Założę się, że nie tylko ja mam takie dni, kiedy od rana wiem, że lepiej byłoby, gdybym w ogóle się nie obudził. Wtedy przepełnia mnie głęboki smutek niewiadomego pochodzenia, który osiada na mnie jak mgła i sprawia, że rzeczy, zwykle sprawiające mi przyjemność, wydają się banalne. Natłok problemów staje się głównym tematem moich myśli, pojawia się lęk przed tym, co ma nadejść i tęsknota za tym, co utracone. Gdy dopada mnie taki humor, najczęściej żałuję, że nie mogę cofnąć się do przeszłości i znów być dzieckiem, kiedy to życie wydawało się łatwiejsze. Każdy ma problemy na miarę swojego wieku, ale własne dzieciństwo wspominam jako coś dość przyjemnego, mimo tego, że od zawsze trzymałem się na uboczu, a moi rodzice nie poświęcali mi na tyle dużo czasu, żebym wiedział, że mnie kochają… Chciałbym po raz kolejny być dzieciakiem, który nie przejmuje się tym, co inni o nim mówią, albo co sobie o nim pomyślą. Dzieciakiem, który nie musi podejmować w niepewności żadnych ważnych decyzji, a gdy jest mu źle, po prostu wypłakuje się w poduszkę. Niestety, już dawno temu straciłem ten okres w swoim życiu i już nigdy nie dane będzie mi przeżyć go na nowo. Wraz z nastaniem dojrzewania moje podejście do świata nieco się zmieniło; zacząłem traktować życie jak wyzwanie, któremu trzeba sprostać. Wcześniej każdy dzień sprawiał mi przyjemność, później zmieniło się to w walkę o przetrwanie. Nie wiem, czy problem tkwił we mnie, czy po prostu w sytuacji, w której się znalazłem – naciskaniu rodziców, ich „nadopiekuńczości” i braku normalnych znajomych. Pewnie te wszystkie czynniki odbiły na mojej psychice piętno, którego wcale nie jest tak łatwo się pozbyć. Te dni pojawiały się bez zapowiedzi i w nieschematyczny sposób; bywało nawet, że w trakcie dnia humor zmieniał mi się nagle przez jakiś głupi incydent i dopóki nie poszedłem spać, mój umysł bombardowany był natrętnymi myślami. Jednak nauczyłem się z tym żyć i jakoś do tej pory udało mi się przetrwać – nie myślałem nawet o przyszłości, bo od zawsze była ona dla mnie ogromną niewiadomą, a nie chciałem martwić się czymś aż tak surrealistycznym. Ale mimo wszystko, zawsze gdzieś z tyłu głowy tłukła mi się niespokojna kwestia – jak mam zostać kiedyś lekarzem, skoro nawet sam sobie nie potrafię pomóc?
Właśnie dwudziestego dziewiątego
grudnia nadeszły ciemne chmury. Kiedy tylko rankiem otworzyłem oczy, miałem
pewność, że nic miłego mnie dzisiaj nie czeka i że na pewno będę tego dnia
najmniej przydatną formą życia na świecie. Nie miałem ochoty nawet wstać z
łóżka, bo to wydawało mi się banalnie głupie i niepotrzebne – wolałem nakryć
się kołdrą i zapaść znów w błogi sen, podczas którego nie bombardowały mnie
nieprzyjemne myśli. Cieszyłem się przynajmniej z tego, że ten dołek zdarzył mi
się podczas ferii, bo gdybym musiał siedzieć na lekcjach, chyba bym zwariował.
Leżałem w łóżku, gapiąc się
bezmyślnie w sufit i żałując, że nie ma obok mnie Belzebuba, którego mruczenie
magicznie mnie uspokajało. Wspomnienia dotyczące kota przyprawiły mnie o
jeszcze głębszy dołek, a w myślach pojawiły mi się obrazy z sekretariatu, na
których uwieczniona została ekstatyczna mina Barbary Cave.
Nawet mi nie mów, że zamierzasz
zmarnować ostatni tydzień wolnego w taki głupi sposób! – Zaprotestował
mój rozsądek. – Idź i
zrób cokolwiek, byleby nie gnić w tym łóżku!
