Rozdział XXI

Oczywiście, że podczas świąt wolałbym być w domu, nawet mimo mojej chorej relacji z rodzicami i znienawidzonym przeze mnie rodzinnym miasteczku. Ale co mogłem zrobić? Nic, no właśnie. Nawet gdybym dostał wcześniej propozycję od Alexa, że ten pożyczy mi pieniądze, najprawdopodobniej bym jej nie przyjął. Przecież nie miałbym później z czego oddać, a na dodatek nigdy nie lubiłem, gdy ktoś mi pomagał. Już taki mój charakter, że wolałbym, żebym to ja komuś niósł pomoc, a ze swoimi problemami miał mierzyć się w pojedynkę. Wiem, że w domu bardziej bym wypoczął od szkoły – przebywanie w internacie odczuwałem po prostu jako długi weekend pomiędzy kolejnymi dniami pełnymi nauki… Nie zależało mi na tym, by świętować Boże Narodzenie, nie, zwyczajnie tęskniłem za swoim starym pokojem, w którym przeżyłem tyle lat. Jeśli chodzi o samą Wigilię i całą tę szopkę, to dla mnie mogłoby się bez tego obejść.

Nigdy nie czułem się jakoś bardziej związany z jakąkolwiek religią, na dodatek moje poglądy najprawdopodobniej nie pasowały do żadnej z nich. Pamiętam, że w dzieciństwie rodzice nie zachęcali mnie do chodzenia do kościoła, czy modlenia się przed snem – zostałem zostawiony sam sobie, co bardzo mi pasowało. Wyrastałem w poczuciu wolności, lecz nie mam tutaj na myśli tego, że kradłem, zabijałem i robiłem nie wiadomo co. Nie, zwyczajnie przestrzegałem zasad moralnych i etycznych, bo jest to wpisane w naturę każdego człowieka, ale ta wolność brała się z braku ograniczenia przez wąski horyzont religii. Oczywiście nie potępiam tego, że ktoś wierzy w Allaha, Jahwe, Buddę, czy kogoś tam jeszcze, to jego osobista sprawa, dopóki nie chce przekonać mnie, że jego wierzenia są tymi najprawdziwszymi z najprawdziwszych.
Teresa i Peter Phantomhive stali się pobożniejsi, kiedy zaczęli się starzeć. To był jeden z powodów, dla których chciałem jak najszybciej opuścić dom, gdyż moi rodzice od zawsze byli przedstawicielami pewnego charakterystycznego typu człowieka, a mianowicie „Kiedy już się w coś wkręcę, to na całego, a na dodatek będę robił wszystko, by moi bliscy też się w to wkręcili”. Także ostatnie miesiące przed moim wyjazdem były prawdziwym koszmarem – cokolwiek nie zrobiłem, lub nie powiedziałem, wszystko było grzeszne i diabelskie. Ciągłe dochodzenia ojca, który w każdym moim ciuchu, czy drobiazgu widział jakiś ukryty symbol, który nigdy nawet nie przyszedłby mi do głowy. Tak, jak Phantomhive’owie się w coś wkręcali, to na całego. Niestety.

Nigdy nie zapomnę awantury, przez którą po dziś dzień ojciec jest na mnie obrażony. Myślałem, że może przez te prawie cztery miesiące, jakie spędziłem tu, w internacie, idiotyczna uraza, którą do mnie żywił, minęła, ale gdy ostatnio odebrał telefon, dowiedziałem się, że bardzo się myliłem. Pokłóciliśmy się o jedno z moich nielicznych marzeń, tym razem niedotyczące moich planów na przyszłość, tylko zwykłej chęci posiadania glanów. Od zawsze chciałem je mieć; nie do końca wiem dlaczego, ale te buty mnie pociągały. Nie chodziło mi o to, żeby zwracać na siebie uwagę – to byłby ostatni powód, dla którego bym je kupił – po prostu nie potrafiłem tego wytłumaczyć. Chyba każdy w życiu miał choć jedną taką rzecz, której bardzo pragnął, ale nie wiedział zupełnie dlaczego. Oczywiście dla Petera Phantomhive’a glany były jak jawne afiszowanie się z satanizmem, i za nic nie dał sobie wyperswadować, że wcale tak nie jest. Awantura trwała ponad tydzień, a matka jak zawsze wzięła stronę ojca, nawet jeśli nie miała nic przeciwko takim butom. Skończyło się na tym, że glanów nie dostałem; za to otrzymałem bezwzględny zakaz kupienia ich samemu, a nawet mówieniu o nich na głos. No cóż, rzeczywistość, w której żyłem, nie była zbyt łatwa.

