Tej nocy spałem niewiele; leżałem
skulony na łóżku, a kilka smutnych westchnień uciekło mi z ust. Jednak było ich
naprawdę niewiele, bo potem wszystko stało się dla mnie obojętne - zastosowałem
znany ze sztuki antycznej trik i niczym bohater tragiczny dzięki represji
wyrzuciłem ze świadomości myśli i wspomnienia o których nie chciałem pamiętać.
Schowałem Monti za czarną kurtyną głęboko, głęboko wewnątrz mnie, gdzie
znajdowało się już sporo innych wspomnień. Wtedy zacząłem myśleć o Alexandrze,
ale nie tak, jak do tej pory to robiłem; tym razem analizowałem i przeżywałem
na nowo każdą sytuację pomiędzy nami - od września zaczynając, na
teraźniejszości kończąc.
Tak już jest, że gdy na ciemnym
niebie jaśnieją gwiazdy i księżyc, a człowiek leży, nie mogąc spać, to myśli
mają nieprzyjemny zwyczaj zrywania się ze smyczy. Świat o trzeciej nad ranem
wydaje się martwy i pusty; nie ma takiej rzeczy, która sprawia przyjemność,
miłość nie istnieje, a życiu brak najmniejszego sensu. Od takich myśli bardzo
łatwo jest oszaleć, lecz mnie skutecznie chronił przed tym Alexander Smith,
którym zainteresowany był każdy mój neuron. Wędrowałem w niebycie, z
zamkniętymi oczami, przywołując po kolei różne obrazy - niektóre sprawiały, że
się uśmiechałem, jednak były też takie, przez które moja twarz przybierała
poważny wyraz. Najbardziej zastanawiała mnie pewna rzecz, jaka
najprawdopodobniej towarzyszyła mi od kiedy po raz pierwszy miałem do czynienia
z Wielkimi Ważniakami, a którą skutecznie zdusiłem w zarodku, gdy tylko się
pojawiła.
Czy Smith mnie nienawidzi?
Westchnąłem głęboko ze
zrezygnowaniem; w końcu tylko o tym myśląc na pewno nie poznam odpowiedzi, więc
miałem dokładnie dwa wyjścia - albo zapomnieć o całej tej sytuacji, lub zrobić
wszystko, by poznać prawdę. I to właśnie ta nocna atmosfera panująca w moim
pokoju oraz hałasy, które gdzieś koło trzeciej nagle rozbrzmiały na korytarzu
internatu, sprawiły, że postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce. Problemem
jednak był fakt, że dopiero co zaczęły się ferie, a ja, Gabriel Thomas
Phantomhive, znany byłem ze słomianego zapału.
* * *
Około szóstej nad ranem byłem już na
nogach - nawet nie czułem zmęczenia i wszystko było po staremu; tryskałem
energią, ale nie optymizmem. Jednak gdzieś w podświadomości zaczął dobijać mnie
fakt, że kiedy nie jestem ograniczony szkolnymi obowiązkami, to kompletnie nie
wiem co zrobić ze swoim życiem. Dopiero biorąc ciepły prysznic przypomniałem
sobie o pewnym dziwnym zjawisku, jakie miało miejsce w nocy: słyszałem hałasy
dochodzące z rzekomo pustego korytarza. Tylko kto byłby na tyle szalony by o
tej godzinie chodzić po internacie? W obecnej sytuacji chyba tylko jakiś duch. Zakręciłem
wodę, wytarłem ciało ręcznikiem, a potem opasałem się nim i wróciłem do pokoju.
Tam założyłem na siebie czyste ubrania, zmierzwiłem mokre włosy, a na koniec
chwyciłem odtwarzacz MP3. Tak wyposażony wyszedłem na korytarz i skierowałem
się w stronę wspólnego salonu, gdzie zwykle przesiadywali najgłośniejsi
lokatorzy internatu. Pierwsze, co zauważyłem, to włączony telewizor, który nie
wydawał jednak z siebie żadnych dźwięków; na ekranie leciała jakaś telenowela -
jeden z tych nieśmiertelnych, brazylijskich tasiemców. Obszedłem dookoła sofę w
poszukiwaniu pilota i wtedy mnie zatkało.
Na kanapie, którą dotąd widziałem
tylko od tyłu, rozciągnięty leżał Alexander Smith z cienką strużką śliny
wypływającą z kącika jego ust. Chłopak spał w najlepsze, oddychając miarowo i
spokojnie. W jednej z rąk trzymał pilota do telewizora, a obok sofy, okładką do
podłogi, spoczywała otwarta książka. Podniosłem ją, prostując pozaginane rogi
kartek i z dziwnym uczuciem rozpoznałem nazwisko autora, a potem tytuł
powieści.
Guillaume Musso „Wrócę po ciebie”
Zdziwiłem się podwójnie - nigdy w
życiu nie podejrzewałbym Smitha o czytanie tego typu romansideł, co było
potęgowane przez fakt, że chłopak zapytał o tę książkę, kiedy po raz pierwszy
był w moim pokoju. Alexander poruszył się przez sen, a potem otworzył oczy,
grzbietem dłoni wycierając od razu strużkę śliny. Koszykarz spojrzał na mnie,
przybierając mocno zdziwioną minę.
- Co ty tu robisz? - Zapytał, podnosząc się do siadu i wypuszczając
pilota z dłoni.
Kontroler spadł na podłogę z suchym
trzaskiem, ale nie zwróciłem na to najmniejszej uwagi.
- To chyba moja kwestia - powiedziałem, nie do końca zdając sobie sprawę
z nierealności tej sytuacji.
Smith wyprostował się, rzucając
spojrzenie na książkę, którą trzymałem w dłoniach. Miałem wrażenie, jakby
wewnątrz chłopaka targały nim sprzeczne emocje, co nie do końca udawało mu się
przede mną ukrywać.
- Pytam poważnie: co ty tu robisz? - Powtórzył, akcentując mocno cztery
ostatnie słowa.
Zabrzmiało to zbyt agresywnie, na co
moje ciało zareagowało automatycznie; nagle poczułem ogromny gniew, który
pojawił się znikąd i opanował mnie w całości. W milczeniu odłożyłem książkę, a
potem odwróciłem się do Smitha plecami i ruszyłem w stronę swojego pokoju,
jednak po kilku krokach poczułem jak Alexander chwyta mnie mocno za ramię i
ciągnie w tył, zmuszając mnie bym na niego spojrzał. Wtedy chyba osiągnąłem
stan furii, ale do wybuchu brakowało jedynie tej przysłowiowej kropli
przepełniającej czarę.
-
Zostaw mnie - warknąłem, wyrywając się z jego uścisku.
Teraz z kolei naszły mnie wyrzuty
sumienia, że zachowywałem się jak dzieciak, który nie potrafi zapanować nad
własnymi emocjami, ale szybko odtrąciłem od siebie te uczucie. Tak praktycznie
rzecz biorąc, to nie miałem nawet za co gniewać się na Alexandra; przecież on
też miał prawo do zadania mi takiego pytania, ale czy to było ważne? Nie, wcale
mnie to nie obchodziło. Popadanie w furię nie mając nawet co do tego powodu?
Nie ma sprawy, Phantomhive'owie mają to we krwi.
- Jeny, Gabriel, wyluzuj trochę - mruknął niepewnie chłopak, patrząc na
mnie z mieszanką niepokoju wymalowaną na twarzy. - Przecież nie zapytałem po
to, by cię zdenerwować, tylko dlatego, że serio się zdziwiłem jak cię
zobaczyłem...
Głos Smitha pozbawiony był już
kompletnie tej kłótliwej nuty, która najprawdopodobniej zadziałała na mnie jak
czerwona płachta na byka. Stanąłem naprzeciw Alexandra i zaplotłem ręce na
piersiach, przybierając defensywną postawę. Spojrzałem mu w oczy; na początku
chciałem zrobić to z dużą dawką nieukrywanego zniecierpliwienia, ale kiedy
napotkałem jego wzrok, poczułem znajome ukłucie w żołądku i niezbyt mi to
wyszło. Westchnąłem więc ciężko, mając nadzieję, że chłopak pierwszy zacznie
mówić.
- Okej, no to słuchaj - zaczął. - Tak się składa, że moja rodzina jest
jak mieszanka wybuchowa, a mi nie uśmiecha się perspektywa spędzenia świąt w
atmosferze wiecznych awantur. Matka stwierdziła, że mam rację, więc przysłała
mi prezent pocztą, a ojczym poparł ją w stu procentach. No i tak oto obydwie
strony są zadowolone, a ja spędzę całe ferie, robiąc to, na co mam tylko
ochotę. Koniec historii.
Przyglądałem się chłopakowi, kiedy
mówił, próbując wychwycić ewentualne kłamstwo. Nie zdołałem jednak nic wykryć,
ponieważ Smith przybrał maskę obojętności, która była dopracowana w
najmniejszym nawet szczególe.
- No, ale tak samemu w Boże Narodzenie? - Zapytałem, spuszczając ręce
luźno wzdłuż tułowia.
Alexander zaśmiał się i w tym
momencie zobaczyłem, jak powraca do swojego normalnego zachowania, jakim
częstował mnie przy prawie każdym spotkaniu. To sprawiło, że ja również
automatycznie pozbyłem się przepełniających mnie negatywnych emocji, a
atmosfera między nami rozrzedziła się znacznie. Kto by pomyślał, że jeszcze
przed chwilą gotów byłem skoczyć mu do gardła, gdyby mnie odpowiednio
sprowokował?
- Tak, w te święta jestem sam jak palec, bez rodziny - mruknął,
uśmiechając się. - Sam jak i ty.
Spuściłem wzrok; w końcu chłopak
miał zupełną rację. Nie tylko on miał spędzić wolne poza domem - byłem jeszcze
ja, ale fakt ten zupełnie wypadł mi z głowy. Za to wiedziałem, byłem tego wręcz
w stu procentach pewien, że zaraz Smith zapyta mnie o powód, przez który nie
wróciłem do rodziców. I co ja mu miałem powiedzieć? To samo co Monti, bo tak
jak ona nie byłby w stanie zrozumieć mojej sytuacji? Czy tym razem powiedzieć
prawdę i przyznać się, że Phantomhive'owie bynajmniej nie należą do elity?
Wszystkie te myśli nagle wybuchły w mojej głowie, burząc i tak zszargane już nerwy;
wtedy doszedł do mnie fakt, że Alexander działał na mnie w zupełnie odwrotny
sposób niż Caspbell. Po prostu jeden z elementów układanki wskoczył na swoje
miejsce, pozwalając na odczytanie większej powierzchni obrazka. Pojąłem, że
srebrnowłosa była jak woda - cicha i spokojna, a Smith był jej przeciwieństwem.
Impulsywny i porywczy, burzący w moim świecie to, co poukładała w nim Monti.
- Tylko, że różni nas pewien zasadniczy fakt. - Głos Alexandra sprawił,
że wróciłem z powrotem na ziemię.
- Jaki? - Spytałem bezwiednie, mijając chłopaka i siadając na sofie.
- A taki, że ja jestem tutaj, bo chcę, a ty, bo musisz.
Zmarszczyłem brwi, bo nie do końca
zrozumiałem, co Smith miał na myśli, jednak nim zapytałem go o sedno sprawy; on
sam mi je wyjaśnił.
- Mogłeś do mnie przyjść, dałbym ci pieniądze na bilety i wtedy
spędziłbyś święta z rodziną... - Mruknął, a mnie totalnie zamurowało.
Całe szczęście, że moment wcześniej
usiadłem na kanapie, bo gdybym stał, na pewno padłbym momentalnie z nóg.
Skąd on to wie? Skąd wie, że to
kwestia braku pieniędzy? Skąd?!
Poczułem, że zaschło mi nieco w
ustach, więc próbowałem przełknąć ślinę, ale bezskutecznie. Musiałem coś
powiedzieć, coś, żeby się obronić, chociażby nakłamać, byleby Smith... No
właśnie, co? Przecież i tak już za późno - chłopak znał mój sekret. Nie wiadomo
skąd, ale go znał i żadne moje łgarstwa nie cofną magicznie czasu.
- Nie rozumiem... - Wydukałem, bo tylko na tyle było mnie stać.
Alexander usiadł obok i zaczął mi
się przyglądać; spodziewałem się zobaczyć w jego wzroku współczucie, którego
tak nienawidziłem, ale było w nim jedynie uprzejme zainteresowanie.
- Gabriel... Wiem, że utrzymujesz się ze stypendium, ale to przecież nie
jest powód do wstydu - powiedział. - Więc przestań się spinać i wyluzuj, serio.
Chłopak rozczochrał mi włosy,
dzierżąc na twarzy szeroki uśmiech, od którego zrobiło się wręcz przytulniej w
pokoju. Kiedy moje loki były już w takim stanie, że trudno byłoby je w ogóle
rozczesać, nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem, ale natychmiast zasłoniłem
usta dłonią; tak to właśnie działał na mnie Smith - w ciągu minuty potrafiłem
doświadczać zupełnie różnych skrajnych uczuć. Alexander natomiast najpierw
zdziwił się moją reakcją, a potem, samemu chichocząc, chwycił mnie za
nadgarstek i próbował odsunąć rękę, którą się uciszyłem. Czy tego chciałem, czy
nie, zacząłem się głośno śmiać, jednocześnie uparcie nie dając odsłonić sobie
ust. Jednak im bardziej ja stawiałem opór, tym bardziej Smith próbował postawić
na swoim; zaczęliśmy się szarpać, a nasze chichoty odbijały się od pustych ścian
internatu. Biedne MP3 upadło na podłogę, ciągnąc za sobą słuchawki, które
stuknęły o siebie z zabawnym odgłosem.
Nagle Smith, który najwyraźniej do
tej pory tylko się ze mną drażnił, użył swojej prawdziwej siły godnej lidera
drużyny koszykarskiej i naparł na mnie z całym impetem - nie mogłem się z nim
nawet równać, więc najzwyczajniej na świecie wylądowałem na plecach; na
szczęście sofa była na tyle szeroka, że nie spadłem na podłogę. Ręka, której
nadgarstek nadal ściskany był przez Alexandra, leżała obok mojej głowy, a twarz
chłopaka znajdowała się tuż nad moją. Nadal się śmialiśmy, jednak walka była
skończona - poległem na całej linii, ale przecież od samego początku nie miałem
żadnych szans.
- Dobra, głupku, przegrałeś - powiedział triumfalnie Smith. - I dlatego
nie puszczę cię, dopóki nie odpowiesz na moje pytanie.
Koszykarz skorzystał z mojej
nieuwagi i chwycił mnie za drugi nadgarstek, unieruchamiając go podobnie jak
poprzednim razem. Zapomniał jednak o tym, że nogi nadal miałem wolne i to był
jego błąd - podkuliłem je, a potem wyprostowałem, wbijając je w brzuch chłopaka,
skutecznie odpychając go od siebie. Alexander wylądował z powrotem na tyłku, a
ja szybko podniosłem się do siadu; tak praktycznie, to wróciliśmy do
poprzedniej pozycji, tej sprzed walki, ale wciąż było nam - nie wiadomo
dlaczego - niesamowicie wesoło.
- Nie, to ja chcę zadać tobie pytanie. - Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu,
patrząc na jego obrażoną minę.
Chłopak westchnął, ale koniec końców
pokiwał głową, na znak, że się zgadza. Wtedy stanąłem przed trudnym wyborem -
miałem dwa wyjścia; albo zapytać go o to, o czym tak intensywnie myślałem
poprzedniej nocy, lub o to, skąd wie, że utrzymuję się ze stypendium... Nie
wiedziałem, która odpowiedź dałaby mi więcej wewnętrznego spokoju, ale nie
miałem dużo czasu do namysłu.
- W takim razie powiedz mi, skąd wiesz o stypendium?
Nim odpowiedział, Alexander usiadł
po turecku na sofie i oparł się wygodnie, przez chwilę obserwując to, co działo
się na ekranie wyciszonego telewizora. Potem spojrzał znów na mnie i odparł:
- Po tobie spodziewałem się bardziej kreatywnego pytania.
Przewróciłem oczami; powoli docierał
do mnie fakt, że cała ta sytuacja była, delikatnie ujmując, dziwna.
Zachowywaliśmy się jak dzieciaki, mało tego - jak kumple! Zupełnie tak, jakbym
we wrześniu nie został pobity przez Wielkich Ważniaków, a potem nie był przez
nich prześladowany. Nie to, że ten fakt mi przeszkadzał, tylko podświadomie obawiałem
się, że w tej całej koleżeńskości krył się kolejny podstęp.
- Nie psiocz, tylko odpowiadaj!
Tym razem to Smith przewrócił
oczami, ale w końcu wyjaśnił:
- To proste. Kiedy byłem w twoim pokoju, przyjrzałem się pościeli i już
wiedziałem - przerwał, obserwując moją reakcję. - Widziałem, że jest gładka, a
to znaczy, że utrzymujesz się ze stypendium. Ci, którzy płacą za wszystko z
własnej kieszeni, mają pościel we wzory. Wiem to, bo Nick też ma zwykłą.
- Stevens ma stypendium? - Zapytałem zdziwiony.
- Tak - powiedział Alexander, wstając. - Mówiłem ci, że to nie jest
żaden wstyd.
Chłopak przeciągnął się, wziął
książkę pod pachę i zanim ruszył w stronę swojego pokoju, odwrócił się w moją
stronę.
- Następnym razem jak będę chciał po nocach oglądać horrory, to zabroń
mi, bo umieram ze zmęczenia. - Jakby na potwierdzenie tych słów, koszykarz
ziewnął szeroko.
Jednak nim zniknął w pustym
korytarzu, odwrócił się raz jeszcze i zapytał:
- Jak tam w ogóle Belzebub?
- W porządku - odparłem zaskoczony. - Czemu pytasz?
- Bo w pralni czają się różne paskudztwa - mruknął, puszczając mi
perskie oko. - Idę się kimnąć, cześć.
Alexander w końcu zniknął za rogiem,
zostawiając mnie samego z włączonym telewizorem.
A więc to on hałasował w nocy - pomyślałem, rozciągając się na kanapie. - I najwyraźniej to on uratował wtedy
Belzebuba... Więc T to nikt inny jak Smith?
Chwyciłem pilota i wyłączyłem
odbiornik, który zgasł z cichym sykiem. Rozłożyłem się wygodnie na kanapie,
splotłem ręce pod głową i zacząłem gapić się w sufit.
- Pieprzony Smith - powiedziałem z nutą sympatii w głosie, nieświadomie
się uśmiechając. - Pieprzony, pieprzony Smith.
No no, coraz ciekawiej :) Wciąga, wciąga i nie puszcze, będę śledził :3
OdpowiedzUsuńZapraszam również do siebie na "Odcienie tęsknoty". :)
Karoru.
T to Smith? Tak przypuszczałam ;) Z rozdziału na rozdział relacje Alexandra i Gabriela rozwijają się do zupełnie nowych poziomów. A ja kocham, kiedy takie stosunki są przedstawione powoli, ze szczegółami, bez pośpiechu, bo wtedy staram się wyłapywać właśnie te szczegóły.
OdpowiedzUsuńNie mogłam nie zwrócić uwagi na to, że Alexander czytał książkę, o której powiedział mu Gabriel, jakby chcąc mu udowodnić, że on też może i nie jest zwykłym mięśniakiem, za jakiego go uważał.
Uwielbiam obu, ich kontrast - fizyczny i psychiczny - ten nieład jaki wprowadza Smith i melancholie Gabriela <3
Twoje opowiadanie jest niesamowite, nie sądziłam, że aż tak je pokocham! Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział ;)
Hoho,coś się dzieje, powiadam!*o*
OdpowiedzUsuńI playlista troszkę się zmieniła~!:3 Mogłem się domyślasz,że słuchasz Edzia,hihi.;3 I kursor,mrrrrrrrr...
Generalnie perfekcyjny rozdział.Nic dodać nic ująć.Nie ma się nawet do czego przyczepić.:P Oby tak dalej!<3
Pozdrawiam i czekam na więceeeej!*-*
Oj tak, coś się dzieje :>
UsuńCo pewien czas staram się zmieniać playlistę (czyt. jak już nie mogę słuchać tych piosenek, bo za bardzo je męczyłam), a Ed to marzenie po prostu :3
Jee, w końcu nie ma się do czego przyczepić! Tak bardzo szczęście :D
Już myślałam, że będzie kiss ;______; XDDDD Czytając to już zdążyłam przynajmniej dwa razy uśmiercić Gabriela ;___; Tak i bardzo przepraszam fanów tej postaci, ale takie dziwne przyzwyczajenie XDDDD
OdpowiedzUsuńCoraz lepiej, czekam na następny rozdział ;)
Widzę, że wkroczyłaś już w tę sferę opowiadania :P Bardzo mnie to cieszy, bo już nie mogłem doczekać się, kiedy będzie więcej Alexa i przemyśleń Gabriela na jego temat <3 Czytało mi się przyjemnie, czekam na kolejne rozdziały z niecierpliwością. Tydzień to stanowczo za długo :(
OdpowiedzUsuńW jeden dzień przeczytałam wszystkie rozdziały, naprawdę podziwiam Twój talent pisarski, jest niesamowity. Wszystko jest napisane bez błędów ortograficznych, ani interpunkcyjnych, bardzo przyjemnie się czyta i ogólnie jest kuriozalny. Zauważyłam jedynie, że w którymś rozdziale zamiast studia było napisane studnia i opowiadanie jest trochę przewidywalne. ;__; Gabriel bardzo mi się podoba jako główny bohater i z niecierpliwością czekam na następne rozdziały. c:
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za Twoje miłe słowa, naprawdę dużo one dla mnie znaczą :) Studnia także została już poprawiona. Wiem, że jest przewidywalne, no ale cóż... postaram się wpleść nieco intrygi, czy pokombinować, ale nie obiecuję, że mi wyjdzie :)
UsuńBrunet >.> Czemu myślałam, że on jest blondynem? Kij z tym, że już gdzieś to było opisane, ale... Mój świat legł w gruzach D: Hmm, w ogóle... Pierwszy raz czytam Twojego bloga totalnie na luzie, na komputerze, z włączonym dźwiękiem, nie muszę się spieszyć ani nic... Łał, to takie fajne uczucie ^u^ a w dodatku mogę posłuchać muzyki, która mnie po prostu ZACZAROWAŁA! Gdy czytałam początek rozdziału, leciało Riverside i... Po prostu odpłynęłam *u* w ogóle... Skoro nie muszę się nigdzie spieszyć, skomentuję ten rozdział bardziej konstruktywnie. Szykuj się na kolejny dłuuuuuuuuugaśny komentarz *u* Brak chęci do życia o trzeciej nad ranem, chyba każdy to zna... Ach, melancholia mnie naszła (to chyba nie tak się mówi, pewnie to jakaś nostalgia albo inna schizofrenia >.>) no ale jadymy dalej. Po pierwsze, co z tego, że Aleś będzie z Gabisiem, po drugie, co z tego, że ma całkiem inny charakter niż ja, po trzecie co z tego, że nie istnieje, i tak wezmę z nim ślub >.> A jak wyglądał na tej kanapie sobie wyobraziłam i aż dostałam wewnętrznego krwotoku (z nosa, spokojnie X3) A w ogóle to zepsułam klawiaturę i nie mam "P", hehehe XD No ale wracając do meritum (nauczyłam się nowego mądrego słowka!), to od początku wiedziałam, że Alesio to T... T jak tajemnica, albo tajemniczy wielbiciel *w* A W OGÓLE TA SCENA NA KANAPIE AFDASGHVJBHKALJKLHFVJDKBJLC,N AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! *jara się* KOOOOOOOOOOOCHAM CIĘ ZA TO! Gdyby to pisała moja koleżanka, już w kilkunastu miejscach byłyby seksy >.> a mi się podoba takie tempo... Jest bardzo naturalne, nic na siłę i w ogóle... Jak spedalać to powoli! XD Hummm... Dzisiaj mam jakiś zacinający się dzień, ciągle mówię "Hmmmm" albo coś w ten deser >.> Nie wyspałam się, a w dodatku muszę siusiu D: Ano, ano, ano... Tak na koniec sobie zacytuję - "Pieprzony Smith... Pieprzony, pieprzony Smith..." w tym momencie cichy perwersiarski głosik w moim mózgu poraz kolejny podszeptuje mi dziwne słowa, a mianowicie "Yhy, Gabiś, chciałbyyyyś~" XD Ach, kocham mojego wewnętrznego zboka XDDD A tak przy okazji... Jak nadal nie masz dosyć mojego męczącego istnienia, przeczytaj to, co udało mi się wypocić o Twoim blogu - http://ask.fm/Akacchi/answer/109578540954 WENY, WENY, WEEEEEENY~!
OdpowiedzUsuń- Aka
Przeczytałam całego twojego aska i aż mi się łezka w oku zakręciła od tych wszystkich miłych słów :')
Usuń