No tak, ferie, które wydawały się
trwać wiecznie, niedługo miały się skończyć, ale na razie nie myślałem o tym,
że znów będę siedział na lekcjach i musiał się uczyć. Sylwester wypadał w
sobotę, więc od poniedziałku obowiązywał normalny rozkład zajęć. Dyrektor nawet
nie chciał słyszeć o tym, by drugi stycznia miał być wolny, więc wszyscy,
którzy wyjechali na święta, albo zrezygnują z imprezy noworocznej, albo na
ostatnią chwilę w niedzielę będą wracać do kampusu. Podejrzewałem, że większość
osób wybierze tę drugą opcję, bo przecież Sylwester jest tylko raz w roku…
Może i mój rozsądek ma rację –
doszedłem do wniosku po krótkim namyśle.
Odrzuciłem kołdrę, a wtedy moje
ciało owionął nieprzyjemny chłód, ale wstałem i chwyciłem koc Smitha, który
nadal leżał złożony na krześle stojącym przy biurku. Swoją drogą – nie
wiedziałem, dlaczego Alex nie zabrał go z powrotem, ale trochę się z tego
cieszyłem, bo mogłem wziąć go ze sobą do salonu. Ja sam nie pomyślałem o tym,
by przywieźć ze sobą jakiś pled, a kołdry – która aż krzyczała „Stypendium!
Stypendium!”, nie chciałem zabierać tam, gdzie mogłoby przyjrzeć się jej więcej
osób. Nie przejmując się kapciami, narzuciłem na siebie koc niczym pelerynę i
ruszyłem w stronę drzwi. Po drodze do salonu z przyjemnością wdychałem zapach
pomarańczy wymieszanej z cynamonem, mijając po drodze jakiegoś chłopaka, który
przyjrzał mi się z zaciekawieniem. Nie dziwiłem mu się, bo właśnie zaraz miał
być obiad, a ja paradowałem w pidżamie po internacie. A może chodziło mu o moją
minę, kiedy wciągałem w nozdrza tę niepowtarzalną woń?
W pokoju dziennym nie było nikogo, a
telewizor milczał pierwszy raz od dawna. Chwyciłem pilota i włączyłem odbiornik
jednym przyciśnięciem guzika; ekran rozjaśnił się po kilku sekundach, ukazując
jakąś romantyczną scenę pocałunku z jednego z tych brazylijskich tasiemców.
Położyłem się na sofie, opatuliłem się kocem tak, że przypominałem ludzkie,
smutne burrito i wlepiłem wzrok w telewizor.
Super, teraz też gnijesz, ale w
innej scenerii – skomentował mój umysł, ale go zignorowałem.
Leżąc tak, przypomniała mi się
bitwa, jaką stoczyłem z Alexem na tej kanapie, a którą oczywiście przegrałem.
Przed oczami wręcz stanęła mi scena tej szarpaniny i zobaczyłem twarz Smitha,
która wtedy znajdowała się tak blisko mojej. Później oczywiście te obrazy
zostały zastąpione czymś, co ostatnio działało na mnie jak czerwona płachta na
byka, a mianowicie widok jego nagiego ciała.
Przestań o tym myśleć – zganiłem
się. - Przecież
to nie wypada, żebyś roztrząsał to, co wtedy zobaczyłeś!
Może i był to fakt, ale trudno było
mi utrzymać na smyczy te dziwne myśli – tym bardziej, że przyznałem się przed
sobą, że reagowałem na nie w ekscentryczny sposób. Wolałem jednak zmienić temat
toczący się w mojej głowie i zacząłem myśleć o czymś przyjemniejszym. To już
jutro miałem obejrzeć „Carrie” i zobaczyć się z Philem, którego – mimo naszego
jednego spotkania – zdążyłem bardzo polubić.
* * *
Nie pamiętałem momentu, w którym
zasnąłem w salonie, opatulony kocem Smitha, ale kiedy się obudziłem, na dworze
było już ciemno. Przetarłem oczy i ziewnąłem szeroko, rozglądając się dookoła.
Pokój dzienny skąpany był w ciemnościach – nikt nie kłopotał się z zapaleniem
światła, za to ktoś wyłączył telewizor, więc w pomieszczeniu panowała cisza.
Westchnąłem i usiadłem na sofie, przeciągając się z cichym pomrukiem
zadowolenia. Czułem się wypoczęty, a mój humor znacznie się poprawił, z czego
niezmiernie się cieszyłem. Szkoda tylko, że był środek nocy i
najprawdopodobniej tylko ja w całym internacie nie spałem.