Ale do religii powracając – jest to bardzo drażliwy dla mnie temat, jeśli rozmawiam o nim z rodzicami. Z rówieśnikami mógłbym podzielić się swoimi przemyśleniami, bo wiem, że co najwyżej uznaliby mnie za dziwaka. Za to, gdyby matka z ojcem dowiedzieli się, że nie identyfikuję swoich poglądów z żadnym z wierzeń, a na dodatek uważam, że Bóg nie istnieje pod żadnym ze swoich wcieleń, to miałbym istne piekło na ziemi, tak zabawnie podsumowując. Dlatego unikałem takich rozmów jak ognia (piekielnego), tak samo przestałem im mówić o czymkolwiek innym, bo po co, skoro zaraz zaczęliby doszukiwać się jakichś z tyłka wziętych ukrytych znaczeń? W takim właśnie nastroju minęły mi ostatnie miesiące mojej rodzinnej kariery w domu, i co było przewidywalne – do tej pory nie zatęskniłem za tym ani razu. Ale co tu się dziwić, zwykle kiedy tylko się da, ludzie unikają nieprzyjemnych rzeczy. Lepiej czułem się w internacie, choć mój instynkt samozachowawczy podpowiadał mi, że tak być nie powinno. Że jak normalny człowiek powinienem tęsknić za domem i rodzicami, nie mogąc doczekać się, aż wrócę do rodzinnego miasta, by odwiedzić stare śmieci. Ale, cholera, w moim życiu trudno jest znaleźć cokolwiek, co można byłoby opisać słowem „normalne”.  Bardziej tęskniłem za pomieszczeniem, w którym się wychowałem, niż za ludźmi, którzy towarzyszyli mi od narodzin, i to byłby jedyny powód, dla którego dałbym namówić się na wyjazd do domu. No cóż, skoro i tak w każdej religii poszedłbym do piekła, to po prostu się tym nie przejmowałem.

Jak widać, ranek zaczął się dla mnie od ciężkich przemyśleń, tłoczących się w mojej głowie podczas śniadania. Z każdym kęsem naleśników miałem na nie coraz mniejszą ochotę; po części było to spowodowane moim nastrojem, a po części faktem, że od kiedy spróbowałem tej samej potrawy autorstwa Smitha, trudno było zadowolić moje kubeczki smakowe. Westchnąłem ciężko i odsunąłem talerz od siebie.

Uwielbiasz katować się psychicznie, prawda? – Zapytałem sam siebie, nie mając pojęcia, dlaczego myślałem o takich rzeczach.

Przecież byłem daleko od domu, na dodatek miałem wolne i rodzice nie włazili mi na głowę już od prawie czterech miesięcy. Więc czego tu więcej chcieć, skoro wszystko jest niby w jak najlepszym porządku? Nigdy nie potrafiłem określić słowami uczucia, które zżerało mnie od pewnego czasu, choć samotność jest jego synonimem, lecz nie do końca oddaje to, o co mi chodzi. Po prostu brakowało mi kogoś, kto zawsze by był, bez względu na wszystko, bo na rodziców liczyć nie mogłem.

   - Koniec zmartwień na dzisiaj – mruknąłem do siebie cicho.

Nagle kątem oka zarejestrowałem ruch za pustą do tej pory ladą; w stołówce było – łącznie ze mną – tylko kilka nieznanych mi osób. Kobieca postać pojawiła się przy pojemnikach na jedzenie i wtedy rozpoznałem jej twarz. Była to niejaka Barbara Cave, której widok przyprawił mnie o lekkie mdłości. Podniosłem się szybko, ciesząc się, że okienko na brudne naczynia znajdowało się tak daleko od kuchennej lady, i podążyłem w jego stronę. Zostawiłem talerz z resztkami tam, gdzie było jego miejsce i nie patrząc już więcej na kobietę, wcisnąłem głęboko ręce do kieszeni bluzy, a potem ruszyłem w stronę wyjścia. Po drodze zarzuciłem na siebie kurtkę i szalik, starając się ignorować opanowującą mnie złość.

* * *
Wigilia nadeszła szybko, ale dwudziesty czwarty grudnia był dla mnie niczym innym jak zwykłym dniem. Rano wstałem, wziąłem prysznic, a później poszedłem na śniadanie, mijając po drodze kilka osób, w tym Maxxiego wraz z Jasperem.

   - Cześć, księżniczko – przywitali się obydwaj.

Roberts uśmiechnął się, a drugi blondyn wymierzył mi przyjacielskiego kuksańca w żebra. Zaśmiałem się, próbując uniknąć ciosu, ale nic to nie pomogło.

   - Cześć – odparłem.

   - Gdzie zgubiłeś swojego Alexandra? – Zapytał Maxxie, przyglądając mi się.

Jego pytanie nieco mnie zdziwiło; przecież to nie była moja sprawa co Smith robił i gdzie chodził – nie miałem zamiaru łazić za nim jak ogon i nieustannie go kontrolować.

   - Bo ja wiem, nie widziałem go jeszcze dzisiaj.

Jasper i Corbin wymienili między sobą spojrzenia.

   - Okej, okej, w porządku, księżniczko – powiedział Roberts, znów się uśmiechając. – Wesołych Świąt!

Dopiero kiedy blondyni wyciągnęli małe zawiniątko zza pleców, dostrzegłem, że w ogóle coś trzymali. Pakunek zawinięty był w czerwony papier przewiązany zieloną wstążką. Po kształcie nie potrafiłem określić, co to takiego było. Chłopcy podsunęli mi paczkę pod nos i prawie wepchnęli w ręce.

   - To prezent bożonarodzeniowy od nas dla ciebie – wyjaśnił Maxxie.

Wlepiłem wzrok w czerwony papier, zbyt zszokowany, żeby cokolwiek powiedzieć. Spojrzałem na dwie roześmiane twarze z wdzięcznością, ale od razu poczułem zakłopotanie.

   - Nie mogę tego wziąć… ja nic dla was nie mam… - mruknąłem.

   - Nic nie szkodzi. – Corbin machnął ręką. – Wystarczy, że będziecie się dobrze bawili!

Chciałem oddać im pakunek, ale blondyni odsunęli się od niego tak, jakby parzył.


   - Ale...


   - Żadnych ale! – Tym razem to Jasper przewrócił oczami. – Bierz to i już, nie przyjmujemy zwrotów!

Maxxie chwycił Robertsa pod rękę i pociągnął go w stronę męskiego internatu, zostawiając mnie samego z prezentem w dłoniach. Westchnąłem głęboko, ale paczka intrygowała mnie niesamowicie.

Co takiego może być w środku?

Podszedłem do najbliższej ławki i odgarnąłem z niej śnieg; potem usiadłem i wziąłem się za rozpakowywanie zawiniątka. Kiedy zobaczyłem, co znajduje się w środku, moje oczy otworzyły się szeroko ze zdziwienia. Po rozerwaniu papieru ukazał mi się niebieski materiał i biała koperta. Poczułem lekkie dreszcze ekscytacji – chyba po raz pierwszy zdarzyło mi się to podczas rozpakowywania prezentu w Boże Narodzenie. Okazało się, że był to błękitny zestaw składający się z czapki i szalika, a koperta kryła w sobie dwa prostokątne bilety do kina.

Trzydziesty grudnia, godzina 20:40, film „Carrie” na podstawie powieści Stephena Kinga – przeczytałem.

Dwa bilety?. ­

Wtedy mnie olśniło; to dlatego Maxxie zapytał o Alexa i użył liczby mnogiej! Czyli co, chłopacy chcieli, żebym zaprosił Smitha na film?

W sumie, to czemu nie? – Pomyślałem.  – Mógłbym zrewanżować się za wszystko.

Wsunąłem bilety z powrotem do koperty, a szalik i czapkę chwyciłem w rękę, po czym pospiesznym krokiem ruszyłem w stronę internatu.

* * *

Kiedy znalazłem się dokładnie na środku własnego pokoju, poczułem, że coś w nim nie pasowało. Rozejrzałem się dookoła i zauważyłem małą paczkę leżącą na stoliku tuż obok łóżka. Podszedłem bliżej, chwyciłem pakunek w ręce i z trwogą zauważyłem, że również zapakowany był w papier – tym razem koloru niebieskiego – i przewiązany był złotą wstążką. 

 Kolejny prezent? Pomyślałem nieprzytomnie.

Powoli rozdarłem papier, a moim oczom ukazała się całkiem nowa książka w twardej oprawie. „Wszystko jest względne”, czternaście mrocznych opowiadań  – głosiły litery wypisane na okładce. Autorem był oczywiście nie kto inny jak Stephen King. Otworzyłem egzemplarz na losowej stronie i wciągnąłem w nozdrza niesamowity zapach świeżego papieru i druku, a moje serce zabiło mocniej z emocji. Wtedy ze środka książki wypadła niebieska kartka z kilkoma starannie skreślonymi na niej zdaniami. Chwyciłem ją w ręce i zacząłem czytać.


A więc – skoro dzisiaj jest Wigilia, to z tej okazji chciałbym życzyć Ci wszystkiego najlepszego; zdrowia, szczęścia, pomyślności, żebyś w końcu dogadał się z rodzicami, nie musiał martwić się drobnostkami oraz szkołą. By Twoje marzenia się spełniły, zarówno te duże jak i małe, byś w końcu miał kota, który zostanie z Tobą na zawsze i kogoś, kto zawsze pomoże Ci w trudnych chwilach. Wesołych Świąt.
PS. Mam nadzieję, że nie czytałeś jeszcze tej książki.
T :)” 


Chwilę patrzyłem na podpis i umieszczoną obok niego uśmiechniętą buźkę, a potem opuściłem dłoń z kartką i wpatrzyłem się w przestrzeń. Siedziałem tak przez pewien czas, w ciszy i bezruchu, spokojnie trawiąc wszystko, co właśnie przeczytałem.

Dlaczego Smith zawsze musi zrobić coś, przez co albo go nienawidzę, albo uwielbiam? – Zapytałem sam siebie, nie otrzymując odpowiedzi.

Westchnąłem, siadając na łóżku i opierając się plecami o ścianę. Wziąłem do ręki „Wszystko jest względne” i zaśmiałem się cicho, przyglądając się okładce.

Ten chłopak jest niemożliwy. – W końcu doszedłem do jakiegoś racjonalnego wniosku.

Następnie z pewną dozą czułości chwyciłem znów kartkę i spojrzałem na te wszystkie słowa, które Alex napisał własnoręcznie. Wsunąłem ją między strony książki, a potem odłożyłem dzieło Kinga tam, gdzie wcześniej znalazłem je zapakowane w papier.

Podniosłem się, chwyciłem kopertę z biletami, a następnie wybiegłem z pokoju na korytarz, zamykając za sobą drzwi. Od rana nie widziałem Smitha ani razu – ba, nie spotkałem się z nim od ponad doby – ale nawet jeśli miałbym szukać go do wieczora po kampusie, myśl, że w końcu bym go znalazł, zagrzewała mnie do poszukiwań.

* * *
Godzinę później dowiedziałem się, że George widział niedawno jak Alex wchodził do męskiej łazienki, by najwyraźniej wziąć prysznic po treningu. Po chwili wszedłem już do parnego pomieszczenia, wsłuchując się w szum płynącej wody i stanąłem przy umywalkach. Moment później, całkowicie bez ostrzeżenia z ostatniej kabiny wysunął się Smith, wycierający się ręcznikiem; chłopak stał plecami do mnie, więc nie zauważył mojej obecności. Natomiast ja, widząc go, poczułem, jak wielki rumieniec spływa mi na twarz, przyprawiając o falę gorąca rozchodzącą się po całym moim ciele. W momencie kiedy Alex odsunął zasłonę prysznicową, nie tylko jego tors, ale i dół ciała był nagi. Chłopak natomiast wycierał włosy i twarz, nie mając zupełnie pojęcia, że ktokolwiek inny jest w łazience. W końcu zbliżał się obiad, więc wszyscy obecni poszli na stołówkę. No, oprócz mnie. Czy tego chciałem, czy nie, mój wzrok spoczął na jego umięśnionej klatce piersiowej, a potem z zaciekawieniem zsunął się w dół. Wtedy właśnie moje poliki zapłonęły intensywną czerwienią, a w dolnej części brzucha poczułem lekkie ukłucie. Chłopak odwrócił się do mnie plecami, kończąc wycierać głowę, a potem opasał się ręcznikiem w biodrach. Dopiero wtedy, po przeczesaniu włosów dłonią, Alex spojrzał w moją stronę. Chciałem uciec, nim to zrobi, ale stałem jak sparaliżowany, opierając się o umywalkę. Miałem wrażenie, że wszystko działo się w zwolnionym tempie, a wieczność zajęło Smithowi spojrzenie mi z zaskoczeniem w moje – równie zdziwione – oczy.

Między nami zapadła niezręczna cisza i dopiero po chwili byłem w stanie przełknąć ślinę, która zgromadziła mi się w ustach. Alex, tak samo jak ja, oblał się rumieńcem, co całkowicie do niego nie pasowało, po czym gwałtownie zakrył się trzymanym przez siebie ręcznikiem.

   - Dziękuję za książkę – wydukałem, mając przed oczami obraz ciemnego paska włosów, który wił się od pępka w dół… - Nie czytałem jej jeszcze.

Smith uśmiechnął się niepewnie, znów przeczesując włosy palcami. Jednocześnie jedną ręką ściskał mocno ręcznik, którym się opasał, zupełnie tak, jakby chciał oszczędzić mi więcej widoku. Chłopak zbliżył się do mnie nieco z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

   - Nie ma za co – odparł. – Cieszę się, że ci się podoba.

Nie mogłem już wytrzymać jego wzroku, więc spojrzałem prosto na kafelki, w których odbijało się sztuczne światło lamp. Wtedy poczułem, że znów doświadczam deja vu – jednak tym razem to nie ja byłem „ofiarą” niezręcznej sytuacji. Tym razem był nią Smith, świecący chwilę wcześniej swoją nagością.

   - Dużo widziałeś? – Zapytał Alex, pąsowiejąc jeszcze bardziej.

Przełknąłem ślinę, czując tylko rozlewające się po ciele ciepło i narastające kłucie w podbrzuszu.

   - Raczej wszystko – odpowiedziałem, z zakłopotaniem drapiąc się po karku.

Ignorowałem dziwne uczucie w brzuchu i inne obrazy, które pojawiały mi się przed oczami, a których niedawno byłem świadkiem. Brunet westchnął, a wyraz jego twarzy wskazywał na to, że raczej nic więcej nie powie.

   - Właśnie! – Zaśmiałem się nerwowo, zmieniając temat. – Dostałem dwa bilety do kina na „Carrie”, chciałbyś pójść ze mną?

Może to pytanie było naprawdę nie na miejscu, biorąc pod uwagę sytuację, ale miałem to gdzieś. Na szczęście Alex podniósł na mnie wzrok i znów wysłał mi niepewny uśmiech.

   - Jasne, z wielką chęcią.

Kolejny raz między nami zapanowała cisza i tym razem nie miałem pomysłu na to, jak mógłbym ją przełamać.  Na szczęście zrobił to za mnie mój żołądek, który głośno i stanowczo oznajmił, że jest głodny.

   - Idę na obiad, pogadamy później – mruknąłem przepraszającym tonem, a potem ruszyłem w stronę drzwi.

   - Jak chcesz… - Usłyszałem za plecami zrezygnowane słowa chłopaka.

Kiedy tylko wypadłem na korytarz, ogarnęła mnie lekka panika, bo wszystkie obrazy uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą. Poszedłem szybko do pokoju, zamknąłem drzwi i oparłem się o nie plecami. Tamte dziwne ukłucia w podbrzuszu wzmogły się, zmieniając raczej w pulsowanie. I to było właśnie moje największe zmartwienie.

Dlaczego ja… Dlaczego Smith? – Myślałem gorączkowo, nie chcąc nawet wspominać o pewnym słowie, które idealnie pasowało do mojego stanu.

Tego uczucia nie dało się pomylić z niczym innym, a przynajmniej ja nie potrafiłem. Ale dlaczego stało się to teraz?

Co jest ze mną nie tak?

Osunąłem się powoli na ziemię, a potem otoczyłem kolana ramionami, intensywnie myśląc i czekając, aż pulsowanie w podbrzuszu minie. Zamknąłem oczy, ale to jeszcze pogorszyło sprawę – natychmiast mój umysł wypełniły obrazy z łazienki, oczywiście o jednej tematyce.

To niemożliwe, żebym przez Alexa… - potrząsnąłem głową. ­– Nie, nie, nie!

Ale wolno ustępujące pulsowanie świadczyło o czymś zupełnie innym.

W takim razie dlaczego… Dlaczego się podnieciłem? – W końcu zdołałem użyć tego słowa, choć z wielką trudnością i niedowierzaniem.
* * *
Po całej tej łazienkowej aferze straciłem kompletnie apetyt, więc kiedy byłem już pewien, że pulsowanie zniknęło, poszedłem do pokoju dziennego i klapnąłem na sofę. Włączyłem telewizor tylko po to, by zająć czymś myśli, a kątem oka zerkałem wciąż na wyjście z internatu. Czułem się dziwnie, nawet bardzo dziwnie, ale co tu się dziwić. Przecież nie codziennie widzi się kolegę nagiego, prawda? 

No, i nie codziennie podnieca się z takiego powodu, prawda? – Dodał mój umysł, ale zupełnie go zignorowałem.

Fakt faktem – nigdy nie miałem dziewczyny i we wszystkich tych sprawach byłem prawiczkiem, ale bywały dni, kiedy napięcie seksualne narastało, więc musiałem je jakoś rozładowywać. No, najczęściej radziłem sobie po prostu ręką, i tyle. Wszystko przechodziło, aż do następnego razu i tak w kółko. To chyba normalne, ale nie do końca byłem tego pewien – nigdy nie rozmawiałem o tym z rodzicami, a na wychowanie seksualne, które prowadziła w szkole katechetka, zwyczajnie nie chodziłem. Nie uśmiechało mi się słuchać godzinami o tym, że masturbacja powoduje ślepotę, antykoncepcja to morderstwo, a homoseksualizm to grzech.
Ale tym razem było trochę inaczej i to mnie właśnie przerażało. Podnieciłem się tuż po tym, jak zobaczyłem nagiego Smitha, po tym, jak moje oczy zjechały w dół, czy tego chciałem, czy nie. A później, z podwójną siłą, bombardowały mnie obrazy, które uparcie nie pozwalały mi się uspokoić.

No nic, w końcu przyznałem się przed sobą samym do tego, co miało miejsce, lecz nadal trudno było mi w to uwierzyć.

   - Niemożliwe… - mruknąłem do siebie już bez dawnej pewności.

Położyłem się na sofie i wlepiłem wzrok w sufit.

* * *
Tak jak podejrzewałem – spojrzenie w oczy Alexowi było dla mnie nie lada wyzwaniem, a to wszystko przez to, że chłopak dziwnie na mnie działał. Dlatego, kiedy wieczorem usłyszałem ciche pukanie do drzwi, myślałem, że dostanę zawału. Można to też nazwać paniką, bo gorączkowo zacząłem miotać wzrokiem po pokoju, mając wielką ochotę na udawanie, że lokator wyszedł. Jednak Smith po trzech lekkich stuknięciach otworzył drzwi i wsunął się do środka.

   - Cześć – mruknął.

Słysząc jego głos, moje ciało przeszły ciarki. Na razie nie byłem w stanie podnieść głowy i zerknąć na niego, więc udawałem, że zatapiam się w lekturze nowej książki. Chłopak zamknął za sobą drzwi, a potem oparł się o nie plecami – najwyraźniej też czuł się trochę niezręcznie. Z jednej strony dobijał mnie fakt, że przez tak głupi wypadek nasza relacja przestała wyglądać tak jak wcześniej, ale to głównie było spowodowane moim dystansem. Musiałem więc przemóc się i przestać przejmować takimi drobnostkami. 

O ile interes Smitha można nazwać drobnostką…

Westchnąłem ciężko, zbierając się do kupy i zamknąłem „Wszystko jest względne”. Odłożyłem książkę na stolik przy łóżku i wziąłem do rąk białą kopertę. Jednocześnie zerknąłem na Alexa, ale nie na jego twarz – na to jeszcze nie byłem gotowy, bo bałem się, że gdybym spojrzał mu w oczy, to znowu spiekłbym raka – i kiwnąłem głową, na znak, by podszedł bliżej. Smith z lekkim ociąganiem przebył drogę dzielącą go od mojego łóżka, ale tym razem zamiast usiąść na jego skraju, podsunął sobie krzesło i przycupnął na nim. Tymczasem udawałem, że byłem bardzo zaabsorbowany biletami, które wyciągnąłem z koperty. Po chwili ciszy i wahania w końcu się odezwałem:

   - Proszę, to bilet na „Carrie”. Seans jest trzydziestego grudnia o 20:40 – powiedziałem, mając nadzieję, że Smith jakoś skomentuje moje słowa.

Chłopak jednak tego nie zrobił; siedział cicho, patrząc głównie w podłogę, ale czasami unosił wzrok i wlepiał go w moją twarz.

Argh, cholera! Niczego mi nie ułatwiasz, idioto! – Pomyślałem, pocierając skronie z irytacją.

Westchnąłem ciężko, co nie uszło uwadze chłopaka, bo zerknął na mnie z niemym pytaniem wymalowanym na twarzy. Wtedy nasze spojrzenia się spotkały, a ja od razu poczułem ciepło na polikach. Szybko wstałem i zacząłem chodzić po pokoju, mając nadzieję, że chłopak niczego nie zauważył.

   - Jeśli to przez tamtą… sytuację w łazience tak się zachowujesz, to przepraszam – mruknął ze zrezygnowaniem Alex.

Nie przestając maszerować, rzuciłem mu spojrzenie, ale chłopak patrzył w podłogę.

   - Nie, to nie przez to – powiedziałem, zgodnie z półprawdą.

W końcu nie chodziło tylko o to, że widziałem go nagiego, o nie. Tylko o to, jak zareagowało moje ciało na to, co zobaczyłem. To właśnie zżerało mnie od środka. Smith przyjrzał mi się uważnie, a potem powoli i śmielej się uśmiechnął.

   - To w takim razie o co chodzi? – Spytał już trochę żywszym głosem.

Zatrzymałem się na środku pokoju i zebrałem szybko myśli. Nie chciałem kłamać, więc wybrałem tę nieszczęsną półprawdę i powiedziałem:

   - Po prostu myślę jak rozwiązać tę sprawę kina. Z dojazdem nie będzie kłopotu, tak samo z dojściem tam, bo adres napisany jest na biletach, ale gorzej będzie z autobusem powrotnym – przerwałem na chwilę, by sprawdzić, czy chłopak połknął haczyk. – Wiesz, seans zaczyna się o 20:40, a film pewnie trwa około dwóch godzin, więc nie zdążylibyśmy na ostatni kurs…

Alex chwilę zastanawiał się, a potem wyciągnął telefon z kieszeni i coś w nim wystukał.

   - Tak się składa, że Phil zaprosił nas na Sylwestra do siebie – mruknął, skupiając się na wyświetlaczu Samsunga. – Mieszka w innej części Fort Hayward niż Laura. Napisał mi smsa, że jeśli przyjdę bez ciebie, to mnie nie wpuści.

Na dowód tych słów, chłopak wyciągnął w moją stronę rękę z telefonem. Podszedłem bliżej i przeczytałem słowa napisane przez Philipa:

„Znając życie, nie masz żadnych atrakcji w tym internacie, w takim razie zapraszam cię na Sylwestra do siebie, ale pod jednym warunkiem. Zabierz ze sobą blondasa, bo inaczej pocałujesz klamkę.”

Zaśmiałem się i chyba wtedy ta niezręczność między nami całkowicie zniknęła. Za to przypomniałem sobie jak dobrze czułem się na wcześniejszej imprezie w towarzystwie Lewisona. Smith patrzył na mnie z wyczekiwaniem, a jego usta wykrzywiły się w miłym uśmiechu.

   - Nie mam nic przeciwko – powiedziałem, szczerząc się. – Ale ciągle zostaje problem z tym kinem. Tak łatwo go sobie nie odpuszczę!

Alex znów zaczął szukać czegoś w telefonie, a potem wcisnął guzik i zadzwonił do kogoś.

   - Halo? – Zapytał. – Cześć, tu Ollie. Słuchaj, czy ja i Gabe moglibyśmy przenocować u ciebie trzydziestego? Chcieliśmy iść do kina, ale nie zdążymy na ostatni autobus, bo seans kończy się późno.

Jego rozmówca powiedział coś, ale nie dane było mi usłyszeć co.

   - Nie ma problemu? Okej, no to super, dzięki. – Zaśmiał się Smith. – Tak, tak, Sylwester jak najbardziej aktualny. No, to jeszcze raz dzięki i cześć.

Wpatrywałem się w chłopaka, podejrzewając już, że rozmawiał właśnie z Philem, ale czekałem, aż sam mi to powie.

   - No, to załatwione – powiedział zadowolony brunet. – Phil nas przenocuje, a do internatu wrócimy dopiero po Sylwestrze.

Ucieszyłem się, bo to oznaczało, że nie będę snuł się po korytarzach i kampusie, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Zamiast tego będę siedział w kinie, oglądał świetny film i zajadał się prażoną kukurydzą. A potem, jakby tego było mało, czeka mnie Sylwester u Phila. Czego można więcej chcieć?


9 komentarzy:

  1. Pierwsza!
    Argh, rozdział jak zwykle cuuudowny!
    Kiedy następny?! *______*
    Dużo weny! ~Datenshi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Drugi!
    Cudowny rozdział i widzę, że Autorka powoli zaczyna dosięgać pewnej strefy :D Ciekawe co przyniesie ze sobą następny rozdział, bo powiem szczerze, że to jest dla mnie zagadką. Czyżby miało do czegoś dojść podczas Sylwestra albo nocowania u Phila? :3
    Pozdrawiam i życzę Ci, byś w roku szkolnym znalazła trochę czasu na pisanie kolejnych części, bo uwielbiam Twoje opowiadanie. :)
    L.

    OdpowiedzUsuń
  3. Iiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiip tyle dam z siebie wydusić.

    OdpowiedzUsuń
  4. No no noooooo... Senpai! W koncu nalazlam troche internetu i nadrobilam wszystkie zaleglosci. Tyle ze nie mam dosc czasu, zeby komentowac wszyatkie ozdIaly z osobna ;-----; no i przepraszam za bledy, ale jestem na telefonie siostry i AAARGH, TE MALE LITERKI ;----; no ale kij. Doszedl do Ciebie list? :33 Ano, ja juz bylam w nowej szkole i tego ten... Niw jea tak zle jak myslalam ^^ Hmm... Moze troche konstruktywniej. Kazdyrozdzial mi sie cholernie podobal, zwlascza ten tutaj *zboczek face* Nie moge sie doczekac az sie przeruchajo ;3; Tak, jestem chora psychicznie. A, no i mam jeszcze pytanie... Gabiś sobie fapnal czy nie? ^u^ Bo mnie to cholernie nurtuje. Etto... Moze lepiej juz sie zamkne ;-; A tag btw to ciagle mialam wrazenie, ze G i A bedo sie calowac ;3; serio. To takie slodkie, ze... Ze... Ze nie wiem co ;-; Normalnie ruchalabym. I fapala tesz OwO *zbokol jak cholera* No a tak poza tym to powodzenia w szkole <33 i ten... Mam nadzieje, ze liat aie spodoba :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kuzwa, bez podpisu ;-----; pewnie i tak sie domyslilas, ale...
      ~ Aka

      Usuń
  5. mam prośbę, czy mogłabyś zmienić czcionkę przy ff? ;; strasznie ciężko czyta się ją na telefonie. Byłabym wdzięczna c:

    OdpowiedzUsuń
  6. Czuję, że podczas Sylwestra się coś stanie! W końcu pożegnanie roku, zmiany, przywitanie nowego i inne sentymentalne bzdety. Albo nawet w kinie coś zaiskrzy, taka romantyczna atmosfera :D
    Widać, że Gabe'a ciągnie do Smitha i to nie w przyjacielski sposób, sam się do tego przyznał! O powłóczystych spojrzeniach Alexa już dawno wiemy, pozostaje tylko kwestia, kiedy i Gabriel się o nich dowie.
    Akcja przyspieszyła, co mnie bardzo cieszy i raduje w chwilach smutku z powodu mojego nieszczęsnego maturalnego roku szkolnego.
    Znalazłam tylko jeden błąd: Z każdym kęsem naleśników miałem na nie co raz mniejszą ochotę;
    Powinno być chyba "coraz" :)
    Pozdrawiam i życzę weny!
    Viv

    OdpowiedzUsuń
  7. Niech się wreszcie pocałują<3

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam,
    Gabi otrzymał dwa prezenty świąteczne, aż dziwi mnie, ze nie reaguje na słowo „księżniczka” scena w łazience była wyśmienita, akcja zaczyna się rozkręcać tak ja Gabriel bo po dość niechętnym imprezowaniu u Leny, to teraz chętnie pójdzie na sylwestra....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Dziekuję za komentarz :)