Rozdział II


Od tego incydentu minął pełny tydzień. Przez cały czas starałem się unikać Wielkich Ważniaków, bez względu na to, gdzie się znajdowałem. Na stołówce, podczas posiłków, wybierałem stoliki jak najbardziej oddalone od „Stołu Szlachty”, gdzie siedziała drużyna koszykarska wraz z cheerleaderkami. Podczas wspólnych lekcji siadałem z przodu klasy i próbowałem skupić się na temacie, lecz moje myśli zalewały intensywne wyobrażenia sytuacji, w których Nick, Brandon i Alexander przyszpilają mnie do ściany któregoś z pustych korytarzy lub wrzucają do śmietnika przy akompaniamencie śmiechu gapiów. Te wyobrażenia były tak mocno nierealnie jak i przerażające, jednak
 szczerze musiałem przyznać, że bałem się naszego kolejnego „spotkania”. Obawiałem się, że następnym razem nie będę miał tyle szczęścia i nie skończę z kilkoma siniakami, tylko z połamaną ręką lub nogą. Najgorsze w tym wszystkim było to, że znając życie i mojego farta, Wielkim Ważniakom znowu by się to upiekło

Kiedy nie dotykałem siniaków, wszystko było w porządku. Natomiast kiedy niechcący uderzyłem się w opuchnięte miejsce lub ktoś wbił mi łokieć w brzuch, przepychając się do wyjścia, nie potrafiłem powstrzymać syknięcia spowodowanego bólem. Niestety za dużo było takich sytuacji podczas mojego normalnego dnia w szkole, dlatego też postanowiłem w końcu (głównie z powodu desperacji) udać się do szkolnej infirmerii.

Po ostatnim dzwonku obwieszczającym koniec zajęć, wyszedłem z budynku lekcyjnego i skręciłem w prawo, w stronę mniejszego, nieco niepozornego kompleksu, w którym mieściło się królestwo szkolnej pielęgniarki. Z przyzwyczajenia rozejrzałem się na boki, wypatrując Wielkich Ważniaków, ale nie widząc ich, z ulgą otworzyłem drzwi. Wchodząc już na korytarz w odcieniu pedantycznej bieli, czułem nieprzyjemne skurcze żołądka. Stresowałem się, ponieważ pierwszy raz byłem w tej części szkoły, ale to nie przeszkodziło mi w wyobrażaniu sobie jak mimo wszelkich znaków świadczących o ich nieobecności, Wielcy Ważniacy skradają się za mną lub czają tuż za zakrętem. Powoli wpadałem w paranoję.

* * *



   - W czym mogę ci pomóc, chłopcze? – Spytała pielęgniarka siedząca za biurkiem.


Kobieta wyglądała na około czterdzieści pięć lat i nazywała się Isabella McCarthy, o czym poinformowała mnie matowa plakietka przypięta do kieszonki jej uniformu. Starałem się być dla niej miły, ale utrzymywałem pewien dystans; od kiedy przeczytałem „Misery” Stephena Kinga, każda pielęgniarka wyglądała dla mnie jak życzliwa morderczyni – Annie Wilkes. Siliłem się, by powstrzymać wpływ książkowego świata na świat prawdziwy, więc uśmiechnąłem się z zakłopotaniem.


   - Mam problem. Kilka dni temu zdarzył mi się mały wypadek i nabiłem sobie siniaki, które teraz strasznie mnie bolą – wyjaśniłem, widząc oczami wyobraźni jak Isabelle-Annie wyciąga spod biurka siekierę i szczerzy się złowieszczo.


 Zamiast tego kobieta po prostu wsunęła na nos okulary i wstała.


   - Pokaż mi te siniaki.


Zawahałem się, ale koniec końców podwinąłem koszulkę do brody. Pielęgniarka wydała krótkie „Oh!”, nie kryjąc zdziwienia, po czym zadała oczywiste pytanie:


   - Co ci się stało?


Chociaż czułem się żałośnie, że nie mogłem powiedzieć prawdy, to z drugiej strony nie uśmiechała mi się kolejna kara wymierzona przez Wielkich Ważniaków. Dobra, przypuśćmy, że wyznałbym Isabelle-Annie, co tak naprawdę spotkało mnie tydzień temu. Pielęgniarka, znając życie, przekazałaby tę informację opiekunowi naszego internatu, który niezwłocznie wezwałby trio moich oprawców do swojego gabinetu, by dać im naganę. Wszystko to nie wchodziło nawet w grę, bo Wielcy Ważniacy wiedzieliby, kto na nich doniósł i gdzie go szukać, by dokonać zemsty, a pewnie byliby wtedy niezwykle rozwścieczeni, co z kolei byłoby fatalne w skutkach dla mojej osoby. Podsumowując – najlepiej trzymać jadaczkę na kłódkę.


   - Spadłem z łóżka.


Kobieta zmierzyła mnie wzrokiem, podczas gdy ja usiłowałem przybrać kamienny wyraz twarzy. Po chwili dała za wygraną, co objawiło się krótkim, głębokim westchnięciem.


   - No dobrze – stwierdziła, taksując nadal wzrokiem mój tors. – Jesteś alergikiem?

   - Nie, raczej nie – odpowiedziałem cicho.

Isabelle-Annie zasiadła znów za biurkiem, chwilę szperała w szufladzie, po czym z jednej z nich wyciągnęła prostokątne, małe pudełko.
           
   - Najpierw przeczytaj skład i zorientuj się, czy nie jesteś na nic uczulony. Jeśli nie, maść jest twoja. Powinieneś smarować siniaki kilka razy dziennie i rób to regularnie – mruknęła, podając mi ulotkę leku. - Jeśli znów nie spadniesz z łóżka, siniaki na pewno dosyć szybko się zagoją – poczułem na sobie jej znaczące spojrzenie.

Szybko przewertowałem wzrokiem skład maści, udając że skupiam się i myślę nad poszczególnymi substancjami, a potem kiwnąłem głową.

   - Wszystko w porządku – oznajmiłem.

Pielęgniarka wypełniła coś w swoich papierach, poprosiła mnie o podpis dokumentu, a potem podała mi fioletową tubkę maści.

   - Do koloru – rzekła i uśmiechnęła się tak, jakby to, co właśnie powiedziała, było naprawdę śmieszne.

Kobieta zanotowała coś w zeszycie i spytała:


   - Jak się nazywasz, chłopcze? Twój podpis jest strasznie nieczytelny!


   - Gabriel Phantomhive – mruknąłem.

Isabelle-Annie na powrót zagłębiła się w papierologii, więc uznałem, że mogę już wyjść, bo zdobyłem to, po co przyszedłem. Schowałem maść do kieszeni bluzy i wyszedłem z gabinetu. Tym razem gdy przemierzałem pedantyczny korytarz infirmerii, czułem do siebie lekką pogardę i wstręt. Ile osób jeszcze będę musiał okłamać, by chronić tyłki Wielkich Ważniaków?


10 komentarzy:

  1. Ano...Etto... Od czego by tu... A tak! Styl pisania jest dość powiedziałabym dobitny, odzwyczaiłam się od narracji 1 osobowej więc troszeczkę ciężko mi się czytało. Dodałabym troszeczkę więcej opisów świata dookoła. Historia zbyt mało się rozwinęła by wytknąć jakieś błędy. Nie bd więc truła d**y o jakieś bzdety z czasem pisania sama udoskonalisz swoje umiejętności. Jednak fajnie by było, gdyby twoje opowiadanie czytał ktoś przed publikacją. Masz taką osobę?
    Jest jedno co mnie rozwaliło... a mianowicie nazwisko bohatera ;) Gdy tylko to przeczytałam oczy wyszły mi na wierzch, parsknęłam i... oplułam monitor XD
    O jare jare... Nieźle się rozpisałam, pewnie nikt tego nie przeczyta, gdy tylko zobaczy ilość tekstu -,-
    Więc krótko: wpadnę tu jeszcze :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie daję nikomu rozdziałów do sprawdzenia przed publikacją; wiem, że zdarzają mi się błędy, ale liczę na czujne oko czytelników, którzy zawsze powinni wytykać mi takie rzeczy, gdyż czasami już po prostu jestem ślepa :>
      A co do nazwiska Gabriela - kiedy około dwa lata temu zaczynałam dopiero to opowiadanie, miałam fizia na punkcie Kuroshitsuji, więc co tu się dziwić. :3 Nie chciałam jednak go zmieniać, bo nadal mi się podoba :D

      Usuń
  2. Mi się bardzo podoba i czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. I want moooore *tryb zombie* biedny Gabiś, wiem co czuje, po przeczytaniu 'Misery' bałam się szkolnezj higienistki D: no ale w temacie - w przyszlym roku jade do internatu i troche sie balam... Jak to dobrze, ze to ja jestem klasowym terrorysta :3 rozdzialik mega, az mnie kusi, zeby wstawic gdzies cos swojego *w* weny zycze xD
    - Aka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie bój się internatu, będzie dobrze, Aka :3
      A co do Twojej twórczości - wiesz przecież, że ja zawsze wszystko przeczytam, więc możesz do mnie przyjść z epiką, liryką a nawet dramatem :3 Kto wie, może nawet mogłabym za Twoim pozwoleniem umieścić to na blogu? :>

      Usuń
  4. Pierwszy raz spotykam się z yaoi i shonen-ai, wiec nie wiem czego sie spodziewac, ale jak na razie mi sie bardzo podoba :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział sugooooi!*w* Ma tylko jedną małą wadę....jest za krótki!Ledwie się człowiek wciągnie,zacznie konsumpcję na dobre,a tu bum,koniec.;(
    Ale nic to.Ja lecę się wgryzać w,mam nadzieję,równie przepyszne rozdziały!Ave!:3
    Btw,to ta wspominka o "Misery"to swojego rodzaju reklama dla twórczości Kinga,hiohiohio?xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki wyszedł krótki rozdział - wena jest kapryśna, czasami płodzę 4 strony w jeden dzień, a czasami ledwo dwie i to jest bez oka i bez ręki :D
      A co do Kinga - oczywiście. On jest mistrzem, więc będę go, kurde, propagować zawsze i wszędzie! ^^

      Usuń
  6. McCarthy? Ktoś tu czytał "Łowcę Snów" :D.
    Genialne opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Gabryś jest lekko stuknięty i czyta za dużo horrorów, ale to u bohatera raczej zaleta niż wada. :))
    Miej litość nad czytelnikami i wyłącz weryfikację obrazkową.

    OdpowiedzUsuń

Dziekuję za komentarz :)