Nie miałem ochoty na oglądanie
telewizji, więc chwyciłem koc i wróciłem do pokoju. Położyłem się na łóżku,
mając głupio nadzieję, że znów uda mi się zasnąć, ale po chwili zrezygnowałem z
tego. Jak zwykle zacząłem myśleć o wszystkim, łącznie z Alexem – atmosfera
panująca w moim pokoju, a na dodatek późna pora, sprawiały, że aż tak bardzo
nie wstydziłem się tego, co siedziało mi głowie. A było w niej wiele
wstydliwych rzeczy, w tym pewien… pomysł.
Sprawdź to –
zachęcał mnie mój umysł. – Co
ci szkodzi?
Po chwili niezdecydowania
postanowiłem ulec tej pokusie i z pewną dozą nieśmiałości pozwoliłem obrazom
opanować moje myśli. Natychmiast przed oczami stanął mi Smith, jednak czegoś mu
brakowało, a mianowicie – ubrań. Wyglądał tak, jak wtedy w łazience, gdy wyszedł
dopiero co spod prysznica, a krople wody, spływające po jego ciele, zostawiały
za sobą mokre ścieżki. Myślałem o jego zarysowanych mięśniach, bladej skórze i
pasku ciemnych włosów zaczynających się tuż pod pępkiem. Zacząłem zastanawiać
się jakie w dotyku może być ciało Alexa – wyobrażałem sobie, że zamiast stać
wtedy przy umywalkach, podszedłem do chłopaka i położyłem mu dłonie na barkach.
Potem, idąc śladem kropel wody, moje palce podążyły w dół, na umięśniony
brzuch, badając po drodze każdą wypukłość i wklęsłość jego ciała. Zatrzymałem
się przy pępku, a później spojrzałem mu w twarz, na której malowało się
zaskoczenie pomieszane z zadowoleniem. Nasze oczy spotkały się, a Smith położył
mi swoją rękę na głowie, tak jak to zawsze robił. W tym momencie, prawdziwy ja,
leżący w łóżku we własnym pokoju, poczułem zwielokrotnione pulsowanie w
podbrzuszu i rozchodzące się po ciele ciepło.
A jednak – pomyślałem ze strachem.
Mimo wszelkich obaw, wsunąłem pod
kołdrę rękę, która instynktownie wiedziała już co ma robić. Na poliki wystąpiły
mi wypieki, kiedy palce odsunęły gumkę moich bokserek i natrafiły na gorący
efekt myślenia o Smithie. W mojej głowie to właśnie on dotykał mnie w tym
miejscu, a w jego oczach igrały podniecone ogniki. Odrzuciłem kołdrę, ująłem
swojego penisa, i – najpierw delikatnie - a potem coraz mocniej, zacząłem
poruszać w górę i w dół zaciśniętymi na nim palcami. Od razu przeszedł mnie
dreszcz przyjemności i został on spotęgowany przez myśl, że do takiego stanu
doprowadziło mnie jedynie myślenie o chłopaku, który spał na drugim końcu
korytarza we własnym łóżku. Przyspieszyłem ruchy ręki, wiedząc, że zaraz
nadejdzie orgazm, co objawiło się tym wewnętrznym pulsującym ciepłem. Moja
wyobraźnia była tak silna, że wręcz czułem na sobie napierające ciało Smitha i
zapach pomarańczy z cynamonem. W głowie Alex zbliżył swoją twarz do mojej nawet
bardziej niż gdy walczyliśmy na kanapie i wtedy dostałem odpowiedź na nurtujące
mnie wcześniej pytanie. Jego usta były tak miękkie, na jakie wyglądały, ale to
było jedynie moje wyobrażenie, które jednak sprawiło, że doszedłem. Orgazm
nadszedł szybko, trwał kilka sekund, a potem zostawił mnie samego, leżącego na
łóżku z przyspieszonym pulsem. Zamknąłem oczy z przyjemności, uspokajając
oddech i rozluźniając wszystkie napięte mięśnie.
Przestałem myśleć o Alexie i dopiero
gdy rytm mojego serca unormował się, podniosłem się do siadu. Spojrzałem na
własne bokserki i z zaskoczeniem stwierdziłem, że część mojej spermy osadziła
się na kocu, który leżał obok mnie, a o którym kompletnie zapomniałem. Na razie
jednak byłem zbyt wyczerpany, by chociażby wytrzeć wszystko chusteczkami, więc
z powrotem padłem na poduszkę.
