Siedząc na łóżku, ściskałem w dłoni
pogniecioną już mocno kartkę i jak zahipnotyzowany wpatrywałem się w nagłówek
"Poszukiwany!". Obok mnie leżał Belzebub, śpiąc spokojnie i
pomrukując miarowo przez sen. Głaskałem kota z czułością, a wewnątrz mnie walczyły
ze sobą sprzeczne emocje; zostałem postawiony w dość niemiłej sytuacji i nie
wiedziałem jak się zachować. Miałem tylko dwa wyjścia i obydwa nie były
idealne. Przeczytałem raz jeszcze tekst ogłoszenia i westchnąłem ciężko.
"Poszukiwany! Około 26 października
w kampusie zaginął młody czarny kocur o zielonych oczach. Jeśli ktoś go widział
lub znalazł, bardzo proszę o zgłoszenie tego do sekretariatu!".
Poniżej, na białym tle prężył się
Belzebub patrzący w obiektyw aparatu robiącego mu zdjęcie.
Nie, niestety nie miałem zwidów -
byłem pewien, że kot ze zdjęcia leżał tuż obok mnie na łóżku i właśnie otwierał
zaspane oczy, przeciągając się, nieświadomy zaistniałej sytuacji. Ale co
takiego miałem zrobić? Pójść do sekretariatu z tym ogłoszeniem i opowiedzieć
całą historię? Tylko, że nie wiedziałem, jak to by się skończyło, a wszystko
wskazywało na to, że koniec nie będzie kolorowy. Z drugiej strony mogłem w tym
momencie zwyczajnie porwać tę kartkę i wyrzucić do śmieci, spalić, czy zakopać,
byleby o niej zapomnieć...
Usłyszałem stukanie do drzwi, a potem do
pokoju zajrzał Alexander.
- Mogę wejść? - Zapytał, unosząc jedną ciemną
brew.
Kiwnąłem głową, zgadzając się; tego
mi właśnie w tej chwili, cholera jasna, brakowało - żeby w dodatku mieć Smitha
na głowie. Koszykarz wsunął się do środka i zamknął za sobą drzwi. Bezwiednie
przyjrzałem się jego sylwetce zanim podszedł bliżej; chłopak miał na sobie
spodenki w kratę oraz czarny podkoszulek bez rękawów, i tak jak większość
męskiej populacji, nie kłopotał się z czymś takim jak kapcie - chodził po
internacie w skarpetach, ślizgając się po panelach. Ja miałem na sobie bluzę z
kapturem, spodnie od dresu i nadal było mi zimno, więc strój Smitha przyprawił
mnie o chłodne dreszcze.
- Coś się stało? - Zapytałem, ciekaw, jaką chłopak miał do mnie sprawę.
- Mam dwie wiadomości: dobrą i jeszcze lepszą, od której mam zacząć? -
Koszykarz wyszczerzył się, odgarniając z czoła niesforne kosmyki włosów.
Najwidoczniej Alexander miał - w
przeciwieństwie do mnie - bardzo dobry humor i było to trochę irytujące, ale
starałem się trzymać swoje emocje na wodzy, bo nie chciałem, by Smith uznał, że
jestem złośliwy jak wąż chory na półpaśca.
- Obojętnie - powiedziałem bez entuzjazmu, przenosząc spojrzenie z
twarzy gościa na ogłoszenie trzymane przeze mnie w rękach.
Belzebub miauknął przeciągle,
zeskoczył z łóżka i zaczął ocierać się o nogi chłopaka, na co ten uradowany
zaczął go głaskać.
Zdrajca! - Pomyślałem, z zazdrością przyglądając się tej
scenie.
- No więc - zaczął Alexander, wodząc wzrokiem za kotem. - Pierwsza
wiadomość jest taka, że jutro o jedenastej rano mamy autobus do miasta. A druga
- dzisiaj po północy leci "Zielona Mila" na siódemce i nie wiem jak
ty, ale ja nie zamierzam tego przegapić.
Słysząc tytuł filmu, podniosłem
wzrok na Smitha i zamiast cokolwiek odpowiedzieć, po prostu się na niego
gapiłem. Chłopak nie patrzył na mnie - był zbyt zaabsorbowany zabawą z
Belzebubem - dzięki temu mogłem przyjrzeć mu się dokładniej. W oczy najbardziej
rzucały się jego mięśnie, wypracowane zapewne podczas wielogodzinnych treningów
koszykówki - przez to chłopak sprawiał wrażenie wręcz brutalnie silnego, jednak
delikatność, z jaką obchodził się z kotem, zaprzeczała temu w stu procentach.
Duże dłonie o długich palcach wyglądały na stworzone do zabijania, lecz
potrafiły z taką czułością gładzić futerko Belzebuba i drapać go za uchem. To
samo twarz - o wojowniczych rysach, kwadratowej szczęce i orzechowych oczach,
którą rozświetlał uśmiech wywołany kocim mruczeniem. Alexander pełen był
przeciwstawnych sobie cech; zupełnie tak, jakby był dwoma osobami na raz, które
naprzemiennie obierały kontrolę nad jego ciałem. Osobiście wolałem tego
sympatycznego i pełnego nieukrywanej czułości chłopaka, który klęczał na
dywanie zaledwie trzy kroki ode mnie.
Gdybym tak podszedł do niego i
dotknął go, ciekawe kim wtedy by się stał - pomyślałem nieprzytomnie. - Maszyną do zabijania, czy
głaskaczem kotów?
- To jak? - Zapytał, sprawiając, że wróciłem gwałtownie na ziemię. -
Robimy sobie wspólny seans horrorowy?
Całe szczęście, że chłopak nadal
zapatrzony był w Belzebuba, bo nie potrafiłem zmusić się, by przestać się na
niego gapić. Dopiero kiedy odpowiedziałem na pytanie, udało mi się oderwać
wzrok od Smitha, przenosząc go na własne ręce. Nie zdawałem sobie sprawy, że
dłonie ścisnąłem bezwiednie w pięści, gniotąc już i tak bardzo sfatygowaną
kartkę.
- Chętnie, nie mógłbym przegapić żadnego filmu wyreżyserowanego na
podstawie książki Kinga...
- Wiedziałem. - Tym razem Alexander spojrzał na mnie, uśmiechając się
serdecznie.
Poczułem w żołądku lekkie wariacje,
kiedy napotkałem jego wzrok, jednocześnie obawiając się, że chłopak przyglądał
mi się w ten sam sposób, w jaki ja robiłem to chwilę wcześniej. Patrzyliśmy
sobie w oczy dłużej niż zwykle, więc nagle wewnątrz mnie zrodziła się ogromna
potrzeba poruszenia się. To spojrzenie trwało za długo i było zbyt intensywne -
dla postronnych obserwatorów mogło wyglądać jak rozmowa telepatyczna, jednak
tak naprawdę nie czytaliśmy sobie w myślach. Uratował mnie Belzebub, który
miauknął głośno, domagając się dalszych pieszczot; oderwałem wzrok i spojrzałem
znów na zmiętoszone ogłoszenie, nie czując już wcześniejszego strachu przed podjęciem
właściwej decyzji. Nie chciałem teraz o tym myśleć i odsunąłem od siebie całą
tę sprawę, wsuwając kartkę do szuflady w szafce nocnej; na razie miałem na
głowie "Zieloną Milę", jutrzejszą imprezę i gościa w pokoju, który
sprawiał, że budziły się we mnie dziwne odruchy, a żołądek zachowywał się jak
szalony.
- Jak tam "Wrócę po ciebie"? - Zagaiłem, zmieniając kompletnie
temat. - Przeczytałeś już?
Smith wziął kota na ręce, podniósł
się i usiadł koło mnie na łóżku, jak gdyby nigdy nic. Ta bliskość była nieco
rozpraszająca, jednak starałem się ukryć swoje spięcie - oparłem plecy o
ścianę, podciągnąłem nogi i oplotłem je ramionami.
- Tak, dzisiaj rano. Szczerze, to nie spodziewałem się takiego
zakończenia - powiedział, rzucając mi przelotne spojrzenie.
Belzebub nadal mruczał jak szalony i
ocierał się intensywnie o chłopaka; zupełnie tak, jakby Smith pod koszulką
chował pęczki świeżej kocimiętki. Z drugiej strony, kocur nie zwracał na mnie w
ogóle uwagi, przez co czułem raz po raz ukłucia zazdrości.
- Ja miałem tak samo - mruknąłem, opierając brodę na kolanach. - Tak w
ogóle, to nigdy nie spodziewałbym się, że czytasz takie książki.
Palnąłem to tak szybko i bez
zastanowienia, że nie zdążyłem ugryźć się w język, ale Alexander tylko zaśmiał
się pod nosem, a rysy jego twarzy złagodniały jeszcze bardziej.
- Dlatego, że to romansidło? - Zapytał, rozbawiony. - Wiem, że tego po
mnie nie widać, ale jestem romantykiem.
To mówiąc, usiadł prosto, jedną z
dłoni położył na sercu, a drugą uniósł wyżej, przybierając poważną minę.
- Miłość ma zęby, którymi kąsa, a rany nigdy się nie zabliźniają. Żadne
słowo, ani kombinacja słów nie zdoła zasklepić tych miłosnych ugryzień. Jest
wprost przeciwnie, w tym sęk. Jeśli te rany zaschną, słowa giną wraz z nimi. -
Wyrecytował starannie, gestykulując wyciągniętą dłonią niczym antyczny aktor.
Nie wytrzymałem i zaśmiałem się
głośno, chowając się za podkurczonymi nogami; Smith wyglądał przekomicznie,
udając profesjonalistę.
- To Stephena Kinga? - Zapytałem, powstrzymując się od kolejnego wybuchu
wesołości.
- "Nocna zmiana", a dokładniej "Truskawkowa Wiosna"
- spojrzał na mnie zadowolony.
Niestety, ale chyba musiałem zmienić
moje poglądy dotyczące Smithowej znajomości literatury.
- Hej, ty – mruknął chłopak. - Pamiętasz jak ostatnim razem
powstrzymywałeś śmiech?
Przez myśli przebiegły mi pojedyncze
obrazy naszej walki na kanapie i pokiwałem głową.
- Tak, a co?
Alexander nachylił się w moją
stronę, podpierając się na ręce i szepnął, patrząc mi w oczy:
- Jeśli znów będziesz próbował powstrzymać śmiech, to zrobię to samo co
wtedy.
Przeszedł mnie lekki dreszcz, sam do
końca nie wiedziałem czym był spowodowany - zimną ścianą, którą dotykałem
plecami, czy cichymi słowami Smitha? Nieważne. Myśli te ustąpiły jednak
obrazom, które mogły się zdarzyć w najbliższej przyszłości; Alexander i ja,
znów walczący - chociaż to nawet nie powinno nazywać się walką, skoro z góry
skazany byłem na porażkę - lecz tym razem u mnie w pokoju, na łóżku. Pokiwałem
głową z roztrzepaniem, by pozbyć się z umysłu tych głupot, a Smith powrócił do
głaskania kota, który przyglądał się naszej rozmowie. Wypuściłem z płuc
powietrze, które nieświadomie powstrzymywałem, i rozpiąłem bluzę pod szyją -
zrobiło mi się nieco gorąco, a przecież ubrany byłem "na cebulkę".
- Zrobiłem się głodny - stwierdził nagle Alexander, tak, jakby co
najmniej odkrył jaki jest sens życia. - Idę na stołówkę coś skubnąć.
Mówiąc to, podniósł się do siadu,
wstał, a potem podszedł do drzwi i zanim wyszedł na korytarz, odwrócił się i
uśmiechnął do mnie. Zostałem sam w pokoju, z kotem, który z wyrzutem rozglądał
się, szukając koszykarza. Rozłożyłem się na łóżku, czując ciepło, które zostało
w miejscu, gdzie przed chwilą siedział Smith i myślałem o nim, tak po prostu.
* * *
"Zieloną Milę" oglądałem
już dwa razy w życiu, jednak film ten był tak perfekcyjny, że chętnie
zobaczyłbym go po raz kolejny - dlatego też cieszyłem się z propozycji Smitha.
W sumie, to nie lubiłem samemu oglądać telewizji; kiedy mieszkałem jeszcze w
domu, zwykle ignorowałem starego Panasonica, jednak gdy leciało coś, co mnie
interesowało, namawiałem rodziców, by obejrzeli to ze mną. Oczywiście musiałem
liczyć się z faktem, że zarówno Peter jak i Teresa Phantomhive uwielbiali
komentować głośno to, co działo się na ekranie; czasami nadzwyczaj mnie
irytując, ale często zwyczajnie poprawiając mi humor.
Do końca nie chciałem się do tego
przed sobą przyznać, jednak wraz z upływem godzin rosło moje podekscytowanie -
nie mogłem doczekać się północy. Czułem się prawie tak, jak wtedy, gdy miałem
zaledwie cztery lata, wierzyłem w Świętego Mikołaja i czekałem ze
zniecierpliwieniem na prezenty. Co chwilę patrzyłem na zegarek z uśmiechem,
niczym jakaś średniowieczna białogłowa wyglądająca przez okno, wyczekująca
powrotu swojego rycerza.
Jednak powracając do filmu -
"Zielona Mila" jako jedyna wywołała u mnie tyle emocji. Trudno mi się
do tego przyznać, ale podczas sceny kulminacyjnej uroniłem sporo łez, nawet
oglądając ją po raz drugi, ale pocieszał mnie fakt, że nie tylko ja tak
zareagowałem - moi rodzice również się rozkleili, przez co wspólne siedzenie przed
telewizorem stało się jeszcze bardziej niezręczne, bo na ogół w naszym domu nie
okazywało się takich uczuć.
Ciekawe, czy Smith będzie płakał - pomyślałem z rozbawieniem.
Z uśmiechem na twarzy chwyciłem
"Stukostrachy" i zacząłem kartkować książkę w poszukiwaniu strony, na
której skończyłem czytać; już tak miałem, że nie cierpiałem zakładek i innych
tego typu pierdół. Od epilogu dzieliły mnie jedynie trzy rozdziały, więc
zanurzyłem się z powrotem w historię małego miasteczka Haven i mieszkającej w
nim Bobbi Anderson.
Kiedy po raz kolejny czytałem to
samo zdanie i nadal nie mogłem przez nie przebrnąć, zrozumiałem, że w skupieniu
się skutecznie przeszkadzały mi myśli o Alexandrze, nad którymi przestałem już
panować. Pierwszy raz zdarzyło mi się, bym nie mógł zapanować nad własnym
umysłem; nawet w przypadku Monti potrafiłem zmusić się do zepchnięcia jej za
czarną kurtynę, ale Smitha - za cholerę nie umiałem! Był to bardzo irytujący
fakt, jednak jeśli już mam być szczery, to w pewnych momentach myślenie o nim
sprawiało mi pewnego rodzaju... przyjemność? Tak, to chyba odpowiednie słowo.
Zdarzyło mi się nawet, że leżąc już w łóżku, zastanawiałem się, co w tym
momencie robi Alexander - śpi, czyta, a może leży tak jak ja? Czy czasami myśli
o mnie w taki sposób, w jaki ja myślę o nim? Potem zasypiałem, oczywiście nie
uzyskując odpowiedzi na żadne z tych pytań - w takich momentach naprawdę
żałowałem, że nie potrafię czytać w ludzkich umysłach... Fajnie byłoby
wiedzieć, kto co o mnie sądzi, chociaż nie zawsze mogło być to kolorowe...
Odłożyłem książkę ze zrezygnowaniem
i padłem na łóżko, zaplatając ręce pod głową. Spojrzałem w biały sufit,
wsłuchując się w ciszę panującą w internacie i westchnąłem. Znów sprawdziłem,
która godzina i po raz kolejny pomyślałem o białogłowie czekającej na swojego
rycerza. Zaśmiałem się pod nosem i zanurzyłem w świecie rozmyślań o wszystkim;
zupełnie tak, jakbym wyszedł ze swojego ciała i dryfował w bezcielesnym
niebycie.
* * *
Do pokoju dziennego poszedłem wraz z
wybiciem północy; okazało się, że nie tylko ja i Smith chcieliśmy obejrzeć
"Zieloną Milę" - na sofie siedzieli dwaj blondyni, których widziałem
kiedyś przelotnie na korytarzu w budynku lekcyjnym, a na fotelu rozsiadł się
ciemnoskóry chłopak, chodzący ze mną na chemię. Wiedziałem tylko, że ten
ostatni na imię miał George, ale nigdy nie rozmawialiśmy, więc chwilę gdybałem,
czy zawrócić do pokoju dopóki nie zostałem przez nikogo zauważony. Kiedy chciałem
już zrobić krok w tył i wycofać się, naprzeciw w korytarzu pojawił się Smith i
rozwiał moje plany. Ruszył w moją stronę, robiąc przy tym sporo hałasu, więc
jeden z blondynów odwrócił głowę, a w jego ślad poszli pozostali chłopcy.
- Cześć - rzucił George, podnosząc otwartą dłoń w geście
powitania.
Alexander odpowiedział mu tym samym,
szczerząc się, a potem spojrzał na mnie i widząc moje wahanie, po prostu
zaciągnął mnie przed telewizor. Zajęliśmy miejsce na podwójnej sofce, stojącej
po lewej stronie odbiornika, na której zwykle nikt nie siadał - nie wiadomo
dlaczego wszyscy wybierali fotele lub największą kanapę.
- Zaraz wracam - powiedział do mnie Smith, wstając.
Chłopak potruchtał korytarzem w
stronę swojego pokoju, a ja przekląłem go w myślach za zostawienie mnie samego
z trzema nieznajomymi chłopakami.
I co ja mam teraz zrobić? - Panikowałem. - Powiedzieć
coś, zacząć rozmowę, czy po prostu siedzieć cicho?
Nagle jeden z blondynów spojrzał na
mnie z zainteresowaniem i mruknął:
- Hej, młody, jak się nazywasz? - Jego głos brzmiał zupełnie inaczej,
niż to sobie wyobrażałem.
Zorientowałem się, że chłopak
najwyraźniej jest ode mnie starszy i wraz z Georgem oraz drugim blondynem
przyglądał mi się z ciekawością.
- Gabriel Phantomhive - powiedziałem, mając nadzieję, że nie zabrzmiałem
jak dzikus.
Na chwilę zapanowała cisza, a ja
wpadłem na to, że chyba powinienem powiedzieć coś jeszcze, ale w gardle stanęła
mi wielka i niemożliwa do przełknięcia gula. Nie mogłem wytrzymać ich spojrzeń,
więc spuściłem wzrok i zacząłem kontemplować strukturę dywanu leżącego na
podłodze.
- Miło mi, ja jestem Jasper Roberts, a to jest Maxxie Corbin. - To
mówiąc, chłopak wskazał na milczącego blondyna; wtedy ten pomachał do mnie i
uśmiechnął się. - A to jest George Newbern. - Ruchem głowy wskazał na fotel i
siedzącego w nim ciemnoskórego chłopaka.
- Też mi miło - odpowiedziałem szczerze, choć niezbyt kreatywnie, bo nic
innego nie przyszło mi do głowy.
Uratował mnie Smith, który wrócił,
niosąc w rękach granatowy koc. Chłopak usiadł z impetem koło mnie, patrząc na
ekran telewizora:
- O boże na motorze, czy oni powariowali z tymi reklamami? Przecież od
dwóch minut powinien już lecieć film!
Jasper, Maxxie i George zaśmiali
się, a ja poczułem, jak atmosfera panująca w pokoju rozluźnia się;
najwidoczniej Alexander działał łagodząco na niektóre niezręczne
sytuacje.
- Zgaszę lampę, będzie nam się lepiej oglądało - powiedział nagle
Newbern, podnosząc się z fotela i wyłączając światło.
Pomieszczenie natychmiast zalane
zostało przez przyjemną i miękką ciemność; widoczne były jedynie zarysy mebli i
sylwetek chłopaków, oświetlane przez słabą jasność bijącą od ekranu telewizora.
Korzystając z tego, że wszyscy skupili wzrok na napisach początkowych "Zielonej
Mili", przyjrzałem się twarzy Smitha, a raczej tej części, którą było
widać.
Ciekawe, kim jest teraz - pomyślałem. - Zabijaczem,
czy głaskaczem?
Nagle Alexander odwrócił się i
spojrzał mi prosto w oczy z uśmiechem, to oczywiście oznaczało, że obok mnie siedziała
ta czuła wersja chłopaka, przez co dostałem mini zawału. Kiedy Smith przeniósł
wzrok z powrotem na ekran telewizora, ogarnęły mnie wątpliwości i irracjonalny
strach.
A co, jeśli on czyta w myślach? - Przyszło mi do głowy. - Jeśli
tak, to proszę bardzo: Smith, jesteś dupkiem.
Usłyszałem jak koszykarz śmieje się
cicho pod nosem i tym razem naprawdę myślałem, że zejdę z tego świata na zawał.
Potem jednak okazało się, że prawda była nieco mniej zaskakująca.
- Cholera, jak mogłem o tym
zapomnieć... - Chłopak bez wyjaśnień wstał i jak torpeda pobiegł znów do
swojego pokoju.
Kiedy wrócił, w rękach trzymał
paczkę słonych paluszków, czipsów i prażonego słonecznika. Zanim usiadł, rzucił
w stronę Maxxiego i Jaspera jedną z nich - nie widziałem którą - a Georgowi
podał drugą. Zajął znów miejsce obok mnie i otworzył paczkę, która została mu w
dłoniach i podsunął mi słone paluszki pod nos.
- Dzięki - powiedziałem, z chęcią się częstując.
Moje wcześniejsze przemyślenia
wyparowały - i bardzo dobrze - więc skupiłem się na filmie, który w końcu
naprawdę się zaczął.
Słodki rozdział *-*
OdpowiedzUsuńNo i cała ta akcja z "Zieloną Milą" bardzo mi się podobała, szczególnie ta ostatni scena :D
Widzę, że pożądany wątek rozwija się intensywnie i już nie mogę się doczekać ich pierwszego pocałunku :P
Weny!
Spełniło się moje marzenie - więcej Smitha! Wcześniej wydawał mi się taką naszkicowaną postacią, niedokończoną, a teraz szczerze go polubiłam, chociaż do uwielbienia brakuje mi jeszcze paru scen w pokoju Gabriela ^^
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, czy coś się stanie podczas filmu (tak, tak, liczę na to bardzo), a najbardziej czekam na tę imprezę!
Błędów żadnych nie znalazłam, więc chyba jest okej ;)
Pozdrawiam i czekam na więcej tych "dreszczowych" momentów!
Oesu-sama, jak ja mogę wysiedzieć na tyłku - nie wiem. DEDYKACJA DLA TAK NIECNEJ ISTOTY JAK JA TO ZBYT WIELE <3 W ogóle to senpai! Nie wiem, czy to Twoje opowiadanie tak na mnie działa, czy ja jestem jakaś lewa, ale za każdym razem jak się biorę do czytania MUSZĘ SIUSIU .__________. Magia XD W ogóle to ten rozdział wywoływał jakieś tagie motylki w moim brzusiu, aż mi się śmiać chciało, tak łaskotały... Chyba jestem głodna >.> Hmm, a w ogóle to dzisiaj byłam w Biedronce z moim klonem (TAK! MAM KOLNA!) i widziałam jakieś cukieraski o nazwie... Ta-daaaam, "Monti"! XDD W ogóle jakoś takie mam wahania nastrojów, to przez brak Pani TT^TT WIDZI PANI CO PANI ROZI Z MOIM ŻYCIEM?! TT^TT A tak poza tym to dzisiaj jest dzień kobiet~ ^u^ Więc taki mężczyzna jak ja musi złożyć swej senpai życzenia~ Sto lat żyj, ciesz się kobiecością pod każdym jej względem i w ogóle uśmiechaj się, bo mi na tym zależy <3 Taki niezbyt na temat komentarz, więc może jeszcze coś dopiszę... A więc taaaag, mój kochany *łapie Gaibisia i przytula go jak małe dziecko (kij z tym, że jest starszy XD)* Jestem z niego taka dumna, zaczął w końcu sobie uświadamiać, że Aleś to nie tylko kolega... Że Aleś to i przyjaciel! Ja mówię, z tego bydą dzieci *roztacza aurę pedalskiego macierzyństwa* C': Tak, wiem, to niemożliwe, ale Grell w swoim śnie zaszedł w ciążę, a ja mam bloga tak w ogóle XDD *nabijanie fejmu* www.keep-calm-and-yaoi.blogspot.com HIHIHI~ Jakoś coś mi odwala, więc kończę już to pisać.,.. Aha, miałam coś jeszcze - Aleś jest pełen sprzeczności. Jak kto? JAK AKA XDDD
OdpowiedzUsuńWenyyyyy Paniiiii życzęęęęęęęę~!
P.S. Ogarnęłam, że mam konto google XD
Aka-chan, Twoje komentarze są świetne XD
UsuńMożliwe, że to moje opowiadanie tak działa, bo zauważyłam, że za każdym razem kiedy biorę się za pisanie kolejnego rozdziału, muszę zaliczyć łazienkę przynajmniej dwa razy, więc witam w klubie :D
Mieszkam prawie w Biedronce (bo mam do niej taaak blisko ze stancji), że bywam tam prawie codziennie i widziałam kilka razy Monti - wtedy się śmiałam jak opętana, miny ludzi wokół bezcenne :D
Dziękuję Ci bardzo za życzenia i odpowiadam na nie oczywiście "nawzajem" <3
Bloga dodaję do listy i zaraz lecę go spenetrować :>>
Super rozdział, chce więcej :D
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem Twojego talentu pisarskiego, bo piszesz świetnie ;) Pokochalam głównego bohatera, bo jest do mnie bardzo podobny i jest przedstawiony
OdpowiedzUsuńw taki ludzki sposób... Mam nadzieję, ze z buegiem czasu Aleks tez stanie sie tak wielowymiarowa postacia jak Gabriel. Trzymaj tak dalej, życzę weny i spokoju w szkole. ;)
Jo
Wszystko ładnie, pięknie, tylko jest jeden problem - brakuje mi one-shotów! Chciałbym, żebyś zaczęła jakieś pisać, albo po prostu opublikowała na blogu jakieś Twojego autorstwa :D
OdpowiedzUsuńSposób w jaki opisujesz świat w tym opowiadaniu jest niesamowity, więc jestem pewien, że one-shoty pisane przez Ciebie muszą być nieziemskie!
Prooszę, napisz jakiegoś one-shota! :D
Hmm, zastanawiałam się już tak na poważnie nad one-shotami i chyba nie jest to zły pomysł... Jednak wolę zostawić je na "czarną godzinę", na wypadek, gdybym zachorowała na brak weny lub na brak czasu. Mam kilka naskrobanych historyjek, ale musiałabym je odświeżyć i zobaczyć, czy są zdatne do opublikowania.
UsuńNic nie obiecuję, ale może w najbliższym czasie - z racji maratonów sprawdzianowych w szkole - coś tutaj wrzucę. :>
Hej, dziękują za taki miły komentarz pod moim opowiadaniem :)
OdpowiedzUsuńJednak to co chciałam powiedzieć na początku, to to, że strasznie podoba mi się wygląd Twojego bloga. Jest taki słodko-uroczo-śliczny, w sumie pasujący do opowiadania. I na przykład, w przeciwieństwie do mnie, nie lecisz z fabułą jak szatan ;p Chociaż przyznam, że momentami trochę mi się dłużyło, to jednak mimo wszystko, opowiadanie na duży plus. Główny bohater jest uroczy, ma się ochotę go cały czas ściskać, pomimo tego, że pewnie by strasznie marudził. Alexander też niczego sobie ;) Tak bardzo bym chciała żeby było między nimi trochę więcej śmielszych interakcji. No mam nadzieję, że punkt zwrotny będzie na imprezie.
Dużo weny :)
http://chotto-matte-ne-bun.blogspot.com/
Witam,
OdpowiedzUsuńtaki wspaniały słodki rozdział, widać, że Belzebub bardzo polubił Smitha, pomysł z wspólnym oglądaniem telewizji dobry, Gabriel zaczyna powoli wychodzić do ludzi, no jeszcze wiele przed nim, ale Aleksander już się tym na pewno zajmie...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Witam serdecznie koleżankę, czy koleżanka porzuciła pisanie? Dawno nie widziałem nowego rozdziału, a wielka szkoda.
OdpowiedzUsuń