Rozdział III


Minęło kilka kolejnych dni, a ja byłem cały i zdrowy. Wielcy Ważniacy nie zaczepili mnie ani razu, nikt mi nie groził, nikt nie próbował mnie pobić. Przestałem nawet myśleć o tym, co może mi się stać, przezwyciężyłem swoją paranoję i znów mogłem normalnie funkcjonować. A stało przede mną nie lada wyzwanie, gdyż nałapałem kilka słabych ocen przez moje roztrzepanie i teraz musiałem je zrównoważyć, by na koniec semestru zdać każdy z tych przedmiotów przynajmniej na cztery. Lecz teraz, gdy mój umysł wolny był od stresu i wizji poturbowania przez Wielkich Ważniaków, czułem, że z łatwością sprostam temu wyzwaniu.

Otóż, pomyślmy racjonalnie - od tamtego wieczoru minął już ponad tydzień i byłem na sto procent pewien, że Wielcy Ważniacy myśleli, że puszczę farbę. Gdybym się wygadał, dostałbym w tyłek. A skoro siedziałem cicho i nie poskarżyłem się nikomu ani o papierosach, ani o tym, skąd mam te wszystkie siniaki, teoretycznie powinienem być bezpieczny. Koszykarze nie mieli żadnego powodu, by nadal uprzykrzać mi życie, zresztą z tego co słyszałem na stołówce, zaczął się sezon, więc trener zagonił ich do ciężkich treningów. Może wyżywali się na boisku na tyle, że nie musieli szukać już kozłów ofiarnych wśród słabszych od siebie uczniów?

Jednak wszystko to było tylko moją teorią, a był tylko jeden sposób, by przekonać się, czy była ona prawdziwa: robić swoje i czekać na to, co się wydarzy. Więc wziąłem się za naukę na sprawdziany, chodziłem korytarzami szkoły tylko czasem rozglądając się za Wielkimi Ważniakami, ale z biblioteki nadal wracałem moim najszybszym marszem.

* * *

Siedziałem w ławce i z napięciem czekałem na wynik sprawdzianu – kartki szły w kolejności dziennikowej, więc swoją miałem dostać jako jedną z ostatnich. Kręciłem się na krześle, nie mogąc skupić myśli na niczym konkretnym; za bardzo się denerwowałem. W tamtym momencie liczyła się dla mnie jedynie ocena, której miałem się dowiedzieć. Nawet Wielcy Ważniacy byli gdzieś, hen daleko, na drugim planie.

   - Gabriel Phantomhive… - Tu stary pan Turner zrobił dziwną minę i przetarł oczy, jakby nie wierząc w to, co widzi. - …pięć.

Serce podskoczyło mi z radości, która trwała jedynie do końca tejże właśnie lekcji. Potem zaczynały się komplikacje. Po dzwonku pan Turner powiedział, żebym został w klasie, bo musi ze mną porozmawiać. Oczywiście nie zdawałem sobie sprawy na jaki temat nauczyciel chciał ze mną pomówić, więc szybko zrobiłem w myślach ogólny rachunek sumienia.

 - Panie Phantomhive… - Zaczął historyk uroczyście. – Chciałbym porozmawiać z panem na temat pańskiej pracy.

Belfer wygrzebał ze sterty papierów pojedynczą kartkę opatrzoną moim nazwiskiem i wręczył mi ją. Na górze, przy moim podpisie widniała zgrabna piątka.

  - Coś z nią nie tak? – Spytałem, wypatrując jakichś niezgodności.

- Wręcz przeciwnie, panie Phantomhive. Uzyskał pan maksymalną liczbę punktów i najlepszą ocenę w klasie, ale właśnie do tego dążę. – Pan Turner zaplótł ręce na blacie biurka, wziął głęboki wdech i dodał. – Sądzę, że mógł pan korzystać z pomocy naukowych, nazywanych przez uczniów „Ściągami”.

Wybuchła we mnie złość; pierwszy raz od początku roku szkolnego nauczyłem się na cholerny sprawdzian, dobrze go napisałem, a teraz oskarżają mnie o ściąganie?!

   - Ale…

   - Spokojnie, panie Phantomhive – przerwał mi. – Tu chodzi jedynie o to, że trudno jest uwierzyć mi, że taki uczeń jak pan, który na co dzień dostaje oceny nie wyższe niż trzy, nagle wypada najlepiej i bije na głowę wszystkich wzorowych uczniów.

Pan Turner wbił we mnie swoje zielonkawe oczy, w których widniała pewność wypowiadanych przez niego słów.

   - Napisze pan ten test jeszcze raz, dokładnie teraz. Jako, że pozwoliłem sobie sprawdzić pański rozkład lekcji, wiem, iż ta jest pana ostatnią, więc postanowiłem dać panu jeszcze jedną szansę. Powinien pan być mi wdzięczny – powiedział, po czym zanurzył dłonie w stercie kartek leżących na biurku i wyciągnął jeden czysty arkusz sprawdzianu. 

Nie skomentowałem jego słów, nie czułem takiej potrzeby, próbowałem natomiast zgasić palącą się we mnie złość.

Po prostu napiszę jeszcze raz to cholerstwo, znów dostanę piątkę, a duma starego pana Turnera dostanie za swoje, bo nagle zachciało mu się bawić w Sherlocka Holmesa.

Wziąłem do ręki test i usadowiłem się ze znużoną miną w pierwszej ławce. Z jednej strony byłem zły, wręcz wściekły, ale czułem się także… niedoceniony? Potraktowany z góry? Coś w tym stylu; po prostu uderzył mnie fakt, że nie minął nawet miesiąc od początku roku szkolnego, a pan Turner wyrobił już sobie na mój temat zdanie. I że to zdanie najwyraźniej nie było zbyt dobre.

Gdy skończyłem pisać, nawet nie sprawdziłem pracy – byłem całkowicie pewien, że wszystko miałem dobrze. Nauczyciel spojrzał na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy, kiedy oddawałem mu kartkę i nie mówiąc nic, wziął się od razu do sprawdzania. Wrzuciłem piórnik do torby i nie żegnając się, wyszedłem z klasy. Nie byłem wdzięczny panu Turnerowi za to, że dał mi – w jego mniemaniu – szansę, nadal byłem wściekły. Skręcając w jeden z korytarzy, miałem ochotę kopnąć w śmietnik lub uderzyć pięścią w ścianę, ale nie uśmiechała mi się kolejna wizyta w infirmerii, gdzie aż roiło się od szalonej Annie Wilkes.

Skręciłem w prawo i wyszedłem zachodnim wyjściem, tym, przed którym stała pluskająca cicho fontanna. No cóż, nie mogłem zaprzeczyć, że szkoła, do której chodziłem była naprawdę niesamowita – nigdy w życiu nie powiedziałbym, że jest to placówka szkolna, bo wyglądała ona raczej jak wielki ośrodek wypoczynkowy w wiktoriańskim stylu, w którego skład wchodziło siedem masywnych budynków w identycznym kremowym odcieniu. Między owymi budowlami wiły się kilometry trawników na których – gdy było ciepło – uczniowie wylegiwali się niczym koty. Na samym terenie szkoły znajdowało się kilka fontann, które umiejscowione były na okrągłych placykach łączących cztery dróżki wyłożone szarą cegłą. Tak naprawdę, to tylko nauczyciele chodzili wytyczonymi ścieżkami; młodzież ciągle się spieszyła, więc przechodziła trawnikiem, w ten sposób wydeptując skróty.

Ale co z tego, że wszystko wokół było tak piękne, skoro ludzie byli brzydcy? Nie chodzi mi jednak o urodę, ale bardziej o zachowanie wobec innych, o ich charaktery, o stosunek do życia. Nie znałem tu prawie nikogo, ale obserwując ludzi na stołówce, czy podczas przerwy na korytarzu, miałem wrażenie, że wcale nie chcę nikogo poznać. Zresztą, wiedziałem, że ja sam odpychałem od siebie ludzi, wiedziałem, że różniłem się od nich i że oni to wyczuwali. Byłem tylko niskim, przeciętnym chłopakiem z małego miasteczka, który nie mógł pochwalić się tym, ile zarabiają jego rodzice, ani pełnymi przepychu wakacjami spędzonymi za granicą. Na tle tych wszystkich ludzi byłem po prostu nikim.

Minąłem fontannę i podążyłem prosto w stronę biblioteki; miałem zamiar po prostu tam wejść, wypożyczyć książkę, którą normalnie zacząłbym czytać na miejscu i zaszyć się w internacie. Zbliżał się początek listopada, więc dni stawały się coraz krótsze, co oznaczało, że mrok wkraczał na niebo wcześniej niż tamtego pamiętnego wrześniowego wieczoru. Oczywiście już tak bardzo nie przejmowałem się Wielkimi Ważniakami, mimo tego, ostrożności nigdy za wiele.


4 komentarze:

  1. Eh... Mam nadzieję, że akcja posunie się do przodu, bo czekam na interesujący c.d.
    Patrząc na głównego bohatera nasuwa mi się jedno słowo: ciota... Ale nie chcę nikogo obrażać ;)
    Podobało mi się :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Gabi sam siebie doluje D: jest taka mala, zyciozwa fajtlapa... W kazdym razie tak mi sie kojarzy x.x ale mimo to fajnie sie czyta jego biszkoptowe paranoje xDD i strasznie zastanawia mnie jego wyglad :3
    - Aka

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahahah, pan Turner przypomina mi mojego nauczyciela od historii XDXD Przypadeg? Nie sondze! XDXD

    OdpowiedzUsuń
  4. ,,Ta myśl ulżyła mi tak bardzo, że byłem w stanie nauczyć się całego materiału i nazajutrz przebrnąć przez trudny test z historii.
    Siedziałem w ławce i z napięciem czekałem na wynik sprawdzianu – kartki szły w kolejności dziennikowej, więc swoją miałem dostać jako jeden z ostatnich”.
    W tym miejscu , między tymi dwoma zdaniami masz dość dziwny przeskok. Spowodował moją kompletną dezorientację, co do miejsc akcji. Musisz przywiązywać większą wagę do kreacji świata w którym żyje Gabryś. Chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej o tym chłopaku, nawet nie wiem jak wygląda.

    OdpowiedzUsuń

Dziekuję za komentarz :)