Gabriel, właśnie zrobiłeś sobie
dobrze myśląc o chłopaku –
poinformował mnie mój mózg, tak, jakbym nie zdawał sobie z tego faktu sprawy. – Na dodatek tym chłopakiem jest
Smith. – Kolejna oczywista
rzecz. – No i ubrudziłeś mu
koc… - No co ty nie powiesz?
* * *
Przed śniadaniem wymknąłem się do
łazienki z kocem, by zaprać pod bieżącą wodą białą plamę, której byłem autorem.
Wszystko ładnie zeszło, więc z zadowoleniem wróciłem do pokoju i rozwiesiłem
pled na kaloryferze. Po tym chwyciłem ręcznik i poszedłem pod prysznic, żeby
odświeżyć się po „intensywnej” nocy. Cały czas blokowałem myśli, które
upierdliwie próbowały wydostać się na światło dzienne – poza swoim pokojem i w
ciągu dnia, wręcz bałem się myśleć o tym, co miało miejsce kilka godzin temu.
Zupełnie tak, jakby wszyscy naokoło mnie mogli wyczytać to z mojej twarzy.
Miałem tylko nadzieję, że na razie nie spotkam Smitha, bo nie byłem w stanie
nawet na niego spojrzeć.
Do śniadania wszystko szło po mojej
myśli – przemykałem niezauważony po korytarzach internatu, nie spotykając na
swojej drodze ani jednej żywej duszy. Kiedy już się ubrałem i poszedłem do
stołówki, okazało się, że opuściła mnie dobra passa. Jak zwykle usiadłem przy
swoim ulubionym stoliku, trzymając w rękach talerz z tostami i zerkałem na
wyjście, gdy nagle w drzwiach pojawił się Alex w towarzystwie Jaspera i
Maxxiego. Chłopaki śmiali się właśnie z jakiegoś żartu, a ja skuliłem się na
krześle, żałując, że nie potrafię stać się niewidzialny. Niestety koszykarz
zauważył mnie, więc udawałem, że bardzo skupiam się na swoim talerzu i nie
widzę nic, co dzieje się dookoła. Miałem nadzieję, że Smith usiądzie z Robertsem
i Corbinem, ale po chwili usłyszałem odgłos odsuwanego krzesła. Westchnąłem
ciężko, zbierając się w sobie.
- Cześć – przywitał się
Alex.
Ton jego głosu był najzwyczajniejszy
na świecie – zupełnie tak, jakby ostatnimi czasy nie doszło do żadnych
incydentów. Czy tego chciałem, czy nie, spojrzałem mu w twarz.
- Hej – mruknąłem
nieprzytomnie.
Chłopak wziął się za pochłanianie
parówki, więc odwróciłem wzrok zawstydzony, że nawet tak banalne czynności
kojarzyły mi się z jedną rzeczą.
Gabriel, od kiedy to myślisz o
takich rzeczach? – Zadrwił mój
mózg.
A od wtedy, gdy doszedłem, myśląc
o facecie – skontrowałem.
- Coś taki nie w
sosie dzisiaj jesteś, co? – Zapytał Smith, a jego głos sprowadził mnie
gwałtownie na ziemię.
Odsunąłem od siebie talerz z
nietkniętymi tostami i położyłem głowę na rozłożonych na blacie ramionach.
Ochota na jedzenie zupełnie mi przeszła, za to naszły mnie obawy dotyczące
wyjścia do kina. Jak mogłem jechać z Alexem jednym autobusem, iść z nim ramię w
ramię, a potem siedzieć obok w fotelu, skoro myślałem o nim w ten sposób?
Miałem świadomość, że chłopak nigdy nie dowie się o tym nocnym incydencie,
ale fakt faktem, że gdyby wiedział co chodzi mi po głowie,
najprawdopodobniej wyzwałby mnie od najgorszych i więcej się do mnie nie
odezwał. To była przerażająca wizja, bo już zdążyłem przyzwyczaić się do jego
towarzystwa, i to chyba nawet za bardzo…
- Ta… - mruknąłem
cicho, zakrywając twarz ramionami.
Jeśli chodziło o mnie, to rozmowa
była skończona, jednak Smith nie odpuszczał.
- Jest coś, co mógłbym
zrobić żeby poprawić ci humor? – Zapytał znów.
Poddałem się i wyprostowałem na
krześle, patrząc na niego w końcu dłużej niż kilka sekund; ku mojej uciesze
ostatni kawałek parówki zniknął właśnie w ustach chłopaka. Położyłem rękę na
blacie i zacząłem wystukiwać nią jakąś melodię.
- Wątpię.
- Oj daj spokój, nie
dąsaj się – powiedział Alex, odkładając sztućce na talerz.
Zignorowałem jego słowa, a Smith
przyglądał mi się cały czas uważnie.
- Gabe… - mruknął po chwili,
wyciągnął rękę nad stołem i przykrył nią moją dłoń.
Podskoczyłem na krześle tak, jakbym
zjadł sporą dawkę prądu, a potem poczułem, jak na poliki występują mi rumieńce.
Dotyk Alexa palił mnie i przyprawiał o dziwne splątanie w głowie. Chciałem zabrać
rękę, ale na razie nie byłem w stanie nawet się poruszyć.
- Co? – Zapytałem,
patrząc się w bok.
- Z uśmiechem jest ci
bardziej do twarzy – powiedział, zaskakując mnie.
Spojrzałem mu w oczy; chłopak
wyglądał bardzo poważnie, a zarazem łagodnie. W myślach przetrawiłem jeszcze
raz jego słowa i, cholera, nie potrafiłem opanować uśmiechu, który wypełzł mi
na usta.
- Tak jest o wiele
lepiej – mruknął brunet zadowolony.
Przez to uśmiechnąłem się jeszcze
szerzej, czy tego chciałem, czy nie. Alex patrząc mi w oczy, ścisnął moją dłoń
delikatnie, a potem zabrał rękę i wstał, chwytając pusty talerz. Nie wiem
czemu, ale uznałem ten gest za bardzo intymny.
- Do zobaczenia o 19:30
na przystanku. Tylko się nie spóźnij – powiedział, posyłając mi radosny uśmiech.
Chłopak poszedł do okienka, odstawił
brudne naczynia i wyszedł ze stołówki, oglądając się w moją stronę przez ramię.
Cały czas podążałem za nim wzrokiem, a potem wgryzłem się w zimnego już
tosta. Musiałem przyznać, że ten głupek poprawił mi trochę humor…
* * *
Na przystanku byłem już dziesięć
minut przed autobusem; ubrałem się bardzo ciepło, bo była już dość późna
godzina, a więc mróz hasał radośnie po kampusie. Niebo znów było bezchmurne,
więc na sklepieniu widoczne było mnóstwo świecących gwiazd – stałem tak, z
głową zadartą do góry i przyglądałem się temu widokowi. Wtedy nagle ktoś
podszedł mnie od tyłu i złapał za ramiona, a ja wystraszyłem się niesamowicie,
podskakując w miejscu.
- No no no, byłeś
pierwszy – mruknął mi do ucha Smith.
Odwróciłem się w jego stronę,
wypuszczając wstrzymywany do tej pory oddech. Spojrzałem mu w twarz, która
oświetlona była jedynie nikłym blaskiem przydrożnej lampy; na jego ustach igrał
zawadiacki uśmiech, a w oczach tańczyły podniecone ogniki. Potem przypomniało
mi się, że Alex wciąż trzymał ręce na moich ramionach, więc podszedłem do słupa
z rozkładem autobusowym, by pod pretekstem uciec od jego dotyku. Wtedy zdałem
sobie sprawę, że to był chyba pierwszy raz, kiedy tak długo nasze ciała
utrzymywały kontakt. Miałem też wrażenie, że od tego ranka Smith stawał się coraz
bardziej śmiały – nie miałbym nic przeciwko temu, gdybym za każdym razem nie
czuł się tak dziwnie…
- Która godzina? – Zapytałem,
by zabić ciszę.
Alex wysunął telefon z kieszeni,
podświetlił ekran i zerknął na niego.
- Dziewiętnasta
dwadzieścia osiem – odparł. – A co, nie masz komórki, żeby sprawdzić?
Spojrzałem na niego niepewnie.
No tak, dwudziesty pierwszy wiek,
w którym życie bez telefonu nie ma najmniejszego sensu – pomyślałem
ironicznie.
- Nie mam.
Smith w zdziwieniu podniósł swe
ciemne brwi, a ja myślałem, że zaraz zacznie się śmiać, ale chłopak tego nie
zrobił. Zamiast tego uśmiechnął się tajemniczo i włożył ręce do kieszeni.
Stanąłem obok niego i przeniosłem wzrok na ulicę, która poza zasięgiem światła
lampy niknęła w ciemności. Tak minęło kolejne dziesięć minut – autobus nie
przyjeżdżał, a ja stałem na chodniku i trząsłem się lekko z zimna. Miałem
wrażenie, że moje usta zamarzły na kamień, a nos zaraz odpadnie i poturla się
po śniegu. Smith przyglądał mi się chwilę jak trząsłem zębami, a potem zanim zdążyłem
uciec, objął mnie ramieniem. Zrobiło mi się od razu ciepło – podejrzewałem, że
było to spowodowane bliskością chłopaka, więc nie protestowałem, nawet jeśli ta
sytuacja była dziwna. Z drugiej jednak strony, czy dotyk Alexa odczuwałem jako
coś złego? Chyba nie, nawet wręcz przeciwnie, ale to właśnie było problemem.
Nie mogłem też zaprzeczyć, że kiedy koszykarz mnie objął, zrobiło mi się dość
przyjemnie.
- O, autobus jedzie –
mruknął Smith, odsuwając się.
Przez chwilę naszła mnie ochota,
żeby złapać chłopaka i przyciągnąć go do siebie z powrotem, ale nie zrobiłem
tego. Wszystko przez to, że przypomniało mi się, co zawstydzającego robiłem w
nocy. Autobus podjechał na przystanek, zatrzymał się i czekał, aż do niego
wsiądziemy.
No normalnie ja nie wierzę XDDDDDDDDDD Jak do tej pory myślalam, że tylko mi jedzenie parowki źle się kojarzy, ale widocznie poziom spierdolenia Gabisia dorównuje mojemu ^^ czyli nie jest źle. Gabiś to zło i tyle. Mały kuzde faper XDDDDDD Nie wierzę już normalnie xD a Aleś jak zwykle seksowny, nie dziwię się, że Gaba se fapnął. No i akcja się rozkręca, nie zdziwie się, jak Ala w Sylwka zamoczy. Bo Gabiś jak widać chętny XDDDDD GABRIEL LUBI W DUPĘ! Musiałam :') w ogóle byłam na wycieczce i grałam w paintball i jedna kulka trafiła mnie w poslad ;_; no to piszę koleżance "Dostalam z kulki w dupę" a ona na to "No widzisz, wiedzą, że lubisz" ;____; tyle miłości. Liczę na kolejne ostre scenki <3
OdpowiedzUsuń~ Aka bez weny do komentarza
Fajny rozdział, dużo przemyśleń Gabe'a na temat Alexa, z czego większość nie do końca kulturalna :D Teraz biedaczek będzie podskakiwał i rumienił się za każdym razem, jak Smith będzie na niego patrzył, dotykał go, czy nawet jadł śniadanie. Gabe ma przerąbane...
OdpowiedzUsuńSmith wydaje się zupełnie tego nieświadomy i jestem ciekawa, kiedy się to zmieni. W kinie? A może podczas Sylwestra, kiedy poleją się procenty?
Czekam na kolejny wpis i życzę weny!
Viv
No więc Witam!
OdpowiedzUsuńObserwuję i czytam Twojego bloga już od jakiegoś czasu, a teraz postanowiłam dodać komentarz. Wiem, że miło się pisze następne rozdziały ze świadomością, że ktoś na to czeka :D
Dobra mniejsza, chciałam krótko Ci powiedzieć, że jest to bardzo dobre opowiadanie! Wciągnęłam się i z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały. Nie będę się więcej rozpisywać i słodzić. Chciałabym tylko, żeby na sylwestrze coś między Alexem, a Gabe'm się wydarzyło
B|
Rzadko będę dodawać komentarz, ale pamiętaj, że jestem, czytam i wspieram! :D
No to życzę weny i pozdrawiam :>
~ Yu
To opowiadanie jest niesamowicie interesujące!
OdpowiedzUsuńBohaterowie urzekają, a akcja jest wartka i fajnie się toczy.
Przepraszam, że komentarz dopiero teraz, ale szkoła zabija mój czas wolny. Niestety. Ale jestem i czytam, bo piszesz niesamowicie dobre opowiadanie^^
Uwielbiam Gabiego ♡ on tak bardzo przypomina mi mnie, że nie wiem jak to opisać. I też uwielbia Kinga ♡♥
Niecierpliwie czekam na kolejne rozdziały i życzę Ci dużo weny oraz czasu :3
PS. W wolnej chwili zapraszam na kolejny rozdział opowiadania: opowiadania-slash-desire.blogspot.com
Witam,
OdpowiedzUsuńoch Gabrielu jak bardzo się mylisz... bardzo podobasz się Aleksowi, jeszcze trudno mu jest zaakceptować to że ten mu się podoba...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia