- Masz rodzeństwo? –
Tym razem to Smith zadał mi pytanie.
Kiedy ta sytuacja zmieniła się z
„wywiadu z Alexem” na „wywiad z Gabrielem”? – Przyszło mi na myśl.
- Nie. Jestem
jedynakiem – odparłem. – A jak jest z tobą?
- Mam starszego
przyszywanego brata i małą siostrę. Michael i Vicky.
Koszykarz spuścił wzrok – wyglądał
tak, jakby wspominał coś nieprzyjemnego. Mnie natomiast zastanowiło, czy jego
siostrzyczka jest do niego podobna.
- Nie tęsknisz za nimi?
- Nie bardzo –
powiedział i umilkł na chwilę, jakby zbierając myśli. – Dałbym sobie rękę
uciąć, że teraz jest im o wiele lepiej, kiedy mnie nie ma. Zresztą, raczej nie
obchodzę zbytnio moich rodziców. Dla nich bardziej liczy się Mich i mała, niż
ja. Czasami nawet mam wrażenie, że moja matka zachowuje się, tak, jakby to
Michael był jej prawdziwym synem.
Słuchałem uważnie, czując
narastające współczucie. Uświadomiłem sobie, że nie tylko ja miałem problem z
rodziną – były też osoby, które miały ode mnie o wiele gorzej i nie narzekały
tak bardzo jak ja. Alex był tego przykładem; od początku naszej znajomości nie
wspomniał nic o jego relacji z ojcem, matką i rodzeństwem, więc moje zdziwienie
było podwójne, kiedy o wszystkim się dowiedziałem.
- A ty, dlaczego
uciekłeś? – Zapytał chłopak, przerywając moje przemyślenia.
- Jestem wpadką, o czym
moi rodzice przypominali mi przez całe życie. Na początku winili mnie za to, że
zniszczyłem ich prawniczą karierę, więc wymyślili sobie, że to ja spełnię ich
porzucone marzenia i pójdę na prawo w ramach pokuty. Od zawsze trzymali mnie na
króciutkiej smyczy i dyktowali swój sposób myślenia. To dlatego teraz jestem
takim dziwakiem…
Przy ostatnim zdaniu mój głos lekko
zadrżał od nadmiaru emocji kłębiących się we mnie.
- Nie jesteś dziwakiem,
Gabe – mruknął Smith. – A przynajmniej dla mnie.
Poczułem jak ciepło rozlewa mi się
po sercu; słowa Alexa przyprawiły mnie o uśmiech, bo zrozumiałem, że w końcu
zostałem przez kogoś zaakceptowany.
- Dzięki – powiedziałem
z wdzięcznością.
Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony.
- Nie dziękuje się za
szczerą prawdę – odparł. – To tutaj.
Wskazał na jeden z wysokich bloków
mieszkalnych, które skąpane były w ciemności, choć w niektórych oknach paliły
się światła. Nie zauważyłem kiedy weszliśmy na osiedle, które wyglądało na dość
zadbane – chodniki były regularnie odśnieżane, a wiatrołapy były ładnie
wyremontowane. Same bloki pomalowane były na stonowane kolory, ale może tylko
mi się tak wydawało z powodu późnej pory i wszechobecnego śniegu. Ruszyliśmy w
stronę naszego celu – po chwili Smith zadzwonił domofonem pod numer trzy i
czekaliśmy spokojnie na odzew.
- Halo? – Zatrzeszczał
głos w interkomie.
- To my, Ollie i Gabe –
powiedział koszykarz.
Nasz rozmówca nie odpowiedział, za
to rozległ się jazgoczący dźwięk otwieranych drzwi. Pociągnąłem za gałkę i
moment później wspinaliśmy się już na pierwsze piętro. Smith brał po dwa
schodki, a ja, sapiąc, ledwo za nim nadążałem. Po chwili staliśmy już przy
celu; Alex zapukał trzy razy, a drzwi od razu się otworzyły. Ze środka
mieszkania przywitał nas uśmiechnięty mężczyzna, który na pewno miał ponad
dwadzieścia lat. Wyglądał poważnie, co było pewnie spowodowane przez okulary,
jednak wyraz jego twarzy był łagodny i zachęcający. Nieznajomy miał brązowe,
rozczochrane włosy i co najmniej dwudniowy zarost. Ubrany był w zwykły czarny
t-shirt i spodnie od dresu, a pomiędzy jego palcem wskazującym, a środkowym,
wetknięty był tlący się papieros.
- Cześć, chłopcy –
powitał nas, robiąc krok w tył i otwierając szerzej drzwi.
Byłem zaskoczony, więc Smith
wepchnął mnie do środka, nie kłopocząc się nawet wytarciem traperów o
wycieraczkę. Od razu zacząłem rozglądać się za Philem, bo coś mi tu nie grało –
mieliśmy przyjść do Lewisona, a tu drzwi otworzył nam jakiś mężczyzna.
- Phil bierze właśnie
prysznic – powiedział nieznajomy i zaciągnął się papierosem. – Rozgośćcie się,
a ja pójdę zrobić coś ciepłego do picia.
Zdjąłem buty, a potem kurtkę i
odwiesiłem ją na wieszak. Odprowadziłem wzrokiem sylwetkę mężczyzny, aż
zniknęła w kuchni i dopiero wtedy spojrzałem na Alexa.
- Kto to jest? –
Zapytałem cicho.
Chłopak uśmiechnął się i zbył moje
pytanie, kierując się do salonu, a potem klapnął na fotel w sposób świadczący o
tym, że przedtem robił to już wiele razy. Wszedłem za nim do pokoju,
rozglądając się dookoła; ściany pomalowane były na czerwono, ale królującym
elementem niezaprzeczalnie był duży puchaty dywan leżący na podłodze. Patrząc
na niego, miało się ochotę położyć na nim i zasnąć na wieki.
- Proszę – usłyszałem
za plecami męski głos.
Nieznajomy podał mi kubek z
parującym napojem, a potem dał taki sam Smithowi. Mężczyzna usiadł na kanapie,
westchnął i zaciągnął się papierosem.
- Jestem William
Sunlight, miło mi – powiedział do mnie, a z jego ust wypłynął dym.
Mimo dziwnego pierwszego wrażenia,
poczułem, że zaczynałem go lubić. Wyglądało na to, że Will mieszkał z Philem, a
znając Lewisona, chłopak nie zgodziłby się na dzielenie mieszkania z kimś
nudnym.
- Nie wiem czy Philip
mówił o mnie panu, ale nazywam się Gabriel Phantomhive. Poznaliśmy się z nim na
ostatniej imprezie – mruknąłem, onieśmielony.
Mężczyzna, słysząc moje słowa
zaśmiał się głośno, co przyprawiło mnie o zakłopotanie. Nie wiedziałem o co mu
chodziło, dopóki mi tego nie wyjaśnił.
- Proszę, tylko nie
„pan”, aż taki stary to ja nie jestem – strząsnął papierosa do popielniczki. –
Mów mi Will, Billy, a nawet Kill-Bill, jeśli masz ochotę. Ale na „pana”
stanowczo nie pozwalam.
Sunlight patrzył na mnie z
serdecznym uśmiechem, gniotąc niedopałek. Chciałem go przeprosić za to faux pas, ale zanim zdążyłem cokolwiek
powiedzieć, do pokoju wparował Phil, rozgrzany po ciepłym prysznicu, z mokrymi
włosami, z których ściekała wciąż woda.
- Gabe! – Krzyknął i
rzucił się na mnie, prawie wytrącając mi kubek z ręki.
Chłopak ścisnął mnie mocno, co
sprawiło, że się uśmiechnąłem. Trudno było w to uwierzyć, ale po tamtym jednym
spotkaniu polubiłem go bardziej, niż niektóre osoby przez ponad rok znajomości.
- Zaraz będzie
dwunasta, nie ma sensu żebyśmy dzisiaj zaczynali się bawić. Zaraz przygotuję
wam łóżko, prześpicie się, a jutro od rana nadrobimy wszystkie zaległości –
powiedział zadowolony.
Phil kipiał aż energią; zaczął
krzątać się po pokoju, rozsiewając wokół kropelki wody. Bill przyglądał mu się
w pewien sposób, który pozostawał dla mnie zagadką.
- Pościelę wam tę
kanapę, bo nie mamy materaca. Chyba dacie rade spać razem, co? – Zapytał,
patrząc głównie na Smitha.
Alex wziął łyka herbaty, a potem
mruknął:
- Jeśli Gabe nie ma nic
przeciwko, to tak. Ewentualnie mogę spać na dywanie.
No cóż, myśl o tym, że miałbym spać
w jednym łóżku z koszykarzem przyprawiał mnie o pewne dziwne uczucie. W końcu
ostatnim razem kiedy w nocy myślałem o Smithie, doszło do rzeczy, którymi nigdy
w życiu nie pochwaliłbym się na głos. Z drugiej jednak strony, to ja powinienem
spać na dywanie, ale nie uśmiechało mi się to, bo kiedy byłem niewyspany,
zwykle byłem także nie do życia.
- Spoko, mi pasuje –
odparłem nieprzekonany.
No i masz, jedno łóżko, ty, Alex
i noc. Ciekawe jak tym razem zareagujesz – zakpił mój mózg.
Zignorowałem go, choć rzeczywiście
była to dość… ekscentryczna sytuacja.
* * *
Położyłem się tuż po tym, jak umyłem
zęby – Phil i Bill spali już, a Smith brał prysznic. Dochodziło wpół do
pierwszej; w mieszkaniu było cicho i ciemno, nie licząc słabego światła
dochodzącego z okienka w drzwiach łazienki. Byłem zmęczony, ale przez nadmiar
emocji nie mogłem zasnąć, choć chciałem odlecieć zanim Alex wróci z kąpieli.
Leżałem po lewej stronie kanapy, tuż pod ścianą i patrzyłem na salon pogrążony
w ciemnościach. Doszedłem do wniosku, że gdyby jeszcze dwa miesiące temu ktoś
powiedział mi, że będę spał w jednym łóżku ze Smithem, to najzwyczajniej na
świecie bym go wyśmiał.
Nagle usłyszałem jak drzwi łazienki
otwierają się z cichym skrzypnięciem, a po przedpokoju rozległy się kroki.
Szybko zamknąłem oczy, udając, że śpię. Za plecami czułem zimną ścianę, ale nie
miałem już możliwości na zmianę pozycji, jeśli chciałem wyglądać wiarygodnie.
Smith wszedł do pokoju, zatrzymał się na chwilę przy łóżku, a potem pod kołdrę
wsunęło się jego rozgrzane prysznicem ciało. Uchyliłem jedno oko i zobaczyłem
przed sobą blade plecy chłopaka i jego wilgotne włosy opadające na kark.
Pachniało od niego żelem pod prysznic o słodkim, niezidentyfikowanym zapachu.
Alex przewrócił się na plecy, wzdychając głęboko, a ja zamknąłem z powrotem
oko, starając się oddychać miarowo. Smith kręcił się jeszcze trochę, ale koniec
końców został na plecach. Nie wiem ile tak leżałem, wsłuchując się w spokojny
oddech chłopaka i wdychając zapach jego żelu pod prysznic, ale było mi ciepło i
czułem się bardzo zmęczony, wiec później zasnąłem już bez problemów.
* * *
Obudziłem się i w pierwszym momencie
nie wiedziałem gdzie jestem. Dopiero gdy rozejrzałem się dookoła, przypomniało
mi się, co robiłem wczoraj wieczorem. Smith na szczęście nadal spał, jak zwykle
z uchylonymi ustami i rozczochranymi włosami. Było mi tak ciepło i przyjemnie
pod kołdrą, że nie miałem ochoty wstawać, tym bardziej, że nie słyszałem żadnych
odgłosów świadczących o tym, że Phil lub Bill już się obudzili. Z powrotem
ułożyłem się na poduszce i przewróciłem na bok, tak, że mogłem obserwować
śpiące oblicze chłopaka.
Kiedy na niego patrzyłem, miałem
wrażenie, że przyglądałem się małemu bezbronnemu zwierzątku, które zasnęło w
poczuciu bezpieczeństwa i zaufania. Nie wiadomo dlaczego, ten widok mnie
rozczulił. Podobno wszyscy ludzie podczas snu wyglądają na o wiele
piękniejszych i łagodniejszych niż na co dzień i byłem skłonny się z tym
zgodzić, obserwując wtedy Smitha. Wyciągnąłem rękę i delikatnie odsunąłem
chłopakowi kosmyk włosów, który niesfornie opadł mu na oczy i zahaczył się o
rzęsy. Robiłem to najdelikatniej jak tylko mogłem, by go nie zbudzić. Nie
wiedziałbym jak wytłumaczyć się z tego, co robię, bo po prostu zrobiłem to
machinalnie i bez zastanowienia. Potem ręka zjechała nieco w dół, do –
wyglądających na bardzo miękkie – ust i lekko dotknąłem ich opuszką środkowego
palca. Wtedy przez twarz Alexa przebiegł jakby dreszcz i myślałem, że koszykarz
zaraz się obudzi, ale ten tylko zamknął usta i odwrócił głowę w drugą stronę.
Westchnąłem cicho, tym razem dotykając własnych warg.
Zawstydziłem się przez myśl, która
przeszła mi przez głowę, więc wstałem, przechodząc z krainy ciepła, do świata
chłodu i ciszy. Podłoga była zimna, a ja nie miałem kapci, jednak po chwili
przyzwyczaiłem się do temperatury i poszedłem do kuchni. Na progu drzwi
stanąłem i spojrzałem przez ramię na śpiącego chłopaka, a później do kuchni
poszedłem z uśmiechem na twarzy.
* * *
Była już godzina jedenasta, kiedy
jadłem śniadanie w kuchni, siedząc przy stole. Nagle usłyszałem jak otwierają
się drzwi do jednego z pokojów i po chwili Phil dotknął mojego ramienia,
ziewając szeroko.
- Dzień dobry –
powiedział, zaglądając do lodówki. – Trzeba będzie zrobić jakieś zakupy na
wieczór. Billy jest w pracy, więc będziemy musieli pójść na piechotę.
- W pracy? – Zapytałem
zaskoczony.
Blondyn wyciągnął karton mleka i
pociągnął z niego potężnego łyka, a biały płyn osiadł mu na górnej wardze.
- Tak, Billy jest lekarzem
weterynarii i dzisiaj wziął sobie poranną zmianę, żeby móc być na imprezie –
wyjaśnił.
- To ile on ma lat?
Nie wiem, czy nie byłem zbyt
wścibski, ale ciekawość wygrała. Phil uśmiechnął się tak, jakby nie po raz
pierwszy ktoś go o to pytał.
- Niedługo stukną mu
dwadzieścia cztery wiosny. Nie jest taki stary na jakiego wygląda – zaśmiał
się, odstawiając mleko do lodówki.
Wziąłem ostatniego gryza kanapki,
przeżuwając go dokładnie. Byłem pod wrażeniem, że Will w tak młodym wieku tyle
już osiągnął.
- Jak tam noc z Olliem?
– Zapytał Lewison, przez co prawie się zakrztusiłem. – Nie wiercił się?
Kawałek kanapki wpadł mi nie w tą
dziurę, w którą powinien, więc rozkaszlałem się głośno. Phil podszedł do mnie i
poklepał po plecach, co wcale nie pomogło.
- Było.. okej.. – Wykrztusiłem,
kiedy sytuacja została opanowana.
Blondyn uśmiechnął się jakby do
siebie.
- To dobrze – mruknął,
biorąc się za robienie kawy.
Wtedy w drzwiach pojawił się zaspany
Alex w samych szarych spodniach od dresu, drapiący się po umięśnionym brzuchu.
Moje oczy spoczęły na kawałku paska włosów zaczynającego się pod pępkiem, więc
zawstydzony spuściłem wzrok i odwróciłem głowę.
- Cześć – przywitał
się. – Jeszcze nigdy tak przyjemnie mi się nie spało jak dzisiaj.
Mówiąc to, spojrzał na mnie z
uśmiechem. Lewison zachichotał, stojąc przy ekspresie i wsypując do niego
świeże ziarna kawy.
- Gdzie Bill? – Zapytał
brunet, zaglądając do lodówki.
- Jak zwykle w pracy –
odpowiedział Phil.
- No tak, zapomniałem,
że skończył już studia.
Chłopcy zachichotali, a do mnie
doszła nierealność tej sytuacji. Oto dwóch licealistów zachowywało się jak małe
dziewczynki plotkujące o swoim wspólnym ukochanym idolu.
- O wpół do pierwszej idziemy
na zakupy – poinformował nas Phil, wychodząc z kuchni.– Tym razem zabawimy się
grzeczniej, więc weźmiemy po kilka piw dla każdego. Po ostatniej imprezie robi
mi się niedobrze na widok wódki.
Ani ja, ani Smith nie
skomentowaliśmy jego słów, więc chłopak zniknął po chwili za drzwiami łazienki.
- Bardzo kręciłem się w
nocy? – Zapytał Alex, wbijając jajko na rozgrzaną patelnię.
Przewróciłem oczami; ile jeszcze
razy tego dnia ktoś miał zadać mi to pytanie?
- Ta, przygniotłeś mnie
do ściany koło trzeciej nad ranem i myślałem, że wyciśniesz ze mnie wszystkie
soki – zażartowałem z pewną dozą sarkazmu.
Smith pokazał mi język, co jeszcze
bardziej utwierdziło mnie w jego dziecinności. Po chwili puścił mi oko,
wkładając sadzone na talerz i siadając obok mnie przy stole.
- Cieszę się, że tu
jesteś – powiedział nagle, ni z tego ni z owego, patrząc się w bok.
Jego słowa mnie zaskoczyły.
- Dlaczego? – Zapytałem
głupio.
- Nie wiem. – Koszykarz
wzruszył ramionami. – Po prostu kiedy jesteś obok, czuję się, no… dobrze.
Jego palec wskazujący lewej ręki
musnął grzbiet mojej dłoni. Atmosfera między nami jakby zgęstniała, ale nie
poruszyłem się. Patrzyłem na nasze stykające się dłonie, próbując odpowiedzieć
coś na jego słowa, ale nagle nic nie brzmiało na tyle dobrze. Wtedy drzwi
łazienki otworzyły się i do kuchni wparował Phil w samym ręczniku. Smith nie
cofnął ręki, ale ta intymność między nami zniknęła jak za dotknięciem magicznej
różdżki. Spojrzeliśmy na blondyna w milczeniu.
- Co, przeszkodziłem
wam? Oj, przepraszam bardzo, naaprawdę mi przykro! – Rzucił ironicznie. – Łazienka
jest wolna, a ręczniki leżą na pralce. Pośpieszcie się, bo jeszcze trochę, a w
promieniu kilku kilometrów nie znajdziemy w sklepach ani kropli alkoholu.
Ludzie, dzisiaj sylwester!
Podniosłem się, odłożyłem talerz do
zlewu i poszedłem do łazienki, nie patrząc na żadnego z chłopaków. Spojrzałem
na swoje odbicie w lustrze i westchnąłem. Słowa Smitha namieszały mi nieco w
głowie, bo nie wiedziałem, czy jego definicja słowa dobrze równała się mojej
definicji tego słowa.
* * *
Na
sklepowych półkach w dziale alkoholi ziały istne pustki; Phil miał rację,
mówiąc, że z okazji Sylwestra wszyscy rzucą się na „procenty” jak na ciepłe
bułki w piekarni. Udało nam się dostać kilkanaście piw, ale przeszliśmy spory
kawałek miasta, choć ten spacer był przyjemny. Świeciło słońce, grzejąc lekko i
sprawiając, że śniegowa pokrywa skrzyła się milionami blasków, tak, jakby
ukryto w niej małe kryształki. Lewison prowadził nas pewnie, a Smith, idący
obok mnie został wrobiony w noszenie zakupów pod pretekstem „utrzymania
koszykarskiej kondycji”. Na szczęście nie wiał wiatr, bo zapomniałem szalika,
który został gdzieś w przedpokoju w mieszkaniu Phila i Billa. Oprócz alkoholu
kupiliśmy też mnóstwo przekąsek – najwidoczniej impreza była nastawiona
bardziej na jedzenie, niż na picie, z czego bardzo się cieszyłem.
- Mam wrażenie, że o
czymś zapomniałem. – Phil nagle stanął na środku chodnika.
Zamyślony prawie na niego wpadłem,
ale chłopak nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Zastanowiłem się i
spróbowałem przypomnieć sobie wszystkie Sylwestry, które do tej pory przeżyłem.
Większość takich „imprez” spędziłem w domu z rodzicami, oglądając w telewizji
relację na żywo ze stolicy, gdzie kłębiły się tłumy ludzi czekających na Nowy
Rok. Równo o dwunastej ojciec otwierał szampana (jeśli miał szczęście, to
wystrzelony korek niczego nie uszkodził) i wlewał po trochę płynu do wysokich
kieliszków. Ja zawsze dostawałem o wiele mniej niż rodzice, bo bez względu na mój
wiek, nadal uważany byłem za dzieciaka.
- Kupiliśmy szampana? –
Zapytałem Phila, przyglądając się jednorazówkom trzymanym przez Smitha.
Lewison spojrzał na mnie, a na jego
twarz wypłynął zadowolony uśmiech. Chłopak wyciągnął rękę nad głową, bym przybił
mu piątkę.
- Ty to masz łeb, Gabe
– powiedział z dumą. – Za to ty, Ollie, masz niezłe mięśnie. Dopełniacie się
jak „Pinkie i Mózg”.
Blondyn zaśmiał się, kiedy Alex
pokazał mu język; znów zachowywali się nadzwyczaj dziecinnie, co niestety udzieliło
się także i mi.
- Dobra! – Phil stanął
i oparł ręce na biodrach. – No to lecimy jeszcze po szampana.
Po tym ruszył szybko chodnikiem,
więc ja, wraz ze Smithem, dogoniliśmy go i znów maszerowaliśmy ramię w ramię,
prowadzeni jak małe stadko owiec przez psa pasterskiego.
* * *
Kiedy wróciliśmy do domu, słońce
zachodziło już na niebie, co oznaczało, że do końca tego roku zostało około
sześciu godzin. Nie wiedziałem dlaczego, ale ten fakt mnie ekscytował – w końcu
niecodziennie mają miejsce takie wydarzenia, a po raz pierwszy spędzałem
Sylwestra w innym otoczeniu niż z rodzicami.
Phil kipiał energią tak, jakby przez
ostatnie godziny nic nie robił, a ja i Alex byliśmy totalnie padnięci. Walnąłem
się na kanapę i leżałem na niej, zbierając siły. Bolały mnie stopy i kręgosłup,
co nie za dobrze świadczyło o mojej kondycji fizycznej. Bill wrócił już z pracy
i urzędował w kuchni; przygotowywał zapiekankę na kolację, stojąc przy blacie i
krojąc mięso. Widząc to, poczułem wilczy głód, a mój żołądek zawył głośno jakby
do księżyca.
Gdy posiłek był już gotowy, po
mieszkaniu rozszedł się pobudzający zmysły zapach, który sprawiał, że moje
ślinianki mimowolnie zaczęły mocniej pracować. Phil rozłożył talerze na stole w
kuchni, a ja pomogłem mu ze sztućcami, choć nie do końca pamiętałem, z której
strony miał leżeć widelec, a z której nóż. Koniec końców wszystko zostało
wykonane prawidłowo, więc usiedliśmy, czekając aż szef kuchni wyciągnie
zapiekankę z piekarnika i postawi ją na stole.
- Jesteś mistrzem
- powiedział Phil do Billa, patrząc z pożądaniem na jedzenie. – Cieszę się, że
cię mam.
William uśmiechnął się, zajmując
miejsce obok Lewisona.
- Daj spokój – mruknął,
nachylając się i składając delikatny pocałunek na policzku chłopaka. – To tylko
zapiekanka.
Przyglądałem się im zaskoczony, a
potem spojrzałem na Smitha, sprawdzając, czy on też zdumiał się na ten widok.
Alex nakładał sobie jedzenie z obojętną miną, zachowując się tak, jakby całus
Billa złożony na Philowym poliku był dla niego chlebem powszednim. Poczekałem
chwilę i jako ostatni nałożyłem sobie zapiekanki na talerz; cały czas zerkałem
dyskretnie na gesty, którymi wymieniali się Will z Philipem.
Czy oni są parą?
Od początku wiedziałam, że Will to chłopak Phila! Od razu go polubiłam, kochany jest :3
OdpowiedzUsuńGabe i Alex coraz bardziej zacieśniają znajomość, niby nie znaczące zbliżenia, a jednak. Mam nadzieję, że teraz, w Sylwestra odkryją, co do siebie czują :)
Życzę weny i pozdrawiam gorąco!
Viv
Ah~ tak cudownie jest przeczytać nowy rozdział Twojego opowiadania przed ośmioma godzinami męczarni w szkole. Dziękuję^^
OdpowiedzUsuńWill jest kochany i widać było, że łączą go z Philem inne relacje niż Gabi myślał. Słodko :3
Alex i Gabriel są mega uroczy, a scenka przy stole to sam cukier! Uwielbiam~!
I chłopcy nareszcie razem spali :D co prawda nie w ten sposób, co wszyscy oczekują, ale mi i tak się bardzo podobało. Nie mogę już się doczekać kiedy oni zrobią jakiś większy krok ku sobie.
Ta historia jest fenomenalna!
Życzę Ci dużo weny i czasu ♡♥
PS. W wolnej chwili zapraszam do przeczytania rozdziału opowiadania na: opowiadania-slash-desire.blogspot.com
super rozdział :D mam nadzieję, że w następnym w końcu porozmawiają o sobie... lub coś więcej :D
OdpowiedzUsuń(ale tak na marginesie to pisze się "faux pas" :3)
Dużo weny! :D
Dzięki za wytknięcie błędu - ja już chyba nie myślę, pisząc, albo nie potrafię naskrobać choć jednego rozdziału, w którym czegoś bym nie sknociła. No cóż D:
UsuńNo kurwa nie. PIERDOLĘ, NIE ROBIĘ. ;_________________;
OdpowiedzUsuńJA SE ŻYŁY WYPRUWAM I PISZĘ JUŻ KUŻWA CZWARTY, CZAISZ TO, CZWARTY KOMENTARZ, KTÓRY SIĘ KUŹWA JEGO PSIA MAĆ SKASOWAŁ! NO JAPIERDOLE NO ;-;
Nie wstaję, tak będę leżał i chuj. No ja nie mogę, ale się wkurwiłam ;___; Serio XD Widać XD znasz moje komentarze, więc wiesz, jakie są wykurwiście długie i bez sensu i kużwa jebutnie DŁUGIE ;_______; I cztery takie, CZTERY KURWA mi się usunęły. No ja jebie no ;-;
Nie piszę już nowego XD Bo mi się znowu usunie.
W wielkim skrócie: Nie lubię imienia Will, Philuś jak zwykle ruchaśny, czemu Gabiś i Aleś się nie ruchali, chcę seksu, chcę ruchać Alesia, Aleś chce ruchać Gabisia i ja to wiem, odpierdala mi, YAOOOOOI *Q*
Czekam na kolejny rozdział!!! Opowiadanie cudowne! Świetne postacie, ogólnie genialnie piszesz :D �� Alex i Gabe mmmm ♥ czekam na akcję XD
OdpowiedzUsuńAle Phil i Will są również uroczy XD
��
Krótki komentarz bo z telefonu :(
Eh, jak ja nie lubię �� czekać na rozdziały, tydzień to męczarnia, wiec mam nadzieje, ze dzisiaj się pojawi ��
Wchodzę codziennie na Twojego bloga i sprawdzam, chyba się uzależnilam :(
Witam,
OdpowiedzUsuńJasper i Maxxie bardzo postarali się z tymi biletami do kina, już lubię Willa, Alex był wniebowzięty jak ten zgodził się, że będą razem spać...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia