Rozdział XVII

Kiedy w końcu trafiliśmy na ulicę, przy której mieściła się stancja Laury, poziom mojego zdenerwowania wzrósł maksymalnie. A co za tym idzie - wzrósł również mój poziom aktorstwa; za wszelką cenę starałem się ukryć przed Smithem moje obawy, by znów nie doszło do tak irytującej wymiany słów, jaka miała miejsce w supermarkecie. Nie chciałem po prostu kolejny raz przez to przechodzić, bo nie byłem pewien, czy udałoby mi się znów przekonać chłopaka, że przecież wszystko gra i jest w należytym porządku. Najbezpieczniejszym więc wyjściem było zwyczajne podążanie za Alexandrem w ciszy i unikanie jego wzroku, co szło mi nieźle, gdyż w połowie drogi zaczął sypać śnieg.

   - No, to gdzieś tutaj. - Koszykarz zatrzymał się i spojrzał w stronę nowo wybudowanych kamienic.

Budynki wyglądały przytulnie i zachęcająco, szczególnie w tym momencie, bo było mi naprawdę zimno. Nie mogłem doczekać się kubka gorącej herbaty, czy czegokolwiek innego, co pomogłoby mi roztopić zmarznięte ciało. Smith ruszył przed siebie, zostawiając ślady w świeżym śniegu, który pokrył cienką warstwą brukowane chodniki. Weszliśmy do środkowej kamienicy, otrzepując uprzednio buty i strząsając śnieg z ramion.

   - Mieszkanie numer dwa na parterze - poinformował mnie podekscytowany koszykarz.

Mimowolnie uśmiechnąłem się, słysząc jak bardzo chłopak cieszy się z nadchodzącego spotkania i ruszyłem za nim po schodach. Po chwili stanęliśmy przed brązowymi drzwiami z napisem „Home sweet home”, który - nie wiadomo dlaczego - bardzo mnie rozbawił. Roześmiałbym się pewnie niczym wariat na całe gardło, gdyby nie Alexander, który wcisnął dzwonek. Po klatce schodowej rozniósł się odgłos ćwierkającego ptaka, co jeszcze bardziej sprawiło, że cała ta sytuacja wydała mi się nieźle pokręcona.

Nie zdziwiłbym się, gdybym za chwilę zwyczajnie się obudził i stwierdził, że wszystko to było snem - pomyślałem przelotnie.

Jednak po chwili wróciłem na ziemię, kiedy drzwi otworzyła dziewczyna, (a właściwie kobieta), której widok niemal zaparł mi dech w piersiach. Nasze spojrzenia się spotkały - jej spokojne i zmysłowe, a moje zdziwione i zszokowane.

   - Zapraszam - powiedziała, lecz ledwo to do mnie dotarło.

Na szczęście Smith popchnął mnie tak, że dosłownie przeleciałem przez próg, lądując w małym, przytulnym mieszkanku.

   - Zdejmijcie buty i kurtki na przedpokoju, żeby jak najmniej nabrudzić. Sprzątałam od wczoraj, więc mówię serio. - Mruknęła kobieta, opierając się o framugę drzwi. - Zaparzyć wam herbaty? Pewnie zmarzliście.

Ze zdziwieniem stwierdziłem, że w sumie to już nie było mi tak zimno, jednak z grzeczności poprosiłem o gorzkiego earl greya. Laura poszła do kuchni, a Smith podążył za nią z zakupami w ręku, więc mi nie pozostało nic innego jak rozgoszczenie się w salonie. Usiadłem na kanapie, myśląc o tym, jak duże wrażenie zrobiła na mnie nowo poznana kobieta... To było wręcz dziwne uczucie - ale czym było spowodowane? Sposobem w jaki na mnie spojrzała, czy może jej wyglądem? Nie byłem pewien. Laura była prześliczną istotą o długich czarnych włosach, orzechowych oczach i jasnej karnacji, do tego ten głos... Potrząsnąłem głową, wyrzucając z niej natrętne myśli, kiedy rozległo się kolejne pukanie do drzwi.

   - Gabriel, mógłbyś otworzyć? To pewnie Daniel i Ellie! - Doszedł do mnie okrzyk z kuchni.

Podniosłem się niepewnie i poszedłem na przedpokój; chwyciłem za klamkę, a moim oczom ukazały się dwie uśmiechnięte twarze, zarumienione od mrozu.

   - Cześć, przynieśliśmy co nieco! - Mruknął mężczyzna, podnosząc do góry reklamówki, w które zawinięte były kształty niemożliwe do pomylenia z czymkolwiek innym.

Wpuściłem ich do środka, prosząc o zdjęcie mokrych ciuchów, a Daniel podał mi jednorazówki. Nie wiedziałem co z nimi zrobić, więc poszedłem w stronę kuchni. Wchodząc do pomieszczenia, rzuciłem spojrzenie na  Smitha i Laurę, którzy szeptali coś między sobą, chichocząc cicho. Postawiłem alkohol na blacie i wyszedłem bez słowa, mając dziwny mętlik w głowie.

Czemu się tak czuję? - Zapytałem sam siebie.

W przedpokoju znów rozległ się dzwonek do drzwi, jednak tym zajęła się Ellie, która od czasu wejścia nie odezwała się do mnie ani razu.

Jesteś tutaj z własnej głupoty, pamiętaj o tym - po raz pierwszy, ale nie ostatni upomniałem się w ten sposób.

* * *

Dopijałem właśnie herbatę, gdy przyszedł ostatni gość. Był nim mężczyzna, który wyglądał na trochę młodszego od reszty i... bardziej ekscentrycznego. Pierwsze co zrobił po przejściu przez próg, było uśmiechnięcie się prosto do mnie. Następnie nieznajomy wszedł do salonu nawet się nie rozbierając, podszedł do fotela w którym siedziałem i wystawił w moją stronę dłoń.

   - Jestem Phillip. Miło mi cię w końcu poznać, Gabrielu.

Jego bezpośredniość nieco mnie speszyła, jednak nim ugryzłem się w język, zdążyło wymsknąć mi się całkiem niewinne pytanie:

   - W końcu? - Uścisnąłem mu dłoń, która była gorąca, jakby mężczyzna dopiero co brał ciepłą kąpiel.

   - Taa, Ollie dużo mi o tobie pisał. - To mówiąc, wyciągnął z kieszeni telefon i wskazał na niego, puszczając mi perskie oko.

Ollie? A kto to? - Pomyślałem przelotnie.

Nagle do pokoju, ramię w ramię, wszedł Alexander wraz z Laurą; kobieta spojrzała na podłogę i śladem brązowych smug dotarła do Philipa, który stał w obłoconych butach koło mnie.

   - Phi-li-pie Le-wi-son, czy ja mam ci zrobić krzywdę? - Kobieta prawie warczała ze wściekłości, na szczęście chłopak zrozumiał o co chodzi i zmył się szybko na przedpokój.

Po chwili wrócił z mopem i starł podłogę z uśmiechem, tak, że lśniła bardziej niż wcześniej. Na koniec przywitał się ze wszystkimi i przeprosił gospodynię za to faux pas.

   - Po prostu nie mogłem się powstrzymać, kiedy go zobaczyłem - mruknął, wskazując na mnie. - Wiesz o co mi chodzi, no nie, Ollie?

Smith machnął ręką, puszczając jego słowa mimo uszu. Dopiero teraz dotarła do mnie ta informacja.

Ollie to Alexander? Serio? - Zatkało mnie. - W takim razie dlaczego ci dwaj pisali smsy na mój temat?

   - Dobra, na dworze robi się już ciemno, a że wszyscy przyszli, to czas zaczynać! - Odezwała się Laura, skupiając na sobie całą uwagę. - Zacznijmy może od jakiegoś wprowadzenia. Johnny, złotko, daj każdemu po browarze.

Mężczyzna skinął głową i poszedł do kuchni po piwo, natomiast reszta osób rozsiadła się na wolnych miejscach. Smith i Laura usadowili się na puchatym dywanie, Daniel, Ellie i Suzie zajęli kanapę, a Philip wepchnął się na oparcie fotela w którym siedziałem, posyłając mi kolejne perskie oko. Spojrzałem na Alexandra, ale był on zbyt zaabsorbowany koleżanką, by zwrócić na mnie uwagę, więc poddałem się i spuściłem wzrok.

   - Niezła laska z tej Laury, co? - Zagaił Lewison cicho.

Przełknąłem głośno ślinę; pewnie chłopak pomyślał, że właśnie wgapiałem się w nią, a nie w Smitha, jednak był w błędzie. Nie byłem w stanie przyglądać się kobiecie dłużej niż kilka sekund, bo za bardzo onieśmielała mnie swoją urodą.

   - Taa... - Mruknąłem.

   - Szkoda tylko, że od kiedy pamiętam leci na Olliego - powiedział Philip, przyglądając się im. - Osobiście uważam, że wyglądają bardziej na rodzeństwo niż parę.

Nie powiedziałem nic, bo nie byłem w stanie. Zatkało mnie i było to dla mnie nowe, dziwne uczucie - nie potrafiłem jeszcze go określić, ale na widok tej dwójki, siedzącej obok siebie i wymieniającej między sobą uśmiechy, czułem się bardziej niż nieswojo. Jeszcze bardziej pozwoliłem sobie zatopić się w pesymistycznych wizjach całej tej imprezy i pożałowałem, że w ogóle zgodziłem się na przyjście tutaj.

   - A jeśli już jesteśmy przy związkach, to warto by było, żebyś wiedział, że Daniel i Ellie oraz Suzie i Johnny są ze sobą od pewnego czasu - wyjaśnił mój nowy znajomy, wskazując na trójkę siedzącą na kanapie, a potem na Johna, który wszedł do salonu, niosąc puszki z piwem.

Znowu nie skomentowałem konstruktywniej słów Philipa - nadal trawiłem to, co powiedział mi o „leceniu na siebie”.

   - Okej, ludzie, zaczynamy! - Krzyknął Johnny, wręczając mi i Lewisonowi po browarze.

Gdy mężczyzna rozdał już wszystkim po puszce, Laura wstała i zarządziła:

   - Jak sami się już przekonaliście, mamy nowego towarzysza. W związku z tym żeby się lepiej poznać, usiądźmy w kole na dywanie i niech każdy powie o sobie kilka słów. Ja mogę zacząć. - Tu kobieta zrobiła przerwę, siadając na podłodze i czekając aż wszyscy zajmą swoje miejsca. - Nazywam się Laura Gray, jestem na trzecim roku kosmetologii i uwielbiam koty, ale mam na nie uczulenie.

Pociągnąłem łyk trunku i spróbowałem się nie skrzywić, kiedy moje kubki smakowe zostały zbombardowane goryczą. Jednocześnie przyglądałem się Laurze i siedzącemu obok niej Smithowi, który przeszedł kompletną metamorfozę w dupka, od kiedy przekroczył próg tego mieszkania. Przyszedł tutaj ze mną i wiedział, czego się obawiam, ale najwyraźniej przestało go to już obchodzić i traktował mnie jak powietrze.

   - Ja jestem Suzie Green, studiuję razem z Laurą, mimo, że jestem od niej młodsza o rok. Wolę psy niż koty, ale to już kwestia gustu. - Dziewczyna posłała w moją stronę ciepły uśmiech, a potem spojrzała na swojego partnera.

   - Na imię mi John, chociaż znajomi mówią do mnie po prostu „Johnny” lub po nazwisku, czyli „Day”. Studiuję fizykę, jestem na trzecim roku i jeśli będziesz miał jakieś problemy z tym przedmiotem, to śmiało możesz się do mnie zgłosić - mężczyzna podobnie do Suzie, wysłał mi ciepły uśmiech.

Następny w kolejce był Philip, siedzący po mojej prawicy. Podejrzewałem już, że jego przedstawienie nie będzie zwyczajne, gdyż sama wcześniejsza rozmowa z nim utwierdziła mnie w fakcie, że różni się on od pozostałych zebranych w tym salonie.

   - Me miano to Philip Lewison - chłopak wstał i ukłonił się w moją stronę. - Aktualnie jestem w trzeciej klasie liceum i nie wiem na jakie studia pójdę, ani co zrobię ze swoim życiem. Jestem marzycielem i wyznaję podejście a la carpe diem. I tak jak już wcześniej mówiłem, poznanie ciebie jest dla mnie przyjemnością.

Młodzieniec ukłonił się jeszcze raz, a potem puścił mi znów oko. Zakłopotany spojrzałem po twarzach innych osób, lecz dostrzegłem jedynie rozbawione uśmiechy. Tylko Alexander nie patrzył na mnie, lecz szeptał coś Laurze na ucho. Nadeszła moja kolej, więc oczywiście trawiący mnie stres spotęgował się kilkukrotnie; oplotłem palcami puszkę piwa i zacząłem bawić się zawleczką. Jednak zanim cokolwiek powiedziałem, wziąłem łyk trunku i to on chyba pomógł mojemu językowi w rozplątaniu się.

   - Jestem Gabriel Phantomhive. - Zrobiłem przerwę, by przełknąć ślinę, bo nagle zrobiło mi się bardzo sucho w ustach. - Chodzę do pierwszej klasy liceum, uwielbiam koty, książki i dobrą muzykę. W przyszłości chciałbym zostać lekarzem i... w sumie nie wiem co więcej mógłbym o sobie powiedzieć...

Ktoś zagwizdał z podziwem, słysząc słowo „lekarz”, a potem moje i Laury spojrzenia spotkały się. Dziewczyna patrząc na mnie, zapytała otwarcie:

   - W takim razie powiedz nam, czy taki słodziak jak ty jest zajęty, czy wolny?

W pierwszym momencie nie zrozumiałem o co jej chodziło, więc siedziałem chwilę i trawiłem jej wypowiedź. Dopiero gdy Philip szturchnął mnie łokciem w żebra, dotarł do mnie sens słów Laury i poczułem jak gorąco wstępuje mi gwałtownie na poliki.

   - Ja... wolny... - Wydukałem, szukając oparcia w twarzach siedzących obok mnie ludzi.

Mój wzrok oparł się dopiero na Smithie, który w końcu spojrzał na mnie pierwszy raz od czasu, gdy przyszliśmy na stancję. Koszykarz uśmiechnął się tylko i powiedział:

   - No dobrze, to teraz kolej Daniela. Tylko nas nie zanudź, stary.

Wspomniany chłopak, udając, że słowa Alexandra go dotknęły, obrzucił go obrażonym spojrzeniem i przeniósł wzrok na mnie.

   - Cześć, jestem Daniel Murray. W tym roku zacząłem studiować biotechnologię; też zamierzałem zostać lekarzem, ale cenie sobie czas wolny i życie osobiste. Lubię stare auta i twórczość Lovecrafta. Służę pomocą z biologii, więc zawsze możesz wpaść do mnie na korki.

Jeśli mam być uczciwy, to muszę przyznać, że atmosfera robiła się coraz bardziej przyjemna. Powoli się odprężałem, no i w dodatku Smith kawałek po kawałku stawał się znowu sobą.

   - Hej, nazywam się Ellie Turner, właśnie zaczęłam studiować pedagogikę. Jestem trochę nieśmiała wobec nieznajomych, więc przepraszam, że wcześniej do ciebie nie zagadałam. - Dziewczyna posłała mi przepraszający uśmiech. - Moją pasją jest śpiew i taniec, gram na gitarze i fortepianie. No i w związku z tym, że jestem też bezpośrednią osobą, muszę ci powiedzieć, że jest z ciebie niezłe ciacho.

To mnie trochę oszołomiło, bo po raz pierwszy w życiu ktoś powiedział mi takie słowa. Nigdy nikt nie wspomniał o mojej urodzie (czy jej braku), więc poczułem się bardziej niż niezręcznie. Na szczęście ciszę przerwały śmiechy spowodowane wypowiedzią Daniela:

   - No wiesz co? Teraz to normalnie jestem zazdrosny! - Murray zaplótł ręce na piersi i żachnął się na dziewczynę.

   - Daj spokój, też cię kocham - Odpowiedziała, po czym rzuciła mu się na szyję, przewracając pustą już puszkę po piwie.

W salonie rozbrzmiały chichoty, po czym Johnny aka Day wstał, oznajmiając, że czas wytoczyć ciężką artylerię. Jego aluzję zrozumiałem dopiero, gdy wyciągnął butelki wódki i szklane kieliszki, które wcześniej wycierał na błysk ściereczką.

   - Gotowi? - Zapytał, włączając muzykę.

Nie - odpowiedziałem w myślach, odstawiając prawie do połowy opróżnionego browara i sięgając po kieliszek. - Ani trochę!

* * *

No więc, co tu dużo gadać, kilka kolejek później towarzystwo było już nieźle rozkręcone; ja spasowałem jednak kiedy zaczęło mi się kręcić w głowie i tylko przyglądałem się jak każdy po kolei unosi kieliszek do ust. Nie chciałem doprowadzić się do stanu, w którym rzygałbym pod siebie, bo nie mógłbym się ruszyć o własnych siłach - nie kręciło mnie to w ogóle. Na szczęście nikt nie skomentował mojego wycofania się - byli zbyt zajęci wódką, no ale trudno się dziwić, w końcu prawie wszyscy byli studentami.

   - A może zagramy w butelkę? - Zapytał nagle Philip. - Na najlepszych zasadach, czyli tych z możliwością wyboru.

Imprezowicze - w tym także i ja - zgodziliśmy się, lecz mnie oczywiście nie ominęła pewna doza wątpliwości. Nigdy nie grałem w podobną grę, więc ucieszyłem się, gdy Suzie zapytała o szczegółowe instrukcje.

   - Okej, to słuchajcie, bo tylko raz to powtórzę. Siadamy w kręgu i ktoś kręci butelką. Na kogo wskaże, ten musi wykonać jakieś zadanie lub odpowiedzieć na wymyślone przez kręcącą osobę pytanie. Może wybrać pomiędzy tymi dwoma opcjami, jednak jeśli nie będzie w stanie zrobić ani tego, ani tego, to musi wypić kieliszek wódki jako karę.

Brzmiało prosto, bo co to w końcu jest, odpowiedzenie na jakieś tam pytanie lub wykonanie głupiego polecenia? Nic trudnego!

   - Ja zacznę! - Krzyknął Philip, chwytając jedną z pustych flaszek walających się po podłodze. - Raz, dwa... trzy!

Butelka poruszona przez chłopaka zaczęła kręcić się szybko wokół własnej osi, a potem powoli zwalniać swoje obroty. Za każdym razem, kiedy szyjka wycelowana była w moją stronę, przechodziły mnie lekkie dreszcze, ale koniec końców wypadło na Daniela.

   - No dobrze - zachichotał Philip, zacierając dłonie z uciechą. - A więc moje pytanie brzmi: ile trwał twój najdłuższy stosunek? Natomiast zadanie... Musisz w samym fartuszku, tak, tak, nawet bez bokserek, zapukać do sąsiadów i poprosić o szklankę cukru. Co wybierasz?

Lewison uśmiechnął się jak złośliwy chochlik, a Daniel po chwili zastanowienia mruknął:

   - Chyba wolę się napić. Polej mi - po czym wyciągnął dłoń z kieliszkiem.

Philip nalał koledze do pełna, po czym jego usta wygięły się w podkówkę:

   - Eh, pierwsza tura, a wy już się poddajecie? No co wy!

   - Bo ty zawsze wymyślasz zbyt sprośne rzeczy! - Odburknęła Suzie, ale w kącikach jej ust czaił się rozbawiony uśmiech.

Lewison pokazał jej język, po czym znów chwycił butelkę i zakręcił nią.

   - No, skoro Daniel dostał karę, to znowu ja wymyślam wyzwanie... - Tym razem wypadło na Johnnego. - No, no, no... Ja to mam dzisiaj szczęście!

Day przewrócił oczami i wyciągnął pusty kieliszek w stronę Philipa, wzbudzając tym ogólną wesołość.

   - Oj nie, mój drogi, nie ma poddawania się bez poznania moich pomysłów. Jak tak dalej pójdzie, to przez was, mięczaki, będę musiał zmienić zasady gry! - Urwał, by się zastanowić. - Zadaniem jest opowiedzenie twojego ostatniego snu erotycznego z jak najdokładniejszymi opisami. A moje pytanie brzmi: ile osób z wszystkich tutaj obecnych widziałeś w samej bieliźnie? Co wybierasz?

Na twarzy Lewisona znów pojawił się chochliczy uśmiech - najwidoczniej ta zabawa sprawiała mu niebywałą przyjemność.

   - Wybieram pytanie. - Philip zaklaskał uradowany. - Zastanówmy się... Odpowiedź to: dwie.

Zabrzmiały gwizdy podniecenia, a Lewison znów zapytał:

   - Taak? Kogo jeszcze widziałeś w bieliźnie oprócz swojej dziewczyny?

   - Już odpowiedziałem na pytanie, teraz ja kręcę. Jeśli chcesz mi jeszcze jakieś zadać, to najpierw mnie wylosuj. - Daniel spojrzał na niego wojowniczo i mocno poruszył butelką. - Ale tak szczerze: oprócz Ellie, w bieliźnie widziałem też siebie.

Było blisko mnie, jednak koniec końców szyjka wskazała zaskoczoną Laurę. Kobieta spojrzała na swojego przyszłego oprawcę i mruknęła:

   - Okaż litość - po czym wybuchła śmiechem, a wszyscy jej zawtórowali.

Daniel chwilę zastanawiał się w napięciu, po czym oświadczył:

   - Weź swój telefon, wybierz ostatnio używany numer i wyznaj tej osobie miłość lub odpowiedz na moje pytanie: kogo najmniej lubisz z naszego towarzystwa?

   - Wybieram zadanie.

Dziewczyna bez wahania wyciągnęła telefon i zerknęła w listę ostatnich połączeń, gdy nagle zbladła, a przez jej twarz przetoczył się tabun różnych emocji. Mimo tego wcisnęła zieloną słuchawkę i przytknęła komórkę do ucha. Wszyscy czekali w napięciu, lecz nikt nie spodziewał się, że z kieszeni Smitha rozbrzmi dzwonek sygnalizujący połączenie. Chłopak sięgnął po telefon, wyciągnął go i odebrał.

   - Halo? - zapytał głupio; przecież wiedział kto i po co dzwoni!

   - Kocham cię, Al - odpowiedziała Laura, patrząc na niego spokojnie, po czym rozłączyła się.

W salonie zapanowała niezręczna cisza, a atmosfera zgęstniała nagle tak, że można było kroić ją nożem. Ja sam siedziałem i nie wiedziałem czy coś zrobić, lub powiedzieć. Na szczęście Philip uratował sytuację:

   - Co wy na to, żeby zrobić przerwę na ochłonięcie, papieroska, toaletę, czy jak to tam jeszcze można nazwać? Ja osobiście bym coś wszamał!

Wszyscy zgodnie przytaknęli głowami, jedynie Laura i Alexander nie zareagowali. Natomiast ja poczułem nieodpartą chęć na to, by szybko wydostać się z tego pomieszczenia, bo nagle opanowało mnie wrażenie, że zaczynam się dusić.

   - Chodź, Phil - mruknąłem do chłopaka. - W kuchni są krakersy.

Wyszedłem z salonu, nie patrząc za siebie, a kiedy Lewison dogonił mnie na progu, odetchnąłem z ulgą, że za mną poszedł.

* * *

Przez długi czas stałem przy oknie i patrzyłem na ciemną ulicę. Obok, przy stole, Philip siedział i w ciszy zajadał serduszkowe krakersy.

   - Nie wiem co to było, ale było to dziwne - podsumowałem, siadając ciężko na jednym z krzeseł.

   - Też tak uważam - odparł chłopak, wpychając przekąskę do ust. - Ale moim zdaniem nie powinieneś się tym przejmować.

   - Ale ja się wcale tym nie przejmuję! - Mruknąłem. - Po prostu to było tak dziwne, że nie wiem co o tym sądzić.

Philip pochylił się nad stołem, tak, że nasze twarze znalazły się tuż naprzeciw siebie i przyjrzał mi się dokładnie.

   - Wiesz, nie wyglądasz na kogoś, kto się tym nie przejął - odburknął, powracając do wcześniejszej pozycji. - Zastanów się tylko z jakiego powodu nie jesteś w stanie tego olać.

Spojrzałem za okno, mając totalną pustkę w głowie; mój podchmielony mózg nie działał sprawnie, ale w sumie było mi już wszystko jedno. Chwyciłem najbliższą butelkę i nalałem sobie wódki do kubka, potem wziąłem porządnego łyka i westchnąłem głośno.

   - Chodźcie, koniec przerwy. Gramy dalej - powiedział Johnny, wchodząc na chwilę do kuchni. - Weźcie ze sobą paluszki i wszystko co macie. Umieram z głodu.

Wróciliśmy do salonu obładowani przekąskami i siedliśmy na swoich starych miejscach; atmosfera nieco się rozrzedziła, ale nikt nie udawał, że do niczego nie doszło.

   - Okej, no to ja teraz kręcę - mruknęła Laura. - Strzeżcie się, bo dzisiaj mam niesamowite pomysły!

Wpatrywałem się intensywnie w wirującą butelkę, gdy nagle moje spojrzenie spotkało się tuż nad nią ze spojrzeniem Smitha siedzącego naprzeciw mnie. Chłopak uśmiechnął się do mnie, lecz nie zareagowałem na to. Zamiast tego podsunąłem Philipowi swój pusty kieliszek, a on od razu zrozumiał o co mi chodziło. Nalał do pełna, jednak przedtem szepnął do mnie ostrzegawczo: „Tylko nie przesadzaj”, które puściłem mimo uszu. Wciąż utrzymywałem kontakt wzrokowy z Alexandrem, nawet gdy szyjka butelki wskazała właśnie jego jako kolejną ofiarę tej głupiej gry, i nawet gdy wychyliłem do dna ponadprogramowy kieliszek wódki. Chłopakowi w końcu zszedł z ust ten głupi wyraz i dopiero wtedy ja byłem w stanie się uśmiechnąć.

   - No, no, no... Tego to ja się nie spodziewałam - powiedziała zaskoczona Laura. - Co to dzisiaj, Boże Narodzenie, czy coś?

Wyszczerzyłem się, mając nadzieję, że Smith zostanie postawiony w jak najbardziej niekomfortowej sytuacji, żebym mógł patrzeć na jego zmieszanie.

   - Pytanie brzmi: kogo chciałbyś przelecieć ze wszystkich tutaj zebranych osób? A twoim zadaniem jest... - Dziewczyna uśmiechnęła się triumfalnie, dokładnie tak samo jak ja, i dokończyła: - Pocałowanie dziewczyny, która według ciebie jest najładniejsza i pocałowanie chłopaka, który według ciebie jest najprzystojniejszy.

Smith zmieszał się, tak jak to przewidywałem, a ja zaśmiałem się głośno, zresztą tak jak wszyscy. Podejrzewałem, że koszykarz wybierze pytanie, bo przecież wypowiedzenie kilku słów jest łatwiejsze. Przynajmniej ja bym tak zrobił na jego miejscu.


6 komentarzy:

  1. No, jak można zakończyć rozdział w takim momencie, to jakieś szczyty XD A tak poważnie, to jak zawsze świetny rozdział, z przyjemnościa czytam każdy kolejny rozdział :) Gabriel, tak nieporadny i zagubiony, że aż słodki :) Życzę mnóstwa weny i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. TY POTWORZEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE! Wiesz Ty co? DDD: Czasem to ja Cię naprawdę nie lubię >3< Ale wtedy zdaję sobie sprawę, że jeszcze bardziej Cię kuźwa kocham cholero jedna XD
    A więc tak... Z początku ta cała sytuacja z siednięciem se w kółko i powiedzeniu kilku słów o sobie skojarzyła mi się z klubem Anonimowych Alkoholików XD NO CO? X"DDDDD Takie "Cześć, jestem Gabriel, ale Aka nazywa mnie Gabisiem i nie dopuszcza do siebie innej formy mojego imienia, nigdy wcześniej nie piłem ani nie miałem dziewczyny, ale chcę ruchać Alesia" ^u^ ... No dobra, on by tak w życiu nie powiedział DDD:
    Phillip. Kocham. Po prostu zakochałam się w tym istotku i nie zamierzam odkochać <3 Chociaż w sumie... Trochę tak jakby skojarzył mi się ze mną, przez tą swoją dziwność i zboczone pomysły X"DDDD KIEDYŚ GRAJĄC W BUTELKĘ KAZAŁAM KOLEŻANCE IŚĆ DO KOLEGI KTÓRY MIESZKA KILKA ULIC DALEJ W TAKIEJ MOJEJ SEKSIASTEJ PIŻAMIE (nie pytaj skąd mam takie rzeczy) KTÓRA BYŁA NA NIĄ O WIEEEELE ZA MAŁA I WSZYSTKO JEJ Z DEKOLTU WYPADAŁO, A PÓŹNIEJ MIAŁA MU WYZNAĆ MIŁOŚĆ MEGA SEKSOWNYM GŁOSEM.
    Shit, zapomniałam Caps Locka wyłączyć, a nie chce mi się tego pisać jeszcze raz X"DDD
    Ta Laura nie przypadła mi do gustu >.> Skojarzyła mi się z Laurą z książki Mąłgorzaty Musierowicz, ale to tylko tak w gratisie Ci mówię XD
    Hmm... Co jeszcze... A! NO TAK! ZABIJĘ CIĘ ZA KONIEC W TAKIM MOMENCIE! DDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD:
    I muszę, muszę, muszęmuszęmuszęmuuuuuuuuuuszę to powiedzieć! Spodziewam się, że Aleś wybierze zadanie i pocałuje Gabisia ^.^ A co do laski... Pf, pewnie tą gupią Laurę >.>
    I jeszcze jedno... Senpaaaaaaaaai, ja też Cię kocham <3
    ~ Twoja Aka

    OdpowiedzUsuń
  3. O. Ujawniam się. Specjalnie czekałam na nowy rozdział. I mam nadzieję, że następny będzie jak najszybciej.
    Raju, lubię Gabriela. Zapewne to przez jego imię, chociaż nie ten teges mi się kojarzy, mimo, że uważam je za śliczne (mój brat tak ma, a za nim z kolei nie przepadam, uch), a może to za jego gust książkowy, który w dużej mierze pokrywa się z moim. Alexander jest spoko, ale trudno mi go rozgryźć - jest... Dziwny. To znaczy, podejrzewam, wokół czego koniec końców sytuacja się zakręci (a raczej - kogo), ale i tak nie mogę się doczekać jego następnego ruchu. Błagam twą wenę o częstsze napady. Nowi bohaterowie są co najmniej ciekawi. I wciąż więcej pytań niż odpowiedzi. Niestety. Zżera mnie ciekawość. Jeśli Alex pocałuje Laurę, to chyba umrę, bo tak, to by było okrutne, a jeśli Gabiego - będę w siódmym niebie, chociaż to pewnie między nimi trochę namiesza.
    Dobra, to z mojej strony tyle, dodam jeszcze, że trzymam kciuki za jak najszybszy nowy rozdział *w*

    OdpowiedzUsuń
  4. Hm, zacznę może od tego, że rzeczywiście o wiele lepiej się czyta tę czcionkę i układ tekstu. Mały druczek nieco męczył, ale to dla mnie i tak nie była żadna przeszkoda :3

    Rozdział świetny, akcja nabrała tempa i jak zwykle, droga Autorko, przerywasz w takim momencie... :C Mam ochotę Cię udusić, a z drugiej strony mocno przytulić, bo dajesz mi tyle radochy, a na sam koniec zostawiasz niezaspokojonego (bez skojarzeń XD)! Mam wrażenie, że kiedy masz te swoje "napady weny", to tekst, który piszesz jest tak dopracowany i tak działa na wyobraźnię, że aż widziałem każdą opisaną scenę przed nosem. Uwielbiam to i czekam na więcej.

    Życzę weny.

    ~L

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział świetny,nie moge się doczekać następnego.
    Całe opowiadanie bardzo mnie wciągnęło i zarwałem nocke ;)
    ~Alex

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    zastanawia mnie ta nagła zmiana zachowania Aleksandra, Philipa bardzo polubiłam, mam wrażenie, że Oli wybierze zadanie
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Dziekuję za komentarz :)